[ Pobierz całość w formacie PDF ]
laurowy za to, żeś tak pięknie zrobił tego rabusia taksówek.
·ð ð Daj temu spokój! warknÄ…Å‚ Bennicken.
·ð ð Jak chcesz, mój Å‚abÄ™dziu! A z tym Siegertem sprawa nie byÅ‚a wcale taka trudna. Po
prostu odwiedziłem go i pogawędziłem sobie z nim trochę.
·ð ð O czym?
·ð ð O subtelnoÅ›ciach mojego zawodu odparÅ‚ Frammler, pÄ™kajÄ…c ze Å›miechu.
Wprowadziłem go w tajniki produkowania trupów; opowiedziałem mu, ile tu jest możliwości.
Zacząłem od ran zadawanych w głowę, których większość jest absolutnie śmiertelna. Na
przykład: strzał w usta wycelowany w tylne podniebienie. Albo strzał w skroń, który aby był
skuteczny, musi być wycelowany w skroń przeciwległą. Natomiast ów efektowny strzał, jaki
widzi się w kinie to znaczy między oczy jest mniej pewny. Takie coś na ogół się nie
udaje, zwłaszcza gdy do rzeczy biorą się niepowołani laicy.
Bennicken mruknÄ…Å‚ coÅ› niezrozumiale.
Fachowiec Frammler potrząsnął głową i ciągnął dalej:
·ð ð Zasadniczo jestem temu rodzajowi Å›mierci przeciwny, przede wszystkim ze wzglÄ…dów
estetycznych. Takie zwłoki są po prostu nieładne. Jak mogą się tak barbarzyńsko spre-
parowane obiekty godnie prezentować. Ja tam wolą piękną śmierć.
·ð ð To znaczy?
·ð ð NajpiÄ™kniejszy jest ciÄ…gle jeszcze solidny strzaÅ‚ prosto w serce albo atak serca. Wierz
mi, mój drogi, najpewniejsza i równocześnie najpiękniejsza jest ta śmierć, która następuje na
skutek ustania pracy serca.
·ð ð Po trochu zaczynam rozumieć! powiedziaÅ‚ Ben-nicken.
Frammler zadowolony zacierał ręce.
·ð ð Wszystko to powiedziaÅ‚em również temu Siegertowi, tylko nieco bardziej szczegółowo
i obrazowo. Skutek? Chłopaczyna poleciał prosto na policję, jakby mu się paliło. W
komisariacie błagał niemal na kolanach, aby mu pozwolili wycofać doniesienie.
·ð ð Od ciebie można siÄ™ wiele nauczyć powiedziaÅ‚ Ben-nicken z uznaniem.
Owego wieczora Konrad Gisenius odwiedził po raz drugi już dziewczę imieniem
Brygitta, nad którym objął wielkodusznie" opiekę. Gdybym wiedziała, czym się
odwdzięczyć wyszeptała Brygitta.
Już samo to, że mogę być u pani, znaczy dla mnie niemało powiedział Gisenius.
Rozejrzał się badawczo po mieszkaniu. Jej pokój na mansardzie zmienił się od ostatniej
jego wizyty na korzyść: łóżko było przykryte kudłatą niebieską kapą, dookoła stały modne,
gładkie meble, w kącie stał kanarkowożółty miękki taboret, stolik z blatem w kształcie nerki,
ściana między kredensem a domowym barkiem wylepiona była różnokolorową tapetą. Do
tego szaroniebieski aparat radiowy z adapterem.
180
Pan dla mnie tyle zrobił powiedziała z pokorą Bry-
gitta.
Gisenius zajął miejsce. Ominąwszy z daleka puf z gąbki, usiadł ku radości Brygitty na jej
łóżku. I z tego miejsca zaczął mówić:
·ð ð Mam nadziejÄ™, że mnie pani żle nie zrozumie. %7Å‚ycie moje to praca i wyrzeczenie. RobiÄ™
mnóstwo rzeczy, które służą, chyba wolno mi to przy całej mej skromności powiedzieć,
społeczności ludzkiej. Popieram partie polityczne, organizacje, związki... Ale wszystko to jest
pomyślane na wielką skalę, nastawione na przyszłość, przeznaczone dla ogółu; nic więc
dziwnego, że zrodziło się przy tym we mnie pragnienie, żeby zrobić choć raz jakiś dobry
uczynek, taki zwykły, skromny, czysto ludzki uczynek.
·ð ð Bardzo tu gorÄ…co przerwaÅ‚a Brygitta ten potok słów. Jeżeli pan chce, może pan
spokojnie zdjąć marynarkę. A ja, gdyby pan nie miał nic przeciwko temu, chętnie zdjęłabym
swój pulower.
·ð ð Może pani to spokojnie zrobić. Jestem czÅ‚owiekiem, który wie, jaki szacunek należy siÄ™
kobiecie. Bo ściśle rzecz biorąc, jest pani przecież kobietą, prawda?
·ð ð Może. Brygitta powiedziaÅ‚a to z wiele obiecujÄ…cym uÅ›miechem i przeciÄ…gnęła siÄ™
dyskretnie na swoim foteliku.
·ð ð Moje drogie dziecko rzekÅ‚ Gisenius nie bez godnoÅ›ci żeby nie byÅ‚o miÄ™dzy nami
nieporozumień: to ja jestem tu po to, żeby ponosić ofiary, od pani nie żądam żadnej.
·ð ð Może mi pan caÅ‚kowicie zaufać zapewniÅ‚a go Brygitta nieco ochrypÅ‚ym gÅ‚osem.
Jestem dyskretna. Może pan na mnie polegać.
·ð ð Nie przykÅ‚adam żadnej wagi do dyskrecji powiedziaÅ‚ niedbale Gisenius. O wiele
ważniejsza jest dla mnie uczciwość. Przyszedłem tutaj po to, aby sobie z panią pogawędzić,
nic innego zdarzyć się nie może. Powiedziałbym nawet, że w razie konieczności będzie pani
mogła na to przysiąc. Przyszedłem zaraz po ósmej, prawda? I opuszczę panią zapewne około
jedenastej. Może pani spokojnie spojrzeć na zegarek. Naprawdę chodzi mi tylko
181
o pani rozwój duchowy, Brygitto. Pani wdzięki cielesne mnie nie interesują. Szkoda
powiedziała melancholijnie.
Owego wieczoru inspektor policji kryminalnej Sand był czegoś dziwnie niespokojny. Udał
siÄ™ do swego mieszkania, potem znowu do swego biura, a stamtÄ…d do Komisariatu
Zródmieście, i to jedynie dlatego, że chciało mu się z kimś porozmawiać. Tym kimś" był
jego kolega po fachu, kierownik Komisariatu Zródmieście, Brahmvogel.
·ð ð Nie może pan spać? zapytaÅ‚ Brahmvogel nie bez współczucia.
·ð ð Jestem Å›miertelnie zmÄ™czony. Ale to wÅ‚aÅ›nie trzyma mnie na nogach. DoszedÅ‚em już do
tego punktu, w którym zmęczenie jest jak gorączka.
·ð ð Może zagramy w szachy? zaproponowaÅ‚ delikatnie Brahmvogel.
Sand kiwnął głową na znak zgody. Brahmvogel otworzył pulpit i wyciągnął z niego
szachownicę z już ustawionymi figurami. Potem wziął jednego laufra do jednej i drugiego do
drugiej ręki i pozostawił Sandowi wolny wybór. Sand wybrał kolor czarny.
Po upływie kilku minut Sand, zastanawiając się nad następnym ruchem swojej wieży,
zapytał:
·ð ð PracowaÅ‚ już pan kiedy pod okiem przeÅ‚ożonego, który wszystko wie lepiej od pana?
·ð ð To musi być koszmarne odparÅ‚ Brahnwogel. Ale czy takie rzeczy w praktyce siÄ™
zdarzajÄ…?
·ð ð Owszem, zdarzajÄ… siÄ™ odparÅ‚ Sand z goryczÄ…. WÅ›ród setek przeÅ‚ożonych trafia siÄ™ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl fopke.keep.pl
laurowy za to, żeś tak pięknie zrobił tego rabusia taksówek.
·ð ð Daj temu spokój! warknÄ…Å‚ Bennicken.
·ð ð Jak chcesz, mój Å‚abÄ™dziu! A z tym Siegertem sprawa nie byÅ‚a wcale taka trudna. Po
prostu odwiedziłem go i pogawędziłem sobie z nim trochę.
·ð ð O czym?
·ð ð O subtelnoÅ›ciach mojego zawodu odparÅ‚ Frammler, pÄ™kajÄ…c ze Å›miechu.
Wprowadziłem go w tajniki produkowania trupów; opowiedziałem mu, ile tu jest możliwości.
Zacząłem od ran zadawanych w głowę, których większość jest absolutnie śmiertelna. Na
przykład: strzał w usta wycelowany w tylne podniebienie. Albo strzał w skroń, który aby był
skuteczny, musi być wycelowany w skroń przeciwległą. Natomiast ów efektowny strzał, jaki
widzi się w kinie to znaczy między oczy jest mniej pewny. Takie coś na ogół się nie
udaje, zwłaszcza gdy do rzeczy biorą się niepowołani laicy.
Bennicken mruknÄ…Å‚ coÅ› niezrozumiale.
Fachowiec Frammler potrząsnął głową i ciągnął dalej:
·ð ð Zasadniczo jestem temu rodzajowi Å›mierci przeciwny, przede wszystkim ze wzglÄ…dów
estetycznych. Takie zwłoki są po prostu nieładne. Jak mogą się tak barbarzyńsko spre-
parowane obiekty godnie prezentować. Ja tam wolą piękną śmierć.
·ð ð To znaczy?
·ð ð NajpiÄ™kniejszy jest ciÄ…gle jeszcze solidny strzaÅ‚ prosto w serce albo atak serca. Wierz
mi, mój drogi, najpewniejsza i równocześnie najpiękniejsza jest ta śmierć, która następuje na
skutek ustania pracy serca.
·ð ð Po trochu zaczynam rozumieć! powiedziaÅ‚ Ben-nicken.
Frammler zadowolony zacierał ręce.
·ð ð Wszystko to powiedziaÅ‚em również temu Siegertowi, tylko nieco bardziej szczegółowo
i obrazowo. Skutek? Chłopaczyna poleciał prosto na policję, jakby mu się paliło. W
komisariacie błagał niemal na kolanach, aby mu pozwolili wycofać doniesienie.
·ð ð Od ciebie można siÄ™ wiele nauczyć powiedziaÅ‚ Ben-nicken z uznaniem.
Owego wieczora Konrad Gisenius odwiedził po raz drugi już dziewczę imieniem
Brygitta, nad którym objął wielkodusznie" opiekę. Gdybym wiedziała, czym się
odwdzięczyć wyszeptała Brygitta.
Już samo to, że mogę być u pani, znaczy dla mnie niemało powiedział Gisenius.
Rozejrzał się badawczo po mieszkaniu. Jej pokój na mansardzie zmienił się od ostatniej
jego wizyty na korzyść: łóżko było przykryte kudłatą niebieską kapą, dookoła stały modne,
gładkie meble, w kącie stał kanarkowożółty miękki taboret, stolik z blatem w kształcie nerki,
ściana między kredensem a domowym barkiem wylepiona była różnokolorową tapetą. Do
tego szaroniebieski aparat radiowy z adapterem.
180
Pan dla mnie tyle zrobił powiedziała z pokorą Bry-
gitta.
Gisenius zajął miejsce. Ominąwszy z daleka puf z gąbki, usiadł ku radości Brygitty na jej
łóżku. I z tego miejsca zaczął mówić:
·ð ð Mam nadziejÄ™, że mnie pani żle nie zrozumie. %7Å‚ycie moje to praca i wyrzeczenie. RobiÄ™
mnóstwo rzeczy, które służą, chyba wolno mi to przy całej mej skromności powiedzieć,
społeczności ludzkiej. Popieram partie polityczne, organizacje, związki... Ale wszystko to jest
pomyślane na wielką skalę, nastawione na przyszłość, przeznaczone dla ogółu; nic więc
dziwnego, że zrodziło się przy tym we mnie pragnienie, żeby zrobić choć raz jakiś dobry
uczynek, taki zwykły, skromny, czysto ludzki uczynek.
·ð ð Bardzo tu gorÄ…co przerwaÅ‚a Brygitta ten potok słów. Jeżeli pan chce, może pan
spokojnie zdjąć marynarkę. A ja, gdyby pan nie miał nic przeciwko temu, chętnie zdjęłabym
swój pulower.
·ð ð Może pani to spokojnie zrobić. Jestem czÅ‚owiekiem, który wie, jaki szacunek należy siÄ™
kobiecie. Bo ściśle rzecz biorąc, jest pani przecież kobietą, prawda?
·ð ð Może. Brygitta powiedziaÅ‚a to z wiele obiecujÄ…cym uÅ›miechem i przeciÄ…gnęła siÄ™
dyskretnie na swoim foteliku.
·ð ð Moje drogie dziecko rzekÅ‚ Gisenius nie bez godnoÅ›ci żeby nie byÅ‚o miÄ™dzy nami
nieporozumień: to ja jestem tu po to, żeby ponosić ofiary, od pani nie żądam żadnej.
·ð ð Może mi pan caÅ‚kowicie zaufać zapewniÅ‚a go Brygitta nieco ochrypÅ‚ym gÅ‚osem.
Jestem dyskretna. Może pan na mnie polegać.
·ð ð Nie przykÅ‚adam żadnej wagi do dyskrecji powiedziaÅ‚ niedbale Gisenius. O wiele
ważniejsza jest dla mnie uczciwość. Przyszedłem tutaj po to, aby sobie z panią pogawędzić,
nic innego zdarzyć się nie może. Powiedziałbym nawet, że w razie konieczności będzie pani
mogła na to przysiąc. Przyszedłem zaraz po ósmej, prawda? I opuszczę panią zapewne około
jedenastej. Może pani spokojnie spojrzeć na zegarek. Naprawdę chodzi mi tylko
181
o pani rozwój duchowy, Brygitto. Pani wdzięki cielesne mnie nie interesują. Szkoda
powiedziała melancholijnie.
Owego wieczoru inspektor policji kryminalnej Sand był czegoś dziwnie niespokojny. Udał
siÄ™ do swego mieszkania, potem znowu do swego biura, a stamtÄ…d do Komisariatu
Zródmieście, i to jedynie dlatego, że chciało mu się z kimś porozmawiać. Tym kimś" był
jego kolega po fachu, kierownik Komisariatu Zródmieście, Brahmvogel.
·ð ð Nie może pan spać? zapytaÅ‚ Brahmvogel nie bez współczucia.
·ð ð Jestem Å›miertelnie zmÄ™czony. Ale to wÅ‚aÅ›nie trzyma mnie na nogach. DoszedÅ‚em już do
tego punktu, w którym zmęczenie jest jak gorączka.
·ð ð Może zagramy w szachy? zaproponowaÅ‚ delikatnie Brahmvogel.
Sand kiwnął głową na znak zgody. Brahmvogel otworzył pulpit i wyciągnął z niego
szachownicę z już ustawionymi figurami. Potem wziął jednego laufra do jednej i drugiego do
drugiej ręki i pozostawił Sandowi wolny wybór. Sand wybrał kolor czarny.
Po upływie kilku minut Sand, zastanawiając się nad następnym ruchem swojej wieży,
zapytał:
·ð ð PracowaÅ‚ już pan kiedy pod okiem przeÅ‚ożonego, który wszystko wie lepiej od pana?
·ð ð To musi być koszmarne odparÅ‚ Brahnwogel. Ale czy takie rzeczy w praktyce siÄ™
zdarzajÄ…?
·ð ð Owszem, zdarzajÄ… siÄ™ odparÅ‚ Sand z goryczÄ…. WÅ›ród setek przeÅ‚ożonych trafia siÄ™ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]