[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wych i zacz¹Å‚ nerwowo przerzucaæ jej kartki.
 Nie s¹dzê, ¿ebySmy przewidzieli tak¹ okolicznoSæ, proszê pana.
GÅ‚owoogony Tola Sivrona zadr¿aÅ‚y, kiedy dyrektor potrz¹sn¹Å‚
gÅ‚ow¹, nie kryj¹c wyj¹tkowego rozdra¿nienia.
 CoS takiego nigdy nie powinno byÅ‚o siê wydarzyæ, prawda? 
zapytał surowo.
GÅ‚oSno jêkn¹Å‚, usiÅ‚uj¹c siê zastanowiæ, w jaki sposób znalexæ siê
w nowej sytuacji. Twi lekowie byli znani z tego, ¿e umieli szybko
siê przystosowywaæ. Sivron daÅ‚ tego dowód, gdy opuSciÅ‚ rodzinn¹
planetê, Ryloth. PrzystosowaÅ‚ siê bardzo szybko równie¿ wówczas,
kiedy moff Tarkin mianował go dyrektorem Laboratorium Otchła-
ni. Teraz musiaÅ‚ szybko zmieniæ plany, by wyci¹gn¹æ jak najwiêk-
sz¹ korzySæ z sytuacji, która pogarszaÅ‚a siê z minuty na minutê.
 A wiêc trudno, nie mamy czasu ratowaæ Wermyna  oSwiadczyÅ‚. 
Zmieniamy plany. Naszym głównym obowi¹zkiem jest sÅ‚u¿enie Imperium.
Musimy zabraæ prototyp Gwiazdy Rmierci i jak najszybciej st¹d odlecieæ.
Wermyn tak¿e musiaÅ‚ dostrzec l¹duj¹ce statki Nowej Republiki
i wyskakuj¹cych z nich ¿oÅ‚nierzy, pragn¹cych przej¹æ kontrolê nad
planetoid¹ z reaktorem. Kiedy ponownie poÅ‚¹czyÅ‚ siê z Sivronem,
w jego gÅ‚osie byÅ‚o sÅ‚ychaæ wiêksze podniecenie i przera¿enie.
 Panie dyrektorze, czy mo¿e pan nam jakoS pomóc? W jaki spo-
sób chce nas pan st¹d zabraæ?
Tol Sivron wÅ‚¹czyÅ‚ mikrofon komunikatora i staraj¹c siê nadaæ gÅ‚o-
sowi jak najbardziej powa¿ne i szczere brzmienie, odparÅ‚:
 Panie Wermyn, chcê, ¿eby pan wiedziaÅ‚, jak bardzo podziwiam
pana i szanujê za tyle lat nienagannej pracy. ¯aÅ‚ujê, ¿e pañskie odej-
Scie w stan spoczynku nie odbêdzie siê tak bezkonfliktowo i w tak
radosnym nastroju, jak siê kiedyS spodziewaÅ‚em. Jeszcze raz proszê
przyj¹æ wyrazy najwy¿szego uznania. Dziêkujê panu.
PrzerwaÅ‚ poÅ‚¹czenie, a potem znów odwróciÅ‚ siê w stronê kapita-
na szturmowców.
 A teraz musimy siê st¹d wynosiæ.
88
Kiedy najciê¿sze walki zaczynaÅ‚y siê mieæ ku koñcowi, Qwi Xux
i Wedge Antilles polecieli wahadłowcem do Laboratorium Otchła-
ni. Qwi obserwowaÅ‚a przez iluminator, jak planetoida z ka¿d¹ chwi-
l¹ staje siê coraz wiêksza. SpêdziÅ‚a na niej niemal caÅ‚e ¿ycie, ale
niewiele pamiêtaÅ‚a z tego, jak ¿yÅ‚a i co robiÅ‚a.
Je¿eli nie liczyæ zniszczenia pierwszej korwety, Nowa Republika
poniosła jedynie niewielkie straty. Naukowcy zatrudnieni w Labo-
ratorium OtchÅ‚ani stawili o wiele mniejszy opór ni¿ s¹dziÅ‚ Wedge
Antilles. Qwi cieszyÅ‚a siê na mySl o tym, ¿e znów znajdzie siê w swo-
ich dawnych pracowniach naukowych. LiczyÅ‚a na to, ¿e odnajdzie
swoje dokumenty, dziêki którym uzyska odpowiedzi przynajmniej
na niektóre pytania... Trochê jednak siê tego obawiaÅ‚a.
Wedge wyci¹gn¹Å‚ rêkê i dotkn¹Å‚ jej dÅ‚oni.
 Zobaczysz, ¿e wszystko bêdzie dobrze  próbowaÅ‚ j¹ pocie-
szyæ.  Z pewnoSci¹ bardzo nam pomo¿esz. Przekonasz siê, ¿e tak
bêdzie.
SpojrzaÅ‚a têsknie, kieruj¹c na niego ogromne, ciemnoniebieskie
oczy.
 Zrobiê, co bêdzie w mojej mocy  odparÅ‚a, ale nagle coS od-
wróciÅ‚o jej uwagê. Bez namysÅ‚u wyci¹gnêÅ‚a rêkê w tamt¹ stronê. 
Popatrz, Wedge! Musimy ich powstrzymaæ!
Spoza grupy asteroid Laboratorium OtchÅ‚ani wyÅ‚oniÅ‚ siê prototyp
Gwiazdy Rmierci napêdzany wÅ‚asnymi silnikami. Jasno bÅ‚yszczaÅ‚,
odbijaj¹c blask chmur wiruj¹cych gazów.
 Zgodnie z tym, czego siê dowiedziaÅ‚am, studiuj¹c bazy danych,
Laboratorium dysponowaÅ‚o w peÅ‚ni funkcjonuj¹cym prototypem 
oSwiadczyÅ‚a Qwi.  Je¿eli polec¹ t¹ Gwiazd¹ Rmierci gdzieS w prze-
strzeñ nale¿¹c¹ do Nowej Republiki...
Nim zd¹¿yÅ‚a dokoñczyæ zdania, gigantyczna kula wystrzeliÅ‚a
w przestworza, w stronê krawêdzi gromady czarnych dziur OtchÅ‚a-
ni, i po chwili zniknêÅ‚a w obÅ‚okach ró¿nobarwnych gor¹cych ga-
zów.
89
ROZDZI A£
'
Terpfen staÅ‚ w cieniu wielkiej Swi¹tyni na powierzchni Yavina
Cztery. Przygl¹daÅ‚ siê, jak blask wschodz¹cego sÅ‚oñca rozjaSnia
półmrok, a nad ogrzewaj¹c¹ siê d¿ungl¹ zaczynaj¹ pojawiaæ siê
pierwsze opary.
Niemal sparali¿owany z przera¿enia, tkwiÅ‚ przed wyniosÅ‚ym, pra-
starym zigguratem. W pewnej chwili obróciÅ‚ okr¹gÅ‚e oczy i popa-
trzyÅ‚ na l¹dowisko. SpoczywaÅ‚ tam porwany mySliwiec typu B, ochÅ‚a-
dzaj¹c siê z cichym skrzypieniem i pomrukiem. StaÅ‚ na maÅ‚ej pola-
nie, na której niedawno skoszono chwasty. Terpfen zauwa¿yÅ‚ na
kadÅ‚ubie maszyny ciemne plamy w miejscach, w których trafiÅ‚ j¹
ogieñ laserów mySliwców wysÅ‚anych za nim z Coruscant.
Kiedy uniósÅ‚ gÅ‚owê, dostrzegÅ‚ na samym szczycie Swi¹tyni kilka
ciemnych sylwetek uczniów Jedi. PoroSniêty d¿ungl¹ ksiê¿yc kr¹-
¿yÅ‚ wokół gazowego giganta, dziêki czemu konfiguracja ciaÅ‚ niebie-
skich w tym systemie powodowała niezwykłe zjawiska atmosferycz-
ne. Zachwycały Rebeliantów, kiedy przed wielu laty obrali mały
ksiê¿yc za tajn¹ bazê.
Jaskrawe SwiatÅ‚o sÅ‚oñca, przenikaj¹c przez górne warstwy atmo-
sfery Yavina, ulegaÅ‚o rozszczepieniu na najprzeró¿niejsze barwy,
a potem docieraÅ‚o na powierzchniê czwartego ksiê¿yca. Przefiltro-
wane przez warstwê oparów, unosz¹cych siê nad drzewami, tworzy-
Å‚o fantastyczn¹ têczê, która jednak byÅ‚a widoczna ka¿dego ranka
zaledwie przez kilka minut. Uczniowie Jedi, którzy zgromadzili siê
na szczycie Swi¹tyni, by przygl¹daæ siê têczowej burzy i j¹ podzi-
wiaæ, widzieli l¹dowanie jego statku. Nadchodzili.
90
Terpfen odziany w gładki lotniczy kombinezon pozbawiony
wszelkich odznak czuÅ‚ w gÅ‚owie wielk¹ pustkê. Jego serce waliÅ‚o
jak wielki mÅ‚ot. Najbardziej przera¿aÅ‚a go koniecznoSæ przyznania
siê do wszystkich zdradzieckich czynów, których kiedykolwiek siê
dopuSciÅ‚  ale musiaÅ‚ temu wyzwaniu stawiæ czoÅ‚o. PróbowaÅ‚ prze-
æwiczyæ wszystko, co powinien powiedzieæ, ale stwierdziÅ‚, ¿e to mu
nie pomo¿e. Nie istniaÅ‚ ¿aden dobry sposób na to, by wyjawiæ te
przera¿aj¹ce tajemnice.
CzuÅ‚ w gÅ‚owie taki zamêt, ¿e baÅ‚ siê, i¿ zemdleje. Wyci¹gn¹Å‚ jed-
n¹ rêkê, podobn¹ trochê do pÅ‚etwy, i uchwyciÅ‚ krawêdx zimnego,
poroSniêtego mchem kamienia Swi¹tyni. ObawiaÅ‚ siê, ¿e Carida ja-
kimS cudem znów go odnajdzie i ¿e Furgan ponownie zapuSci szpo-
ny w tê organiczn¹ czêSæ jego mózgu, która zastêpowaÅ‚a naturaln¹
tkankê.
Nie! To znów był j ego mózg. Od ponad dwudziestu czterech
godzin nie odebraÅ‚ ¿adnego rozkazu od swoich imperialnych moco-
dawców. Przez te wszystkie lata Terpfen zd¹¿yÅ‚ zapomnieæ, jak czu-
je siê ktoS, kto mo¿e mySleæ tylko to, co zechce, i zachwycaÅ‚ siê
odzyskan¹ wolnoSci¹. PozwoliÅ‚ sobie nawet fantazjowaæ, ¿e obali
resztki Imperium, ¿e skoczy do gardÅ‚a wyÅ‚upiastookiego ambasado-
ra Furgana i go udusi.
A poSród tych wszystkich mySli nie słyszał w mózgu niczyich
rozkazów. CzuÅ‚ siê taki... wolny! USwiadomiÅ‚ sobie, ¿e osÅ‚abienie
spowodowaÅ‚ tylko parali¿uj¹cy go strach. Uczucie to jednak prze-
minêÅ‚o i Terpfen wyprostowaÅ‚ siê, sÅ‚ysz¹c coraz gÅ‚oSniejszy dxwiêk
kroków.
Pierwsz¹ osob¹, która wyszÅ‚a na SwiatÅ‚o dnia, byÅ‚a Leia Organa
Solo, minister stanu Nowej Republiki. Musiała pobiec do turbowin-
dy, spodziewaj¹c siê, ¿e pilot mySliwca typu B chce przekazaæ jej
jakieS niepomySlne wieSci z Coruscant. Jej wÅ‚osy wygl¹daÅ‚y jakby
byÅ‚y nie do koñca uczesane albo rozwiane przez wicher, a pod jej
umêczonymi oczami byÅ‚o widaæ sine cienie. Na jej czole widniaÅ‚a
pionowa zmarszczka, jakby kobietê drêczyÅ‚o tak¿e coS innego.
Terpfen czuł, jak jego serce zalewa fala zimnej rozpaczy. Pomy-
SlaÅ‚, ¿e Leia z pewnoSci¹ bêdzie udrêczona jeszcze bardziej, kiedy
oSwiadczy jej, i¿ imperialni siepacze znaj¹ kryjówkê jej najmÅ‚od-
szego syna, Anakina.
Leia przystanêÅ‚a przed nim i obdarzyÅ‚a go przeci¹gÅ‚ym, powa¿-
nym spojrzeniem. Jej brwi Sci¹gnêÅ‚y siê jeszcze bardziej, kiedy wy-
mówiła jego nazwisko.
91
 Znam ciê. Nazywasz siê Terpfen, prawda? Co siê staÅ‚o, ¿e przy-
leciałeS?
Kalamarianin wiedziaÅ‚, ¿e jego bulwiast¹ gÅ‚owê, pokryt¹ liczny-
mi szramami i bliznami, rozpoznaj¹ nawet istoty ludzkie. Z wnêtrza
Swi¹tyni wyÅ‚oniÅ‚o siê kilkoro uczniów Jedi, których Terpfen nie znaÅ‚,
i zatrzymaÅ‚o siê za Lei¹. W koñcu pojawiÅ‚a siê te¿ pani ambasador [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fopke.keep.pl