[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pchać. - Uśmiechnęła się. - No dobra, po prostu trzeba zrobić
to z wyczuciem. Obiecuję, że nie wystartuję za szybko, by-
ście nie padli jak dłudzy. Chyba że znów zaczniesz się ze
mnie nabijać. Wtedy nic nie będzie pewne.
Ben roześmiał się, Steven mu zawtórował.
Ja się z ciebie nabijam? O czym ty mówisz? Powiedziałem,
że wyglądasz ślicznie.
No właśnie. Nie lubię, gdy ktoś próbuje mną manipulować
czy wciskać mi ciemnotę. A to właśnie robiłeś. Nie jestem
śliczna i nigdy nie byłam, więc sobie daruj.
Steven pokręcił głową.
-Mylisz się tak bardzo, że nawet nie warto tego prostować.
Nigdy się z ciebie nie nabijałem. Dobrze, Ben, chodz,
niech Jackie spróbuje.
Ben posłał mu niedowierzające spojrzenie.
To naprawdę duży samochód, a nie jakieś sportowe cacko.
Zaufałem jej z Suzy - odparł cicho.
Ben nic już nie powiedział. I dobrze, bo nie minęło wiele
czasu, a Jackie wyjechała z rowu. Wysiadła, rzuciła Benowi
kluczyki.
S
R
Charlotte upiekła kurczaka i ciasto z brzoskwiniami. -Gdy
Ben wlepił w nią oczy, perfidnie kusiła dalej: - Ciasto przed
chwilą zostało wyjęte z piecyka.
Do diabła, przestań! - Odwrócił się do Stevena. - No i co ja
mam zrobić? Zna moją słabą stronę. Zresztą tobie już chyba
nie jestem potrzebny, więc idę do domu. Uważaj na siebie. -
Odjechał, zostawiając ich samych.
W ciszy słychać było brzęczenie owadów i śpiew ptaków.
Jackie znalazła kawałek ziemi porośniętej zieloną trawą i
rozsiadła się wygodnie.
- Jesteś głodny? Mam z sobą kosz piknikowy.
Usiadł obok niej.
Pieczony kurczak i ciasto brzoskwiniowe? Ze mną nie pój-
dzie tak łatwo jak z Benem. Domyślam się, że przyjechałaś w
jakimś celu. Przejdzmy do rzeczy.
Jak się domyśliłeś?
Zwykle nie ruszałaś się z domu, to raz. Przyjechałaś tu dżi-
pem Charlotte, a ona nie pożycza go na prawo i lewo, tylko
musi być jakiś szczególny powód, to dwa.
Jackie pokiwała głową.
-Masz rację. Mam konkretną sprawę, i to poważną.
Chciałabym, żebyś wrócił do domu.
Wstrzymał dech. Wiedział, że chodziło jej o dom w tym
szczególnym znaczeniu, nie o budynek. Pokręcił głową.
- Gdy jestem w domu... osaczam cię. - Popatrzył na nią,
tym razem nie starając się ukryć spalającego go pragnienia.
Chciał, by ona to zobaczyła, poczuła do głębi. Pragnął jej,
pożądał. Marzył, by mieć ją przy sobie, czuć obok siebie jej
nagie ciało, porzucić wszelkie opory.
Widział tętno bijące na jej szyi.
- Ja też ciebie osaczam - odparła drżącym głosem - ale
S
R
teraz to nie jest najważniejsze. Suzy cię potrzebuje. Ona tę-
skni za tobą. Tak nie powinno być.
Przesunął ręką po twarzy, zakrył oczy. Prawda była bolesna.
Nie chciał się z nią zmierzyć.
- Tęsknisz za swoją żoną? - zapytała cicho. - Ja to tylko po-
garszam?
Opuścił rękę, popatrzył Jackie głęboko w oczy.
-Moja żona i ja... Nasze małżeństwo nie było idyllą. Nie była
tutaj szczęśliwa, nie była szczęśliwa ze mną. Poznaliśmy się,
gdy byłem w college'u i stałem u progu wielkiej sportowej
kariery. Liczyła, że zostanę gwiazdą futbolu, zapewnię jej
inne życie. Była córką ranczera, lecz marzyła, by o tym za-
pomnieć. Niestety ciężka kontuzja rozwiała te plany. Michel-
le bardzo cierpiała, gdy osiedliśmy na ranczu, mimo to powo-
li jakoś zaczęło się między nami układać, choć coś, co zda-
wało się nam prawdziwym uczuciem, znikło bez śladu. Było
jednak coraz lepiej, po prostu normalnie, bo na nic więcej nie
mogliśmy liczyć. I wtedy Michelle na zawsze odeszła. Tak
było. Jak widzisz, niczego nie pogarszasz, w każdym razie
nie w takim sensie.
Jackie zamrugała.
Wciąż trzymasz się z daleka, choć myślałam, że... że trochę
się do mnie przekonałeś. I że choć na początku tak mnie nie
znosiłeś, to teraz...
To nie jest tak, że cię nie lubię. Lubię cię za bardzo. Gdy
tylko jestem przy tobie, chcę być jeszcze bliżej, dotykać cię.
Więc w tym sensie pogarszasz sprawę, ale to nie jest twoja [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl fopke.keep.pl
pchać. - Uśmiechnęła się. - No dobra, po prostu trzeba zrobić
to z wyczuciem. Obiecuję, że nie wystartuję za szybko, by-
ście nie padli jak dłudzy. Chyba że znów zaczniesz się ze
mnie nabijać. Wtedy nic nie będzie pewne.
Ben roześmiał się, Steven mu zawtórował.
Ja się z ciebie nabijam? O czym ty mówisz? Powiedziałem,
że wyglądasz ślicznie.
No właśnie. Nie lubię, gdy ktoś próbuje mną manipulować
czy wciskać mi ciemnotę. A to właśnie robiłeś. Nie jestem
śliczna i nigdy nie byłam, więc sobie daruj.
Steven pokręcił głową.
-Mylisz się tak bardzo, że nawet nie warto tego prostować.
Nigdy się z ciebie nie nabijałem. Dobrze, Ben, chodz,
niech Jackie spróbuje.
Ben posłał mu niedowierzające spojrzenie.
To naprawdę duży samochód, a nie jakieś sportowe cacko.
Zaufałem jej z Suzy - odparł cicho.
Ben nic już nie powiedział. I dobrze, bo nie minęło wiele
czasu, a Jackie wyjechała z rowu. Wysiadła, rzuciła Benowi
kluczyki.
S
R
Charlotte upiekła kurczaka i ciasto z brzoskwiniami. -Gdy
Ben wlepił w nią oczy, perfidnie kusiła dalej: - Ciasto przed
chwilą zostało wyjęte z piecyka.
Do diabła, przestań! - Odwrócił się do Stevena. - No i co ja
mam zrobić? Zna moją słabą stronę. Zresztą tobie już chyba
nie jestem potrzebny, więc idę do domu. Uważaj na siebie. -
Odjechał, zostawiając ich samych.
W ciszy słychać było brzęczenie owadów i śpiew ptaków.
Jackie znalazła kawałek ziemi porośniętej zieloną trawą i
rozsiadła się wygodnie.
- Jesteś głodny? Mam z sobą kosz piknikowy.
Usiadł obok niej.
Pieczony kurczak i ciasto brzoskwiniowe? Ze mną nie pój-
dzie tak łatwo jak z Benem. Domyślam się, że przyjechałaś w
jakimś celu. Przejdzmy do rzeczy.
Jak się domyśliłeś?
Zwykle nie ruszałaś się z domu, to raz. Przyjechałaś tu dżi-
pem Charlotte, a ona nie pożycza go na prawo i lewo, tylko
musi być jakiś szczególny powód, to dwa.
Jackie pokiwała głową.
-Masz rację. Mam konkretną sprawę, i to poważną.
Chciałabym, żebyś wrócił do domu.
Wstrzymał dech. Wiedział, że chodziło jej o dom w tym
szczególnym znaczeniu, nie o budynek. Pokręcił głową.
- Gdy jestem w domu... osaczam cię. - Popatrzył na nią,
tym razem nie starając się ukryć spalającego go pragnienia.
Chciał, by ona to zobaczyła, poczuła do głębi. Pragnął jej,
pożądał. Marzył, by mieć ją przy sobie, czuć obok siebie jej
nagie ciało, porzucić wszelkie opory.
Widział tętno bijące na jej szyi.
- Ja też ciebie osaczam - odparła drżącym głosem - ale
S
R
teraz to nie jest najważniejsze. Suzy cię potrzebuje. Ona tę-
skni za tobą. Tak nie powinno być.
Przesunął ręką po twarzy, zakrył oczy. Prawda była bolesna.
Nie chciał się z nią zmierzyć.
- Tęsknisz za swoją żoną? - zapytała cicho. - Ja to tylko po-
garszam?
Opuścił rękę, popatrzył Jackie głęboko w oczy.
-Moja żona i ja... Nasze małżeństwo nie było idyllą. Nie była
tutaj szczęśliwa, nie była szczęśliwa ze mną. Poznaliśmy się,
gdy byłem w college'u i stałem u progu wielkiej sportowej
kariery. Liczyła, że zostanę gwiazdą futbolu, zapewnię jej
inne życie. Była córką ranczera, lecz marzyła, by o tym za-
pomnieć. Niestety ciężka kontuzja rozwiała te plany. Michel-
le bardzo cierpiała, gdy osiedliśmy na ranczu, mimo to powo-
li jakoś zaczęło się między nami układać, choć coś, co zda-
wało się nam prawdziwym uczuciem, znikło bez śladu. Było
jednak coraz lepiej, po prostu normalnie, bo na nic więcej nie
mogliśmy liczyć. I wtedy Michelle na zawsze odeszła. Tak
było. Jak widzisz, niczego nie pogarszasz, w każdym razie
nie w takim sensie.
Jackie zamrugała.
Wciąż trzymasz się z daleka, choć myślałam, że... że trochę
się do mnie przekonałeś. I że choć na początku tak mnie nie
znosiłeś, to teraz...
To nie jest tak, że cię nie lubię. Lubię cię za bardzo. Gdy
tylko jestem przy tobie, chcę być jeszcze bliżej, dotykać cię.
Więc w tym sensie pogarszasz sprawę, ale to nie jest twoja [ Pobierz całość w formacie PDF ]