[ Pobierz całość w formacie PDF ]

W autobusie nie zdarzają się ożywcze podmuchy. - Mój Boże, cóż to był za koszmar.
Siedzieliśmy tam cały dzień. Nic nadzwyczajnego. Paru chłopców z drużyny przyniosło grill i
zrobili barbecue i wszyscy byli, no wiesz, trochę wstawieni, choć ostrzegałam ich, że się
odwodnia, pijąc piwo na słońcu...
Jak na kogoś, kto stawiał sobie za cel spalenie się na frytkę, Claire wykazywała zadziwiające
pretensje do zdrowego trybu życia. Między innymi, dlatego uzyskanie upragnionej opalenizny
zabierało jej co lato tyle czasu. Uparcie smarowała się kremem z solidnym filtrem
przeciwsłonecznym.
- Potem słońce zaszło i ludzie zaczęli się pakować, żeby je-chać do domu. Wtedy właśnie
Mark Leskowski, wiesz, ten co chodził z Amber... Chodzili ze sobą od zawsze... W każdym
razie, zaczął pytać, czy ktoś widział Amber. Wszyscy zaczęli jej szukać, najpierw w lesie, a
potem w wodzie. Bo przestraszyliśmy się, że może wpadła do wody, potknęła się czy coś. Brzeg
jest dość stromy. Nie mogliśmy jej nigdzie znalezć. W końcu pomyśleliśmy, że musiała wrócić
do domu z kimś innym. Nikt nie powiedział tego Markowi, ale tak sobie pomyśleliśmy.
Claire odwróciła się do mnie. Jej piękne niebieskie oczy były pełne niepokoju.
- Ale ona wcale nie wróciła do domu. A następnego dnia, jak tylko się rozwidniło, wszyscy
wróciliśmy do kamieniołomów, żeby jej szukać.
- Ale nie znalezliście - powiedziałam.
- Nie tego dnia. Jej ciało wypłynęło dopiero w niedzielę rano. Mnóstwo ludzi próbowało się z
tobą skontaktować. Mieli nadzieję, że pomożesz ją odnalezć. Ta dziewczyna, Karen Sue Hankey
powiedziała, że latem znalazłaś jakiegoś dzieciaka, który się zgubił w jaskini, więc myśleliśmy,
że może nadal masz to coś z głową... To coś z głową. Dobra, można i tak.
Zaczęłam snuć fantazje o zamordowaniu Karen Sue Hankey.
- W zeszły weekend nie byłam specjalnie osiągalna - powiedziałam. - Byłam w... -
przerwałam, bo akurat zbliżaliśmy się do skrętu w Pike's Creek Road. - Hej, Skip. Skręć tutaj.
Skip posłusznie skręcił.
- Skręcamy, ponieważ?
- Bo mam ochotę na... eee, na pączka - odparłam. Przypomniałam sobie, że koło warsztatu, gdzie
pracuje Rob, jest Dunkin Donuts.
- Ooch - odezwała się Claire. - Pączki. Mniam. W autobusie nie ma pączków.
Kiedy mijaliśmy w pędzie warsztat należący do wuja Roba, zapadłam nisko w fotelu, tak żeby
Rob mnie nie zauważył, gdyby przypadkiem był na zewnątrz.
Rob był na zewnątrz i na pewno mnie nie widział. Zaglądał pod maskę jakiegoś audi. Miękkie
ciemne włosy opadały mu na twarz, wytarte dżinsy opinały się jak trzeba. Miał na sobie
koszulkę, która eksponowała jego szerokie ramiona.
Od naszego ostatniego spotkania upłynęły prawie trzy tygodnie. Pojawił się na uroczystym
koncercie obozu Wawasee, gdzie miałam solowy występ. Zaskoczył mnie... Nie spodziewałam
się, że będzie jechał cztery godziny tylko po to, żeby mnie posłuchać.
A po imprezie, ponieważ wychodziłam z rodzicami - prawdę mówiąc, moi rodzice w życiu nie
zaakceptowaliby Roba, chłopaka notowanego przez policję i wywodzącego się, jak to oni mówią,
 z nizin społecznych" - musiał wsiąść na motocykl i jechać cztery godziny z powrotem. Tyle
zachodu, żeby usłyszeć, jak dziewczyna, która nie jest nawet jego dziewczyną, gra nokturn na
flecie.
To mi dało do myślenia. No wiecie, jechał taki kawał, żeby posłuchać, jak gram. Może jednak
mu się podobam?
Tylko, że wróciłam już dwa dni temu, a on nawet nie zadzwonił.
Pomyślałam, że widok Roba sprawdzającego poziom oleju w audi, będzie musiał mi wystarczyć
na jakiś czas, więc oglądałam się, dopóki nie wjechaliśmy na parking przy Dunkin Donutsie.
Dobra, wiem, że to głupio biegać za chłopakami, usiłując jednocześnie rozwiązać zagadkę
morderstwa. Ale co miałam zrobić?
Kiedy Skip i Claire ruszyli do sklepu po pączki oznajmiłam, że muszę pilnie zadzwonić.
Podeszłam do automatu przy toalecie i wybrałam numer 1-800-Jeśli-Widziałeś-Zadzwoń.
Rosemary ucieszyła się, słysząc mój głos. Nie mogłyśmy długo rozmawiać. Rosemary ryzykuje
utratę pracy, kontaktując się ze mną w ten sposób, to znaczy przysyłając mi zdjęcia i raporty
dotyczące zaginionych dzieci. Te papiery nie powinny opuszczać biura.
Na szczęście Rosemary uznała, że gra jest warta świeczki. Jej naprawdę zależy na tych
zaginionych dzieciakach. A odkąd pracujemy razem, odnalazłyśmy mnóstwo dzieci. Musimy
postępować ostrożnie, żeby nikt nie nabrał podejrzeń. Znajdujemy średnio jedno dziecko na
tydzień. To i tak bardzo dużo.
Rosemary, w przeciwieństwie do FBI czy policji, jest niezwykle dyskretna i nigdy by nie
zadzwoniła na przykład do  National Enquirer", namawiając ich, żeby pojechali do mnie do
domu i zrobili ze mną wywiad. A tłum reporterów fatalnie wpływa na Douglasa. Ostatnio
skończyło się to kolejnym epizodem i pobytem w szpitalu. Dlatego właśnie skłamałam,
twierdząc, że straciłam zdolności parapsychiczne. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fopke.keep.pl