[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tościowego w życiu.
Poczuła dłoń matki na swoim ramieniu.
- Kochanie, może to rozłożysz? - powiedziała, podając jej dwa koce.
Beth obróciła się i zobaczyła, że jej matka przywiozła jedzenie na piknik i ona, i jej
ojciec właśnie wyjmowali rzeczy z samochodu.
Ogarnęła ją fala wdzięczności dla taktu i domyślności jej rodziców i uśmiechnęła
się do nich ciepło. Nie mieli za dużo czasu, żeby coś przygotować, mimo to spakowali
chleb, ser, masło czekoladowe, owoce i coś do picia - na tyle dużo, by starczyło dla
wszystkich na wczesny lunch.
Beth rozłożyła koce na trawie i z wdzięcznością uścisnęła matkę.
R
L
T
- Dziękuję, mamo.
- To nic takiego - odrzekła, odwzajemniając uśmiech. - I tak planowaliśmy piknik,
więc tylko dołożyłam trochę jedzenia, żeby starczyło dla dwóch osób więcej. Pomyśle-
liśmy, że ty i Nico mogliście nie zdążyć zjeść... - Zawiesiła głos pytająco.
Beth pomyślała o dzisiejszym przedpołudniu - od przyjazdu pod dom wczesnym
rankiem, aż po rozmowę z Nikiem w jej sypialni. Rzeczywiście, nie było ani minuty na
śniadanie. Jej wzrok powędrował ku Nicowi, który rozmawiał z Markiem. Chłopiec
opowiadał mu o czymś z przejęciem.
- Nie, jeszcze nie jedliśmy - odpowiedziała matce, nie obracając się do niej.
Tkliwość zalewała jej serce, kiedy patrzyła na dwoje ludzi, których kochała naj-
mocniej na świecie.
Jej matka musiała domyślić się, w jakim córka jest nastroju, bo poklepała ją po-
krzepiająco po ramieniu i oddaliła się. Gdy wszystko było już gotowe, zawołała Marca i
Nica na lunch. Kiedy opadło już napięcie związane z pierwszym spotkaniem Nica z syn-
kiem, Beth i Nico zrobili się bardzo głodni. Tymczasem Marco zaaferowany rozmową
niemal zapominał o lunchu. Nie mógł się naopowiadać Nicowi o tym, w co bawi się z
Misty, o początkach ich przyjazni czy o zwyczajach psa. Przez pół godziny zdążył opo-
wiedzieć Nicowi o ulubionych książkach, które mama czyta mu na dobranoc, a także o
swoich ukochanych zabawkach. Nico słuchał z wielką uwagą, dopytywał się o różne
szczegóły i od czasu do czasu wymieniał porozumiewawcze spojrzenie z Beth, kiedy
malec relacjonował jakąś zabawną historię z ich życia. Te chwile były dla Beth i Marca
cudowne ponad wszelkie wyobrażenie. Kent nigdy nie miał ochoty stać się dla Marca
prawdziwym ojcem, więc Beth pierwszy raz w życiu mogła dzielić zachwyt nad synkiem
z kimś innym niż jej rodzice.
Kiedy jej matka zdecydowała, że już pora udać się do domu, Beth ze zdziwieniem
stwierdziła, jak szybko upłynął im razem czas.
Miała ogromną ochotę zatrzymać Marca przy sobie na cały dzień, ale ten weekend
u rodziców był zaplanowany tak dawno, że nie miała serca pozbawiać ich obecności
Marca, a dziecka - towarzystwa ukochanych dziadków. Wiedziała, że jej rodzice kupili
dla wnuczka bilety niespodziankę do kina. Bajka zaczynała się za godzinę.
R
L
T
Zawołała Marca i pomogła spakować wszystko do samochodu. Misty wskoczyła
na siedzenie obok malca.
Nico odsunął się dyskretnie, by mogła pożegnać się z rodzicami i synkiem, za co
Beth była mu bardzo wdzięczna. Potrzebowała kilku chwil, by wziąć się w garść, uspo-
koić emocje i uporządkować myśli. Zastanawiała się, kiedy Marco będzie gotów, by
usłyszeć o tym, że Nico jest jego prawdziwym ojcem. I dokąd poprowadzi to jej relację z
Nikiem - czy dzielenie się obowiązkami i troskami rodziców zmieni ich sytuację?
Na samą myśl o jego bliskości Beth zacisnęła dłonie.
Czy zdoła zapanować nad swoimi uczuciami?
Kiedy Marco pomachał im na do widzenia i samochód zniknął za zakrętem, Nico
zwrócił się do niej.
- Musimy porozmawiać o pewnych sprawach.
Beth także uświadamiała sobie tę konieczność, ale ton jego głosu zaniepokoił ją.
- Jeśli chcesz, możemy wrócić do mnie. A może wolisz do hotelu?
Nico zesztywniał.
- Może być tutaj.
Na placu zabaw? - zdziwiła się Beth. Przechyliła głowę na bok, patrząc na niego
uważnie, jednak jego twarz nie zdradzała żadnych emocji. To miała być ważna rozmowa,
więc czemu rozmawiać w parku? Może podjął właśnie jakąś decyzję i nie chciał czekać?
Bał się, że się rozmyśli?
Rozejrzała się, szukając dogodnego miejsca, jednak wszystkie ławki stojące w
parku były zajęte. Równie dobrze mogli rozmawiać tutaj, stojąc.
- Co chcesz mi powiedzieć?
- Pobierzemy się tak szybko jak to możliwe. - Jego głos sprawiał wrażenie obojęt-
nego, a twarz nadal była nieprzenikniona.
Jakby mówił o czymś zwykłym, a nie właśnie proponował jej małżeństwo.
Beth poczuła ucisk w żołądku i krew uderzyła jej do głowy. Drugi raz w jej życiu
któryś z braci Jordanów zażądał jej ręki. Tyle że tym razem było gorzej. To był mężczy-
zna, o którym marzyła, że pewnego dnia oświadczy się jej z miłości. Przez te wszystkie
R
L
T
lata fantazjowała, że Nico ją odnajdzie, otworzy przed nią serce... Ale takich oświadczyn
nie przewidziała. I na pewno o nich nie marzyła.
Zwilżyła wargi i wzięła głęboki oddech.
- Czemu?
Ich oczy spotkały się.
- Marco potrzebuje dwojga rodziców.
- On ma dwoje rodziców.
Nico założył ręce na piersi i zaczął się kołysać na obcasach butów. Jak zwykle, był
pewien, że osiągnie to, czego chce.
- On musi mieć oboje rodziców w tym samym domu, oboje aktywnie uczestniczą-
cych w jego życiu.
Jej serce biło gwałtownie, tak że nie słyszała własnych myśli. Wiedziała jednak, że
powinna nad sobą panować, aby odeprzeć jego argumenty. Małżeństwo nie wchodziło w
grę.
- Oboje możemy aktywnie uczestniczyć w jego życiu, nie biorąc ślubu ani nie ży-
jąc pod jednym dachem.
- Absolutnie się z tym nie zgadzam. - Machnął lekceważąco ręką. - Dla dobra
Marca, powinniśmy wziąć ślub.
Zgrzytnęła zębami, zirytowana jego przemądrzałym ton.
- Nie mów mi, czego Marco potrzebuje. Jestem jego matką. Znam go.
Nico spojrzał na nią spod zmarszczonych brwi.
- Jak na razie zapewniłaś mu opiekę Kenta i pozbawiłaś go ojca i dziadka, którzy
by go kochali.
Beth otworzyła usta, żeby odpowiedzieć, ale nie dobył się z nich żaden dzwięk.
Jego uwaga dotknęła ją boleśnie i znowu ogarnęło ją znajome poczucie winy, które
sprawiło, że ścisnął się jej żołądek.
Położyła dłoń na brzuchu i chwilę zaczekała, aż odzyska głos.
- Rozumiem twój punkt widzenia. Ale jestem dobrą matką.
- A ja byłbym dobrym ojcem - powiedział cicho, ale stanowczo.
Beth widziała, jak mówiąc to, nieświadomie zaciska pięści.
R
L
T
- Byłbyś najlepszym ojcem na świecie, nigdy nie miałam co do tego wątpliwości. -
Przełknęła głośno ślinę. Wiedziała, że ból i gorycz, jakie teraz odczuwa, są i jego udzia-
łem. - Jest mi bardziej przykro, niż możesz to sobie wyobrazić. Wszystko to bardzo cię
zmieniło.
- Co masz na myśli? - zapytał.
Beth spojrzała przed siebie, starając się uporządkować myśli. Na placu bawiła się
jakaś rodzina - matka, ojciec i dwóch chłopców. Rodzina. Jej oczy wypełniły się łzami,
gdy zobaczyła ich wspólne szczęście, śmiech i radosne okrzyki podczas zabawy.
Gdyby wyszła za Nica, stworzyłaby pseudorodzinę. Znowu. Kłamstwo rozdziera-
łoby jej serce każdego dnia.
Cofnęła się o krok, stwarzając zarówno fizyczną, jak i emocjonalną barierę między
nimi. Ale nie musiała się o to obawiać - oni i tak już dawno zerwali więzi, które łączyły
ich kiedyś.
- Nie wyjdę za ciebie, Nico. Nie zamierzam znowu się zaprzedawać i oddawać rękę
mężczyznie, który mnie nie kocha. Nawet jeśli to by znaczyło, że Marco miałby matkę i
prawdziwego ojca pod jednym dachem.
Codzienna bliskość człowieka, którego kocha, a którego uczucie do niej dawno [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl fopke.keep.pl
tościowego w życiu.
Poczuła dłoń matki na swoim ramieniu.
- Kochanie, może to rozłożysz? - powiedziała, podając jej dwa koce.
Beth obróciła się i zobaczyła, że jej matka przywiozła jedzenie na piknik i ona, i jej
ojciec właśnie wyjmowali rzeczy z samochodu.
Ogarnęła ją fala wdzięczności dla taktu i domyślności jej rodziców i uśmiechnęła
się do nich ciepło. Nie mieli za dużo czasu, żeby coś przygotować, mimo to spakowali
chleb, ser, masło czekoladowe, owoce i coś do picia - na tyle dużo, by starczyło dla
wszystkich na wczesny lunch.
Beth rozłożyła koce na trawie i z wdzięcznością uścisnęła matkę.
R
L
T
- Dziękuję, mamo.
- To nic takiego - odrzekła, odwzajemniając uśmiech. - I tak planowaliśmy piknik,
więc tylko dołożyłam trochę jedzenia, żeby starczyło dla dwóch osób więcej. Pomyśle-
liśmy, że ty i Nico mogliście nie zdążyć zjeść... - Zawiesiła głos pytająco.
Beth pomyślała o dzisiejszym przedpołudniu - od przyjazdu pod dom wczesnym
rankiem, aż po rozmowę z Nikiem w jej sypialni. Rzeczywiście, nie było ani minuty na
śniadanie. Jej wzrok powędrował ku Nicowi, który rozmawiał z Markiem. Chłopiec
opowiadał mu o czymś z przejęciem.
- Nie, jeszcze nie jedliśmy - odpowiedziała matce, nie obracając się do niej.
Tkliwość zalewała jej serce, kiedy patrzyła na dwoje ludzi, których kochała naj-
mocniej na świecie.
Jej matka musiała domyślić się, w jakim córka jest nastroju, bo poklepała ją po-
krzepiająco po ramieniu i oddaliła się. Gdy wszystko było już gotowe, zawołała Marca i
Nica na lunch. Kiedy opadło już napięcie związane z pierwszym spotkaniem Nica z syn-
kiem, Beth i Nico zrobili się bardzo głodni. Tymczasem Marco zaaferowany rozmową
niemal zapominał o lunchu. Nie mógł się naopowiadać Nicowi o tym, w co bawi się z
Misty, o początkach ich przyjazni czy o zwyczajach psa. Przez pół godziny zdążył opo-
wiedzieć Nicowi o ulubionych książkach, które mama czyta mu na dobranoc, a także o
swoich ukochanych zabawkach. Nico słuchał z wielką uwagą, dopytywał się o różne
szczegóły i od czasu do czasu wymieniał porozumiewawcze spojrzenie z Beth, kiedy
malec relacjonował jakąś zabawną historię z ich życia. Te chwile były dla Beth i Marca
cudowne ponad wszelkie wyobrażenie. Kent nigdy nie miał ochoty stać się dla Marca
prawdziwym ojcem, więc Beth pierwszy raz w życiu mogła dzielić zachwyt nad synkiem
z kimś innym niż jej rodzice.
Kiedy jej matka zdecydowała, że już pora udać się do domu, Beth ze zdziwieniem
stwierdziła, jak szybko upłynął im razem czas.
Miała ogromną ochotę zatrzymać Marca przy sobie na cały dzień, ale ten weekend
u rodziców był zaplanowany tak dawno, że nie miała serca pozbawiać ich obecności
Marca, a dziecka - towarzystwa ukochanych dziadków. Wiedziała, że jej rodzice kupili
dla wnuczka bilety niespodziankę do kina. Bajka zaczynała się za godzinę.
R
L
T
Zawołała Marca i pomogła spakować wszystko do samochodu. Misty wskoczyła
na siedzenie obok malca.
Nico odsunął się dyskretnie, by mogła pożegnać się z rodzicami i synkiem, za co
Beth była mu bardzo wdzięczna. Potrzebowała kilku chwil, by wziąć się w garść, uspo-
koić emocje i uporządkować myśli. Zastanawiała się, kiedy Marco będzie gotów, by
usłyszeć o tym, że Nico jest jego prawdziwym ojcem. I dokąd poprowadzi to jej relację z
Nikiem - czy dzielenie się obowiązkami i troskami rodziców zmieni ich sytuację?
Na samą myśl o jego bliskości Beth zacisnęła dłonie.
Czy zdoła zapanować nad swoimi uczuciami?
Kiedy Marco pomachał im na do widzenia i samochód zniknął za zakrętem, Nico
zwrócił się do niej.
- Musimy porozmawiać o pewnych sprawach.
Beth także uświadamiała sobie tę konieczność, ale ton jego głosu zaniepokoił ją.
- Jeśli chcesz, możemy wrócić do mnie. A może wolisz do hotelu?
Nico zesztywniał.
- Może być tutaj.
Na placu zabaw? - zdziwiła się Beth. Przechyliła głowę na bok, patrząc na niego
uważnie, jednak jego twarz nie zdradzała żadnych emocji. To miała być ważna rozmowa,
więc czemu rozmawiać w parku? Może podjął właśnie jakąś decyzję i nie chciał czekać?
Bał się, że się rozmyśli?
Rozejrzała się, szukając dogodnego miejsca, jednak wszystkie ławki stojące w
parku były zajęte. Równie dobrze mogli rozmawiać tutaj, stojąc.
- Co chcesz mi powiedzieć?
- Pobierzemy się tak szybko jak to możliwe. - Jego głos sprawiał wrażenie obojęt-
nego, a twarz nadal była nieprzenikniona.
Jakby mówił o czymś zwykłym, a nie właśnie proponował jej małżeństwo.
Beth poczuła ucisk w żołądku i krew uderzyła jej do głowy. Drugi raz w jej życiu
któryś z braci Jordanów zażądał jej ręki. Tyle że tym razem było gorzej. To był mężczy-
zna, o którym marzyła, że pewnego dnia oświadczy się jej z miłości. Przez te wszystkie
R
L
T
lata fantazjowała, że Nico ją odnajdzie, otworzy przed nią serce... Ale takich oświadczyn
nie przewidziała. I na pewno o nich nie marzyła.
Zwilżyła wargi i wzięła głęboki oddech.
- Czemu?
Ich oczy spotkały się.
- Marco potrzebuje dwojga rodziców.
- On ma dwoje rodziców.
Nico założył ręce na piersi i zaczął się kołysać na obcasach butów. Jak zwykle, był
pewien, że osiągnie to, czego chce.
- On musi mieć oboje rodziców w tym samym domu, oboje aktywnie uczestniczą-
cych w jego życiu.
Jej serce biło gwałtownie, tak że nie słyszała własnych myśli. Wiedziała jednak, że
powinna nad sobą panować, aby odeprzeć jego argumenty. Małżeństwo nie wchodziło w
grę.
- Oboje możemy aktywnie uczestniczyć w jego życiu, nie biorąc ślubu ani nie ży-
jąc pod jednym dachem.
- Absolutnie się z tym nie zgadzam. - Machnął lekceważąco ręką. - Dla dobra
Marca, powinniśmy wziąć ślub.
Zgrzytnęła zębami, zirytowana jego przemądrzałym ton.
- Nie mów mi, czego Marco potrzebuje. Jestem jego matką. Znam go.
Nico spojrzał na nią spod zmarszczonych brwi.
- Jak na razie zapewniłaś mu opiekę Kenta i pozbawiłaś go ojca i dziadka, którzy
by go kochali.
Beth otworzyła usta, żeby odpowiedzieć, ale nie dobył się z nich żaden dzwięk.
Jego uwaga dotknęła ją boleśnie i znowu ogarnęło ją znajome poczucie winy, które
sprawiło, że ścisnął się jej żołądek.
Położyła dłoń na brzuchu i chwilę zaczekała, aż odzyska głos.
- Rozumiem twój punkt widzenia. Ale jestem dobrą matką.
- A ja byłbym dobrym ojcem - powiedział cicho, ale stanowczo.
Beth widziała, jak mówiąc to, nieświadomie zaciska pięści.
R
L
T
- Byłbyś najlepszym ojcem na świecie, nigdy nie miałam co do tego wątpliwości. -
Przełknęła głośno ślinę. Wiedziała, że ból i gorycz, jakie teraz odczuwa, są i jego udzia-
łem. - Jest mi bardziej przykro, niż możesz to sobie wyobrazić. Wszystko to bardzo cię
zmieniło.
- Co masz na myśli? - zapytał.
Beth spojrzała przed siebie, starając się uporządkować myśli. Na placu bawiła się
jakaś rodzina - matka, ojciec i dwóch chłopców. Rodzina. Jej oczy wypełniły się łzami,
gdy zobaczyła ich wspólne szczęście, śmiech i radosne okrzyki podczas zabawy.
Gdyby wyszła za Nica, stworzyłaby pseudorodzinę. Znowu. Kłamstwo rozdziera-
łoby jej serce każdego dnia.
Cofnęła się o krok, stwarzając zarówno fizyczną, jak i emocjonalną barierę między
nimi. Ale nie musiała się o to obawiać - oni i tak już dawno zerwali więzi, które łączyły
ich kiedyś.
- Nie wyjdę za ciebie, Nico. Nie zamierzam znowu się zaprzedawać i oddawać rękę
mężczyznie, który mnie nie kocha. Nawet jeśli to by znaczyło, że Marco miałby matkę i
prawdziwego ojca pod jednym dachem.
Codzienna bliskość człowieka, którego kocha, a którego uczucie do niej dawno [ Pobierz całość w formacie PDF ]