[ Pobierz całość w formacie PDF ]

z potomkiem króla. Powstrzymywało go tylko niejasne podejrzenie, że mag zbyłby tę uwagę mil-
czeniem i w odpowiedzi posłałby jedno z tych swoich specjalnych spojrzeń. Na razie jedzie obok,
a jego twarz ma akurat tyle wyrazu, co drewniany maszkaron, którym ozdabia się poręcze. Trzyma
się prosto, jak przyklejony do siodła, podczas gdy Toroj zaczął się ślizgać po końskim grzbiecie
niczym kawałek lodu na talerzu. Przeklęta kobyła, znów się nadęła przy siodłaniu! Toroj spojrzał
ze smutkiem na swój dom. Jakby dopiero teraz zobaczył połatane świeżą cegłą fragmenty murów.
Gdzieniegdzie szczerby, popękana dachówka. . . Toroj od zawsze kochał te przysadziste gmachy
oraz wieże zwieńczone spadzistymi dachami. W każdym kącie czuło się krzepiący zapaszek ku-
246
rzu i tradycji. Tymczasem kilka zdań przybysza z bogatej Lengorchii zmieniło nagle ten szacowny,
pięćsetletni przybytek niemalże w kupę gruzu.
Dotarli pod wieżę zwaną Ustronną. Stała wpasowana w zewnętrzny mur obronny. Połączona
z resztą fortyfikacji drewnianym, krytym pomostem, po którym właśnie przechadzał się strażnik
obserwujący z góry zarówno cały szmat zamkowego parku, jak i część osuszonej na zimę fosy po
drugiej stronie muru.
 W tej wieży straszy  powiedział Toroj, zadzierając głowę. Miał nadzieję, że to zrobi wresz-
cie na tym zarozumiałym magu wrażenie. I nie pomylił się  z zadowoleniem dojrzał błysk zainte-
resowania w ciemnych oczach.
 Co straszy?  spytał Iskra.
 Mój prapradziadek po kądzieli  wyjaśnił królewicz nie bez dumy.  Zginął w tej wie-
ży. Prawie dwa wieki temu nastąpił spór o sukcesję. Prapradziad Everel Kialan Toho zmarł nagle,
pozostawiając moją prababkę Tadilię Renę jako jedyną następczynię. A jej dziad ze strony matki ko-
niecznie chciał zostać regentem, bo Tadilia miała dopiero trzynaście lat. Tymczasem Everel na łożu
śmierci regentem ustanowił swojego kuzyna Brianona Toho. Skończyło się na tym, że prapradziadek
Sornet, oblężony w tym miejscu, rzucił się na miecz. A Brianon w odpowiednim czasie ożenił się
z Tadilią.
247
 I ten samobójca ukazuje się tu jako duch?  upewnił się Promień.
 %7łołnierze i słudzy często go widują, a już zawsze w rocznicę śmierci  Toroj jakoś nie wy-
czuł cienia drwiny w głosie maga. Od czasu, gdy usłyszał o duchu po raz pierwszy, uważał Sorneta
za postać romantyczną i żałował, że nie wolno mu wychodzić poza obręb królewskich apartamen-
tów po zmroku. Chętnie zapytałby swego przodka, czemu ten tak bardzo upierał się przy czymś, co
w końcu doprowadziło go do bezsensownej śmierci.
Iskra, zadzierając głowę, przypatrywał się wieżyczce zwieńczonej galeryjką i trójspadowym da-
chem.
 Niezłe miejsce  ocenił.  W razie potrzeby można spalić pomost i bronić się we wnętrzu
dość długo. W środku jest wartownia?
 Ustępy  odpowiedział Toroj bez namysłu i natychmiast tego pożałował.
Iskra ryknął niepohamowanym śmiechem.
 Zjawa w wychodku! Nie wytrzymam! Uchachacha! Wygódkowy duch! Ale sobie miejsce
znalazł do straszenia! Ja bym się bał tam siadać! Nie. . . litości!
Toroj osłupiał. Gorąco buchnęło mu na twarz. W najgorszych snach nie przewidywał, że kiedy-
kolwiek zostanie tak znieważony. Mag rechotał, słaniając się w siodle i ledwo panując nad koniem.
 Dość! Przestań, słyszysz!?  wrzeszczał wściekły królewicz.  Ty śmieciu! Każę cię ściąć!
248
Była to czcza i raczej dziecinna pogróżka, więc Iskra zlekceważył ją całkowicie. Pózniej Toroj
przyznał, że powodowała nim niska chęć odwetu i że nie zastanawiał się nawet przez sekundę nad
tym, co robi. Promień krzyknął z bólu, chwytając się za bok głowy. Po chwili z zaskoczeniem wy-
pisanym na twarzy spojrzał na dłoń, sprawdzając odruchowo, czy nie ma na niej śladów krwi. Pejcz
Toroja trafił go w ucho i dolną krawędz policzka, kreśląc czerwoną pręgę aż do brody. Królewi-
cza tymczasem już ukłuła przykra myśl, że chyba nie wybrał najlepszej metody do poskromienia
butnego maga.
Milcząc, Promień ściągnął wodze, owinął je wokół kuli przy siodle i zeskoczył na ziemię. Nie-
spodzianie ręce maga w mgnieniu oka sięgnęły wyżej, chwyciły królewicza za ubranie. Zanim Toroj
się obejrzał, został wyrwany z siodła i zwalony w śnieżną zaspę. Dojrzał jeszcze uniesioną nad sobą
rozwartą dłoń, po czym otrzymał ogłuszający policzek.
 Gówniarz!  wysyczał rozwścieczony mag.  Pieprzone królewskie szczenię! Dziedzic
kraiku wielkości chustki do nosa!
Następny piekący cios spadł z drugiej strony. Toroj złapał Promienia za długie włosy, zdołał też
kopnąć go kolanem w żebra. Nie miał wprawy w bójkach. Nie takich rzeczy uczono go do tej pory.
Tarzali się w śniegu, stękając z wysiłku. Jeden drugiego usiłował obezwładnić i wcisnąć twarz prze-
ciwnika w lodowatą biel. Torojowi udało się uderzyć maga w poszkodowane ucho, aż tamten znów
249
jęknął. W rewanżu Iskra wepchnął mu kciuk w kącik ust i rozciągał je prawie do granicy rozerwania
skóry. Przetoczyli się znowu. Gdzieś poza ciasnym światkiem zawężonym jedynie do złości i wy- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fopke.keep.pl