[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ołowianym ciężarem. Odwróciła się na drugi bok i naciągnęła kołdrę na głowę. Proszę,
jeszcze pięć minut spokoju, zanim znów zacznie się ta burza hormonów, szepnęła do sie-
bie. Już czuła mdłości. Jak to jest, że jeszcze nienarodzone maleńkie dziecko może spo-
wodować takie okropne sensacje? - pomyślała, wlokąc się do łazienki. Oparła czoło o
chłodną porcelanę umywalki i zamknęła oczy.
Gdybyż można było wymazać przeszłe zdarzenia. Oddała serce i ciało mężczyznie
o fatalnej reputacji, który niedwuznacznie dawał do zrozumienia, że nie zamierza się wi-
kłać w żaden związek. Gdy jedyny raz spróbowała skontaktować się z nim telefonicznie,
odbiła się od ściany zaporowej jego personelu biurowego. Porzucił ją bezwzględnie, ale
czego innego mogła się spodziewać po mężczyznie, takim jak Alessandro Castiglione?
Jak mogła okazać się aż tak naiwna?
Poczuła się trochę lepiej. Otworzyła oczy i delikatnie pogładziła materiał nocnej
koszuli na brzuchu. Nie było sensu rozpamiętywać minionych błędów. Musi się teraz
skupić na tym, co jest najlepsze dla jej przyszłego dziecka. Pozostały jej tylko wspo-
mnienia o jego ojcu i jeden pożegnalny list.
Przebiegł ją chłodny dreszcz, gdy przypomniała sobie poranek w Jolie Fleur po
owej miłosnej nocy z Alessandrem. Szykując się wtedy do pracy, dręczyła się myślą, jak
zdoła spojrzeć mu w oczy. A potem otworzyła drzwi apartamentu Alessandra Castiglione
i znalazła swoją książkę o Rafaelu, którą zwrócił jej wraz z krótką notką informującą, że
wezwały go interesy, ale jego personel się z nią skontaktuje.
Rozpłakała się w pustej rezydencji. Wiedziała, że skłamał - nie mógł odebrać we-
zwania w sprawach biznesowych, skoro jego komórka nie działała. Michelle pobiegła
R
L
T
natychmiast do pracowni. Znalazła tam wszystkie jego przybory do rysowania, lecz on
sam zniknął.
Kiedy pod koniec tamtego tygodnia do Jolie Fleur przybyli dwaj elegancko ubrani
przedstawiciele Fundacji Castiglione, by wręczyć jej klucze do domu oraz do lokalu ga-
lerii w najbardziej ekskluzywnym rejonie Anglii, Michelle w pierwszym odruchu chciała
cisnąć im je w twarz. Jednak poczucie dumy nie odebrało jej rozsądku, toteż wysłuchała
ich wyjaśnienia, że signor Castiglione często wspiera finansowo ciężko pracujących lu-
dzi, którzy zasługują na pomoc. Wydawało się to idealnym rozwiązaniem wszystkich jej
problemów, a zwłaszcza potrzeby bezpieczeństwa, toteż zaakceptowała ofertę
Alessandra.
Wypełniwszy kontrakt w rezydencji, wróciła do Anglii i rozpoczęła nowe życie, z
pozoru takie, o jakim zawsze marzyła. Po kilku tygodniach odkryła, że jest w ciąży. Było
to zarazem najlepsze i najgorsze, co mogło się jej przydarzyć. Nosząc w sobie maleńką
istotę, którą musiała chronić, nie mogła sobie pozwolić na dalsze pogrążanie się w żalu
po utracie Alessandra. Zamiast tego pojawiło się jednak mnóstwo nowych problemów.
Najważniejszy polegał na tym, jak zapewnić swojemu dziecku los szczęśliwszy niż
jej własny, skoro będzie dorastało bez ojca?
Michelle zawsze zjawiała się w galerii wcześniej, by się upewnić, że wszystko jest
w idealnym porządku. Miasteczko w paśmie wzgórz Cotswolds, słynące z historycznych
związków z rodziną królewską, przyciągało licznych turystów, z których wielu zostawało
klientami galerii. Cenili kompetencje Michelle, a ona nigdy ich nie zawiodła.
Weszła przez frontowe drzwi, ledwie zauważając elegancki jasnoniebieski samo-
chód krążący wokół rynku. Wyjęła komórkę i zniknęła w gabinecie. Po chwili usłyszała
dzwonek nad drzwiami, które zapomniała zamknąć na klucz.
- Niestety, galeria jeszcze nie jest otwarta, ale proszę się rozejrzeć - zawołała.
Wyjęła komórkę i sprawdziła wiadomości. Jak zwykle wszystkie były od przyja-
ciół i klientów. Minęła kolejna doba bez znaku życia od Alessandra - w sumie już dwa
tysiące dziewięćset dwadzieścia osiem godzin. Co, oczywiście, nie znaczy, że je liczyła.
Kierowała całą korespondencję biznesową bezpośrednio do niego, lecz odpowiedzi
otrzymywała zawsze od departamentu finansów Fundacji Castiglione. Alessandro nigdy
R
L
T
nie odezwał się do niej osobiście. W ilustrowanych magazynach stale czytała ostrzeżenia,
że tego rodzaju wakacyjne romanse nieuchronnie kończą się zle. Gdyby ich usłuchała,
oszczędziłoby jej to morza łez.
- Michelle!
Nie pomyliłaby tego głosu z żadnym innym. Zastygła w bezruchu, starając się
uwierzyć, że naprawdę go usłyszała.
- Alessandro? - wyszeptała.
Zdrowy rozsądek powstrzymał ją przed wybiegnięciem z gabinetu. Nie chciała
drugi raz zrobić z siebie idiotki. Wyszła powoli, zamierzając zażądać od niego wyja-
śnień.
Czas się zatrzymał. Gdy Michelle ujrzała Alessandra, na moment zapomniała o
gniewie i goryczy. Jak urzeczona wpatrywała się w jego wysoką postać, w klasycznie
skrojonym garniturze, nieskazitelnie białej koszuli i ciemnogranatowym krawacie. Stał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl fopke.keep.pl
ołowianym ciężarem. Odwróciła się na drugi bok i naciągnęła kołdrę na głowę. Proszę,
jeszcze pięć minut spokoju, zanim znów zacznie się ta burza hormonów, szepnęła do sie-
bie. Już czuła mdłości. Jak to jest, że jeszcze nienarodzone maleńkie dziecko może spo-
wodować takie okropne sensacje? - pomyślała, wlokąc się do łazienki. Oparła czoło o
chłodną porcelanę umywalki i zamknęła oczy.
Gdybyż można było wymazać przeszłe zdarzenia. Oddała serce i ciało mężczyznie
o fatalnej reputacji, który niedwuznacznie dawał do zrozumienia, że nie zamierza się wi-
kłać w żaden związek. Gdy jedyny raz spróbowała skontaktować się z nim telefonicznie,
odbiła się od ściany zaporowej jego personelu biurowego. Porzucił ją bezwzględnie, ale
czego innego mogła się spodziewać po mężczyznie, takim jak Alessandro Castiglione?
Jak mogła okazać się aż tak naiwna?
Poczuła się trochę lepiej. Otworzyła oczy i delikatnie pogładziła materiał nocnej
koszuli na brzuchu. Nie było sensu rozpamiętywać minionych błędów. Musi się teraz
skupić na tym, co jest najlepsze dla jej przyszłego dziecka. Pozostały jej tylko wspo-
mnienia o jego ojcu i jeden pożegnalny list.
Przebiegł ją chłodny dreszcz, gdy przypomniała sobie poranek w Jolie Fleur po
owej miłosnej nocy z Alessandrem. Szykując się wtedy do pracy, dręczyła się myślą, jak
zdoła spojrzeć mu w oczy. A potem otworzyła drzwi apartamentu Alessandra Castiglione
i znalazła swoją książkę o Rafaelu, którą zwrócił jej wraz z krótką notką informującą, że
wezwały go interesy, ale jego personel się z nią skontaktuje.
Rozpłakała się w pustej rezydencji. Wiedziała, że skłamał - nie mógł odebrać we-
zwania w sprawach biznesowych, skoro jego komórka nie działała. Michelle pobiegła
R
L
T
natychmiast do pracowni. Znalazła tam wszystkie jego przybory do rysowania, lecz on
sam zniknął.
Kiedy pod koniec tamtego tygodnia do Jolie Fleur przybyli dwaj elegancko ubrani
przedstawiciele Fundacji Castiglione, by wręczyć jej klucze do domu oraz do lokalu ga-
lerii w najbardziej ekskluzywnym rejonie Anglii, Michelle w pierwszym odruchu chciała
cisnąć im je w twarz. Jednak poczucie dumy nie odebrało jej rozsądku, toteż wysłuchała
ich wyjaśnienia, że signor Castiglione często wspiera finansowo ciężko pracujących lu-
dzi, którzy zasługują na pomoc. Wydawało się to idealnym rozwiązaniem wszystkich jej
problemów, a zwłaszcza potrzeby bezpieczeństwa, toteż zaakceptowała ofertę
Alessandra.
Wypełniwszy kontrakt w rezydencji, wróciła do Anglii i rozpoczęła nowe życie, z
pozoru takie, o jakim zawsze marzyła. Po kilku tygodniach odkryła, że jest w ciąży. Było
to zarazem najlepsze i najgorsze, co mogło się jej przydarzyć. Nosząc w sobie maleńką
istotę, którą musiała chronić, nie mogła sobie pozwolić na dalsze pogrążanie się w żalu
po utracie Alessandra. Zamiast tego pojawiło się jednak mnóstwo nowych problemów.
Najważniejszy polegał na tym, jak zapewnić swojemu dziecku los szczęśliwszy niż
jej własny, skoro będzie dorastało bez ojca?
Michelle zawsze zjawiała się w galerii wcześniej, by się upewnić, że wszystko jest
w idealnym porządku. Miasteczko w paśmie wzgórz Cotswolds, słynące z historycznych
związków z rodziną królewską, przyciągało licznych turystów, z których wielu zostawało
klientami galerii. Cenili kompetencje Michelle, a ona nigdy ich nie zawiodła.
Weszła przez frontowe drzwi, ledwie zauważając elegancki jasnoniebieski samo-
chód krążący wokół rynku. Wyjęła komórkę i zniknęła w gabinecie. Po chwili usłyszała
dzwonek nad drzwiami, które zapomniała zamknąć na klucz.
- Niestety, galeria jeszcze nie jest otwarta, ale proszę się rozejrzeć - zawołała.
Wyjęła komórkę i sprawdziła wiadomości. Jak zwykle wszystkie były od przyja-
ciół i klientów. Minęła kolejna doba bez znaku życia od Alessandra - w sumie już dwa
tysiące dziewięćset dwadzieścia osiem godzin. Co, oczywiście, nie znaczy, że je liczyła.
Kierowała całą korespondencję biznesową bezpośrednio do niego, lecz odpowiedzi
otrzymywała zawsze od departamentu finansów Fundacji Castiglione. Alessandro nigdy
R
L
T
nie odezwał się do niej osobiście. W ilustrowanych magazynach stale czytała ostrzeżenia,
że tego rodzaju wakacyjne romanse nieuchronnie kończą się zle. Gdyby ich usłuchała,
oszczędziłoby jej to morza łez.
- Michelle!
Nie pomyliłaby tego głosu z żadnym innym. Zastygła w bezruchu, starając się
uwierzyć, że naprawdę go usłyszała.
- Alessandro? - wyszeptała.
Zdrowy rozsądek powstrzymał ją przed wybiegnięciem z gabinetu. Nie chciała
drugi raz zrobić z siebie idiotki. Wyszła powoli, zamierzając zażądać od niego wyja-
śnień.
Czas się zatrzymał. Gdy Michelle ujrzała Alessandra, na moment zapomniała o
gniewie i goryczy. Jak urzeczona wpatrywała się w jego wysoką postać, w klasycznie
skrojonym garniturze, nieskazitelnie białej koszuli i ciemnogranatowym krawacie. Stał [ Pobierz całość w formacie PDF ]