[ Pobierz całość w formacie PDF ]

opowiastką o przygodach swoich pupili, wzbogacając ją za każdym
razem o nowe elementy.
- A więc zna pan wszystkie szczegóły. Nie jestem wprawdzie
głodna, ale za to bardzo zmęczona. %7łyczę panu dobrej nocy -
oznajmiła Samantha, próbując zatrzasnąć drzwi.
- Proszę uważać na moją stopę, pani profesor. - Crispy Green nie
dawał za wygraną. - Skoro już tu jestem, czy nie mógłbym rzucić
okiem na złotą piramidę?
- Już powiedziałam, że jestem zmęczona, panie Green. Może
innym razem.
- Mądrzy ludzie mówią, że lepiej niczego nie odkładać na
pózniej - przerwał Crispy.
- To nie jest pora na odwiedziny, drogi panie - odparła chłodno
Samantha.
- Jestem tego samego zdania, Green - z głębi pokoju dobiegł ich
pełen irytacji baryton. - Niech się pan tu więcej nie pokazuje. Nie jest
pan mile widziany, zwłaszcza o tej porze.
117
RS
Jonathan zastanawiał się, kogo bardziej zdumiała jego
niespodziewana interwencja: natrętnego zarozumialca Greena czy
prześliczną Sam. Dziewczyna odskoczyła na bok w chwili, gdy Crispy
naparł ramieniem na drzwi. Jonathan ledwie zdołał stłumić złośliwy
chichot, gdy uświadomił sobie, jaki widok ukazał się ich oczom. Na
wielkim łożu w kształcie nilowej barki pół siedząc, pół leżąc
spoczywał urodziwy mężczyzna z włosami lekko potarganymi i
nieprzytomnym spojrzeniem; opierał się niedbale na łokciu przykryty
rogiem prześcieradła, spod którego widać było muskularne nogi i goły
tors. Przystojny brunet wcale nie epatował nagością, ale bez trudu
można było wydedukować, że poza wspomnianym już prześcieradłem
nic więcej nie ma na sobie. Niespodziewane odwiedziny nocnego
gościa wyraznie go zirytowały.
Jonathan przesunął dłonią po obnażonej piersi, wyciągnął się na
łóżku i ziewnął szeroko, jakby był zmęczony, a zarazem bardzo
zadowolony.
- Często składa pan wizyty po północy, Green? -burknął.
- Hazard! - Osłupiały natręt omal nie połknął cygara, które jak
zwykle nie było zapalone.
- A kogo spodziewał się pan tu zastać? - rzucił kąśliwie
Jonathan. - Jamesa Bonda?
- Sądziłem, że ...
- Zamieniam się w słuch.
- Sądziłem, że jest pan w komnacie Ramzesa. - Crispy Green nie
był durniem; zdawał sobie sprawę, że czasami lepiej mówić prawdę.
118
RS
- To istotnie mój pokój - odparł Jonathan, uśmiechając się
zagadkowo - ale trudno mnie tam zastać.
- W takim razie przepraszam za najście.
- I słusznie.
- Pani profesor, proszę mi wybaczyć te spóznione odwiedziny -
oświadczył skruszony grubas.
- Zapomnijmy o tym niemiłym incydencie - odparła
wspaniałomyślnie Samantha.
- Pod warunkiem, że to się więcej nie powtórzy, jasne? - dodał
Jonathan.
- Obiecuję- zapewnił Crispy.
- Niech pan chwilę zaczeka, Green. - Jonathan usiadł na łóżku. -
Kochanie, podaj mi ręcznik.
Spokojnie obserwował dziewczynę, która biegała gorączkowo
po pokoju, aż w końcu odnalazła ręcznik leżący na podłodze koło
łóżka. Rzuciła go natychmiast rzekomemu kochankowi, jakby
kawałek miękkiej, wilgotnej tkaniny parzył jej palce. Jonathan owinął
starannie biodra, zsunął się z łoża, poczłapał na bosaka ku
osłupiałemu Greenowi i wyciągnął do niego obie ręce.
- Moja narzeczona twierdzi, że nie jest głodna, ale ja mam
ochotę na małą przekąskę. Dzięki za wino, owoce i ser.
- Nie ma za co - odparł machinalnie zdumiony natręt,
wytrzeszczając szeroko oczy.
Jonathan odprowadził go do drzwi i zatrzasnął je natychmiast.
119
RS
- Dobranoc - zawołał, a po cichu dodał: - Idz do diabła. -
Odwrócił się do Samanthy. - Na pewno umierasz z głodu, kochanie.
Burczy ci w brzuchu.
-Ale...
- Najpierw coś zjedz. Potem będziemy rozmawiać.
Samantha przyznała mu rację. Przysiadła na rogu łóżka i rzuciła
się na przekąski. Co parę kęsów wypijała łyk wina z podsuwanego
przez Jonathana kieliszka.
- Byłam głodna jak wilk-przyznała z pełnymi ustami.
- Nic dziwnego. Nie tknęłaś jedzenia, które zostawiłem ci pod
drzwiami.
- Straciłam poczucie czasu. Gdy przed chwilą usłyszałam
pukanie do drzwi, pomyślałam, że przyniosłeś mi coś do jedzenia.
- Nie otwieraj drzwi, póki się nie upewnisz, kto cię odwiedza -
przestrzegł Jonathan, rzucając jej karcące spojrzenie.
- Sądziłam, że nie mam powodów do obaw - odparła
zakłopotana Samantha. - Jesteśmy przecież w dobrze strzeżonej
rezydencji.
- To nie takie proste - tłumaczył Jonathan, obserwując ją
uważnie. - Trzeba pamiętać, że po tym domu kręci się mnóstwo
rozmaitych ludzi.
- Słuszna Uwaga.
- Nie ma co do tego wątpliwości.
- Dzięki, że przepędziłeś tego typa. - Samantha wpatrywała się w [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fopke.keep.pl