[ Pobierz całość w formacie PDF ]
chciałaby mieszkać w tak odizolowanym od reszty świata miejscu jak to. Latem być mo-
że było tu całkiem miło, ale teraz, kiedy z nieba lało się na głowę, nie było tu nic godne-
go zainteresowania. Drzwi i okna były nieszczelne, co powodowało nieustanne przeciągi.
Wieczorami wiatr hulał w kominku i była pewna, że w domu są myszy. Nie przejmowała
się jednak nimi specjalnie, dopóki nie biegały jej przed oczami. Przyzwyczaiła się też do
pająków, które zasiedliły wszystkie kąty.
Kiedy nie padało, chodziła na długie spacery, ubrana w zakupione na rynku kalo-
sze, nieprzemakalną kurtkę i szal, którym osłaniała się od wiatru. Chodziła po polach i
pastwiskach, mając za jedyne towarzystwo zdziwione jej obecnością owce. Panująca
wokół pustka była doskonałym odzwierciedleniem stanu jej duszy. Jak długo tu była?
Dzień przechodził w następny, tydzień gonił tydzień i spędziła tu już chyba ponad mie-
R
L
T
siąc. Czas nie miał dla niej znaczenia. %7łyła w swoim własnym świecie, pusta i wypalona.
Ale tego właśnie chciała. Tego potrzebowała.
Ułożyła polana w kominku i zabrała się do rozdmuchiwania ognia. Nabrała w tym
dużej wprawy, starając się nie dopuścić, by ogień w palenisku wygasł całkowicie. Dzięki
temu w saloniku było ciepło pomimo wietrznej pogody panującej na zewnątrz.
Zamknęła drzwiczki kominka i wyprostowała się gwałtownie. Usłyszała na ze-
wnątrz dzwięk nadjeżdżającego samochodu. Zdecydowanie nie był to traktor, którym
okoliczni farmerzy czasami przejeżdżali obok jej domu. Podeszła do okna i wyjrzała na
zewnątrz. Na podwórko wjechał ogromny terenowy samochód z napędem na cztery koła.
Był cały ubłocony, ale widać było, że jest nowy. Czyżby to agent nieruchomości? Jakiś
farmer? A może jakiś zagubiony turysta? Usłyszała trzask zamykanych drzwi i czyjeś
kroki. Podeszła do drzwi i otworzyła je na oścież.
Widząc, kto za nimi stoi, zamarła.
To nie może być prawda. Oczy spłatały jej jakiegoś figla.
To nie może być on. To niemożliwe!
Przytrzymała się framugi, żeby nie upaść. Stał przed nią. Wysoki, dominujący, mę-
ski. Onieśmielający.
Odczuła coś, co chyba nie mogło być strachem?
- Aleksa.
Tylko tyle powiedział.
- Skąd wiedziałeś...?
Nie odpowiedział. Przeszedł obok niej i wszedł do środka. Poszła za nim. Guy
wszedł do salonu i rozejrzał się. Potem jego wzrok spoczął na niej. Jego oczy błyszczały.
- Dlaczego?
Jedno słowo, ale dla niej znaczyło więcej niż cały kosmos. Nadal była zaskoczona,
ale teraz czuła się już nieco pewniej. Wszystko wokół niej znieruchomiało.
- Dlaczego? - powtórzyła. Jej głos brzmiał nienaturalnie spokojnie. - Dlaczego co,
Guy?
- Dlaczego ode mnie uciekłaś? - Nie panował nad głosem tak dobrze jak ona.
Jego oczy płonęły jak dwa szmaragdy.
R
L
T
Aleksa uniosła głowę.
- A dlaczego miałam zostać? Twoja oferta nie wydała mi się... atrakcyjna.
- Nie? Miałem inne wrażenie, kiedy się kochaliśmy. Wówczas przekazałaś mi cał-
kiem inną wiadomość, Aleksa.
Aleksa poczuła, że się rumieni.
- To nie powinno było się wydarzyć.
- Ale się wydarzyło. Chcę, żebyś mi wytłumaczyła, co ty, do diabła, wyprawiasz!
Był wściekły. Naprawdę wściekły. Aleksa patrzyła na niego, czując, jak w jej wnę-
trzu znów budzi się silne uczucie. Tyle tylko że tym razem nie pozwoli, by to uczucie nią
zawładnęło. Zapanuje nad nim.
- Jak mnie znalazłeś? Nikt nie wie, że tu jestem.
- Dowiedziałem się przez twoją agencję nieruchomości - oznajmił zmęczonym gło-
sem.
- Mówiłam im, żeby nikomu nie podawali mojego adresu!
Spojrzał na nią ironicznie.
- Mam dostęp do ich wszystkich danych. Od wczoraj agencja należy do mnie.
- Co?!
- Kupiłem ją, Aleksa. To był najprostszy sposób, żeby cię odnalezć.
- Kupiłeś agencję nieruchomości, żeby zdobyć mój adres? - W jej głosie dało się
słyszeć niedowierzanie. Uniosła brodę. - Zresztą, to i tak nie ma znaczenia. Nie wiem, co
ty sobie wyobrażasz, ale...
- Wyobrażam sobie, że robię to, co powinienem był już dawno zrobić. Postawię
sprawę jasno.
- Och, nie martw się, postawiłeś sprawę wystarczająco jasno. Ale jak już powie-
działam, twoja oferta mi się nie podoba, więc z niej nie skorzystam. A teraz chciałabym,
żebyś zniknął z mojego życia raz na zawsze!
Wyraz jego twarzy gwałtownie się zmienił.
- Nie mówisz tego poważnie.
Aleksę rozwścieczyły nie tyle jego słowa, co ton, jakim je wypowiedział.
R
L
T
- Ależ z ciebie zarozumiały, egoistyczny dupek! Naprawdę myślisz, że możesz się
zachowywać jak chcesz, tylko dlatego że nazywasz się Guy de Rochemont? %7łe możesz
mną pomiatać tylko dlatego, że wskoczyłam do twojego łóżka jak jakaś pierwsza lepsza
idiotka? Naprawdę tak sądzisz? %7łe możesz mieć ze mną romans, a potem powiedzieć mi
któregoś pięknego dnia, żebym spadała na bambus, ponieważ się żenisz? A potem mo-
żesz się pojawić znikąd, jak gdyby nigdy nic, i zacząć wszystko od nowa, nie martwiąc
się o kogoś tak nieistotnego jak twoja narzeczona? Tak myślisz? Bo jeśli tak, to...
- Przestań, Aleksa. Posłuchaj mnie. - Uniósł rękę, jakby chciał tym gestem ją uci-
szyć.
- Po co? %7łebyś mi powiedział, jak dyskretna muszę być, kiedy znów zaczniesz się
ze mną spotykać?
Jego oczy rozbłysły. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl fopke.keep.pl
chciałaby mieszkać w tak odizolowanym od reszty świata miejscu jak to. Latem być mo-
że było tu całkiem miło, ale teraz, kiedy z nieba lało się na głowę, nie było tu nic godne-
go zainteresowania. Drzwi i okna były nieszczelne, co powodowało nieustanne przeciągi.
Wieczorami wiatr hulał w kominku i była pewna, że w domu są myszy. Nie przejmowała
się jednak nimi specjalnie, dopóki nie biegały jej przed oczami. Przyzwyczaiła się też do
pająków, które zasiedliły wszystkie kąty.
Kiedy nie padało, chodziła na długie spacery, ubrana w zakupione na rynku kalo-
sze, nieprzemakalną kurtkę i szal, którym osłaniała się od wiatru. Chodziła po polach i
pastwiskach, mając za jedyne towarzystwo zdziwione jej obecnością owce. Panująca
wokół pustka była doskonałym odzwierciedleniem stanu jej duszy. Jak długo tu była?
Dzień przechodził w następny, tydzień gonił tydzień i spędziła tu już chyba ponad mie-
R
L
T
siąc. Czas nie miał dla niej znaczenia. %7łyła w swoim własnym świecie, pusta i wypalona.
Ale tego właśnie chciała. Tego potrzebowała.
Ułożyła polana w kominku i zabrała się do rozdmuchiwania ognia. Nabrała w tym
dużej wprawy, starając się nie dopuścić, by ogień w palenisku wygasł całkowicie. Dzięki
temu w saloniku było ciepło pomimo wietrznej pogody panującej na zewnątrz.
Zamknęła drzwiczki kominka i wyprostowała się gwałtownie. Usłyszała na ze-
wnątrz dzwięk nadjeżdżającego samochodu. Zdecydowanie nie był to traktor, którym
okoliczni farmerzy czasami przejeżdżali obok jej domu. Podeszła do okna i wyjrzała na
zewnątrz. Na podwórko wjechał ogromny terenowy samochód z napędem na cztery koła.
Był cały ubłocony, ale widać było, że jest nowy. Czyżby to agent nieruchomości? Jakiś
farmer? A może jakiś zagubiony turysta? Usłyszała trzask zamykanych drzwi i czyjeś
kroki. Podeszła do drzwi i otworzyła je na oścież.
Widząc, kto za nimi stoi, zamarła.
To nie może być prawda. Oczy spłatały jej jakiegoś figla.
To nie może być on. To niemożliwe!
Przytrzymała się framugi, żeby nie upaść. Stał przed nią. Wysoki, dominujący, mę-
ski. Onieśmielający.
Odczuła coś, co chyba nie mogło być strachem?
- Aleksa.
Tylko tyle powiedział.
- Skąd wiedziałeś...?
Nie odpowiedział. Przeszedł obok niej i wszedł do środka. Poszła za nim. Guy
wszedł do salonu i rozejrzał się. Potem jego wzrok spoczął na niej. Jego oczy błyszczały.
- Dlaczego?
Jedno słowo, ale dla niej znaczyło więcej niż cały kosmos. Nadal była zaskoczona,
ale teraz czuła się już nieco pewniej. Wszystko wokół niej znieruchomiało.
- Dlaczego? - powtórzyła. Jej głos brzmiał nienaturalnie spokojnie. - Dlaczego co,
Guy?
- Dlaczego ode mnie uciekłaś? - Nie panował nad głosem tak dobrze jak ona.
Jego oczy płonęły jak dwa szmaragdy.
R
L
T
Aleksa uniosła głowę.
- A dlaczego miałam zostać? Twoja oferta nie wydała mi się... atrakcyjna.
- Nie? Miałem inne wrażenie, kiedy się kochaliśmy. Wówczas przekazałaś mi cał-
kiem inną wiadomość, Aleksa.
Aleksa poczuła, że się rumieni.
- To nie powinno było się wydarzyć.
- Ale się wydarzyło. Chcę, żebyś mi wytłumaczyła, co ty, do diabła, wyprawiasz!
Był wściekły. Naprawdę wściekły. Aleksa patrzyła na niego, czując, jak w jej wnę-
trzu znów budzi się silne uczucie. Tyle tylko że tym razem nie pozwoli, by to uczucie nią
zawładnęło. Zapanuje nad nim.
- Jak mnie znalazłeś? Nikt nie wie, że tu jestem.
- Dowiedziałem się przez twoją agencję nieruchomości - oznajmił zmęczonym gło-
sem.
- Mówiłam im, żeby nikomu nie podawali mojego adresu!
Spojrzał na nią ironicznie.
- Mam dostęp do ich wszystkich danych. Od wczoraj agencja należy do mnie.
- Co?!
- Kupiłem ją, Aleksa. To był najprostszy sposób, żeby cię odnalezć.
- Kupiłeś agencję nieruchomości, żeby zdobyć mój adres? - W jej głosie dało się
słyszeć niedowierzanie. Uniosła brodę. - Zresztą, to i tak nie ma znaczenia. Nie wiem, co
ty sobie wyobrażasz, ale...
- Wyobrażam sobie, że robię to, co powinienem był już dawno zrobić. Postawię
sprawę jasno.
- Och, nie martw się, postawiłeś sprawę wystarczająco jasno. Ale jak już powie-
działam, twoja oferta mi się nie podoba, więc z niej nie skorzystam. A teraz chciałabym,
żebyś zniknął z mojego życia raz na zawsze!
Wyraz jego twarzy gwałtownie się zmienił.
- Nie mówisz tego poważnie.
Aleksę rozwścieczyły nie tyle jego słowa, co ton, jakim je wypowiedział.
R
L
T
- Ależ z ciebie zarozumiały, egoistyczny dupek! Naprawdę myślisz, że możesz się
zachowywać jak chcesz, tylko dlatego że nazywasz się Guy de Rochemont? %7łe możesz
mną pomiatać tylko dlatego, że wskoczyłam do twojego łóżka jak jakaś pierwsza lepsza
idiotka? Naprawdę tak sądzisz? %7łe możesz mieć ze mną romans, a potem powiedzieć mi
któregoś pięknego dnia, żebym spadała na bambus, ponieważ się żenisz? A potem mo-
żesz się pojawić znikąd, jak gdyby nigdy nic, i zacząć wszystko od nowa, nie martwiąc
się o kogoś tak nieistotnego jak twoja narzeczona? Tak myślisz? Bo jeśli tak, to...
- Przestań, Aleksa. Posłuchaj mnie. - Uniósł rękę, jakby chciał tym gestem ją uci-
szyć.
- Po co? %7łebyś mi powiedział, jak dyskretna muszę być, kiedy znów zaczniesz się
ze mną spotykać?
Jego oczy rozbłysły. [ Pobierz całość w formacie PDF ]