[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przyznać się do władzy, jaką nad nią posiadał, a to byłoby zbyt ryzykowne. Wolała już
ścierpieć niepochlebną opinię o sobie.
- Milczysz? - rzekł, przywracając ją z powrotem do rzeczywistości. - Naprawdę są-
dziłaś, że zdołasz mnie oszukać co do prawdziwego powodu twojej obecności na tej nie-
gościnnej wysepce? - Ukucnął przed nią. - Dlaczego po prostu się do tego nie przyznasz?
Larissa odetchnęła głęboko. A potem, ponieważ wiedziała, że i tak jej nie uwierzy,
powiedziała mu prawdę.
- Nie miałam pojęcia, że cię tu zastanę. Nie przyszło mi do głowy, że jest tutaj re-
zydencja rodziny Endicottów. Chciałam po prostu znaleźć się w jak najodleglejszym za-
kątku świata. Nie mam żadnego przebiegłego planu dotyczącego mojego ojca. On mnie
nic nie obchodzi, podobnie jak koncern Whitney Media.
Jack miał niedowierzanie wypisane na twarzy, toteż mogła dalej bezpiecznie mó-
wić szczerze.
- Może po prostu próbuję się zmienić - rzekła z uśmiechem. - A czyż jakiekolwiek
miejsce nadaje się do tego lepiej niż samotna wysepka w porze jesiennych deszczów?
Potrząsnął głową, zabrał dłonie z poręczy fotela i przesunął nimi po jej nogach od
kolan do kostek, rozniecając płomień namiętności. Potem nieoczekiwanie ujął ją za ręce.
Serce podskoczyło w piersi Larissy.
- Jesteś taka ładna, kiedy kłamiesz - powiedział niemal czule. - Czynisz z kłamstwa
rodzaj sztuki. Chyba powinnaś być z tego dumna.
Poczuła się nagle rozczarowana i głęboko zraniona. Czyżby się spodziewała, że
Jack Endicott jakimś cudem przedrze się przez wszystkie jej obronne zasieki i zobaczy ją
taką, jaka jest naprawdę? Przecież wcale tego nie chciała. Więc skąd w niej ten ból?
Znała odpowiedź. Między nimi coś istniało - w tym, czego doznawała, kiedy jej
dotykał, w sposobie, w jaki na nią patrzył. Sprawiał, że wyobrażała sobie, że mogłaby dla
niego stać się inna, lepsza.
Lecz pięć lat temu nie sprostała tej myśli i cokolwiek Jack w niej ujrzał, ona to
zniszczyła. Ponieważ taka właśnie była - niszczyła wszystko, czego się tknęła.
- Rozumiem - rzekła i spojrzała na niego. - Czyli tobie wolno mieć niechlubną
przeszłość, a potem w dogodnym momencie się zmienić, ale mnie nie. Dlaczego?
- Ponieważ jesteś Larissą Whitney - odparł z rozbawieniem.
Przeniknął ją chłodny dreszcz. Zapragnęła zmusić go, żeby uwierzył w jej prze-
mianę. Wiedziała, że potrafiłaby tego dokonać, gdyby tylko się odważyła. Jednak zawsze
była słaba i wybierała łatwe drogi, gdyż dzięki temu przynajmniej czuła się bezpieczna.
- A więc dobrze - odpowiedziała z uśmiechem, pogodzona z faktem, że sama myśl
o tym, że mogłaby się zmienić, wydaje mu się komiczna i absurdalna.
- Zjedz ze mną kolację - zaproponował uwodzicielskim głosem.
Ten mężczyzna był wcieloną pokusą. Wiedziała jednak, że Jack w istocie nie pra-
gnie jej, tylko swojego wyobrażenia o niej. A mimo to pożądała go do szaleństwa.
- Powiedział pająk do muchy - rzuciła, usiłując przybrać żartobliwy ton. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fopke.keep.pl