[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Wyślę szperaczy z zadaniem oczyszczenia dla was przejazdu, a potem moi ludzie wślizgną
się do miasteczka i je zabezpieczą.
Sirus pokręcił z dezaprobatą głową.
- Widać od razu, że służysz w piechocie, sierżancie. Słyszałem zresztą, że jesteś naprawdę
dobry w swoim fachu, ale nie znasz się zbytnio na czołgach. Chcesz oczyścić to pole
minowe ? Gniew Pardui może to dla ciebie zrobić.
- Jak ? zapytał chłodno Mkoll.
- Po to właśnie Adeptus Mechanicus budują nasze spychacze. Jedno twoje słowo, a
zobaczysz jak pracują Pardusyci.
Mkoll odwrócił się i odszedł do swej Salamandry. Nie podobała mu się propozycja Sirusa,
zbyt kolidowała ze zwyczajowymi metodami działania sierżanta. Mkoll niechętnie zapatrywał
się na Limatę płonącą w ogniu eksplozji, równaną z ziemią działami czołgów. Mógłby zdobyć
miasteczko wyłącznie siłami Duchów, był tego całkowicie pewien, Gaunt nalegał jednak
bardzo na przyjazną kooperację z pardusyckimi czołgistami.
Przechylił się ponad burtą transportera i zdjął z uchwytu słuchawkę radiokomunikatora.
- Szpica do jedynki.
- Jedynka, melduj.
- Jesteśmy w Limacie, mamy tu małe kłopoty. Przynajmniej jedno pole minowe. Proszę o
pozwolenie dla kapitana Sirusa na wejście do miasta. Szybko i z hukiem.
- Czy to konieczne ?
- Kazał pan być dla nich miłym.
101
- Kazałem. Udzielam pozwolenia.
Mkoll odwiesił na swoje miejsce słuchawkę i odwrócił się w stronę grupy Domora.
- Zapakujcie sprzęt z powrotem na pokład. To runda Pardusytów.
Pomrukując coś z niezadowoleniem żołnierze zaczęli zdejmować założone już na plecy
wykrywacze.
- Kapitanie ? Mkoll pomachał ręką Sirusowi Skoro pan nalegał, proszę przodem.
Pardusyta uśmiechnął się wyraznie zadowolony z pozwolenia i pobiegł czym prędzej do
czekającego na jałowym biegu czołgu.
Dwa Conquerory przetoczyły się z metalicznym łoskotem obok Salamander i ruszyły w
stronę miasteczka. Destroyer pozostał na swej pozycji, jego silniki mruczały cicho.
Obydwa czołgi opuściły zamontowane na przednim pancerzu spychacze, potoczyły się do
przodu ryjąc metalowymi płytami nawierzchnię drogi. Metoda oczyszczania pola autorstwa
kapitana Sirusa okazała się równie brutalna, co ogłuszająca.
Grube pancerne łyżki spychaczy zgarniały zakopane płytko pod ziemią miny spiętrzając je
jedna na drugiej i detonując kolejno. Nad czołgami zaczęła się unosić chmura dymu i
kawałków nawierzchni, feeria ognistych rozbłysków punktowała przestrzeń tuż przed
maszynami. Jeśli któraś z min wybuchłaby pod brzuchem czołgu, bez wątpienia uszkodziłaby
go lub zniszczyła. Wykopywane niczym ziemniaki ładunki eksplodowały nieszkodliwie na
metalowych powierzchniach spychaczy, co najwyżej żłobiąc w nich płytkie rysy.
Mkoll musiał w duchu przyznać, że było to imponujące widowisko.
Kłęby dymu dotarły w końcu do miejsca, gdzie parkowały Salamandry. Sierżant
przymknął nieco oczy i skontrolował przez radio status obu ukrytych w zaroślach drużyn.
Gniew Pardui i Lew Pardui wtoczyły się do Limaty po niecałych pięciu minutach,
pozostawiając za sobą zrytą gąsienicami i poznaczoną kraterami drogę dojazdową. Mkoll
przesadził burtę Salamandry i wydał załogom wszystkich trzech transporterów rozkaz
ruszenia w ślad za czołgami.
Rzucił okiem za siebie i zamarł. Destroyer zniknął gdzieś bez śladu.
- Co to, cholera ? sierżant nie zdołał powstrzymać pomruku zdumienia. Jakim cudem coś
tak dużego, ciężkiego i brzydkiego mogło ot tak sobie zniknąć ?
- Dowódca szpicy do Destroyera. Gdzie wy jesteście ?
- Destroyer do szpicy. Przepraszam za niespodziankę. Standardowa procedura. Wycofałem
się z drogi pod osłonę drzew. Frontalne ataki to działka Conquerorów, a Sirus zna się na
swojej robocie.
- Przyjąłem Mkoll, zasadniczo nie dysponujący specjalistyczną wiedzą na temat broni
pancernej, zdążył już zauważyć różnice pomiędzy Conquerorami i Destroyerem. Podczas gdy
Conquerory były wysokie, niemalże stateczne, z masywnymi wieżami artyleryjskimi,
Destroyer zwracał uwagę niskim i wąskim kadłubem, w który wbudowano pojedynczy
system uzbrojenia. Ten typ czołgu był drapieżnikiem, łowcą innych czołgów, uzbrojonym w
kolosalne działo laserowe. Był to w opinii Mkolla pancerny odpowiednik gwardyjskiego
snajpera. Celny, szybki, skryty.
Destroyer przydzielony do szpicy nosił nazwę Szary Venger, dowodził nim kapitan [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl fopke.keep.pl
- Wyślę szperaczy z zadaniem oczyszczenia dla was przejazdu, a potem moi ludzie wślizgną
się do miasteczka i je zabezpieczą.
Sirus pokręcił z dezaprobatą głową.
- Widać od razu, że służysz w piechocie, sierżancie. Słyszałem zresztą, że jesteś naprawdę
dobry w swoim fachu, ale nie znasz się zbytnio na czołgach. Chcesz oczyścić to pole
minowe ? Gniew Pardui może to dla ciebie zrobić.
- Jak ? zapytał chłodno Mkoll.
- Po to właśnie Adeptus Mechanicus budują nasze spychacze. Jedno twoje słowo, a
zobaczysz jak pracują Pardusyci.
Mkoll odwrócił się i odszedł do swej Salamandry. Nie podobała mu się propozycja Sirusa,
zbyt kolidowała ze zwyczajowymi metodami działania sierżanta. Mkoll niechętnie zapatrywał
się na Limatę płonącą w ogniu eksplozji, równaną z ziemią działami czołgów. Mógłby zdobyć
miasteczko wyłącznie siłami Duchów, był tego całkowicie pewien, Gaunt nalegał jednak
bardzo na przyjazną kooperację z pardusyckimi czołgistami.
Przechylił się ponad burtą transportera i zdjął z uchwytu słuchawkę radiokomunikatora.
- Szpica do jedynki.
- Jedynka, melduj.
- Jesteśmy w Limacie, mamy tu małe kłopoty. Przynajmniej jedno pole minowe. Proszę o
pozwolenie dla kapitana Sirusa na wejście do miasta. Szybko i z hukiem.
- Czy to konieczne ?
- Kazał pan być dla nich miłym.
101
- Kazałem. Udzielam pozwolenia.
Mkoll odwiesił na swoje miejsce słuchawkę i odwrócił się w stronę grupy Domora.
- Zapakujcie sprzęt z powrotem na pokład. To runda Pardusytów.
Pomrukując coś z niezadowoleniem żołnierze zaczęli zdejmować założone już na plecy
wykrywacze.
- Kapitanie ? Mkoll pomachał ręką Sirusowi Skoro pan nalegał, proszę przodem.
Pardusyta uśmiechnął się wyraznie zadowolony z pozwolenia i pobiegł czym prędzej do
czekającego na jałowym biegu czołgu.
Dwa Conquerory przetoczyły się z metalicznym łoskotem obok Salamander i ruszyły w
stronę miasteczka. Destroyer pozostał na swej pozycji, jego silniki mruczały cicho.
Obydwa czołgi opuściły zamontowane na przednim pancerzu spychacze, potoczyły się do
przodu ryjąc metalowymi płytami nawierzchnię drogi. Metoda oczyszczania pola autorstwa
kapitana Sirusa okazała się równie brutalna, co ogłuszająca.
Grube pancerne łyżki spychaczy zgarniały zakopane płytko pod ziemią miny spiętrzając je
jedna na drugiej i detonując kolejno. Nad czołgami zaczęła się unosić chmura dymu i
kawałków nawierzchni, feeria ognistych rozbłysków punktowała przestrzeń tuż przed
maszynami. Jeśli któraś z min wybuchłaby pod brzuchem czołgu, bez wątpienia uszkodziłaby
go lub zniszczyła. Wykopywane niczym ziemniaki ładunki eksplodowały nieszkodliwie na
metalowych powierzchniach spychaczy, co najwyżej żłobiąc w nich płytkie rysy.
Mkoll musiał w duchu przyznać, że było to imponujące widowisko.
Kłęby dymu dotarły w końcu do miejsca, gdzie parkowały Salamandry. Sierżant
przymknął nieco oczy i skontrolował przez radio status obu ukrytych w zaroślach drużyn.
Gniew Pardui i Lew Pardui wtoczyły się do Limaty po niecałych pięciu minutach,
pozostawiając za sobą zrytą gąsienicami i poznaczoną kraterami drogę dojazdową. Mkoll
przesadził burtę Salamandry i wydał załogom wszystkich trzech transporterów rozkaz
ruszenia w ślad za czołgami.
Rzucił okiem za siebie i zamarł. Destroyer zniknął gdzieś bez śladu.
- Co to, cholera ? sierżant nie zdołał powstrzymać pomruku zdumienia. Jakim cudem coś
tak dużego, ciężkiego i brzydkiego mogło ot tak sobie zniknąć ?
- Dowódca szpicy do Destroyera. Gdzie wy jesteście ?
- Destroyer do szpicy. Przepraszam za niespodziankę. Standardowa procedura. Wycofałem
się z drogi pod osłonę drzew. Frontalne ataki to działka Conquerorów, a Sirus zna się na
swojej robocie.
- Przyjąłem Mkoll, zasadniczo nie dysponujący specjalistyczną wiedzą na temat broni
pancernej, zdążył już zauważyć różnice pomiędzy Conquerorami i Destroyerem. Podczas gdy
Conquerory były wysokie, niemalże stateczne, z masywnymi wieżami artyleryjskimi,
Destroyer zwracał uwagę niskim i wąskim kadłubem, w który wbudowano pojedynczy
system uzbrojenia. Ten typ czołgu był drapieżnikiem, łowcą innych czołgów, uzbrojonym w
kolosalne działo laserowe. Był to w opinii Mkolla pancerny odpowiednik gwardyjskiego
snajpera. Celny, szybki, skryty.
Destroyer przydzielony do szpicy nosił nazwę Szary Venger, dowodził nim kapitan [ Pobierz całość w formacie PDF ]