[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-Sprawa twojego bezpieczeństwa nie podlega dyskusji. Wcześniej byłaś sam na sam z
mężczyzną,
którego korciło wziąć cię siłą. Każde dzikie zwierzę mogłoby cię zaatakować, Rand, w
obecnym
stanie, jest zdolny do wszystkiego. Na szczęście byłaś pod moją opieką.
-Nic się nie stało, Michaił. Dotknęła
jego policzka w czułej pieszczocie, delikatnie, łagodnie. Masz
dość zmartwień, dość obowiązków, nie dodawaj do tego jeszcze mnie. Mogłabym ci
pomóc.
Wiem, że umiem.
Pociągnął ją za nadgarstek tak, że straciła równowagę i padła prosto w jego ramiona.
-Zwariuję przez ciebie, Raven. Uniósł
ręce, przytulając ją do siebie. Jego głos obniżył się, stał się
przeciągłą pieszczotą, czystą, oszałamiającą czarną magią. Jesteś
jedyną osobą, którą chcę
ochraniać, a jednak nie chcesz mi się podporządkować. Upierasz się przy niezależności.
Wszyscy
inni polegają na mojej sile, a ty szukasz sposobów, żeby mi pomóc, żeby podzielić moje
obowiązki.
Zbliżył
usta do jej ust.
Poczuła to dziwne drgnienie ziemi pod stopami, przepływ energii w powietrzu między
nią i
Michaiłem. Skórę liznęły rozgrzewające krew płomienie. Kolory zawirowały i
roztańczyły się w jej
głowie. Jego usta porwały ją we władanie, agresywne, męskie, dominujące, odsuwały na
bok
wszelką myśl o oporze. Otworzyła usta pod jego pocałunkiem, pozwoliła na dociekliwe
wtargnięcie, na jego słodki, gorący atak.
Uniosła ręce, żeby objąć go za szyję. Jej ciało niczym gorący jedwab uległe zdawało się
pozbawione kości. Michaił chciał docisnąć ją do miękkiej ziemi, zedrzeć z niej
niepotrzebne
ubranie i wreszcie naprawdę posiąść. W jej smaku było za dużo niewinności. Jeszcze nikt
go nie
prosił, żeby pozwolił podzielić się swoimi niezliczonymi troskami. Nikt przed tą kruchą
śmiertelniczką nawet nie pomyślał o cenie, jaką stale musiał płacić. Zwykła kobieta, a
odważyła się
stawić mu czoło. Nie mógł jej za to nie szanować.
Oczy miał zamknięte, napawał się poczuciem jej ciała przy swoim, tym, że pożądał jej z
taką
zachłannością. Trzymał ją, pragnął jej, potrzebował jej, płonął dla niej, nie rozumiejąc
nawet, jak
mogła go pochłonąć taka burza. Niechętnie uniósł głowę, całe ciało stawiało mu opór.
-Wracajmy do domu, Raven. Jego
głos był czystym uwiedzeniem.
Wygięła usta w powolnym uśmiechu.
-Obawiam się, że to nie jest bezpieczne. Przed takimi facetami ostrzegała mnie matka.
Obejmował ją zaborczym ruchem. Nie miał zamiaru pozwolić, żeby znów się od niego
oddaliła.
Pociągnął ją za sobą. Ruszyli razem w zgodnym milczeniu.
-Jacob nie miał zamiaru mnie skrzywdzić odezwała
się nagle. Wiedziałabym.
-Nie dotykałaś go, maleńka, na całe jego szczęście.
-Oczywiście, jest zdolny do przemocy. Trudno nie dostrzec przemocy. Rzuciła
mu szelmowski
uśmiech. To
do człowieka przylega jak druga skóra.
W odwecie za te przekomarzanki pociągnął ją za gruby warkocz.
-Chcę, żebyś zatrzymała się u mnie w domu. Przynajmniej dopóki nie znajdziemy
zabójców i
nie rozprawimy się z nimi.
Raven przeszła parę kroków w milczeniu. Powiedział my , tak jakby byli parą. To jej
sprawiło
przyjemność.
-Wiesz, Michaił, właśnie to dziś wydało mi się najdziwniejsze. Nikt w gospodzie ani w
wiosce
chyba nie wie o morderstwie.
Palcem obrysował jej delikatną kość policzkową.
-A ty nic im nie powiedziałaś.
Rzuciła mu karcące spojrzenie spod długich rzęs.
-Oczywiście. Nie lubię plotkować.
-Noelle umarła okrutną, niepotrzebną śmiercią. Była partnerką życiową Randa...
-}uż używałeś tego określenia. Co to właściwie znaczy?
-Dla nas to jak żona i mąż. Noelle urodziła dziecko zaledwie dwa miesiące temu. Byłem
za nią
odpowiedzialny. O Noelle nie będzie się plotkować, a my sami znajdziemy jej zabójców.
-Nie sądzisz, że jeśli w takiej małej wiosce grasuje seryjny zabójca, to ludzie mają prawo
wiedzieć?
Michaił uważnie dobierał słowa.
-Rumunom nic nie grozi. A to nie jest robota pojedynczego napastnika. Zabójcy chcą
wyeliminować naszą rasę. Karpatian już prawie nie ma. Mamy zagorzałych wrogów,
którzy
chcieliby nas wszystkich wyeliminować.
-Dlaczego?
Wzruszył ramionami.
-Różnimy się od reszty, mamy pewne przywileje, talenty. Ludzie boją się tego, co jest
inne.
Powinnaś sama to wiedzieć.
-Może mam w sobie karpat i ańską krew, w jakiejś rozrzedzonej wersji powiedziała
Raven z nutką
tęsknoty. Miło byłoby pomyśleć, że ktoś z jej przodków miał taki sam dar.
Serce wyrywało mu się do niej. Jej życie w samotności musiało być bardzo smutne.
Zapragnął
objąć ją mocno, chronić przed wszystkim, co zle. On sam sobie narzucił izolację, aJe
Raven nie
miała wyboru.
-Nasze prawo do wydobywania ropy naftowej i złóż mineralnych w kraju, gdzie
większość ma
bardzo mato, rodzi kłopoty i zazdrość. Ja sam stanowię prawo dla swojego ludu.
Rozprawiam się z
zagrożeniami dla naszej pozycji i naszego życia. To przez moją złą ocenę sytuacji Noelle
znalazła
się w niebezpieczeństwie i moim obowiązkiem jest teraz wytropić zabójców i wymierzyć
im
sprawiedliwość.
-Dlaczego nie zgłosiłeś się do miejscowych władz? Usiłowała
zrozumieć, ostrożnie dobierała
słowa.
-Dla moich ludzi ja jestem jedyną władzą i ja stanowię prawo.
-Ty sam?
-Mam innych, którzy dla mnie polują, w sumie wielu, ale to ode mnie wszystko zależy.
Ponoszę
samodzielną odpowiedzialność za wszelkie decyzje.
-Jesteś sędzią, ławą przysięgłych i katem? Domyśliła
się i wstrzymała oddech, czekając na
odpowiedz. Jej zmysły nie mogły kłamać. Wyczułaby w nim piętno zła, niezależnie jak
skuteczne
bariery ochronne wznosił. Nikt nie mógł robić tego tale sprawnie, żeby wcześniej czy
pózniej się
nie odsłonić. Nie zdawała sobie nawet sprawy, że przystanęła, póki nie przesunął dłońmi
po
ramionach, w dół i w górę, żeby ją rozgrzać.
-A teraz się mnie boisz... powiedział
cicho, ze znużeniem, jakby go czymś zraniła. I rzeczywiście,
zabolało go to. Chciał, żeby się go obawiała, specjalnie prowokował jej strach, a jednak
teraz,
kiedy osiągnął cel, zrozumiał, że wcale nie tego pragnie.
Jego głos poruszył jakąś strunę w sercu Raven.
-Nie boję się ciebie, Michaił zaprzeczyła
łagodnie, unosząc twarz, żeby spojrzeć na niego w
świetle księżyca. Obawiam
się o ciebie. Zbyt wielka władza prowadzi do korupcji. Zbyt wielka
odpowiedzialność do
destrukcji. Podejmujesz decyzje dotyczące życia i śmierci, które powinien
podejmować wyłącznie Bóg.
Pogładził dłonią jej jedwabistą skórę, obrysował palcem pełną dolną wargę. Jej duże oczy
wydawały się niesamowite w drobnej twarzy, pod jego hipnotyzującym wzrokiem
uczucia Raven
wydawały się zupełnie obnażone. Widział troskę, współczucie, zaczątki miłości i tę
słodką, słodką
niewinność, która wstrząsnęła nim do głębi. Martwiła się o niego. Martwiła się.
Jęknął głośno, odwrócił się od niej. Nie miała pojęcia, co to znaczyło dla kogoś takiego
jak on.
Wiedział, że nie ma dość siły, żeby się temu oprzeć i sam siebie nienawidził za własny
egoizm.
-Michaił. Dotknęła
jego ramienia, budząc języki ognia, które liznęły jego skórę, rozgrzały krew.
Nie pożywił się dziś jeszcze, a połączenie, miłości, pożądania i głodu, poruszało,
uderzało do
głowy, było też bardzo, bardzo niebezpieczne. Jak mógłby jej nie kochać, kiedy tkwił w
jej umyśle,
znał myśli, kiedy rozumiał ją tak intymnie? Stanowiła światło dla jego mroku, jego drugą
połowę.
Chociaż może ten związek był niedozwolony, choć prawdopodobnie był pomyłką natury,
nie mógł
nic poradzić na to, że ją pokochał.
-Pozwól sobie pomóc. Chcę dzielić z tobą te straszne kłopoty. Nie odcinaj się ode mnie.
Sam
dotyk jej ręki, troska w oczach, czystość i prawda w głosie wywoływały w nim nieznaną
dotąd
łagodność. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl fopke.keep.pl
-Sprawa twojego bezpieczeństwa nie podlega dyskusji. Wcześniej byłaś sam na sam z
mężczyzną,
którego korciło wziąć cię siłą. Każde dzikie zwierzę mogłoby cię zaatakować, Rand, w
obecnym
stanie, jest zdolny do wszystkiego. Na szczęście byłaś pod moją opieką.
-Nic się nie stało, Michaił. Dotknęła
jego policzka w czułej pieszczocie, delikatnie, łagodnie. Masz
dość zmartwień, dość obowiązków, nie dodawaj do tego jeszcze mnie. Mogłabym ci
pomóc.
Wiem, że umiem.
Pociągnął ją za nadgarstek tak, że straciła równowagę i padła prosto w jego ramiona.
-Zwariuję przez ciebie, Raven. Uniósł
ręce, przytulając ją do siebie. Jego głos obniżył się, stał się
przeciągłą pieszczotą, czystą, oszałamiającą czarną magią. Jesteś
jedyną osobą, którą chcę
ochraniać, a jednak nie chcesz mi się podporządkować. Upierasz się przy niezależności.
Wszyscy
inni polegają na mojej sile, a ty szukasz sposobów, żeby mi pomóc, żeby podzielić moje
obowiązki.
Zbliżył
usta do jej ust.
Poczuła to dziwne drgnienie ziemi pod stopami, przepływ energii w powietrzu między
nią i
Michaiłem. Skórę liznęły rozgrzewające krew płomienie. Kolory zawirowały i
roztańczyły się w jej
głowie. Jego usta porwały ją we władanie, agresywne, męskie, dominujące, odsuwały na
bok
wszelką myśl o oporze. Otworzyła usta pod jego pocałunkiem, pozwoliła na dociekliwe
wtargnięcie, na jego słodki, gorący atak.
Uniosła ręce, żeby objąć go za szyję. Jej ciało niczym gorący jedwab uległe zdawało się
pozbawione kości. Michaił chciał docisnąć ją do miękkiej ziemi, zedrzeć z niej
niepotrzebne
ubranie i wreszcie naprawdę posiąść. W jej smaku było za dużo niewinności. Jeszcze nikt
go nie
prosił, żeby pozwolił podzielić się swoimi niezliczonymi troskami. Nikt przed tą kruchą
śmiertelniczką nawet nie pomyślał o cenie, jaką stale musiał płacić. Zwykła kobieta, a
odważyła się
stawić mu czoło. Nie mógł jej za to nie szanować.
Oczy miał zamknięte, napawał się poczuciem jej ciała przy swoim, tym, że pożądał jej z
taką
zachłannością. Trzymał ją, pragnął jej, potrzebował jej, płonął dla niej, nie rozumiejąc
nawet, jak
mogła go pochłonąć taka burza. Niechętnie uniósł głowę, całe ciało stawiało mu opór.
-Wracajmy do domu, Raven. Jego
głos był czystym uwiedzeniem.
Wygięła usta w powolnym uśmiechu.
-Obawiam się, że to nie jest bezpieczne. Przed takimi facetami ostrzegała mnie matka.
Obejmował ją zaborczym ruchem. Nie miał zamiaru pozwolić, żeby znów się od niego
oddaliła.
Pociągnął ją za sobą. Ruszyli razem w zgodnym milczeniu.
-Jacob nie miał zamiaru mnie skrzywdzić odezwała
się nagle. Wiedziałabym.
-Nie dotykałaś go, maleńka, na całe jego szczęście.
-Oczywiście, jest zdolny do przemocy. Trudno nie dostrzec przemocy. Rzuciła
mu szelmowski
uśmiech. To
do człowieka przylega jak druga skóra.
W odwecie za te przekomarzanki pociągnął ją za gruby warkocz.
-Chcę, żebyś zatrzymała się u mnie w domu. Przynajmniej dopóki nie znajdziemy
zabójców i
nie rozprawimy się z nimi.
Raven przeszła parę kroków w milczeniu. Powiedział my , tak jakby byli parą. To jej
sprawiło
przyjemność.
-Wiesz, Michaił, właśnie to dziś wydało mi się najdziwniejsze. Nikt w gospodzie ani w
wiosce
chyba nie wie o morderstwie.
Palcem obrysował jej delikatną kość policzkową.
-A ty nic im nie powiedziałaś.
Rzuciła mu karcące spojrzenie spod długich rzęs.
-Oczywiście. Nie lubię plotkować.
-Noelle umarła okrutną, niepotrzebną śmiercią. Była partnerką życiową Randa...
-}uż używałeś tego określenia. Co to właściwie znaczy?
-Dla nas to jak żona i mąż. Noelle urodziła dziecko zaledwie dwa miesiące temu. Byłem
za nią
odpowiedzialny. O Noelle nie będzie się plotkować, a my sami znajdziemy jej zabójców.
-Nie sądzisz, że jeśli w takiej małej wiosce grasuje seryjny zabójca, to ludzie mają prawo
wiedzieć?
Michaił uważnie dobierał słowa.
-Rumunom nic nie grozi. A to nie jest robota pojedynczego napastnika. Zabójcy chcą
wyeliminować naszą rasę. Karpatian już prawie nie ma. Mamy zagorzałych wrogów,
którzy
chcieliby nas wszystkich wyeliminować.
-Dlaczego?
Wzruszył ramionami.
-Różnimy się od reszty, mamy pewne przywileje, talenty. Ludzie boją się tego, co jest
inne.
Powinnaś sama to wiedzieć.
-Może mam w sobie karpat i ańską krew, w jakiejś rozrzedzonej wersji powiedziała
Raven z nutką
tęsknoty. Miło byłoby pomyśleć, że ktoś z jej przodków miał taki sam dar.
Serce wyrywało mu się do niej. Jej życie w samotności musiało być bardzo smutne.
Zapragnął
objąć ją mocno, chronić przed wszystkim, co zle. On sam sobie narzucił izolację, aJe
Raven nie
miała wyboru.
-Nasze prawo do wydobywania ropy naftowej i złóż mineralnych w kraju, gdzie
większość ma
bardzo mato, rodzi kłopoty i zazdrość. Ja sam stanowię prawo dla swojego ludu.
Rozprawiam się z
zagrożeniami dla naszej pozycji i naszego życia. To przez moją złą ocenę sytuacji Noelle
znalazła
się w niebezpieczeństwie i moim obowiązkiem jest teraz wytropić zabójców i wymierzyć
im
sprawiedliwość.
-Dlaczego nie zgłosiłeś się do miejscowych władz? Usiłowała
zrozumieć, ostrożnie dobierała
słowa.
-Dla moich ludzi ja jestem jedyną władzą i ja stanowię prawo.
-Ty sam?
-Mam innych, którzy dla mnie polują, w sumie wielu, ale to ode mnie wszystko zależy.
Ponoszę
samodzielną odpowiedzialność za wszelkie decyzje.
-Jesteś sędzią, ławą przysięgłych i katem? Domyśliła
się i wstrzymała oddech, czekając na
odpowiedz. Jej zmysły nie mogły kłamać. Wyczułaby w nim piętno zła, niezależnie jak
skuteczne
bariery ochronne wznosił. Nikt nie mógł robić tego tale sprawnie, żeby wcześniej czy
pózniej się
nie odsłonić. Nie zdawała sobie nawet sprawy, że przystanęła, póki nie przesunął dłońmi
po
ramionach, w dół i w górę, żeby ją rozgrzać.
-A teraz się mnie boisz... powiedział
cicho, ze znużeniem, jakby go czymś zraniła. I rzeczywiście,
zabolało go to. Chciał, żeby się go obawiała, specjalnie prowokował jej strach, a jednak
teraz,
kiedy osiągnął cel, zrozumiał, że wcale nie tego pragnie.
Jego głos poruszył jakąś strunę w sercu Raven.
-Nie boję się ciebie, Michaił zaprzeczyła
łagodnie, unosząc twarz, żeby spojrzeć na niego w
świetle księżyca. Obawiam
się o ciebie. Zbyt wielka władza prowadzi do korupcji. Zbyt wielka
odpowiedzialność do
destrukcji. Podejmujesz decyzje dotyczące życia i śmierci, które powinien
podejmować wyłącznie Bóg.
Pogładził dłonią jej jedwabistą skórę, obrysował palcem pełną dolną wargę. Jej duże oczy
wydawały się niesamowite w drobnej twarzy, pod jego hipnotyzującym wzrokiem
uczucia Raven
wydawały się zupełnie obnażone. Widział troskę, współczucie, zaczątki miłości i tę
słodką, słodką
niewinność, która wstrząsnęła nim do głębi. Martwiła się o niego. Martwiła się.
Jęknął głośno, odwrócił się od niej. Nie miała pojęcia, co to znaczyło dla kogoś takiego
jak on.
Wiedział, że nie ma dość siły, żeby się temu oprzeć i sam siebie nienawidził za własny
egoizm.
-Michaił. Dotknęła
jego ramienia, budząc języki ognia, które liznęły jego skórę, rozgrzały krew.
Nie pożywił się dziś jeszcze, a połączenie, miłości, pożądania i głodu, poruszało,
uderzało do
głowy, było też bardzo, bardzo niebezpieczne. Jak mógłby jej nie kochać, kiedy tkwił w
jej umyśle,
znał myśli, kiedy rozumiał ją tak intymnie? Stanowiła światło dla jego mroku, jego drugą
połowę.
Chociaż może ten związek był niedozwolony, choć prawdopodobnie był pomyłką natury,
nie mógł
nic poradzić na to, że ją pokochał.
-Pozwól sobie pomóc. Chcę dzielić z tobą te straszne kłopoty. Nie odcinaj się ode mnie.
Sam
dotyk jej ręki, troska w oczach, czystość i prawda w głosie wywoływały w nim nieznaną
dotąd
łagodność. [ Pobierz całość w formacie PDF ]