[ Pobierz całość w formacie PDF ]

może chcesz mi pokazać, jaka jesteś ostra...
- Długo byś nie wytrzymał - uśmiechnęła się słodko i podsunęła mu pod nos ulotkę. -
Umiesz czytać?
%7łeby odgarnąć sobie sprzed oczu ulotkę, musiał ją na chwilę puścić. Wykorzystała ten
moment i odstąpiła kilka kroków do tyłu. Wiedziała, że czując na sobie wzrok kolegów, nie
rzuci się za nią w obawie, że może jej nie złapać. Spojrzał spode łba.
- Jasne, że umiem czytać. - Zmiął ulotkę i wcisnął ją Dani w pierś. - Ale i bez kończe-
nia szkół mogę ci powiedzieć, że nie chcemy tutaj tego gówna. - Jego pociemniała z gniewu
twarz była grozna. - Lepiej zabieraj stąd swoją małą seksowną dupcię i wracaj, skąd cię
przyniosło. Sama się prosisz o kłopoty, panienko.
I obrzuciwszy ją ostatnim, znaczącym spojrzeniem, odwrócił się i odszedł.
Ten wieczorny wypad przyniósł bardzo mizerne efekty.
Dani postanowiła, że rano to sobie powetuje. Ledwie jednak zaczęła witać pierwszą
zmianę, przerwał jej strażnik oznajmiając, że jest znowu proszona do biura. Zirytowana na
Nicka, który wyobrażał sobie zapewne, iż da ale drugi raz wciągnąć w tę samą pułapkę, od-
rzuciła zaproszenie i powróciła do pracy. Jednak rozmawiając ze strażnikiem, przegapiła
S
R
Lizę, która w tym czasie przeszła przez bramę. Zawołała ją, ale Liza nie usłyszała. Będzie
musiała złapać ją po południu.
Kiedy urwały się strumienie wchodzących i wychodzących pracowników i na parkin-
gu zapanował spokój, Dani doszła do wniosku, że nie zaszkodzi dowiedzieć się, czego chce
od niej Nick - zwłaszcza że dała mu jasno do zrozumienia, że nie jest na każde jego zawoła-
nie.
- Do pana Cavenaugh - oznajmiła, podchodząc do bramy.
Strażnik skinął głową i wręczył jej czerwoną plakietkę. Z rosnącą ciekawością ruszyła
do gabinetu Nicka.
Kiedy tam weszła, Nick przechadzał się tam i z powrotem. W mrocznym spojrzeniu,
jakie jej rzucił, czaiła się furia.
- Nic nie mów - zagaiła Dani, bez powodzenia walcząc z cisnącym się na usta uśmie-
chem. - Sama zgadnę. Nie należysz do mężczyzn, którzy lubią, kiedy każe im się czekać.
- Wróciłaś tu wczoraj wieczorem! - krzyknął zaciskając pięści. - A ostrzegałem cię,
żebyś tego nie robiła!
Szorstkość jego głosu i wściekłość płonąca w oczach zbiła ją z tropu. Wstrzymała
oddech, instynktownie jeżąc się na widok wrogości, jaka emanowała z niego niczym iskry
wyładowań elektrostatycznych.
- Jedną chwileczkę, panie Cavenaugh...
- Nie będzie żadnej chwileczki, panno Miller! - Był to właściwie krzyk, w którym
kryła się tak silnie kontrolowana wściekłość, że Dani aż podskoczyła, kiedy ruszył w jej
stronę. Po raz pierwszy w życiu jakiś mężczyzna wprawił ją na chwilę w osłupienie. Oczy
Nicka ciskały gromy, twarz miał ściągniętą, mięśnie na policzkach drgały mu wyraznie. -
Ostrzegałem cię - warknął, cedząc słowa i usiłując zapanować nad głosem. - Mówiłem, że
po zmroku jest tu niebezpiecznie. Myślałem, że masz na tyle oleju w głowie...
- Nie masz prawa mówić mi, co mam robić. - Dani odzyskała wreszcie głos i chociaż
mówiła spokojnie, z zaskoczeniem stwierdziła, że ma pewne trudności ze złapaniem tchu. -
Twoje opinie zupełnie mnie nie interesują. Nie będziesz mi rozkazywał, kiedy i jak mam
wypełniać moje obowiązki...
- Do diabła z twoimi obowiązkami! - wybuchnął Nick. - Doigrasz się tego, że pewne-
go ranka znajdą cię w krzakach pobitą i zgwałconą...
S
R
- Już ci mówiłam...
- Teraz masz słuchać mnie. - Nick postąpił jeszcze jeden złowieszczy krok w jej stro-
nę, ale zatrzymał się. Jeszcze raz uczynił wysiłek, by nadać swemu głosowi spokojne
brzmienie. ale oczy miał nadal mroczne i rozpłomienione. - To nie jest wielkomiejska dziel-
nica przemysłowa. Z twojego motelu jest tu dwadzieścia kilometrów jazdy ciemnymi,
bocznymi drogami, a nie muszę ci uświadamiać, jakie niebezpieczeństwa czyhają na sa-
motną kobietę, jeśli przydarzy jej się jakaś awaria. Owszem, udało ci się dojechać tu bez
przeszkód, ale stanęłaś na kiepsko oświetlonym parkingu, mając z trzech stron gęste zaro-
śla...
- Właśnie ten temat chciałam poruszyć - przerwała mu. Jej głos ociekał zawodową
uprzejmością. - Skoro zatrudniacie na nocnej zmianie tyle kobiet, powinniście naprawdę
zadbać lepiej o ich bezpieczeństwo. Oświetlenie, więcej strażników na służbie, którzy w ra-
zie potrzeby odprowadzaliby kobiety do samochodów, i tym podobne...
Ciemne brwi ściągały się powoli, aż w końcu zbiegły w pojedynczą, zmierzwioną
krechę nad oczami, które płonęły tłumioną wściekłością. Dostrzegła, jak pod rękawami
ciemnej marynarki napinają się mięśnie jego ramion i w tym momencie zdała sobie sprawę,
że Nick miałby ochotę złapać ją i potrząsnąć. Odpowiedział jednak spokojnie, z ogromnym
opanowaniem:
- Zapewniamy bezpieczeństwo zatrudnionym u nas kobietom. Ty jednak nie jesteś
naszym pracownikiem i nie bierzemy na siebie odpowiedzialności...
- No pewnie - przerwała mu cicho Dani ze zrozumieniem. - Jak by to wyglądało,
gdyby na oczach waszego strażnika napadnięto na parkingu na jakąś kobietę? Co by ludzie
powiedzieli?
Ciemny płomień rozgorzał w oczach Nicka i przygasł.
- To prawda - powiedział bardzo spokojnie. - Strażnik nie mógłby opuścić posterunku,
żeby ci pomóc. Byłabyś zdana tylko na siebie.
- I oczywiście fakt, że jestem ze związku... - Potrząsnęła głową z udawanym współ-
czuciem. - Bardzo zle by to o was świadczyło. Bardzo zle.
Nick patrzył na nią. Drgały mu nozdrza.
- Uprzedzałem cię, że nie chcę żadnych kłopotów. Nie zamierzam stać z założonymi
rękami i patrzeć, jak z rozmysłem prowokujesz awanturę...
S
R
- Pan, panie Cavenaugh - odparła uprzejmie, przeszywając go lodowatym spojrzeniem
- nic tu nie poradzi. Wykonuje swoje obowiązki tak, jak uważam za stosowne, a pan nie ma
nade mną żadnej władzy, czy to w tym gabinecie, czy poza nim. A teraz, jeśli to już
wszystko...?
Bezsilność, z jaką zaciskał pięści, i mięśnie drgające mu na policzku powiedziały jej,
że do Nicka dotarło znaczenie jej słów. Przez chwilę jeszcze mierzył ją rozpłomienionym
wzrokiem, a potem odwrócił się do niej plecami.
- Wyjdz stąd - warknął. - Mam dużo pracy.
- To tak jak ja - odparła uprzejmie Dani, nie zaprzepaszczając okazji, by do niej nale-
żało ostatnie słowo. - %7łyczę miłego dnia.
Wyszła nie oglądając się i cicho zamknęła za sobą drzwi, czując na plecach jego
morderczy wzrok.
Jeśli Nick spodziewał się, że to poranne spotkanie zdenerwuje ją albo w jakikolwiek
sposób wyprowadzi z równowagi i przeszkodzi w realizacji zadania, jakie miała tu wyko-
nać, to grubo się mylił. Dani była ulepiona z twardej gliny i słowna utarczka z samego rana
rozpaliła w niej tylko entuzjazm na resztę rozpoczynającego się dnia.
Postanowiła sobie, że tym razem nie może rozminąć się z Lizą. Na długo przed koń- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fopke.keep.pl