[ Pobierz całość w formacie PDF ]

głośne przekleństwo.
- Co to było? - zapytała Ingebjorg przerażonym głosem.
- To ten piekielny ombudsman. Dobrał sobie katów spośród najgorszych
łotrów i teraz stosuje przed egzekucją okrutne tortury.
- Jakie? - zapytała Ingebjorg, mimowolnie spoglądając w stronę placu, ale
nie zobaczyła nic poza tłumem.
- Kamienowanie i łamanie kołem.
Słyszała już o tym, ale nie bardzo wiedziała, na czym polegają takie
tortury. W jej rodzinnym Dal złodziei wieszano.
- Co to znaczy?
- Chyba będzie lepiej, jeśli ominiemy to zgromadzenie - skwitował krótko
Bergtor, skręcając w lewo.
Naraz dosięgnął ich nieludzki krzyk, przenikający do szpiku kości.
- Co oni z nim robią, Bergtorze? - zawołała Ingebjorg trzęsącym się
głosem, czując, jak strach chwyta ją za gardło.
Nie odpowiedział. Galopował nie oglądając się za siebie. Dopiero kiedy
dojechał do ogrodzenia, zatrzymał się i wskazując ręką na ciągnące się przed
nim zabudowania, oznajmił:
- Oto i dwór Valen.
- Co oni robią temu nieszczęśnikowi? - dopytywała się Ingebjorg.
- Naprawdę chcesz to wiedzieć? - zwrócił się do niej. Potwierdziła
skinieniem głowy.
- Młotkiem łamią mu każdą kość, na kole go rozciągają, a potem
umieszczają koło z przywiązanym ciałem na słupie i kręcą ku uciesze
gawiedzi.
Krew odpłynęła jej z głowy. Patrzyła na niego i czuła, że zbiera się jej na
mdłości.
Chyba natychmiast pożałował swej szczerości, bo czym prędzej dodał:
- Nigdy nie robią tego kobietom. Kobiety są kamienowane lub grzebie się
je żywcem.
- Grzebie się je żywcem? - powtórzyła i jeszcze bardziej ją zemdliło, bo
wyobraziła sobie, jak ofiara dusi się przyciśnięta ziemią i powoli umiera w
mękach.
- Kogo spotyka taka kara?
- Złodziei i czarownice.
Ingebjorg przypomniała sobie wiedzmę znad jeziora Mjosa, która
posługiwała się zaklęciami i czarami. Groziła jej taka tortura. I Astę
uzdrowicielkę także może to spotkać, mimo że posługuje się swoimi
zdolnościami, aby ludziom pomóc.
Bliska omdlenia, Ingebjorg uczepiła się końskiej grzywy.
- Nie myśl o tym, Ingebjorg. Takie wiedzmy różnią się od zwykłych ludzi.
- Asta uzdrowicielka pomaga innym - sprzeciwiła się. - Heid także.
Ponury grymas wykrzywił mu twarz.
- O ile pamiętam, o mało nie przypłaciłaś życiem wizyty u niej - odparł
zgryzliwie.
Ingebjorg zamilkła, a on tymczasem zsunął się z końskiego grzbietu i
otworzył furtkę.
- Przyjrzyj się uważnie dłoniom tego mężczyzny, którego odwiedzimy,
Ingebjorg - odezwał się ściszonym głosem Bergtor, gdy wjechali na
dziedziniec.
Popatrzyła na niego pytająco, ale on nic więcej jej nie wyjaśnił.
Zdążyli uwiązać konie, gdy otworzyły się drzwi okazałego budynku
mieszkalnego i wyszedł im na spotkanie siwy mężczyzna, sądząc po jego
stroju, bardzo bogaty gospodarz.
- Bergtor Misson? - zawołał ożywiony i podszedł bliżej.
Mężczyzni uścisnęli sobie dłonie, tymczasem Ingebjorg stała obok, czując
się coraz gorzej. Dolatujące z oddali wrzaski przyprawiały ją o mdłości.
Tymczasem gospodarz zwrócił się do niej ze słowami:
- A to pańska małżonka?
- Nie, to moja podopieczna, Ingebjorg Ołavsdatter - przedstawił ją Bergtor.
- Ach tak. Skąd pochodzicie, panno Ingebjorg?
- Z Dal w parafii Eidsvoll - odpowiedziała uprzejmie, w duchu pragnąc jak
najszybciej uciec stąd i uwolnić się od przerazliwych krzyków.
Mężczyzna otworzył szeroko oczy ze zdumienia.
- Czyżbyście byli córką O1ava Erlingssona z Haeim? Ingebjorg pokiwała
głową i z kolei ona się zdziwiła.
- Znaliście mego ojca, panie?
- Ależ tak, znałem - odparł, uśmiechając się szeroko. I wtedy Ingebjorg
zauważyła na jego prawej dłoni pierścień, dokładnie taki sam, jaki nosił
ojciec. Była tak zaskoczona, że na chwilę zapomniała o nieszczęśniku,
umierającym w torturach. Ledwie się powstrzymała, żeby nie powiedzieć
tego na głos. Bo gdyby się myliła?
- Dowiedziałem się znacznie pózniej o jego zaginięciu - ciągnął
mężczyzna. - Umarł na dżumę, tak?
Pokiwała głową.
- Tak myślę. Znalazłam jego ciało na dzień przed świętem Hallvarda w
ubiegłym roku i raczej nic nie wskazywało na to, by został napadnięty. Miał
przy sobie zarówno cenny krzyż z relikwiami, jak i pierścień. Słowo
 pierścień" wypowiedziała z naciskiem, przyglądając się mężczyznie w
napięciu.
Pokiwał powoli głową, ale w jego twarzy nie drgnął nawet jeden mięsień.
Może tak samo jak i ja obawia się zdradzić, pomyślała Ingebjorg. Skąd
może wiedzieć, że Bergtor stoi po tej samej stronie, co ojciec.
- Wielka strata, że odszedł taki człowiek. Bardzo go ceniliśmy, my,
którzyśmy go znali i mieli z nim do czynienia.
Ingebjorg łudziła się, że powie coś więcej, ale on zwrócił się do Bergtora:
- Towar mam na starym strychu. Może wejdziemy obejrzeć?
Miała nadzieję, że gospodarz poprosi ją, by poczekała w izbie, i uniknie
wysłuchiwania wrzasków, dolatujących z Martestokker, on jednak skierował
się w stronę zabudowań, pozostawiając ją na dziedzińcu samą.
Krzyki tymczasem ustały. Pewnie już wyzionął ducha, pomyślała o
skazańcu i ciarki ją przeszły po plecach. Złożyła dłonie i odmówiła po cichu
modlitwę za jego duszę, jakiej nauczyła się w klasztorze.
Minęło trochę czasu, gdy nagle usłyszała jakieś kroki. Odwróciła się
gwałtownie. Tuż za płotem zobaczyła idącą pośpiesznie młodą kobietę z
niemowlęciem na ręku. Dwoje małych dzieci trzymało się jej spódnicy i
płakało wniebogłosy. Ingebjorg przyjrzała im się dokładniej. Po co ona brała
ze sobą dzieci? - zdziwiła się, patrząc na skamieniałą twarz kobiety. Dorośli
mieli obowiązek stawić się na egzekucję, ale przecież nie małe dzieci.
Wtedy uderzyła ją nagła myśl, że być może to męża tej kobiety stracono
przed chwilą, a dzieci oglądały, jak ich ojcu zadawano okrutne męki, łamiąc
kości i rozciągając na kole.
Pokręciła głową zatrwożona. Tylko najgorsze przestępstwa karane były
śmiercią. Takie, które nie podlegały karze grzywny czy innej, na przykład
zabójstwa za pieniądze, gwałty na kobietach lub porwania cudzych żon.
Jeżeli ta kobieta jest żoną przestępcy, to być może nałożono na nią jeszcze
dodatkowo karę, a z czego ona będzie żyła, straciwszy męża, żywiciela
rodziny?
Przypomniała sobie braci bosych, którzy poświęcają się dla innych, nie
tylko przez modlitwę, ale też pomagają ubogim i chorym, karmiąc ich,
pielęgnując i zapewniając im dach nad głową.
Nie namyślając się wiele, wybiegła za płot i zawołała:
- Poczekaj!
Kobieta zatrzymała się gwałtownie, odwróciła się i spojrzała na nią
spłoszona. Ingebjorg uświadomiła sobie, że przemówiła do napiętnowanej,
tej, którą inni mogą teraz wyszydzać, pluć na nią i odwracać się od niej z
odrazą. Przez moment stała zdezorientowana, nie potrafiła jednak zostawić
tych biedaków i pobiec z powrotem na dziedziniec.
Dzieci ucichły i patrzyły na nią szeroko otwartymi oczami, w których czaił
się strach, głód i rozpacz. Były brudne, wychudzone, całe w łachmanach.
Wydawało się, że nie wiedziały, co to radość i śmiech. Podobnie jak ich [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fopke.keep.pl