[ Pobierz całość w formacie PDF ]

gruzowiska. Strzał, krzyk, strzał. Faber konający pod strzaskanym
podestem. Opętańczy wrzask Latera, a potem Icta bezwładnie oparta o
framugę.
Nienawiść targnęła nim niczym wicher. Zęby zacisnęły się same, z
kieszonek wypadły kły.
- Na razie nie przewiduję takiej opcji  wywarczał zawzięcie. - I bez
dyskusji!
Okruszek sapnął i odwrócił twarz, na której malował się wyraz skrajnej
dezaprobaty. Ale nie powiedział już nic.
Vesperowi pociemniało w oczach. Usiadł, opierając
się plecami o mur.
- Ma ktoś może prawdziwą krew? - spytał cicho. Do diabła ze
ściemnianiem. Jeżeli ma uratować Ictę, musi żyć.
Popatrzył, jak kręcą głowami. No jasne, Nidor ma sztuczną, Okruszek
żadnej, a Echisowi już niepotrzebna.
- Dobra, do roboty - zarządził Nidor. - Echis, umiesz chodzić?
Profesjonalnie?
Były Aowca skinął głową. Nie skomentował, gdzie się nauczył i jak.
- W takim razie pójdziemy razem na szpicy  polecił nocarz. -
Okruszek, zabezpieczasz tyły. Vesper w środku, postaraj się nadążać.
Wszystko jasne?
- Wszystko prócz jednego: kto tu dowodzi? - parsknął Echis. -
Ewidentnie pan generał jest niedysponowany. Więc może trzymajmy się
poprzednich ustaleń. Jestem majorem, pamiętasz?
- A ja pułkownikiem - rzucił zimno nocarz. - Z tymczasowo
zmienionym stopniem. Co mi jednak do końca mózgu nie wyprało!
Były Aowca zmarszczył brwi, przypatrywał się przeciwnikowi przez
chwilę, w końcu jednak niechętnie skinął głową.
- Tak jest, pułkowniku - mruknął ledwo słyszalnym głosem. Odwrócił
się do drzwi, podniósł broń. - Na pański znak!
Okruszek podskoczył do stalowych zawiasów i zaczął przyklejać
termitową imitację gumy do żucia.
Vesper już wiedział, czego się spodziewać. Zpiesznie zacisnął powieki.
***
Wypęłzli na korytarz ściśniętym wężykiem. Powoli, ostrożnie, jeden za
drugim, niemalże leżąc sobie na plecach. Cichuteńko i stabilnie, tym
charakterystycznym chodem, po którym zawsze rozpozna się szkolonego
operatora: pięta-palce, pięta-palce. Tuż przy ścianie, ale
nie za blisko - żeby nie otrzeć się o nią jakimkolwiek sprzętem i
niepożądanym dzwiękiem nie zdradzić swojej obecności.
Dotarli do miejsca, gdzie korytarz rozwidlał się, tworząc literę T. Nidor
zatrzymał się, pozostali dołączyli doń natychmiast. Okruszek, zamykający
grupę, klepnął Vespera w tyłek w jednoznacznym sygnale: gotów! Ten
przekazał klepnięcie Echisowi. Gotów! Były Aowca podał dalej - gotów!
Wyskoczyli jednocześnie z Nidorem, z bronią gotową do strzału, jeden
celując w prawy korytarz, drugi w lewy...
Czysto! Czysto!
Nidor machnął ręką w lewo. Tam pójdziemy.
Echis natychmiast przeszedł na koniec wężyka. Teraz Vesper był
 dwójką". Poprawił uchwyt cezetki. Naprzód!
Sunęli wzdłuż ściany, pięta-palce, pięta-palce.
Nidor zatrzymał się.
Drzwi. Tuż przed nimi, na lewej ścianie.
Vesper przymrużył oczy. Widać zawiasy? Tak, są, z prawej strony. A
zatem drzwi są lewe i otwierają się na zewnątrz. Jest klamka? Tak. Jakieś
dodatkowe zamki? Nie.
Nidor machnął ręką i na ten znak Vesper przeskoczył przed drzwiami
jednym susem, tak, by w szczelinie między drzwiami a podłogą nie było
widać nawet cienia operatora. Przywarował tuż za nimi. Popatrzył na
kolegów - gdy będą gotowi, chwyci za klamkę, otworzy i wpuści ich do
środka.
Okruszek dołączył do Nidora, wypełniając lukę, teraz on będzie
 dwójką". Echis jako  trójka" obserwował tył.
Gotów-gotów-gotów! Vesper szarpnął klamkę, otworzył drzwi.
Operatorzy wtargnęli do środka dynamicznie, lecz spokojnie, bez zbytniego
rozgorączkowania, pilnie zważając na ewentualne odciągi.
Rozległo się ciche  pyk-pyk-pyk" empepiątki Nidora. Serce Vespera
zastukotało w jej rytm. A więc jednak: kontakt! Spiął się, podświadomie
oczekując dalszych odgłosów strzelaniny, ale nic: cisza.
 Dołącz!" - dotarł doń mentalny rozkaz.
Ruszył więc czym prędzej. Potknął się na progu, znów ogarnęła go fala
słabości, ale zawziął się, przywołał do porządku. Wytrzyma, jeszcze trochę.
Wytrzyma.
Odwrócił się plecami do kolegów, ubezpieczając korytarz  na
futrynie". Lewą ręką pochwycił od tyłu pas Echisa, by utrzymywać
kontakt.
 Zamknij drzwi!" - polecił Nidor.
Vesper wykonał polecenie, odwrócił się do kolegów. Nidor z
Okruszkiem czaili się przed kolejnymi drzwiami. Echis zabezpieczał
pomieszczenie.
Na łóżku pod ścianą leżał jakiś człowiek w kałuży krwi. Jego ciałem
wstrząsały drgawki, z ust wydobywało się ciche rzężenie. Umierał.
Vesper cofnął się, wbijając zahipnotyzowany wzrok w ciało
rozciągnięte w skrwawionej pościeli. Poczuł silne mdłości, a w głowie
eksplodowały mu tysiące gwiazd.
Krew. Prawdziwa krew.
Jej słodki zapach unosił się w powietrzu, wypełniając cały pokój
rozkoszną, kuszącą wonią.
- Poczekajcie chwilę... - wyszeptał Vesper drżącym głosem. Jak lunatyk
odwrócił się do człowieka, postąpił krok w jego kierunku. Jeden łyk, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fopke.keep.pl