[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie uwzględnił swego kuzyna w testamencie.
Rolf Walberg przycisnął rękę Czarodziejki do swoich ust. Był bardzo poru-
szony, ale nie chciał nic mówić. Zamiast niego odezwała się Judyta.
Chcemy być dobrymi sąsiadami, droga Czarodziejko powiedziała ser-
decznie, a Rolf dodał: Pani zawsze może na nas liczyć!
Od ciebie, Czarodziejko, można się nauczyć, jak zachować się w sytu-
acjach dramatycznych powiedziała Judyta i objęła przyjaciółkę.
A czyż ty nie czynisz podobnie, Judyto? Słyszałam od twego brata, że
dzielnie gospodarujesz w domu w Neulinden.
R
L
T
Judyta westchnęła. Wiele mi jeszcze brakuje, ale Rolf jest bardzo wyro-
zumiały. Podporządkowałam się konieczności. Przypominasz sobie, co powie-
dział twój opiekun, gdyśmy ostatni raz siedzieli razem z nim? Chcieć tego, co
jest konieczne." Wzięłam sobie to do serca, a kierując się tą zasadą można zdzia-
łać wszystko.
Felicja przytaknęła. Tak, to jedna ze złotych myśli, które słyszałam od
wujka. Również ja staram się o to, aby chcieć tego, co konieczne.
A więc, do rychłego zobaczenia w Neulinden, łaskawa panienko.
Tak, panie Walberg. Jak tylko przyjadę do Heidehofu, złożę panu i Judycie
wizytę sąsiedzką. A więc do zobaczenia!
To było ich pożegnanie.
W pokoju gobejinowym Felicja pozostała sama. Zamknęła oczy, aby pozbie-
rać myśli po tym wszystkim, co przyniosła ostatnia godzina. Potem podeszła do
srebrnej kasety, która stała jeszcze na stole, wyciągnęła znaleziony kluczyk i
włożyła go do zamka, który otworzył się bez trudu. Wiedziała już na pewno, w
jaki sposób zginął testament. Trzeba tylko dać klucz notariuszowi i powiedzieć
mu, gdzie go znalazła. Potem poszukać przyczyn i prawdopodobnie sprawa wy-
szłaby na jaw. Ale nigdy tego nie zrobi! Ryszard Wernher nie powinien się nigdy
dowiedzieć, co zrobiła jego matka i na jego nazwisku nie powinno być żadnej
plamy.
Ale klucz, który znalazła, zawiesiła obok zegarka na łańcuszku, ponieważ
chciała go przechować dla upamiętnienia przeżytych godzin.
W gorączkowym podnieceniu wróciła pani Emilia Wemher do domu. Jej mąż
uważał ten stan za zrozumiały i dlatego nie dopatrzył się niczego szczególnego,
kiedy oświadczyła, że chce pozostać sama w swoim pokoju. On zaś zbyt pochło-
nięty był otwierającymi się nowymi widokami na przyszłość, aby zwracać
baczną uwagę na żonę. Pani Emilia przywołała dziewczynę i powiedziała jej, że
nie będzie dziś potrzebować jej pomocy i żeby nie zakłócała jej spokoju. Po tych
słowach przeszła do sypialni, zamykając za sobą drzwi. Dopiero gdy została sa-
R
L
T
ma, odetchnęła głęboko i położyła rękę na sercu, które biło niespokojnym ryt-
mem.
Otworzyła drżącymi rękami bielizniarkę, w której ukryła zrabowaną kasetę,
aby do niej zajrzeć i zniszczyć znajdujący się tam testament. Sądziła, że dopiero
wtedy, gdy to uczyni, odzyska znowu spokój. Nerwowymi ruchami szukała w
kieszeni małego złotego kluczyka, ale nadaremnie. Kluczyka nie znalazła.
Przeniknął ją paniczny strach, gdy stwierdziła swoją stratę. Niezdolna do te-
go, aby się poruszyć, siedziała milcząc z kasetą na kolanach. Nie, to niemożliwe,
ten klucz musi się znalezć! I znowu zaczęła przeszukiwać nerwowo kieszenie,
ale klucza tam nie było. Jej lęk stawał się co raz większy. A jeśli zgubiła klucz w
domu Wernhera i tam go znajdą?
Próbowała przymusić się do spokoju, ale im dłużej myślała próbując wyobra-
zić sobie całą sytuację, tym bardziej nieprawdopodobne wydawało się jej to
wszystko. Była raczej pewna, że wyciągnęła klucz razem z chusteczką na ulicy,
rozgorączkowana, chciała obetrzeć pot z twarzy. Jeśli odnalazł go tam ktoś obcy,
nie ma się czym martwić.
Ale teraz pojawiło się nowe pytanie: jak otworzy kasetę? Jest to przecież sta-
ry, artystycznie wykonany zamek, niełatwo odnalezć pasujący klucz.
Pani Emilia wyciągnęła pęk swoich kluczy i manipulowała nimi w zamku,
ale, rzecz jasna, bezskutecznie. Rozwalenie kasety siłą również nie wchodziło w
rachubę. Zamek był mocny, wykonany solidnie i lękała się, by go nie uszkodzić.
Należało postępować ostrożnie, albowiem mąż pani Emilii widział niedawno ka-
setę całą i w należytym porządku. Gdyby nagle teraz o nią zapytał i ujrzał ją
uszkodzoną...?
Całkowicie wyczerpana, pani Emilia zrezygnowała z dalszych prób i schowa-
ła nieszczęsną kasetę, od zawartości której tak wiele zależało, do bielizniarki, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl fopke.keep.pl
nie uwzględnił swego kuzyna w testamencie.
Rolf Walberg przycisnął rękę Czarodziejki do swoich ust. Był bardzo poru-
szony, ale nie chciał nic mówić. Zamiast niego odezwała się Judyta.
Chcemy być dobrymi sąsiadami, droga Czarodziejko powiedziała ser-
decznie, a Rolf dodał: Pani zawsze może na nas liczyć!
Od ciebie, Czarodziejko, można się nauczyć, jak zachować się w sytu-
acjach dramatycznych powiedziała Judyta i objęła przyjaciółkę.
A czyż ty nie czynisz podobnie, Judyto? Słyszałam od twego brata, że
dzielnie gospodarujesz w domu w Neulinden.
R
L
T
Judyta westchnęła. Wiele mi jeszcze brakuje, ale Rolf jest bardzo wyro-
zumiały. Podporządkowałam się konieczności. Przypominasz sobie, co powie-
dział twój opiekun, gdyśmy ostatni raz siedzieli razem z nim? Chcieć tego, co
jest konieczne." Wzięłam sobie to do serca, a kierując się tą zasadą można zdzia-
łać wszystko.
Felicja przytaknęła. Tak, to jedna ze złotych myśli, które słyszałam od
wujka. Również ja staram się o to, aby chcieć tego, co konieczne.
A więc, do rychłego zobaczenia w Neulinden, łaskawa panienko.
Tak, panie Walberg. Jak tylko przyjadę do Heidehofu, złożę panu i Judycie
wizytę sąsiedzką. A więc do zobaczenia!
To było ich pożegnanie.
W pokoju gobejinowym Felicja pozostała sama. Zamknęła oczy, aby pozbie-
rać myśli po tym wszystkim, co przyniosła ostatnia godzina. Potem podeszła do
srebrnej kasety, która stała jeszcze na stole, wyciągnęła znaleziony kluczyk i
włożyła go do zamka, który otworzył się bez trudu. Wiedziała już na pewno, w
jaki sposób zginął testament. Trzeba tylko dać klucz notariuszowi i powiedzieć
mu, gdzie go znalazła. Potem poszukać przyczyn i prawdopodobnie sprawa wy-
szłaby na jaw. Ale nigdy tego nie zrobi! Ryszard Wernher nie powinien się nigdy
dowiedzieć, co zrobiła jego matka i na jego nazwisku nie powinno być żadnej
plamy.
Ale klucz, który znalazła, zawiesiła obok zegarka na łańcuszku, ponieważ
chciała go przechować dla upamiętnienia przeżytych godzin.
W gorączkowym podnieceniu wróciła pani Emilia Wemher do domu. Jej mąż
uważał ten stan za zrozumiały i dlatego nie dopatrzył się niczego szczególnego,
kiedy oświadczyła, że chce pozostać sama w swoim pokoju. On zaś zbyt pochło-
nięty był otwierającymi się nowymi widokami na przyszłość, aby zwracać
baczną uwagę na żonę. Pani Emilia przywołała dziewczynę i powiedziała jej, że
nie będzie dziś potrzebować jej pomocy i żeby nie zakłócała jej spokoju. Po tych
słowach przeszła do sypialni, zamykając za sobą drzwi. Dopiero gdy została sa-
R
L
T
ma, odetchnęła głęboko i położyła rękę na sercu, które biło niespokojnym ryt-
mem.
Otworzyła drżącymi rękami bielizniarkę, w której ukryła zrabowaną kasetę,
aby do niej zajrzeć i zniszczyć znajdujący się tam testament. Sądziła, że dopiero
wtedy, gdy to uczyni, odzyska znowu spokój. Nerwowymi ruchami szukała w
kieszeni małego złotego kluczyka, ale nadaremnie. Kluczyka nie znalazła.
Przeniknął ją paniczny strach, gdy stwierdziła swoją stratę. Niezdolna do te-
go, aby się poruszyć, siedziała milcząc z kasetą na kolanach. Nie, to niemożliwe,
ten klucz musi się znalezć! I znowu zaczęła przeszukiwać nerwowo kieszenie,
ale klucza tam nie było. Jej lęk stawał się co raz większy. A jeśli zgubiła klucz w
domu Wernhera i tam go znajdą?
Próbowała przymusić się do spokoju, ale im dłużej myślała próbując wyobra-
zić sobie całą sytuację, tym bardziej nieprawdopodobne wydawało się jej to
wszystko. Była raczej pewna, że wyciągnęła klucz razem z chusteczką na ulicy,
rozgorączkowana, chciała obetrzeć pot z twarzy. Jeśli odnalazł go tam ktoś obcy,
nie ma się czym martwić.
Ale teraz pojawiło się nowe pytanie: jak otworzy kasetę? Jest to przecież sta-
ry, artystycznie wykonany zamek, niełatwo odnalezć pasujący klucz.
Pani Emilia wyciągnęła pęk swoich kluczy i manipulowała nimi w zamku,
ale, rzecz jasna, bezskutecznie. Rozwalenie kasety siłą również nie wchodziło w
rachubę. Zamek był mocny, wykonany solidnie i lękała się, by go nie uszkodzić.
Należało postępować ostrożnie, albowiem mąż pani Emilii widział niedawno ka-
setę całą i w należytym porządku. Gdyby nagle teraz o nią zapytał i ujrzał ją
uszkodzoną...?
Całkowicie wyczerpana, pani Emilia zrezygnowała z dalszych prób i schowa-
ła nieszczęsną kasetę, od zawartości której tak wiele zależało, do bielizniarki, [ Pobierz całość w formacie PDF ]