[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ta jego zgrabna sylwetka. Profil...
Ręce drżały jej odrobinę. Oddech stawał się szybszy.
Nie!
Zwykle tego rodzaju szalone rojenia znikały pod prysznicem. Poszła więc do łazienki,
chciała włączyć zimną wodę. Ale niestety, nie znalazła prysznicu, znajdowała się przecież w
obcym domu i była kompletnie bezradna. Wróciła do okna, ale zaraz znowu od niego odeszła.
To czyste szaleństwo, myślała wzburzona. Jakieś nagłe opętanie. Na szczęście takie
zauroczenie przechodzi. Nie należy się do tego specjalnie przywiązywać, powiedziała sama
do siebie, wracając do domu. Po prostu nie trzeba się tym w ogóle przejmować!
Spokojna Indra nie może zostać wytrącona z równowagi.
Do domu. To najlepsze! Tam odzyska spokój. Wezmie nasenną tabletkę i... Nigdy
przedtem nie używała środków nasennych.
Och, ratunku, muszę się z tym jakoś uporać.
Leżała w łóżku i wpatrywała się w kopułę sufitu, który przesłaniano właśnie okiennicami
na noc. Pasy światła robiły się powoli coraz węższe, aż w końcu zniknęły całkiem. Tabletki
nasenne nie zdążyły jeszcze zadziałać. Indra wyciągnęła rękę i zapaliła lampę. Aagodne
światło rozjaśniło mrok na tyle, że mogłaby czytać, gdyby chciała, ona jednak leżała po
prostu bez ruchu i liczyła złote gwiazdy na kopule. Jeśli zgasi światło, gwiazdy również
zgasną.
Wszystko było takie piękne i doskonałe w tym pokoju, wszystkie barwy znakomicie dobrane
tak, by oczy mogły odpoczywać, a zmysły znalezć ukojenie. Całkiem nieoczekiwanie zaczęła
płakać. Był to ten rodzaj płaczu, który powstaje gdzieś w głębi piersi, narasta i siłą wydostaje
się na zewnątrz. Nie mogła sobie przypomnieć, kiedy w ogóle ostatnio płakała.
Prawdopodobnie na pogrzebie mamy i Filipa.
Ale to było bardzo dawno temu.
Teraz nie wiedziała, dlaczego zrobiło jej się tak przykro. A może tak, może wiedziała. W
ostatnich dniach jej ciało i dusza przeżywały ogromne napięcie. Lęk. Niepewność.
- Ja nie chcę - wyszeptała, zanosząc się szlochem. - Ja przecież nie chcę. To wszystko jest
kompletnie beznadziejne, on w ogóle nawet na mnie nie spogląda, a gdyby wiedział o moich
uczuciach, wyśmiałby mnie albo się rozzłościł, w najlepszym razie byłby nieprzyjemnie
poruszony. Chcę mieć normalnego chłopaka, chcę się z nim przekomarzać, chcę odnosić się
do niego z ironią, nie chcę czuć się taka podporządkowana, taka bezradna i... odmienna.
Tak, bo dla niego była z pewnością odmienna. On zwykle przebywał w towarzystwie
Lemurów. A według Lemurów ludzie znajdują się parę stopni poniżej. Ludzie to istoty,
którymi należy się opiekować, uczyć je, ale nie trzeba się z nimi spotykać.
%7łeby tylko mogła stłumić ten rwący, nie dający spokoju głód ciała! Próbowała sobie
wmawiać, że pierwszy lepszy mężczyzna dałby jej ukojenie, wiedziała jednak, że to
nieprawda. Nigdy przedtem tak tego nie odczuwała. Potrzeby ciała były jedynie niewielkim
fragmentem jej pragnień w ogóle. Chciała przyjazni. Koleżeństwa. Oddania i zrozumienia bez
słów.
Pragnęła tego wszystkiego i pragnęła to otrzymać wyłącznie od niego.
- Co, do diabła, się ze mną dzieje? - prychnęła ze złością i wytarła nos w jedną z tych
eleganckich papierowych chusteczek, które zawsze znajdowały się w szufladzie jej nocnej
szafki. - Dłużej tak nie wytrzymam, wyniszczy mnie to, stracę poczucie humoru, własną
tożsamość i moją słynną beztroskę. Spokój ducha. Co się stanie z tą Indrą, którą wszyscy
znają, z tą, która omija wszelkie trudności i unika cięższej pracy?
To jest właśnie to, co się ze mną zaczynało dziać, a czego nie mogłam pojąć.
Podjęłam się pracy z tym nieznośnym smarkaczem z Nowej Atlantydy, ponieważ to on
mnie o to prosił. On mnie wybrał. Chciałam pokazać, że jestem godna zaufania. No, ale to też
świadczy, że on zauważa, iż istnieję.
Więcej nie wolno mi żądać.
Nareszcie na jej wargach pojawił się delikatny uśmieszek.
- Do diabła, jaka się zrobiłam wrażliwa - powiedziała głośno.
W końcu środki nasenne zaczęły działać. Bogu dzięki, pomyślała Indra. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl fopke.keep.pl
Ta jego zgrabna sylwetka. Profil...
Ręce drżały jej odrobinę. Oddech stawał się szybszy.
Nie!
Zwykle tego rodzaju szalone rojenia znikały pod prysznicem. Poszła więc do łazienki,
chciała włączyć zimną wodę. Ale niestety, nie znalazła prysznicu, znajdowała się przecież w
obcym domu i była kompletnie bezradna. Wróciła do okna, ale zaraz znowu od niego odeszła.
To czyste szaleństwo, myślała wzburzona. Jakieś nagłe opętanie. Na szczęście takie
zauroczenie przechodzi. Nie należy się do tego specjalnie przywiązywać, powiedziała sama
do siebie, wracając do domu. Po prostu nie trzeba się tym w ogóle przejmować!
Spokojna Indra nie może zostać wytrącona z równowagi.
Do domu. To najlepsze! Tam odzyska spokój. Wezmie nasenną tabletkę i... Nigdy
przedtem nie używała środków nasennych.
Och, ratunku, muszę się z tym jakoś uporać.
Leżała w łóżku i wpatrywała się w kopułę sufitu, który przesłaniano właśnie okiennicami
na noc. Pasy światła robiły się powoli coraz węższe, aż w końcu zniknęły całkiem. Tabletki
nasenne nie zdążyły jeszcze zadziałać. Indra wyciągnęła rękę i zapaliła lampę. Aagodne
światło rozjaśniło mrok na tyle, że mogłaby czytać, gdyby chciała, ona jednak leżała po
prostu bez ruchu i liczyła złote gwiazdy na kopule. Jeśli zgasi światło, gwiazdy również
zgasną.
Wszystko było takie piękne i doskonałe w tym pokoju, wszystkie barwy znakomicie dobrane
tak, by oczy mogły odpoczywać, a zmysły znalezć ukojenie. Całkiem nieoczekiwanie zaczęła
płakać. Był to ten rodzaj płaczu, który powstaje gdzieś w głębi piersi, narasta i siłą wydostaje
się na zewnątrz. Nie mogła sobie przypomnieć, kiedy w ogóle ostatnio płakała.
Prawdopodobnie na pogrzebie mamy i Filipa.
Ale to było bardzo dawno temu.
Teraz nie wiedziała, dlaczego zrobiło jej się tak przykro. A może tak, może wiedziała. W
ostatnich dniach jej ciało i dusza przeżywały ogromne napięcie. Lęk. Niepewność.
- Ja nie chcę - wyszeptała, zanosząc się szlochem. - Ja przecież nie chcę. To wszystko jest
kompletnie beznadziejne, on w ogóle nawet na mnie nie spogląda, a gdyby wiedział o moich
uczuciach, wyśmiałby mnie albo się rozzłościł, w najlepszym razie byłby nieprzyjemnie
poruszony. Chcę mieć normalnego chłopaka, chcę się z nim przekomarzać, chcę odnosić się
do niego z ironią, nie chcę czuć się taka podporządkowana, taka bezradna i... odmienna.
Tak, bo dla niego była z pewnością odmienna. On zwykle przebywał w towarzystwie
Lemurów. A według Lemurów ludzie znajdują się parę stopni poniżej. Ludzie to istoty,
którymi należy się opiekować, uczyć je, ale nie trzeba się z nimi spotykać.
%7łeby tylko mogła stłumić ten rwący, nie dający spokoju głód ciała! Próbowała sobie
wmawiać, że pierwszy lepszy mężczyzna dałby jej ukojenie, wiedziała jednak, że to
nieprawda. Nigdy przedtem tak tego nie odczuwała. Potrzeby ciała były jedynie niewielkim
fragmentem jej pragnień w ogóle. Chciała przyjazni. Koleżeństwa. Oddania i zrozumienia bez
słów.
Pragnęła tego wszystkiego i pragnęła to otrzymać wyłącznie od niego.
- Co, do diabła, się ze mną dzieje? - prychnęła ze złością i wytarła nos w jedną z tych
eleganckich papierowych chusteczek, które zawsze znajdowały się w szufladzie jej nocnej
szafki. - Dłużej tak nie wytrzymam, wyniszczy mnie to, stracę poczucie humoru, własną
tożsamość i moją słynną beztroskę. Spokój ducha. Co się stanie z tą Indrą, którą wszyscy
znają, z tą, która omija wszelkie trudności i unika cięższej pracy?
To jest właśnie to, co się ze mną zaczynało dziać, a czego nie mogłam pojąć.
Podjęłam się pracy z tym nieznośnym smarkaczem z Nowej Atlantydy, ponieważ to on
mnie o to prosił. On mnie wybrał. Chciałam pokazać, że jestem godna zaufania. No, ale to też
świadczy, że on zauważa, iż istnieję.
Więcej nie wolno mi żądać.
Nareszcie na jej wargach pojawił się delikatny uśmieszek.
- Do diabła, jaka się zrobiłam wrażliwa - powiedziała głośno.
W końcu środki nasenne zaczęły działać. Bogu dzięki, pomyślała Indra. [ Pobierz całość w formacie PDF ]