[ Pobierz całość w formacie PDF ]
poszukuje dobrych odcinków. Czasem trafia na tym parę złotych. Jest chwila przerwy, chodzmy na bok,
pogadamy.
Pokazałem mu zdjęcie Brzozowicza.
Bywał na torze, znam go z widzenia, ale ostatnio go nie widziałem.
I już go pan nie zobaczy. Ale interesuje mnie facet, z którym on przychodził. Czy to jeden z tych?
Z pokazanych zdjęć wywiadowca wybrał jedno.
Ten, kapitanie, oczywiście, że ten. Ale nic o nim nie wiem. Nie miałem poleceń w jego sprawie. To
wszystko. Przykro mi, ale nic więcej nie wiem.
Wystarczy podziękowałem, bo wreszcie wszystkie klocki łamigłówki pt. Pajęczyna" ułożyły
się we właściwym porządeczku.
Mogłem teraz spokojnie porozmawiać z Andrzejem Wolańskim.
Mieliśmy sobie dużo do powiedzenia.
27
Milczący głośnik rozgaworzył się nagle przyjemnym altem:
Uwaga! Pasażerów odlatujących do Berlina, Amsterdamu i Londynu uprzejmie proszę o załatwie-
nie formalności paszportowych i celnych. Dziękuję... Attention please! Passangers flying to Berlin, Amster-
dam and to London...
Kierownik placówki celnej nie wyglądał na przekonanego.
Pan rozumie... W takich okolicznościach...
Właśnie w takich powiedziałem. W każdych.
Poparł mnie dyżurny oficer WOP i po minucie obserwowaliśmy podróżnych. Interesował nas jeden z
potencjalnych pasażerów. szczupły mężczyzna w okularach, dzwigający walizkę rozmiarów czołgu i małą
torbę podróżną.
Zgodnie ze scenariuszem kontrola paszportowa minęła bez kłopotów, a celnik nawet nie zaglądał do
jego bagażu. Pasażer w okularach odetchnął z ulgą i przeszedł do poczekalni. Usiłował ukryć zdenerwowa-
nie, ale czynił to tak nieudolnie, że każdy celnik w normalnych warunkach przetrząsnąłby mu bagaż co do
atomu.
Ale to nie były normalne warunki. Oprócz nas, zdenerwowanego pasażera obserwował jeszcze ktoś
stojący na balkonie dla odprowadzających. Cała zabawa z pobieżnymi kontrolami potrzebna była po to, aby
ów prywatny obserwator odjechał uspokojony, że wszystko skończyło się dobrze. Tak wyglądał scenariusz
operacji.
Wreszcie wywiadowca z obstawy daÅ‚ nam umówiony znak. Ów dodatkowy obserwator odjechaÅ‚ kry-
jąc radość w sercu. Gdyby wiedział, co wydarzyło się na lotnisku po jego odjezdzie, miałby mniej powodów
do zadowolenia.
Do siedzącego w poczekalni pasażera w okularach podszedł oficer WOP i dyskretnie poprosił go do
pokoju obok. Jednocześnie celnicy zaopiekowali się bagażem właściciela okularów. Poszedłem za nimi.
Celnik, którego kierownik urzędu polecił jako eksperta od schowków, spytał mnie, czego szukam.
Znaczków pocztowych wyjaśniłem.
Celnik szybko udowodnił, jak bardzo słuszna była opinia jego zwierzchnika. Przyjrzał się sceptycznie
torbie, odstawił ją na bok i z piekielną wprawą zaczął rozbebeszać walizkę. Wyłożył zawartość na stół i
obejrzał wnętrze sakwojażu. Namyślał się kilka sekund, nie dłużej. Potem ze zręcznością iluzjonisty wyjął
długi metalowy pręt, przytrzymujący jedną ze ścianek, ścianka walizki odchyliła się ukazując nie tyle po-
dwójne dno, ile podwójny bok walizki.
W gruncie rzeczy to dziecinny schowek skrzywił się celnik z dezaprobatą. Znalezlibyśmy od
razu. Facet zwracał na siebie uwagę stanem swoich nerwów.
Pięknie powiedziałem z uznaniem.
Dwie minuty i wszystko wiemy... Chodzmy do właściciela tych skarbów.
Już wcześniej wiedzieliśmy o nim dużo. Inwigilacja osób zaplątanych w aferę ,,Pajęczyna" dała pierw-
szy rezultat. Raport służby ,.X" stwierdzał, że obserwowany odwiedził dwóch osobników znanych jako han-
dlarzy znaczkami wysokiej klasy. Ponieważ wiedzieliśmy, że ów miłośnik znaczków wybiera się w podróż
służbową do Amsterdamu, reszta naszych działań była oczywista.
W pokoju, do którego wszedłem, oficer WOP cierpliwie uspokajał zdenerwowanego okularnika. Tym
nerwowym facetem był naczelnik Juliusz Marzec ze zjednoczenia nadzorującego Polmer".
Zaraz wszystko się wyjaśni...
Aatwo panu mówić! Jestem umówiony z poważnym kontrahentem zagranicznym. Mam podpisać
umowę na eksport... wściekał się Marzec.
Przeprosimy go w pańskim imieniu przerwałem jego wynurzenia.
Co to ma znaczyć?!... A, to pan poznał mnie Marzec.
Szef celników położył na stole walizkę. W otwartej skrytce znajdowało się pięć klaserów ze znaczka-
mi, cztery ikony i całkiem pokazny plik dolarów.
Pięknie stwierdziłem z nutką pochwały w głosie. Niezle się pan dorobił na współpracy z
Polmerem". Tylko te dolary... Przecież ta waluta spada na łeb na szyję. W czasach inflacji lepiej przemy-
cać...
To jakaś prowokacja! zapiał Marzec w tonacji wysokiego C".
Zważywszy na zawartość walizki próba protestu nie wypadła przekonująco.
Wopista spojrzał na delikwenta prawie z litością.
Wszystko wyjaśnimy, panie inżynierze powiedziałem. Ale pan też będzie musiał to i owo
wyjaśnić. Na przykład kto uprzedzał magazyniera o terminach remanentów. Pan wie.
Rozumiem wyjąknął bezładnie Marzec. Wsypa...
Zaczął od stwierdzenia oczywistej prawdy. To był dobry prognostyk przed naszymi rozmowami.
28
Szemiot ukrył się w łazience, a ja zająłem pozycję za ogromnym regałem z książkami. Nie powiem,
żeby była to pozycja wygodna. Sprawdziłem tylko, czy służbowy pistolet sprawnie wychodzi z kabury pod
pachą. Wychodził.
Pozostawało czekać. Czekaliśmy mniej więcej godzinę, porozumiewając się szeptem. Wreszcie w [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl fopke.keep.pl
poszukuje dobrych odcinków. Czasem trafia na tym parę złotych. Jest chwila przerwy, chodzmy na bok,
pogadamy.
Pokazałem mu zdjęcie Brzozowicza.
Bywał na torze, znam go z widzenia, ale ostatnio go nie widziałem.
I już go pan nie zobaczy. Ale interesuje mnie facet, z którym on przychodził. Czy to jeden z tych?
Z pokazanych zdjęć wywiadowca wybrał jedno.
Ten, kapitanie, oczywiście, że ten. Ale nic o nim nie wiem. Nie miałem poleceń w jego sprawie. To
wszystko. Przykro mi, ale nic więcej nie wiem.
Wystarczy podziękowałem, bo wreszcie wszystkie klocki łamigłówki pt. Pajęczyna" ułożyły
się we właściwym porządeczku.
Mogłem teraz spokojnie porozmawiać z Andrzejem Wolańskim.
Mieliśmy sobie dużo do powiedzenia.
27
Milczący głośnik rozgaworzył się nagle przyjemnym altem:
Uwaga! Pasażerów odlatujących do Berlina, Amsterdamu i Londynu uprzejmie proszę o załatwie-
nie formalności paszportowych i celnych. Dziękuję... Attention please! Passangers flying to Berlin, Amster-
dam and to London...
Kierownik placówki celnej nie wyglądał na przekonanego.
Pan rozumie... W takich okolicznościach...
Właśnie w takich powiedziałem. W każdych.
Poparł mnie dyżurny oficer WOP i po minucie obserwowaliśmy podróżnych. Interesował nas jeden z
potencjalnych pasażerów. szczupły mężczyzna w okularach, dzwigający walizkę rozmiarów czołgu i małą
torbę podróżną.
Zgodnie ze scenariuszem kontrola paszportowa minęła bez kłopotów, a celnik nawet nie zaglądał do
jego bagażu. Pasażer w okularach odetchnął z ulgą i przeszedł do poczekalni. Usiłował ukryć zdenerwowa-
nie, ale czynił to tak nieudolnie, że każdy celnik w normalnych warunkach przetrząsnąłby mu bagaż co do
atomu.
Ale to nie były normalne warunki. Oprócz nas, zdenerwowanego pasażera obserwował jeszcze ktoś
stojący na balkonie dla odprowadzających. Cała zabawa z pobieżnymi kontrolami potrzebna była po to, aby
ów prywatny obserwator odjechał uspokojony, że wszystko skończyło się dobrze. Tak wyglądał scenariusz
operacji.
Wreszcie wywiadowca z obstawy daÅ‚ nam umówiony znak. Ów dodatkowy obserwator odjechaÅ‚ kry-
jąc radość w sercu. Gdyby wiedział, co wydarzyło się na lotnisku po jego odjezdzie, miałby mniej powodów
do zadowolenia.
Do siedzącego w poczekalni pasażera w okularach podszedł oficer WOP i dyskretnie poprosił go do
pokoju obok. Jednocześnie celnicy zaopiekowali się bagażem właściciela okularów. Poszedłem za nimi.
Celnik, którego kierownik urzędu polecił jako eksperta od schowków, spytał mnie, czego szukam.
Znaczków pocztowych wyjaśniłem.
Celnik szybko udowodnił, jak bardzo słuszna była opinia jego zwierzchnika. Przyjrzał się sceptycznie
torbie, odstawił ją na bok i z piekielną wprawą zaczął rozbebeszać walizkę. Wyłożył zawartość na stół i
obejrzał wnętrze sakwojażu. Namyślał się kilka sekund, nie dłużej. Potem ze zręcznością iluzjonisty wyjął
długi metalowy pręt, przytrzymujący jedną ze ścianek, ścianka walizki odchyliła się ukazując nie tyle po-
dwójne dno, ile podwójny bok walizki.
W gruncie rzeczy to dziecinny schowek skrzywił się celnik z dezaprobatą. Znalezlibyśmy od
razu. Facet zwracał na siebie uwagę stanem swoich nerwów.
Pięknie powiedziałem z uznaniem.
Dwie minuty i wszystko wiemy... Chodzmy do właściciela tych skarbów.
Już wcześniej wiedzieliśmy o nim dużo. Inwigilacja osób zaplątanych w aferę ,,Pajęczyna" dała pierw-
szy rezultat. Raport służby ,.X" stwierdzał, że obserwowany odwiedził dwóch osobników znanych jako han-
dlarzy znaczkami wysokiej klasy. Ponieważ wiedzieliśmy, że ów miłośnik znaczków wybiera się w podróż
służbową do Amsterdamu, reszta naszych działań była oczywista.
W pokoju, do którego wszedłem, oficer WOP cierpliwie uspokajał zdenerwowanego okularnika. Tym
nerwowym facetem był naczelnik Juliusz Marzec ze zjednoczenia nadzorującego Polmer".
Zaraz wszystko się wyjaśni...
Aatwo panu mówić! Jestem umówiony z poważnym kontrahentem zagranicznym. Mam podpisać
umowę na eksport... wściekał się Marzec.
Przeprosimy go w pańskim imieniu przerwałem jego wynurzenia.
Co to ma znaczyć?!... A, to pan poznał mnie Marzec.
Szef celników położył na stole walizkę. W otwartej skrytce znajdowało się pięć klaserów ze znaczka-
mi, cztery ikony i całkiem pokazny plik dolarów.
Pięknie stwierdziłem z nutką pochwały w głosie. Niezle się pan dorobił na współpracy z
Polmerem". Tylko te dolary... Przecież ta waluta spada na łeb na szyję. W czasach inflacji lepiej przemy-
cać...
To jakaś prowokacja! zapiał Marzec w tonacji wysokiego C".
Zważywszy na zawartość walizki próba protestu nie wypadła przekonująco.
Wopista spojrzał na delikwenta prawie z litością.
Wszystko wyjaśnimy, panie inżynierze powiedziałem. Ale pan też będzie musiał to i owo
wyjaśnić. Na przykład kto uprzedzał magazyniera o terminach remanentów. Pan wie.
Rozumiem wyjąknął bezładnie Marzec. Wsypa...
Zaczął od stwierdzenia oczywistej prawdy. To był dobry prognostyk przed naszymi rozmowami.
28
Szemiot ukrył się w łazience, a ja zająłem pozycję za ogromnym regałem z książkami. Nie powiem,
żeby była to pozycja wygodna. Sprawdziłem tylko, czy służbowy pistolet sprawnie wychodzi z kabury pod
pachą. Wychodził.
Pozostawało czekać. Czekaliśmy mniej więcej godzinę, porozumiewając się szeptem. Wreszcie w [ Pobierz całość w formacie PDF ]