[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zechciej pokazać mi dokładnie cel ich podróży& oczywiście w interesie prawdy i sprawiedliwości,
które obaj tak cenimy. Długo jeszcze? Czyżbym miał tu tkwić, bezsilny i nieruchomy do sądnego
dnia?
Kaz nie usłyszał już Sardala Crystalhorna. Być może elf, zadowolony z działania pułapki, nie
uważał za konieczne rozmówić się z więzniem. Kaz zostanie tu więc po kres i przez całą wieczność
będzie się gapił w złocistą pustkę.
W tej samej chwili, w której ta myśl przyszła mu do głowy, przekonał się, że w rzeczywistości
jest inaczej zaczął odzyskiwać zdolność ruchu. Mógł odetchnąć, poruszyć głową, napiąć ramiona i
mrugać powiekami! Zdumiewające, ile radości można mieć ze zwykłego mrugnięcia! Koń pod Kazem
również zaczął się poruszać i spadać potrząsnął głową i zarżał, kiedy się przekonał, iż może biec.
Wraz z powrotem możliwości ruchu powróciło także wrażenie spadania! Kaz zacisnął nogi
wokół końskiego tułowia, samolubnie licząc na to, że rumak jakoś złagodzi jego własny upadek.
I oto nagle, równie niespodzianie jak poprzednio, złota pustka ustąpiła miejsca trawie i drzewom,
a właściwie puszczy. W tej samej chwili, w której kopyta jego rumaka dotknęły murawy, Kaz gotów
był podciąć konia i puścić się szalonym galopem, jakby goniły go wszystkie hordy demonów z
otchłani. Powstrzymała go od tego jedna rzecz. Tuż przed nim pojawiła się sylwetka Sardala
Crystalhorna z uniesionym w górę czarodziejskim posochem. [W języku polskim nie ma właściwie
słowa, które by dobrze oddało znaczenie angielskiego magie staff. Czarodziejska różdżka to w
naszej baśniowej literaturze dla maluchów coś, czym posiłkowały się dobre wróżki. Laska to
przedmiot raczej dla staruszków. Kijem czy pałką posługiwali się w sposób zupełnie nie
magiczny banici Robin Hooda. Istnieje jednak stary i niemal już zapomniany wyraz, który dobrze
oddaje określone znaczenie słowa staff. Słowem tym jest posoch - oznaczający wyciętą z solidnej
gałęzi laskę długości prawie dwu metrów, będącą kiedyś niemal podstawowym wyposażeniem
każdego pątnika, czy - właśnie! - pogańskiego wróżą. Posochy bywały nieraz zdobione na końcach,
opatrzone w zaczep na podróżne biesagi lub rzezbione w jakieś symbole - dokładnie tak jak laski
czarodziejów na Krynnie]
Elf uśmiechał się przyjaznie, a jego szaty miały barwę najczystszej bieli. Kaz poczuł doń
natychmiast nieufność.
- Przez chwilę sądziłem, że nigdy nie zdołam wydobyć cię z tej pułapki! Myślałem, że minotaury
mają dość oleju we łbie, żeby można im powierzyć jakieś proste zadanie, w rodzaju wręczenia
pergaminu niczego nie podejrzewającemu, podstępnemu mrocznemu elfowi! Kaz rozejrzał się
dookoła. Wygląd drzew nie zdradził mu, gdzie się znajduje. Mogła
to być każda z puszczy na świecie, choć podejrzewał, że wie, która konkretnie. Gdzie jestem? Jak
długo& jak długo byłem uwięziony w& no, cokolwiek to było?
- Jesteś niemal u celu swej podróży. W Qualinesti i odrobinę na południe, jeśli chcesz wiedzieć
dokładnie to trzy dni temu opuściłeś twierdzę Vingaard. - Byłem więc uwięziony mniej więcej przez
jeden dzień? Nie trwało to wieczność?
- O, doskonale umiem sobie wyobrazić, że mogło wydawać się, iż trwa to znacznie dłużej&
zważywszy, że nie potrzebowałeś tam jeść, pić i spać. Pomyślałem to jako karę.
- Karę? - Oczy minotaura zapłonęły czerwienią. Jego dłoń zamknęła się na drzewcu topora - tego
samego, który dał mu stojący teraz przed nim Sardal Crystalhorn. - Nie zamierzałem karać ciebie,
lecz Argaena. - Ha!
- Wiem, że przekroczył wszelkie granice. Nie należał do najzdolniejszych czy szczególnie
utalentowanych i zawsze uciekał się do szukania inspiracji u przedstawicieli młodszych ras. Przez
kilkanaście lat studiował charaktery różnych ras& szczególnie upodobał sobie ludzi. Posunął się do
tego, że wśród nich zamieszkał. Ludzie mają wiele cech wartościowych i godnych naśladowania,
Argaen jednak zajął się najgorszymi& i świetnie je sobie przyswoił. Posiadał wszystko, prócz
zdolności w magii - i jej właśnie pożądał, czując się okradziony z tego, co należało mu się od
urodzenia. Zaczął więc potajemnie kraść i podpatrywać magię, gdzie tylko mógł ją znalezć.
Rozumiem, że kradł magiczne artefakty tym, którzy je posiadali. - Dlaczego nie powstrzymałeś go
wcześniej?
- Przykro mi to rzec, ale sam odkryłem prawdę dopiero niedawno, kiedy przysłał mi jego
zdaniem niewinnie brzmiące pytanie dotyczące szalonego maga, Galan Dracosa! Wtedy dopiero
pojąłem, że pożąda skarbów Dracosa, które zebrali rycerze. Przedtem pytał mnie o wejścia do krypt,
co - jak sądzę - dość długo mu się nie udawało. Kaz, co zaszło w Vingaardzie? Jak udało mu się
wślizgnąć do podziemi? Jeśli chodzi o fizyczne zabezpieczenia, wiedział o nich tyle, ile kura o życiu
pozagrobowym.
Kaz opowiedział Sardalowi o ostatnich wydarzeniach, zaczynając od momentu, kiedy grupa
spotkała się z Argaenem w Vingaardzie, skończył zaś na zdjęciu pieczęci z pergaminu. Sardal
potrząsał tylko głową.
- Wszystkie starania na nic! Wiesz, minotaurze, ile mocy zawarłem w magicznym więzieniu, z
którego musiałem cię uwalniać? Nieprędko będę mógł dokonać podobnego wyczynu. I cóż takiego
ukradł Argaen z krypt Vingaardu?
Kaz opisał mu szmaragdową sferę i jej zrodzoną z chaosu moc - podpierał się przy tym
wiadomościami uzyskanymi od Humy i swoimi własnymi obserwacjami. Gdy skończył, spytał
Sardala: - A teraz rzeknij mi, mości elfie, co z moimi przyjaciółmi?
- Nie zatrzymali się. Bennet uważa, że jesteś martwy albo wpadłeś w sidła Argaena.
Rozważywszy wszystko, doszedł do wniosku, że postąpi najlepiej, jeśli będą kontynuować misję,
mimo że ty z niej wypadłeś. - Bennet jest rycerzem solamnijskim. Ja na jego miejscu postąpiłbym tak
samo.
- Obawiam się jednak, że natkną się na pewne& przeszkody. Widzisz, niedaleko stąd zbierają się
resztki armii Królowej Smoków. Myślą, że nikt o tym nie wie. Tacy jak oni nie zdołają się jednak
ukryć przed wzrokiem elfów. Twoi przyjaciele jadą więc prosto w pułapkę. - Tracę więc czas! -
warknął Kaz. Zaczął zawracać rumaka. - Którędy do nich?
- Nigdy nie traci czasu ten, kto poświęca go na ułożenie dobrego planu - stwierdził elf
filozoficznie.
Kaz szarpnął wodze i przechylił głowę tak, by spojrzeć wstecz na Sardala. - Co to znaczy?
- Znaczy to, że mam szybszy sposób przeniesienia nas na miejsce& Przekonasz się, jaki.
Powinien już tu być..
Wierzchowiec minotaura spłoszył się nagle, jakby zwęszył coś w lesie. Kaz ujął w dłoń drzewce
topora. Cokolwiek koń wyczuł, kroczył powoli i rozważnie.
Z lasu za Sardalem wyłoniło się wspaniałe zwierzę. Wzrostem dorównywało rumakowi Kaza.
Potężne łapy dotykały ziemi lekko i bezszelestnie. Z paszczy dość wielkiej, by utonęło w niej ramię
minotaura, zwisał czerwony jęzor. Przybysz pokryty był miękkim, srebrzystym futrem.
Kaz patrzył na największego wilka, jakiego kiedykolwiek zdarzyło mu się oglądać. Jego minione [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl fopke.keep.pl
zechciej pokazać mi dokładnie cel ich podróży& oczywiście w interesie prawdy i sprawiedliwości,
które obaj tak cenimy. Długo jeszcze? Czyżbym miał tu tkwić, bezsilny i nieruchomy do sądnego
dnia?
Kaz nie usłyszał już Sardala Crystalhorna. Być może elf, zadowolony z działania pułapki, nie
uważał za konieczne rozmówić się z więzniem. Kaz zostanie tu więc po kres i przez całą wieczność
będzie się gapił w złocistą pustkę.
W tej samej chwili, w której ta myśl przyszła mu do głowy, przekonał się, że w rzeczywistości
jest inaczej zaczął odzyskiwać zdolność ruchu. Mógł odetchnąć, poruszyć głową, napiąć ramiona i
mrugać powiekami! Zdumiewające, ile radości można mieć ze zwykłego mrugnięcia! Koń pod Kazem
również zaczął się poruszać i spadać potrząsnął głową i zarżał, kiedy się przekonał, iż może biec.
Wraz z powrotem możliwości ruchu powróciło także wrażenie spadania! Kaz zacisnął nogi
wokół końskiego tułowia, samolubnie licząc na to, że rumak jakoś złagodzi jego własny upadek.
I oto nagle, równie niespodzianie jak poprzednio, złota pustka ustąpiła miejsca trawie i drzewom,
a właściwie puszczy. W tej samej chwili, w której kopyta jego rumaka dotknęły murawy, Kaz gotów
był podciąć konia i puścić się szalonym galopem, jakby goniły go wszystkie hordy demonów z
otchłani. Powstrzymała go od tego jedna rzecz. Tuż przed nim pojawiła się sylwetka Sardala
Crystalhorna z uniesionym w górę czarodziejskim posochem. [W języku polskim nie ma właściwie
słowa, które by dobrze oddało znaczenie angielskiego magie staff. Czarodziejska różdżka to w
naszej baśniowej literaturze dla maluchów coś, czym posiłkowały się dobre wróżki. Laska to
przedmiot raczej dla staruszków. Kijem czy pałką posługiwali się w sposób zupełnie nie
magiczny banici Robin Hooda. Istnieje jednak stary i niemal już zapomniany wyraz, który dobrze
oddaje określone znaczenie słowa staff. Słowem tym jest posoch - oznaczający wyciętą z solidnej
gałęzi laskę długości prawie dwu metrów, będącą kiedyś niemal podstawowym wyposażeniem
każdego pątnika, czy - właśnie! - pogańskiego wróżą. Posochy bywały nieraz zdobione na końcach,
opatrzone w zaczep na podróżne biesagi lub rzezbione w jakieś symbole - dokładnie tak jak laski
czarodziejów na Krynnie]
Elf uśmiechał się przyjaznie, a jego szaty miały barwę najczystszej bieli. Kaz poczuł doń
natychmiast nieufność.
- Przez chwilę sądziłem, że nigdy nie zdołam wydobyć cię z tej pułapki! Myślałem, że minotaury
mają dość oleju we łbie, żeby można im powierzyć jakieś proste zadanie, w rodzaju wręczenia
pergaminu niczego nie podejrzewającemu, podstępnemu mrocznemu elfowi! Kaz rozejrzał się
dookoła. Wygląd drzew nie zdradził mu, gdzie się znajduje. Mogła
to być każda z puszczy na świecie, choć podejrzewał, że wie, która konkretnie. Gdzie jestem? Jak
długo& jak długo byłem uwięziony w& no, cokolwiek to było?
- Jesteś niemal u celu swej podróży. W Qualinesti i odrobinę na południe, jeśli chcesz wiedzieć
dokładnie to trzy dni temu opuściłeś twierdzę Vingaard. - Byłem więc uwięziony mniej więcej przez
jeden dzień? Nie trwało to wieczność?
- O, doskonale umiem sobie wyobrazić, że mogło wydawać się, iż trwa to znacznie dłużej&
zważywszy, że nie potrzebowałeś tam jeść, pić i spać. Pomyślałem to jako karę.
- Karę? - Oczy minotaura zapłonęły czerwienią. Jego dłoń zamknęła się na drzewcu topora - tego
samego, który dał mu stojący teraz przed nim Sardal Crystalhorn. - Nie zamierzałem karać ciebie,
lecz Argaena. - Ha!
- Wiem, że przekroczył wszelkie granice. Nie należał do najzdolniejszych czy szczególnie
utalentowanych i zawsze uciekał się do szukania inspiracji u przedstawicieli młodszych ras. Przez
kilkanaście lat studiował charaktery różnych ras& szczególnie upodobał sobie ludzi. Posunął się do
tego, że wśród nich zamieszkał. Ludzie mają wiele cech wartościowych i godnych naśladowania,
Argaen jednak zajął się najgorszymi& i świetnie je sobie przyswoił. Posiadał wszystko, prócz
zdolności w magii - i jej właśnie pożądał, czując się okradziony z tego, co należało mu się od
urodzenia. Zaczął więc potajemnie kraść i podpatrywać magię, gdzie tylko mógł ją znalezć.
Rozumiem, że kradł magiczne artefakty tym, którzy je posiadali. - Dlaczego nie powstrzymałeś go
wcześniej?
- Przykro mi to rzec, ale sam odkryłem prawdę dopiero niedawno, kiedy przysłał mi jego
zdaniem niewinnie brzmiące pytanie dotyczące szalonego maga, Galan Dracosa! Wtedy dopiero
pojąłem, że pożąda skarbów Dracosa, które zebrali rycerze. Przedtem pytał mnie o wejścia do krypt,
co - jak sądzę - dość długo mu się nie udawało. Kaz, co zaszło w Vingaardzie? Jak udało mu się
wślizgnąć do podziemi? Jeśli chodzi o fizyczne zabezpieczenia, wiedział o nich tyle, ile kura o życiu
pozagrobowym.
Kaz opowiedział Sardalowi o ostatnich wydarzeniach, zaczynając od momentu, kiedy grupa
spotkała się z Argaenem w Vingaardzie, skończył zaś na zdjęciu pieczęci z pergaminu. Sardal
potrząsał tylko głową.
- Wszystkie starania na nic! Wiesz, minotaurze, ile mocy zawarłem w magicznym więzieniu, z
którego musiałem cię uwalniać? Nieprędko będę mógł dokonać podobnego wyczynu. I cóż takiego
ukradł Argaen z krypt Vingaardu?
Kaz opisał mu szmaragdową sferę i jej zrodzoną z chaosu moc - podpierał się przy tym
wiadomościami uzyskanymi od Humy i swoimi własnymi obserwacjami. Gdy skończył, spytał
Sardala: - A teraz rzeknij mi, mości elfie, co z moimi przyjaciółmi?
- Nie zatrzymali się. Bennet uważa, że jesteś martwy albo wpadłeś w sidła Argaena.
Rozważywszy wszystko, doszedł do wniosku, że postąpi najlepiej, jeśli będą kontynuować misję,
mimo że ty z niej wypadłeś. - Bennet jest rycerzem solamnijskim. Ja na jego miejscu postąpiłbym tak
samo.
- Obawiam się jednak, że natkną się na pewne& przeszkody. Widzisz, niedaleko stąd zbierają się
resztki armii Królowej Smoków. Myślą, że nikt o tym nie wie. Tacy jak oni nie zdołają się jednak
ukryć przed wzrokiem elfów. Twoi przyjaciele jadą więc prosto w pułapkę. - Tracę więc czas! -
warknął Kaz. Zaczął zawracać rumaka. - Którędy do nich?
- Nigdy nie traci czasu ten, kto poświęca go na ułożenie dobrego planu - stwierdził elf
filozoficznie.
Kaz szarpnął wodze i przechylił głowę tak, by spojrzeć wstecz na Sardala. - Co to znaczy?
- Znaczy to, że mam szybszy sposób przeniesienia nas na miejsce& Przekonasz się, jaki.
Powinien już tu być..
Wierzchowiec minotaura spłoszył się nagle, jakby zwęszył coś w lesie. Kaz ujął w dłoń drzewce
topora. Cokolwiek koń wyczuł, kroczył powoli i rozważnie.
Z lasu za Sardalem wyłoniło się wspaniałe zwierzę. Wzrostem dorównywało rumakowi Kaza.
Potężne łapy dotykały ziemi lekko i bezszelestnie. Z paszczy dość wielkiej, by utonęło w niej ramię
minotaura, zwisał czerwony jęzor. Przybysz pokryty był miękkim, srebrzystym futrem.
Kaz patrzył na największego wilka, jakiego kiedykolwiek zdarzyło mu się oglądać. Jego minione [ Pobierz całość w formacie PDF ]