[ Pobierz całość w formacie PDF ]
robiąc miejsce. - Najwyrazniej znasz się na koniach.
Pogłaskał Brawurę po szyi. Na palcu prawej ręki błysnął prosty
złoty sygnet.
- Najwyrazniej. - Eden westchnęła. Nie mogła wyjść, ponieważ
Chase Elliot zagradzał jej drogę do drzwi. - Nie odpowiedział
pan, w jakim celu tu przyszedł.
Kąciki warg mu zadrżały. Aha, Miss Filadelfia się denerwuje.
Starała się ukryć emocje, on jednak wyczuwał jej niepokój. Czyli
poranny pocałunek wywarł na niej nie mniejsze wrażenie niż na
nim.
- Nie, nie odpowiedziałem.
Zanim zdołała odskoczyć, podniósł do oczu jej rękę. Mimo
półmroku na palcu iskrzył się opal otoczony wianuszkiem
drobnych brylantów.
- Nie na tej ręce nosi się pierścionek zaręczynowy. - Ku jego
zaskoczeniu ucieszył go ten fakt. - Słyszałem, że wiosną miałaś
poślubić Erica Keetona. Rozumiem, że nie doszło do zaślubin?
Miała ochotę wrzasnąć, zakląć, wyszarpać rękę, ale tego właśnie
Chase oczekiwał, więc nie uczyniła nic.
- Nie, nie doszło. Swoją drogą to dziwne, że człowieka, który żyje
na prowincji, wśród przyrody, tak bardzo interesuje to, co się
dzieje w Filadelfii. Wydawało mi się, że praca w sadzie nie
zostawia czasu na takie głupstwa.
- Och, godzinkę czy dwie zawsze zdołam uszczknąć. A o twoje
zaręczyny spytałem dlatego, że łączą mnie z Keetonem więzy
krwi.
- Naprawdę?
Zdumiały ją jego słowa. Zobaczył, że po raz pierwszy, odkąd
wszedł do boksu, bacznie mu się przygląda. Patrz, patrz,
pomyślał. Nie doszukasz się żadnego podobieństwa.
- Tak, choć muszę przyznać, że nasze pokrewieństwo jest dość
odległe. - Ujął jej drugą dłoń. - Moja babka pochodzi z
Winthropów i jest kuzynką babki Erica... Porobiło ci się mnóstwo
odcisków. Powinnaś uważać na swoje delikatne rączki.
- Z Winthropów? - Coraz bardziej zdumiona Eden nawet nie
usłyszała ostatniego zdania.
- W kolejnych pokoleniach krew się trochę rozrzedziła. -
Powinna nosić rękawiczki, pomyślał, pocierając kciukiem bąbel.
- Mimo to spodziewałem się zaproszenia na ślub. Ciekaw byłem,
dlaczego rzuciłaś Keetona.
- %7łeby zaspokoić pańską ciekawość, to nie ja go rzuciłam, lecz on
mnie. A teraz byłabym wdzięczna, gdyby pan zabrał ręce.
Chciałabym dokończyć pracę.
Puścił jej dłonie, ale nie cofnął się i wciąż zagradzał wyjście z
boksu.
- Wiedziałem, że Erie nie grzeszy przesadną inteligencją, ale nie
sądziłem, że jest głupi.
- Co za uroczy komplement. Przepraszam, trochę tu ciasno...
- To nie komplement. - Odgarnął jej grzywkę z czoła. - To
stwierdzenie faktu.
- Proszę przestać mnie dotykać.
- Podobają mi się twoje włosy, Eden. Są takie miękkie i
jedwabiste, a zarazem krnąbrne, nieposłuszne.
- Kolejny komplement? - Cofnęła się o krok. Serce waliło jej
mocno. Nie chciała być dotykana ani fizycznie, ani emocjonalnie.
Przez nikogo. Instynkt ostrzegał ją przed Chase'em. - Panie
Elliot...
- Chase. Proszę, już przestań z tym panem.
- Dobrze. - Skinęła głową. - A zatem, Chase, chciałabym poznać
cel twojej wizyty, bo pobudkę mamy tu o szóstej rano, a przed
pójściem spać muszę jeszcze zająć się paroma rzeczami.
- Przyszedłem oddać ci zgubę. - Z tylnej kieszeni wyjął czapkę z
logo filadelfijskiej drużyny baseballowej.
- Dziękuję. Czapka, jak już mówiłam, nie należy do mnie, ale
chętnie zwrócę ją właścicielce.
- Miałaś ją na sobie, kiedy spadłaś z drzewa. - Ignorując
wyciągniętą dłoń, nałożył jej czapkę na głowę.
- Pasuje.
- Tłumaczę ci, że... Przerwał jej tupot bosych stóp.
- Panno Carlbough! Panno Carlbough! - Roberta, która w różowej
koszuli nocnej wyglądała jak aniołek, zatrzymała się w drzwiach
boksu. Na widok Chase'a rozpromieniła się. - Cześć.
- Cześć.
- Roberto. - Zaciskając gniewnie zęby, Eden postąpiła w stronę
swojej podopiecznej. - Co tu robisz? Od godziny powinnaś leżeć
w łóżku.
- Wiem. Bardzo panią przepraszam, panno Carlbough.
- Dziewczynka uśmiechnęła się słodko. Obraz niewinności,
pomyślała Eden. - Ale nie mogłam zasnąć, bo ciągle myślałam o
mojej czapce. Obiecała pani, że mi ją zwróci, ale nie zwróciła, a
przecież całe popołudnie pomagałam w kuchni. Słowo honoru, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl fopke.keep.pl
robiąc miejsce. - Najwyrazniej znasz się na koniach.
Pogłaskał Brawurę po szyi. Na palcu prawej ręki błysnął prosty
złoty sygnet.
- Najwyrazniej. - Eden westchnęła. Nie mogła wyjść, ponieważ
Chase Elliot zagradzał jej drogę do drzwi. - Nie odpowiedział
pan, w jakim celu tu przyszedł.
Kąciki warg mu zadrżały. Aha, Miss Filadelfia się denerwuje.
Starała się ukryć emocje, on jednak wyczuwał jej niepokój. Czyli
poranny pocałunek wywarł na niej nie mniejsze wrażenie niż na
nim.
- Nie, nie odpowiedziałem.
Zanim zdołała odskoczyć, podniósł do oczu jej rękę. Mimo
półmroku na palcu iskrzył się opal otoczony wianuszkiem
drobnych brylantów.
- Nie na tej ręce nosi się pierścionek zaręczynowy. - Ku jego
zaskoczeniu ucieszył go ten fakt. - Słyszałem, że wiosną miałaś
poślubić Erica Keetona. Rozumiem, że nie doszło do zaślubin?
Miała ochotę wrzasnąć, zakląć, wyszarpać rękę, ale tego właśnie
Chase oczekiwał, więc nie uczyniła nic.
- Nie, nie doszło. Swoją drogą to dziwne, że człowieka, który żyje
na prowincji, wśród przyrody, tak bardzo interesuje to, co się
dzieje w Filadelfii. Wydawało mi się, że praca w sadzie nie
zostawia czasu na takie głupstwa.
- Och, godzinkę czy dwie zawsze zdołam uszczknąć. A o twoje
zaręczyny spytałem dlatego, że łączą mnie z Keetonem więzy
krwi.
- Naprawdę?
Zdumiały ją jego słowa. Zobaczył, że po raz pierwszy, odkąd
wszedł do boksu, bacznie mu się przygląda. Patrz, patrz,
pomyślał. Nie doszukasz się żadnego podobieństwa.
- Tak, choć muszę przyznać, że nasze pokrewieństwo jest dość
odległe. - Ujął jej drugą dłoń. - Moja babka pochodzi z
Winthropów i jest kuzynką babki Erica... Porobiło ci się mnóstwo
odcisków. Powinnaś uważać na swoje delikatne rączki.
- Z Winthropów? - Coraz bardziej zdumiona Eden nawet nie
usłyszała ostatniego zdania.
- W kolejnych pokoleniach krew się trochę rozrzedziła. -
Powinna nosić rękawiczki, pomyślał, pocierając kciukiem bąbel.
- Mimo to spodziewałem się zaproszenia na ślub. Ciekaw byłem,
dlaczego rzuciłaś Keetona.
- %7łeby zaspokoić pańską ciekawość, to nie ja go rzuciłam, lecz on
mnie. A teraz byłabym wdzięczna, gdyby pan zabrał ręce.
Chciałabym dokończyć pracę.
Puścił jej dłonie, ale nie cofnął się i wciąż zagradzał wyjście z
boksu.
- Wiedziałem, że Erie nie grzeszy przesadną inteligencją, ale nie
sądziłem, że jest głupi.
- Co za uroczy komplement. Przepraszam, trochę tu ciasno...
- To nie komplement. - Odgarnął jej grzywkę z czoła. - To
stwierdzenie faktu.
- Proszę przestać mnie dotykać.
- Podobają mi się twoje włosy, Eden. Są takie miękkie i
jedwabiste, a zarazem krnąbrne, nieposłuszne.
- Kolejny komplement? - Cofnęła się o krok. Serce waliło jej
mocno. Nie chciała być dotykana ani fizycznie, ani emocjonalnie.
Przez nikogo. Instynkt ostrzegał ją przed Chase'em. - Panie
Elliot...
- Chase. Proszę, już przestań z tym panem.
- Dobrze. - Skinęła głową. - A zatem, Chase, chciałabym poznać
cel twojej wizyty, bo pobudkę mamy tu o szóstej rano, a przed
pójściem spać muszę jeszcze zająć się paroma rzeczami.
- Przyszedłem oddać ci zgubę. - Z tylnej kieszeni wyjął czapkę z
logo filadelfijskiej drużyny baseballowej.
- Dziękuję. Czapka, jak już mówiłam, nie należy do mnie, ale
chętnie zwrócę ją właścicielce.
- Miałaś ją na sobie, kiedy spadłaś z drzewa. - Ignorując
wyciągniętą dłoń, nałożył jej czapkę na głowę.
- Pasuje.
- Tłumaczę ci, że... Przerwał jej tupot bosych stóp.
- Panno Carlbough! Panno Carlbough! - Roberta, która w różowej
koszuli nocnej wyglądała jak aniołek, zatrzymała się w drzwiach
boksu. Na widok Chase'a rozpromieniła się. - Cześć.
- Cześć.
- Roberto. - Zaciskając gniewnie zęby, Eden postąpiła w stronę
swojej podopiecznej. - Co tu robisz? Od godziny powinnaś leżeć
w łóżku.
- Wiem. Bardzo panią przepraszam, panno Carlbough.
- Dziewczynka uśmiechnęła się słodko. Obraz niewinności,
pomyślała Eden. - Ale nie mogłam zasnąć, bo ciągle myślałam o
mojej czapce. Obiecała pani, że mi ją zwróci, ale nie zwróciła, a
przecież całe popołudnie pomagałam w kuchni. Słowo honoru, [ Pobierz całość w formacie PDF ]