[ Pobierz całość w formacie PDF ]
— Ja ich również nie lubię — rzuciła po chwili. — Ale trudno czasami obejść się bez nich. A brat już
wie? Pan powiedział mu o tym?
Robin się zachmurzył. Przechylił się nieco i przez kilka sekund nie dawał odpowiedzi. Wreszcie
wyjąkał:
— Zapytywał mnie wprawdzie, czy boli mnie głowa, ale nie chciałem się przyznać. Powiedziałem, że
nie. Po co właściwie mam sprawiać mu kłopot? Szkoda go męczyć. On i tak nie pomoże.
— Ale doktor by mógł — rzekła pani Rickett, spoglądając przez okno na małego Freda. Bawił się w
ogrodzie, pędząc wesoło za małym kurczakiem. Oni istotnie czasami umieją zaradzić.
— Nie zależy mi na tym — odburknął Robin. Obróciła się ku niemu i spojrzała mu w oczy.
— Pan nie powinien tak mówić — odparła życzliwie. Była dziwnie wzruszona apatią Robina.
— Co się z panem dzieje? — dodała po chwili. — Czy coś pana dręczy, jakieś zmartwienie?
Robin ponownie przechylił się naprzód. Spojrzał ku ziemi, na czuby swych butów, a po chwili
mruknął, jakby istotnie nie miał już nic do stracenia:
— Mam już dosyć życia. Im prędzej się skończy, tym lepiej dla mnie.
— Na miłość Boga! — krzyknęła pani Rickett — nie chcę tego słuchać. Pan nie zdaje sobie sprawy z
tego, co mówi.
Przyjął tę uwagę bez słowa protestu. Głowa mu opadła głęboko ku piersi, przydługie ramiona
spoczęły na kolanach. Wyglądał w tej chwili potwornie, jak małpa.
W kuchni zalegało niemiłe milczenie. Pani Rickett bez przerwy przesuwała żelazkiem, od czasu do
czasu spoglądając przez okno. Dręczyła się myślą, jakby rozproszyć przygnębienie Robina. Wreszcie
po chwili ozwała się pierwsza:
— Właśnie myślę o tym, kiedy miss Moore powróci tu do nas.
Z piersi Robina dobył się jęk. Był dziwnie podobny do ryku zwierzęcia.
Pani Rickett spojrzała, nie ustając w wysiłkach, by go dźwignąć z depresji.
— Ona była bardzo miła i życzliwa dla wszystkich. Pan ją lubił, Robinie?
Robin się ruszył, jakby nagle nim szarpnął gwałtowny ból.
— Co ją może skłonić, by wróciła w te strony? — odezwał się wreszcie. — Nie powróci zapewne,
skoro raz wyjechała.
— Ja jednak myślę, że ją wkrótce ujrzymy — rzekła pani Rickett. — Zależy to od tego, kiedy miss
Fielding powróci do zdrowia. W każdym bądź razie to nie potrwa już długo.
Robin ponownie podskoczył na krześle.
— Nie wróci — zawył, jakby dławiąc się chrypką. — Ja pani mówię, że miss Moore tu nie wróci.
— Skąd pan może wiedzieć? — rzuciła pani Rickett.
— Wiem — odpowiedział, czerwieniejąc z emocji. — Tak długo tu nie wróci, dopóty...
Ryknął coś na koniec, co nie dało się zrozumieć i znowu pogrążył się w głębokim milczeniu.
Pani Rickett przetrzepała tymczasem sukienkę, a gdy rozłożyła ją potem, by odprasować jej fałdy,
spojrzała mu w oczy i rzekła zdumiona:
— Nie przekona mnie pan o tym, że miss Moore nie powróci. Wiadomo mi wprawdzie, że to dama z [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl fopke.keep.pl
— Ja ich również nie lubię — rzuciła po chwili. — Ale trudno czasami obejść się bez nich. A brat już
wie? Pan powiedział mu o tym?
Robin się zachmurzył. Przechylił się nieco i przez kilka sekund nie dawał odpowiedzi. Wreszcie
wyjąkał:
— Zapytywał mnie wprawdzie, czy boli mnie głowa, ale nie chciałem się przyznać. Powiedziałem, że
nie. Po co właściwie mam sprawiać mu kłopot? Szkoda go męczyć. On i tak nie pomoże.
— Ale doktor by mógł — rzekła pani Rickett, spoglądając przez okno na małego Freda. Bawił się w
ogrodzie, pędząc wesoło za małym kurczakiem. Oni istotnie czasami umieją zaradzić.
— Nie zależy mi na tym — odburknął Robin. Obróciła się ku niemu i spojrzała mu w oczy.
— Pan nie powinien tak mówić — odparła życzliwie. Była dziwnie wzruszona apatią Robina.
— Co się z panem dzieje? — dodała po chwili. — Czy coś pana dręczy, jakieś zmartwienie?
Robin ponownie przechylił się naprzód. Spojrzał ku ziemi, na czuby swych butów, a po chwili
mruknął, jakby istotnie nie miał już nic do stracenia:
— Mam już dosyć życia. Im prędzej się skończy, tym lepiej dla mnie.
— Na miłość Boga! — krzyknęła pani Rickett — nie chcę tego słuchać. Pan nie zdaje sobie sprawy z
tego, co mówi.
Przyjął tę uwagę bez słowa protestu. Głowa mu opadła głęboko ku piersi, przydługie ramiona
spoczęły na kolanach. Wyglądał w tej chwili potwornie, jak małpa.
W kuchni zalegało niemiłe milczenie. Pani Rickett bez przerwy przesuwała żelazkiem, od czasu do
czasu spoglądając przez okno. Dręczyła się myślą, jakby rozproszyć przygnębienie Robina. Wreszcie
po chwili ozwała się pierwsza:
— Właśnie myślę o tym, kiedy miss Moore powróci tu do nas.
Z piersi Robina dobył się jęk. Był dziwnie podobny do ryku zwierzęcia.
Pani Rickett spojrzała, nie ustając w wysiłkach, by go dźwignąć z depresji.
— Ona była bardzo miła i życzliwa dla wszystkich. Pan ją lubił, Robinie?
Robin się ruszył, jakby nagle nim szarpnął gwałtowny ból.
— Co ją może skłonić, by wróciła w te strony? — odezwał się wreszcie. — Nie powróci zapewne,
skoro raz wyjechała.
— Ja jednak myślę, że ją wkrótce ujrzymy — rzekła pani Rickett. — Zależy to od tego, kiedy miss
Fielding powróci do zdrowia. W każdym bądź razie to nie potrwa już długo.
Robin ponownie podskoczył na krześle.
— Nie wróci — zawył, jakby dławiąc się chrypką. — Ja pani mówię, że miss Moore tu nie wróci.
— Skąd pan może wiedzieć? — rzuciła pani Rickett.
— Wiem — odpowiedział, czerwieniejąc z emocji. — Tak długo tu nie wróci, dopóty...
Ryknął coś na koniec, co nie dało się zrozumieć i znowu pogrążył się w głębokim milczeniu.
Pani Rickett przetrzepała tymczasem sukienkę, a gdy rozłożyła ją potem, by odprasować jej fałdy,
spojrzała mu w oczy i rzekła zdumiona:
— Nie przekona mnie pan o tym, że miss Moore nie powróci. Wiadomo mi wprawdzie, że to dama z [ Pobierz całość w formacie PDF ]