[ Pobierz całość w formacie PDF ]
poprzecinać kable prowadzące od instalacji odgromowych. Jest ich tysiąc jeden, a ponieważ ciągle
biją w nie pioruny, potrzeba by specjalnego sprzętu.
Ostatnich słów Tima Sam już nie słyszał. Problemy Nicka i Farma Błyskawic nagle zeszły na
dalszy plan. Poczuł narastające zimno i włos zjeżył mu się na głowie. Popychając Tima, rzucił się
do przodu. Pierwsza fala Zmarłych była tuż, tuż. W takiej sytuacji wszelkie dyskusje o puszkach
połączeniowych były zupełnie bezprzedmiotowe.
- Nadchodzą! - krzyknął i wskoczył na ogromny kamień. Sięgnął do Kodeksu, żeby
przygotować zaklęcia - i zdziwił się, jak łatwo mu to poszło. Wiatr wiał przecież od zachodu, a
odległość od Muru była na tyle duża, że Sameth spodziewał się sporych trudności. A jednak bez
większych problemów nawiązał kontakt z Kodeksem, w dodatku tak mocny, jakby znajdował się w
Starym Królestwie. Moc Kodeksu otaczała go, ale i wypełniała zarazem.
- Przygotować się! - krzyknął Greene, a sierżanci i kaprale przekazali tę komendę wszystkim
żołnierzom, którzy stali wokół skutego lodem ciała Lirael, starając się je chronić. - Pamiętajcie, że
to Abhorsen! Nikt obcy nie może się do niej zbliżyć!
- Abhorsen - Sam na chwilę przymknął oczy, starając się przezwyciężyć uczucie smutku. Nie
było czasu, by opłakiwać rodziców i zastanawiać się, jak będzie wyglądał świat bez nich. Zmarli
Pomocnicy sunęli już w dół zbocza, a czując w pobliżu %7łycie, znacznie przyspieszyli kroku.
Sam przygotował zaklęcie i bacznie rozejrzał się wkoło. Wszyscy łucznicy założyli już strzały
na cięciwy i dobrali się parami z żołnierzami uzbrojonymi w bagnety. Greene i Tindall stanęli koło
Sama, obaj wyposażeni w zaklęcia Kodeksu. Lirael znajdowała się kilka kroków za nimi,
bezpieczna w środku ciasnego kręgu żołnierzy.
Ale gdzie podział się Mogget? Białego kota nie było nigdzie w zasięgu wzroku.
Rozdział dwudziesty trzeci
Lathal, Pan wszelkiej ohydy
Piątą Bramę tworzył wodowstęp, czyli odwrócony wodospad. Nurt natrafiał tu na niewidzialną
ścianę, zderzał się z nią i piął w górę. Zcieżka ciemnej wstęgi, która przecinała Piąty Rejon,
urywała się nagle tuż przed wodowstępem i w tym miejscu ziała dziura. Lirael i pies stali nad nią,
przypatrywali się płynącej w górę wodzie, a strach chwytał ich za gardła. Obserwowanie wód,
które wznosiły się, zamiast opadać, powodowało znaczną dezorientację, choć na szczęście górne
partie wodowstępu ginęły w szarej mgle. Mimo to Lirael miała wrażenie, że zawieszone zostało
działanie naturalnej grawitacji i lada moment ona sama, podobnie jak woda, wzniesie się do góry.
Uczucie to potęgowała świadomość, że w zaklęciu Wolnej Magii, które wypowiadała, by
przekroczyć Piątą Bramę, była mowa o drodze w górę. Ponieważ nie było tu ani schodów, ani
żadnej ścieżki, zaklęcie miało najwyrazniej chronić przed tym, by wodowstęp nie porwał jej zbyt
wysoko.
- Chwyć mnie za obrożę, pani - powiedział pies, spoglądając na wznoszącą się wodę. - W
przeciwnym razie moc zaklęcia mnie nie obejmie.
Lirael wsunęła miecz do pochwy i mocno złapała Podłe Psisko za obrożę utworzoną ze znaków
Kodeksu. Poczuła znajome, kojące ciepło, lecz jednocześnie odniosła dziwne wrażenie, że widziała
te znaki wcześniej - i to stosunkowo niedawno - w jakimś zupełnie innym miejscu, nie na obroży
psa, której dotykała już przecież setki razy. Nie miała jednak czasu, by poświęcić temu problemowi
więcej uwagi.
Trzymając mocno swojego przyjaciela, Lirael wymówiła magiczne słowa mające wynieść ich
w górę wodowstępu. Gdy je wypowiadała, poczuła gorąco bijące od zaklęcia Wolnej Magii, która
wypełniała jej nozdrza i wypływała z ust. Pomyślała, że do reszty straci od tego głos, ale ku jej
zaskoczeniu, zaklęcie zdawało się raczej łagodzić skutki przeziębienia, którego nabawiła się
jeszcze w Ancelstierre. Nie znaczyło to jednak, że magia uleczyła również jej realne ciało, które
zostawiła w %7łyciu. Lirael nie wiedziała, do jakiego stopnia to, co działo się Zmierci, mogło
przenosić się na %7łycie. Z jednym wyjątkiem - gdyby zabito ją w Zmierci, jej fizyczne ciało bez
wątpienia umarłoby także.
Zaklęcie nie od razu zaczęło jednak działać i przez moment Lirael zastanawiała się, czy nie
powinna go powtórzyć. Wtem zauważyła, że ze ściany wodowstępu oddzieliła się cieniutka
warstwa wody, wyglądająca jak dziwna, szeroka macka. Przesuwała się skokowo nad czeluścią, aż
połączyła się z ciemną wstęgą, na której stała Lirael i Podłe Psisko. Następnie owinęła się wokół
nich, nie dotykając jednak ich ciał. Mieli wrażenie, że okrywa ich wielki koc. Po chwili macka
zaczęła wędrować w górę wodowstępu, w tym samym tempie, co nurt płynącej pionowo rzeki,
unosząc Lirael i stojącego przy niej psa.
Wznosili się jednostajnym ruchem przez kilka minut, aż Piąty Rejon zniknął im z oczu, tonąc
w szarej mgle. Wodowstęp piął się w górę, prawdopodobnie bez końca, ale przezroczysta winda,
którą jechali, nagle stanęła. Macka oplatająca ich ciała cofnęła się w głąb ściany tworzącej
wodowstęp i wyrzuciła oboje pasażerów po jego przeciwnej stronie.
Lirael zamrugała oczami, lądując tam, gdzie zgodnie ze zdrowym rozsądkiem powinien był
znajdować się szczyt urwiska. Przeciwna strona wodowstępu miała jednak tyleż wspólnego ze
zdrowym rozsądkiem, co jego wędrujące wbrew siłom grawitacji wody. W jakiś niezrozumiały
sposób znalezli się w Szóstym Rejonie. Rzeka przekształciła się tutaj w płytkie rozlewisko,
pozbawione nurtu. Za to wokoło aż roiło się od Zmarłych.
Lirael czuła ich obecność tak wyraznie, że wielu musiało stać gdzieś bardzo blisko niej,
zapewne kryjąc się pod wodą. Natychmiast puściła obrożę psa i sięgnęła po Nehimę. Gdy
wyciągała go z pochwy, ostrze wydało cichy brzęk.
Miecz i dzwonek, które dzierżyła w ręku, stanowiły wystarczającą przestrogę dla większości
Zmarłych, którzy tkwili tutaj bezczynnie, dopóki nie zdarzyło się coś, co kazało im maszerować w
głąb Zmierci. Nie byli na tyle potężni ani nie posiedli odpowiedniej wiedzy, by wędrować w
przeciwnym kierunku. Tylko naprawdę nieliczni decydowali się podjąć walkę o powrót do %7łycia.
Oni to właśnie natychmiast wyczuli, że w pobliżu znajduje się żywa istota, i poczuli nieodpartą
chęć, by nią zawładnąć. Inni nekromanci, których spotkali w Zmierci wcześniej, zaspokoili na jakiś
czas ich głód %7łycia, czy tego chcieli, czy nie. Dzięki temu Zmarli mogli dotrzeć aż tutaj od progów
Dziewiątej Bramy. Ta nekromantka, którą spotkali teraz, była bardzo młoda i wydawała się
stanowić łatwy łup dla każdego z Wielkich Zmarłych, który akurat znalazłby się niedaleko.
Tak się złożyło, że w pobliżu pojawiło się ich trzech.
Lirael rozejrzała się i zauważyła, że wśród zobojętniałych na wszystko pomniejszych duchów [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl fopke.keep.pl
poprzecinać kable prowadzące od instalacji odgromowych. Jest ich tysiąc jeden, a ponieważ ciągle
biją w nie pioruny, potrzeba by specjalnego sprzętu.
Ostatnich słów Tima Sam już nie słyszał. Problemy Nicka i Farma Błyskawic nagle zeszły na
dalszy plan. Poczuł narastające zimno i włos zjeżył mu się na głowie. Popychając Tima, rzucił się
do przodu. Pierwsza fala Zmarłych była tuż, tuż. W takiej sytuacji wszelkie dyskusje o puszkach
połączeniowych były zupełnie bezprzedmiotowe.
- Nadchodzą! - krzyknął i wskoczył na ogromny kamień. Sięgnął do Kodeksu, żeby
przygotować zaklęcia - i zdziwił się, jak łatwo mu to poszło. Wiatr wiał przecież od zachodu, a
odległość od Muru była na tyle duża, że Sameth spodziewał się sporych trudności. A jednak bez
większych problemów nawiązał kontakt z Kodeksem, w dodatku tak mocny, jakby znajdował się w
Starym Królestwie. Moc Kodeksu otaczała go, ale i wypełniała zarazem.
- Przygotować się! - krzyknął Greene, a sierżanci i kaprale przekazali tę komendę wszystkim
żołnierzom, którzy stali wokół skutego lodem ciała Lirael, starając się je chronić. - Pamiętajcie, że
to Abhorsen! Nikt obcy nie może się do niej zbliżyć!
- Abhorsen - Sam na chwilę przymknął oczy, starając się przezwyciężyć uczucie smutku. Nie
było czasu, by opłakiwać rodziców i zastanawiać się, jak będzie wyglądał świat bez nich. Zmarli
Pomocnicy sunęli już w dół zbocza, a czując w pobliżu %7łycie, znacznie przyspieszyli kroku.
Sam przygotował zaklęcie i bacznie rozejrzał się wkoło. Wszyscy łucznicy założyli już strzały
na cięciwy i dobrali się parami z żołnierzami uzbrojonymi w bagnety. Greene i Tindall stanęli koło
Sama, obaj wyposażeni w zaklęcia Kodeksu. Lirael znajdowała się kilka kroków za nimi,
bezpieczna w środku ciasnego kręgu żołnierzy.
Ale gdzie podział się Mogget? Białego kota nie było nigdzie w zasięgu wzroku.
Rozdział dwudziesty trzeci
Lathal, Pan wszelkiej ohydy
Piątą Bramę tworzył wodowstęp, czyli odwrócony wodospad. Nurt natrafiał tu na niewidzialną
ścianę, zderzał się z nią i piął w górę. Zcieżka ciemnej wstęgi, która przecinała Piąty Rejon,
urywała się nagle tuż przed wodowstępem i w tym miejscu ziała dziura. Lirael i pies stali nad nią,
przypatrywali się płynącej w górę wodzie, a strach chwytał ich za gardła. Obserwowanie wód,
które wznosiły się, zamiast opadać, powodowało znaczną dezorientację, choć na szczęście górne
partie wodowstępu ginęły w szarej mgle. Mimo to Lirael miała wrażenie, że zawieszone zostało
działanie naturalnej grawitacji i lada moment ona sama, podobnie jak woda, wzniesie się do góry.
Uczucie to potęgowała świadomość, że w zaklęciu Wolnej Magii, które wypowiadała, by
przekroczyć Piątą Bramę, była mowa o drodze w górę. Ponieważ nie było tu ani schodów, ani
żadnej ścieżki, zaklęcie miało najwyrazniej chronić przed tym, by wodowstęp nie porwał jej zbyt
wysoko.
- Chwyć mnie za obrożę, pani - powiedział pies, spoglądając na wznoszącą się wodę. - W
przeciwnym razie moc zaklęcia mnie nie obejmie.
Lirael wsunęła miecz do pochwy i mocno złapała Podłe Psisko za obrożę utworzoną ze znaków
Kodeksu. Poczuła znajome, kojące ciepło, lecz jednocześnie odniosła dziwne wrażenie, że widziała
te znaki wcześniej - i to stosunkowo niedawno - w jakimś zupełnie innym miejscu, nie na obroży
psa, której dotykała już przecież setki razy. Nie miała jednak czasu, by poświęcić temu problemowi
więcej uwagi.
Trzymając mocno swojego przyjaciela, Lirael wymówiła magiczne słowa mające wynieść ich
w górę wodowstępu. Gdy je wypowiadała, poczuła gorąco bijące od zaklęcia Wolnej Magii, która
wypełniała jej nozdrza i wypływała z ust. Pomyślała, że do reszty straci od tego głos, ale ku jej
zaskoczeniu, zaklęcie zdawało się raczej łagodzić skutki przeziębienia, którego nabawiła się
jeszcze w Ancelstierre. Nie znaczyło to jednak, że magia uleczyła również jej realne ciało, które
zostawiła w %7łyciu. Lirael nie wiedziała, do jakiego stopnia to, co działo się Zmierci, mogło
przenosić się na %7łycie. Z jednym wyjątkiem - gdyby zabito ją w Zmierci, jej fizyczne ciało bez
wątpienia umarłoby także.
Zaklęcie nie od razu zaczęło jednak działać i przez moment Lirael zastanawiała się, czy nie
powinna go powtórzyć. Wtem zauważyła, że ze ściany wodowstępu oddzieliła się cieniutka
warstwa wody, wyglądająca jak dziwna, szeroka macka. Przesuwała się skokowo nad czeluścią, aż
połączyła się z ciemną wstęgą, na której stała Lirael i Podłe Psisko. Następnie owinęła się wokół
nich, nie dotykając jednak ich ciał. Mieli wrażenie, że okrywa ich wielki koc. Po chwili macka
zaczęła wędrować w górę wodowstępu, w tym samym tempie, co nurt płynącej pionowo rzeki,
unosząc Lirael i stojącego przy niej psa.
Wznosili się jednostajnym ruchem przez kilka minut, aż Piąty Rejon zniknął im z oczu, tonąc
w szarej mgle. Wodowstęp piął się w górę, prawdopodobnie bez końca, ale przezroczysta winda,
którą jechali, nagle stanęła. Macka oplatająca ich ciała cofnęła się w głąb ściany tworzącej
wodowstęp i wyrzuciła oboje pasażerów po jego przeciwnej stronie.
Lirael zamrugała oczami, lądując tam, gdzie zgodnie ze zdrowym rozsądkiem powinien był
znajdować się szczyt urwiska. Przeciwna strona wodowstępu miała jednak tyleż wspólnego ze
zdrowym rozsądkiem, co jego wędrujące wbrew siłom grawitacji wody. W jakiś niezrozumiały
sposób znalezli się w Szóstym Rejonie. Rzeka przekształciła się tutaj w płytkie rozlewisko,
pozbawione nurtu. Za to wokoło aż roiło się od Zmarłych.
Lirael czuła ich obecność tak wyraznie, że wielu musiało stać gdzieś bardzo blisko niej,
zapewne kryjąc się pod wodą. Natychmiast puściła obrożę psa i sięgnęła po Nehimę. Gdy
wyciągała go z pochwy, ostrze wydało cichy brzęk.
Miecz i dzwonek, które dzierżyła w ręku, stanowiły wystarczającą przestrogę dla większości
Zmarłych, którzy tkwili tutaj bezczynnie, dopóki nie zdarzyło się coś, co kazało im maszerować w
głąb Zmierci. Nie byli na tyle potężni ani nie posiedli odpowiedniej wiedzy, by wędrować w
przeciwnym kierunku. Tylko naprawdę nieliczni decydowali się podjąć walkę o powrót do %7łycia.
Oni to właśnie natychmiast wyczuli, że w pobliżu znajduje się żywa istota, i poczuli nieodpartą
chęć, by nią zawładnąć. Inni nekromanci, których spotkali w Zmierci wcześniej, zaspokoili na jakiś
czas ich głód %7łycia, czy tego chcieli, czy nie. Dzięki temu Zmarli mogli dotrzeć aż tutaj od progów
Dziewiątej Bramy. Ta nekromantka, którą spotkali teraz, była bardzo młoda i wydawała się
stanowić łatwy łup dla każdego z Wielkich Zmarłych, który akurat znalazłby się niedaleko.
Tak się złożyło, że w pobliżu pojawiło się ich trzech.
Lirael rozejrzała się i zauważyła, że wśród zobojętniałych na wszystko pomniejszych duchów [ Pobierz całość w formacie PDF ]