[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ale tamtego dnia była sama. Około dziesiątej wychodzi panna Pebmarsh. Idzie uczyć
dzieci w szkole dla niewidomych. Pani Crab wychodzi o dwunastej. Niekiedy ma
ze sobą paczkę, której nie miała przychodząc. Pewnie trochę masła i sera, ponieważ
panna Pebmarsh nie może zobaczyć. Dobrze pamiętam, co się stało tamtego ranka, bo
Ingrid i ja posprzeczałyśmy się i ona nie chciała się do mnie odzywać. Uczę ją angiel-
skiego i ona pytała, jak się mówi do zobaczenia . Powiedziała mi to po niemiecku. Auf
Wiedersehen. Wiem, bo byłam kiedyś w Szwajcarii i ludzie tak mówili. Pozdrawiali się
też gruss Gott. Po angielsku to brzmi jakoś niezbyt grzecznie.
Więc co kazałaś Ingrid powiedzieć?
Geraldine zaczęła chichotać złośliwie i przez długą chwilę nie mogła się uspokoić,
wreszcie wykrztusiła:
Kazałam jej powiedzieć wynoś się stąd do diabła! . Powiedziała tak pani Bulstrode,
która mieszka obok i oczywiście obraziła się. Ingrid odkryła to i była na mnie bardzo
zła i nie byłyśmy przyjaciółkami aż do podwieczorku następnego dnia.
Przetrawiłem tę informację.
Wobec tego skupiłaś się na swojej lornetce.
Geraldine przytaknęła.
I stąd wiem, że pan Curry nie wszedł od frontu. Myślałam, że może jakoś dostał
się tam w nocy i ukrył na strychu. Uważa pan, że to możliwe?
Wszystko jest możliwe, ale to nie wydaje mi się prawdopodobne.
Nie zgodziła się dziewczynka. Zgłodniałby, prawda? Nie mógł poprosić
panny Pebmarsh o śniadanie, jeżeli ukrywał się przed nią.
I nikt nie przyszedł do tego domu? Zupełnie nikt? Nikt w samochodzie żaden
dostawca, goście?
155
Dostawca ze sklepu spożywczego przyjeżdża w poniedziałki i czwartki, mleko
przywożą o pół do dziewiątej rano.
To dziecko było istną encyklopedią.
Kalafiory i zieleninę panna Pebmarsh kupuje sama. Nie przyjeżdżał nikt oprócz
wozu z pralni. Z nowej pralni dodała.
Z nowej pralni?
Tak. Zwykle przyjeżdża Southern Downs Laundry. Tym razem była nowa,
Snowflake Laundry. Nie znam jej. Musieli dopiero zacząć.
Walczyłem ciężko, żeby opanować ton zainteresowania w głosie. Nie chciałem, żeby
zaczęła fantazjować.
Odstawiali pranie czy przyjechali po bieliznę?
Odwozili odparła Geraldine. W wielkim koszu. Znacznie większym niż
zwykle.
Panna Pebmarsh odebrała pranie sama?
Nie, przecież znowu wyszła.
O której to było?
Dokładnie o 13.35. Zanotowałam to powiedziała dumnie.
Podsunęła mi zeszyt i otworzywszy go wskazała dość brudnym palcem napis: 13.35
przyjechała pralnia. Nr 19.
Powinnaś pracować w Scotland Yardzie.
Mają tam kobiety detektywów? To by mi się podobało. Nie myślę o policjantkach.
Uważam, że policjantki są głupie.
Nie opowiedziałaś mi dokładnie o wozie z pralni.
Nic się nie stało. Kierowca wysiadł, otworzył samochód, wyjął kosz i pociągnął go
naokoło domu do tylnych drzwi. Pewnie nie mógł wejść. Panna Pebmarsh musi je za-
mykać, więc zostawił kosz i wrócił.
Jak wyglądał?
Zwyczajnie.
Tak jak ja?
Nie, był znacznie starszy niż pan. Nie widziałam go dobrze, bo jechał tędy po-
kazała na prawo. Zatrzymał się przed numerem 19, choć to niewłaściwa strona ulicy.
Potem wszedł przez furtkę, schylony nad koszem. Widziałam tylko tył głowy. Kiedy wy-
chodził, wycierał twarz. Pewnie zgrzał się i zmęczył wynoszeniem kosza.
A potem odjechał?
Tak. Dlaczego uważa pan, że to takie ciekawe?
Cóż, nie wiem. Może on widział coś interesującego?
Ingrid otworzyła gwałtownie drzwi. Wtoczyła stolik na kółkach.
Teraz jemy obiad oświadczyła wesoło.
156
Pysznie powiedziała Geraldine. Umieram z głodu.
Wstałem.
Muszę iść. Do widzenia, Geraldine.
Do widzenia. A co z tym? wzięła do ręki nożyk. Nie jest mój jej głos po-
smutniał. Chciałabym, żeby był.
Wygląda, jakby był niczyj.
Jak znaleziony skarb?
Coś takiego. Lepiej zatrzymaj go, dopóki ktoś się nie zgłosi. Ale nie sądzę doda-
łem zgodnie z prawdą że ktoś upomni się o to.
Przynieś mi jabłko, Ingrid zażądała Geraldine.
Jabłko?
Pomme! Apfel!
Dokładała wszelkich starań. Zostawiłem je z tym językowym problemem.
Rozdział dwudziesty szósty
Pani Rival otworzyła drzwi Peacock s Arms i podeszła do baru odrobinę niepew-
nie. Mruczała coś pod nosem. Nie była tu obca i barman powitał ją życzliwie.
Jak się masz, Flo. Jak leci?
To nie jest w porządku powiedziała pani Rival.
To nie fair. Nie, to absolutnie nie w porządku. Wiem co mówię, Fred, a mówię, że
to nie w porządku.
Jasne, że nie odparł Fred łagodząco. Chciałbym wiedzieć, co ma być. To co
zawsze, skarbie?
Pani Rival wyraziła zgodę skinieniem. Zapłaciła i zaczęła popijać. Fred przeniósł
uwagę na innego klienta. Drink rozweselił trochę panią Rival. Jeszcze mamrotała pod
nosem, ale trochę pogodniej. Kiedy Fred znalazł się w pobliżu, zwróciła się do niego
troszkę łagodniej.
Mimo wszystko nie zamierzam pogodzić się z tym. Nie zamierzam. Jeśli czegoś
nie mogę znieść, to kłamstwa. Nie toleruję kłamstwa, nigdy nie tolerowałam.
Jasne, że nie zgodził się Fred.
Ocenił ją wprawnym okiem. Wypiła, już trochę pomyślał potrafi wytrzymać
jeszcze parę kieliszków. Coś ją niepokoi.
Kłamstwo rzekła pani Rival. Kręta& krętact& wiesz, jakie słowo mam
na myśli.
Jasne, że wiem.
Odwrócił się, by powitać kolejnego znajomego. Zaczęto omawiać niezbyt chwa-
lebne wyczyny pewnych kumpli. Pani Rival nadal mamrotała.
Nie lubię i nie będę tolerować. Powiem tak. Ludzie nie mogą traktować mnie
w ten sposób. Absolutnie nie mogą. To nie w porządku i jeśli się nie przeciwstawisz, nikt
nie wezmie cię w obronę. Nalej mi jeszcze jednego, kochanie.
Fred usłuchał.
158
Na twoim miejscu poszedłbym do domu po tym kieliszku poradził.
Zastanawiał się, co też zdenerwowało staruszkę aż tak bardzo. Zwykle bywa w po-
godnym nastroju. Przyjazna dusza, skora do śmiechu.
To mi popsuje opinię oświadczyła. Kiedy ludzie proszą o zrobienie cze-
goś, powinni wszystko wyjaśnić. Muszą powiedzieć, o co chodzi i co zamierzają zrobić.
Kłamcy. Parszywi kłamcy. Nie będę tego znosić. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl fopke.keep.pl
ale tamtego dnia była sama. Około dziesiątej wychodzi panna Pebmarsh. Idzie uczyć
dzieci w szkole dla niewidomych. Pani Crab wychodzi o dwunastej. Niekiedy ma
ze sobą paczkę, której nie miała przychodząc. Pewnie trochę masła i sera, ponieważ
panna Pebmarsh nie może zobaczyć. Dobrze pamiętam, co się stało tamtego ranka, bo
Ingrid i ja posprzeczałyśmy się i ona nie chciała się do mnie odzywać. Uczę ją angiel-
skiego i ona pytała, jak się mówi do zobaczenia . Powiedziała mi to po niemiecku. Auf
Wiedersehen. Wiem, bo byłam kiedyś w Szwajcarii i ludzie tak mówili. Pozdrawiali się
też gruss Gott. Po angielsku to brzmi jakoś niezbyt grzecznie.
Więc co kazałaś Ingrid powiedzieć?
Geraldine zaczęła chichotać złośliwie i przez długą chwilę nie mogła się uspokoić,
wreszcie wykrztusiła:
Kazałam jej powiedzieć wynoś się stąd do diabła! . Powiedziała tak pani Bulstrode,
która mieszka obok i oczywiście obraziła się. Ingrid odkryła to i była na mnie bardzo
zła i nie byłyśmy przyjaciółkami aż do podwieczorku następnego dnia.
Przetrawiłem tę informację.
Wobec tego skupiłaś się na swojej lornetce.
Geraldine przytaknęła.
I stąd wiem, że pan Curry nie wszedł od frontu. Myślałam, że może jakoś dostał
się tam w nocy i ukrył na strychu. Uważa pan, że to możliwe?
Wszystko jest możliwe, ale to nie wydaje mi się prawdopodobne.
Nie zgodziła się dziewczynka. Zgłodniałby, prawda? Nie mógł poprosić
panny Pebmarsh o śniadanie, jeżeli ukrywał się przed nią.
I nikt nie przyszedł do tego domu? Zupełnie nikt? Nikt w samochodzie żaden
dostawca, goście?
155
Dostawca ze sklepu spożywczego przyjeżdża w poniedziałki i czwartki, mleko
przywożą o pół do dziewiątej rano.
To dziecko było istną encyklopedią.
Kalafiory i zieleninę panna Pebmarsh kupuje sama. Nie przyjeżdżał nikt oprócz
wozu z pralni. Z nowej pralni dodała.
Z nowej pralni?
Tak. Zwykle przyjeżdża Southern Downs Laundry. Tym razem była nowa,
Snowflake Laundry. Nie znam jej. Musieli dopiero zacząć.
Walczyłem ciężko, żeby opanować ton zainteresowania w głosie. Nie chciałem, żeby
zaczęła fantazjować.
Odstawiali pranie czy przyjechali po bieliznę?
Odwozili odparła Geraldine. W wielkim koszu. Znacznie większym niż
zwykle.
Panna Pebmarsh odebrała pranie sama?
Nie, przecież znowu wyszła.
O której to było?
Dokładnie o 13.35. Zanotowałam to powiedziała dumnie.
Podsunęła mi zeszyt i otworzywszy go wskazała dość brudnym palcem napis: 13.35
przyjechała pralnia. Nr 19.
Powinnaś pracować w Scotland Yardzie.
Mają tam kobiety detektywów? To by mi się podobało. Nie myślę o policjantkach.
Uważam, że policjantki są głupie.
Nie opowiedziałaś mi dokładnie o wozie z pralni.
Nic się nie stało. Kierowca wysiadł, otworzył samochód, wyjął kosz i pociągnął go
naokoło domu do tylnych drzwi. Pewnie nie mógł wejść. Panna Pebmarsh musi je za-
mykać, więc zostawił kosz i wrócił.
Jak wyglądał?
Zwyczajnie.
Tak jak ja?
Nie, był znacznie starszy niż pan. Nie widziałam go dobrze, bo jechał tędy po-
kazała na prawo. Zatrzymał się przed numerem 19, choć to niewłaściwa strona ulicy.
Potem wszedł przez furtkę, schylony nad koszem. Widziałam tylko tył głowy. Kiedy wy-
chodził, wycierał twarz. Pewnie zgrzał się i zmęczył wynoszeniem kosza.
A potem odjechał?
Tak. Dlaczego uważa pan, że to takie ciekawe?
Cóż, nie wiem. Może on widział coś interesującego?
Ingrid otworzyła gwałtownie drzwi. Wtoczyła stolik na kółkach.
Teraz jemy obiad oświadczyła wesoło.
156
Pysznie powiedziała Geraldine. Umieram z głodu.
Wstałem.
Muszę iść. Do widzenia, Geraldine.
Do widzenia. A co z tym? wzięła do ręki nożyk. Nie jest mój jej głos po-
smutniał. Chciałabym, żeby był.
Wygląda, jakby był niczyj.
Jak znaleziony skarb?
Coś takiego. Lepiej zatrzymaj go, dopóki ktoś się nie zgłosi. Ale nie sądzę doda-
łem zgodnie z prawdą że ktoś upomni się o to.
Przynieś mi jabłko, Ingrid zażądała Geraldine.
Jabłko?
Pomme! Apfel!
Dokładała wszelkich starań. Zostawiłem je z tym językowym problemem.
Rozdział dwudziesty szósty
Pani Rival otworzyła drzwi Peacock s Arms i podeszła do baru odrobinę niepew-
nie. Mruczała coś pod nosem. Nie była tu obca i barman powitał ją życzliwie.
Jak się masz, Flo. Jak leci?
To nie jest w porządku powiedziała pani Rival.
To nie fair. Nie, to absolutnie nie w porządku. Wiem co mówię, Fred, a mówię, że
to nie w porządku.
Jasne, że nie odparł Fred łagodząco. Chciałbym wiedzieć, co ma być. To co
zawsze, skarbie?
Pani Rival wyraziła zgodę skinieniem. Zapłaciła i zaczęła popijać. Fred przeniósł
uwagę na innego klienta. Drink rozweselił trochę panią Rival. Jeszcze mamrotała pod
nosem, ale trochę pogodniej. Kiedy Fred znalazł się w pobliżu, zwróciła się do niego
troszkę łagodniej.
Mimo wszystko nie zamierzam pogodzić się z tym. Nie zamierzam. Jeśli czegoś
nie mogę znieść, to kłamstwa. Nie toleruję kłamstwa, nigdy nie tolerowałam.
Jasne, że nie zgodził się Fred.
Ocenił ją wprawnym okiem. Wypiła, już trochę pomyślał potrafi wytrzymać
jeszcze parę kieliszków. Coś ją niepokoi.
Kłamstwo rzekła pani Rival. Kręta& krętact& wiesz, jakie słowo mam
na myśli.
Jasne, że wiem.
Odwrócił się, by powitać kolejnego znajomego. Zaczęto omawiać niezbyt chwa-
lebne wyczyny pewnych kumpli. Pani Rival nadal mamrotała.
Nie lubię i nie będę tolerować. Powiem tak. Ludzie nie mogą traktować mnie
w ten sposób. Absolutnie nie mogą. To nie w porządku i jeśli się nie przeciwstawisz, nikt
nie wezmie cię w obronę. Nalej mi jeszcze jednego, kochanie.
Fred usłuchał.
158
Na twoim miejscu poszedłbym do domu po tym kieliszku poradził.
Zastanawiał się, co też zdenerwowało staruszkę aż tak bardzo. Zwykle bywa w po-
godnym nastroju. Przyjazna dusza, skora do śmiechu.
To mi popsuje opinię oświadczyła. Kiedy ludzie proszą o zrobienie cze-
goś, powinni wszystko wyjaśnić. Muszą powiedzieć, o co chodzi i co zamierzają zrobić.
Kłamcy. Parszywi kłamcy. Nie będę tego znosić. [ Pobierz całość w formacie PDF ]