[ Pobierz całość w formacie PDF ]
stwardnienie na jego silnych dłoniach, Intensywny zapach
męskiej skóry odurzał, jej ręce były coraz śmielsze, coraz
bardziej pożądliwe...
Potem Chance wciągnął jej przez głowę swój czarny T-shirt.
Wielki, ale Chance go skrócił, owijając dolny brzeg wokół talii
Sunny. Wtuliła się w jego ramiona, duża dłoń Chance'a
przyjemnie grzała ją w pośladki. On miał pod głową zwinięty
w kłębek sweter, ona szeroką męską pierś. Było jak w raju.
Zasypiała z cudownym poczuciem, że nigdy jeszcze w życiu
nie była tak szczęśliwa.
94
ROZDZIAA DZIEWITY
Następnego ranka sidła były puste i Sunny nie kryła
rozczarowania. Po takiej nocy, prawdziwej idylli, dzień
powinien zacząć się miło, czyli od obfitego śniadania na ciepło.
-Może byś coś ustrzelił? - spytała, kiedy oboje, siedząc na
ziemi, apatycznie przeżuwali batonowe paskudztwo. - Mam,
niestety, jeszcze tylko osiem tych batonów.
-A ja nie mam zapasowych naboi - oznajmił Chance. -W
magazynku jest piętnaście serii. Wolałbym zachować je na
jakąś szczególną okazję. A poza tym kula o średnicy
dziewięciu milimetrów rozerwie królika na strzępy. Z ptaka nie
zostanie prawie nic. O ile w ogóle z tego pistoletu da się go
ustrzelić.
Nie wątpiła w jego umiejętności, w końcu służył w wojsku. I
na pewno radził sobie równie dobrze ze swoim automatem, jak
i z pistoletem innego rodzaju.
Opuściła głowę i dokładnie obejrzała swoje dłonie.
-Chance? A kaliber 38 byłby dobry?
-Na pewno lepszy, chociaż nie idealny.
-No... to ja taki mam.
-Co! Sunny uniosła głowę i spojrzała w kierunku swojej
drogocennej torby.
-Tam. Kaliber 38.
Zerwał się na równe nogi, spojrzał na torbę, po czym wbił
wzrok w Sunny. Jego twarz była kamienna, a głos lodowaty.
-Czy byłabyś tak uprzejma i zechciała mi wyjaśnić, po
cholerę wozisz ze sobą pistolet? Podróżujesz przecież
służbowo. I jak ci się udaje przejść z tym pistoletem przez
kontrolę na lotnisku?
Sunny nikomu nie zdradzała swoich sekretów. Przez całe
życie ukrywała się, przemieszczając się z miejsca na miejsce, i
to wyrobiło w niej największą ostrożność. Ale temu
mężczyznie zdążyła już dać z siebie o wiele więcej niż
95
komukolwiek innemu. A poza tym, było nie było, połączeni są
teraz wspólną sprawą.
-Mam specjalny schowek.
-Jaki? - warknął. - Przecież widziałem, jak rozpakowywałaś
swoją torbę. A może ty chowasz pistolet w sprayu do włosów,
co !
-Tak. I w suszarce.
-Czyli szmuglujesz broń na pokład samolotu, tak?- Od jak
dawna to robisz?
-Za każdym razem, kiedy lecę samolotem - odparła chłodno,
podnosząc się z ziemi. Nie, nie może pozwolić, żeby on stał tak
nad nią, jak wieża, i darł się, jak na krnąbrne dziecko. Niestety,
choć wstała, znaczna różnica wzrostu nadal była widoczna. -
Wsiadłam do samolotu po raz pierwszy, kiedy miałam
szesnaście lat.
Wolnym krokiem podeszła do torby i wyjęła oba wymienione
przedmioty. Najpierw spray do włosów, który Chance
natychmiast wyrwał jej z ręki. Zdjął nakrętkę, przyjrzał się
końcówce, potem odsunął pojemnik od siebie. Nacisnął. Spray
zasyczał cichutko i wypuścił z siebie mgiełkę pachnącej
substancji.
-To naprawdę spray - wyjaśniła Sunny. - Zostało już
niewiele.
Wyjęła mu pojemnik z rąk i zręcznym ruchem odkręciła
denko. Z pojemnika, prosto na jej dłoń, wysunęła się mała
kolba. Przykucnęła, położyła ją na ziemi i sięgnęła po suszarkę.
Kilka zręcznych ruchów i na ziemi, obok kolby, leżały
pozostałe części pistoletu. Złożyła je błyskawicznie, jak ktoś,
kto ćwiczył tak często, że mógłby to zrobić przez sen.
Załadowała magazynek i wręczyła pistolet Chance'owi.
Mały pistolet prawie zginął w jego dużej dłoni.
-No, nie... - wysapał Chance gniewnie. -I co ty właściwie
robisz z tym pistoletem?
-Prawdopodobnie to samo, co ty. Dla obrony własnej.
-Ja wożę różnych ludzi, większości z nich nie znam, poza
tym często ląduję na odludziu. No i mam licencję. A ty?
96
-Nie - odparła zgodnie z prawdą. - Ale jestem samotną
kobietą, podróżuję bez obstawy i przewożę przesyłki o
wartości wystarczająco dużej, aby klient zdecydował się na
wynajęcie kuriera. Poza tym te przesyłki doręczam ludziom
zupełnie mi nie znanym. Wystarczyć Byłabym idiotką,
gdybym nie zabezpieczyła się w żaden sposób.
Wszystko było przekonywujące i słuszne. Oprócz jednego.
-A dlaczego nie masz licencji? - spytał twardym głosem
Chance. - Masz uzasadnione powody, żeby ją otrzymać.
Czuła się jak na przesłuchaniu. I wcale jej się nie podobało,
że czuły kochanek o złocistobrązowych oczach zmienił się
nagle w bezwzględnego oskarżyciela. A ona wcale nie miała
zamiaru mu tłumaczyć, że nie chce figurować w żadnej
krajowej bazie danych.
-Mam powody, żeby o nią nie występować.
-I to nie jest mój biznes. Już to słyszałem. Nie musisz się
powtarzać. Rozumiem.
Odwrócił się i ruszył w stronę zródełka, zapewne sprawdzić
sidła. Przedtem jednak obdarzył ją spojrzeniem pełnym
wściekłości.
Naturalnie, że musiała się za nim wydrzeć:
-Ej, ty, panie przemądrzały! Ciekawość to pierwszy stopień
do piekła! [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl fopke.keep.pl
stwardnienie na jego silnych dłoniach, Intensywny zapach
męskiej skóry odurzał, jej ręce były coraz śmielsze, coraz
bardziej pożądliwe...
Potem Chance wciągnął jej przez głowę swój czarny T-shirt.
Wielki, ale Chance go skrócił, owijając dolny brzeg wokół talii
Sunny. Wtuliła się w jego ramiona, duża dłoń Chance'a
przyjemnie grzała ją w pośladki. On miał pod głową zwinięty
w kłębek sweter, ona szeroką męską pierś. Było jak w raju.
Zasypiała z cudownym poczuciem, że nigdy jeszcze w życiu
nie była tak szczęśliwa.
94
ROZDZIAA DZIEWITY
Następnego ranka sidła były puste i Sunny nie kryła
rozczarowania. Po takiej nocy, prawdziwej idylli, dzień
powinien zacząć się miło, czyli od obfitego śniadania na ciepło.
-Może byś coś ustrzelił? - spytała, kiedy oboje, siedząc na
ziemi, apatycznie przeżuwali batonowe paskudztwo. - Mam,
niestety, jeszcze tylko osiem tych batonów.
-A ja nie mam zapasowych naboi - oznajmił Chance. -W
magazynku jest piętnaście serii. Wolałbym zachować je na
jakąś szczególną okazję. A poza tym kula o średnicy
dziewięciu milimetrów rozerwie królika na strzępy. Z ptaka nie
zostanie prawie nic. O ile w ogóle z tego pistoletu da się go
ustrzelić.
Nie wątpiła w jego umiejętności, w końcu służył w wojsku. I
na pewno radził sobie równie dobrze ze swoim automatem, jak
i z pistoletem innego rodzaju.
Opuściła głowę i dokładnie obejrzała swoje dłonie.
-Chance? A kaliber 38 byłby dobry?
-Na pewno lepszy, chociaż nie idealny.
-No... to ja taki mam.
-Co! Sunny uniosła głowę i spojrzała w kierunku swojej
drogocennej torby.
-Tam. Kaliber 38.
Zerwał się na równe nogi, spojrzał na torbę, po czym wbił
wzrok w Sunny. Jego twarz była kamienna, a głos lodowaty.
-Czy byłabyś tak uprzejma i zechciała mi wyjaśnić, po
cholerę wozisz ze sobą pistolet? Podróżujesz przecież
służbowo. I jak ci się udaje przejść z tym pistoletem przez
kontrolę na lotnisku?
Sunny nikomu nie zdradzała swoich sekretów. Przez całe
życie ukrywała się, przemieszczając się z miejsca na miejsce, i
to wyrobiło w niej największą ostrożność. Ale temu
mężczyznie zdążyła już dać z siebie o wiele więcej niż
95
komukolwiek innemu. A poza tym, było nie było, połączeni są
teraz wspólną sprawą.
-Mam specjalny schowek.
-Jaki? - warknął. - Przecież widziałem, jak rozpakowywałaś
swoją torbę. A może ty chowasz pistolet w sprayu do włosów,
co !
-Tak. I w suszarce.
-Czyli szmuglujesz broń na pokład samolotu, tak?- Od jak
dawna to robisz?
-Za każdym razem, kiedy lecę samolotem - odparła chłodno,
podnosząc się z ziemi. Nie, nie może pozwolić, żeby on stał tak
nad nią, jak wieża, i darł się, jak na krnąbrne dziecko. Niestety,
choć wstała, znaczna różnica wzrostu nadal była widoczna. -
Wsiadłam do samolotu po raz pierwszy, kiedy miałam
szesnaście lat.
Wolnym krokiem podeszła do torby i wyjęła oba wymienione
przedmioty. Najpierw spray do włosów, który Chance
natychmiast wyrwał jej z ręki. Zdjął nakrętkę, przyjrzał się
końcówce, potem odsunął pojemnik od siebie. Nacisnął. Spray
zasyczał cichutko i wypuścił z siebie mgiełkę pachnącej
substancji.
-To naprawdę spray - wyjaśniła Sunny. - Zostało już
niewiele.
Wyjęła mu pojemnik z rąk i zręcznym ruchem odkręciła
denko. Z pojemnika, prosto na jej dłoń, wysunęła się mała
kolba. Przykucnęła, położyła ją na ziemi i sięgnęła po suszarkę.
Kilka zręcznych ruchów i na ziemi, obok kolby, leżały
pozostałe części pistoletu. Złożyła je błyskawicznie, jak ktoś,
kto ćwiczył tak często, że mógłby to zrobić przez sen.
Załadowała magazynek i wręczyła pistolet Chance'owi.
Mały pistolet prawie zginął w jego dużej dłoni.
-No, nie... - wysapał Chance gniewnie. -I co ty właściwie
robisz z tym pistoletem?
-Prawdopodobnie to samo, co ty. Dla obrony własnej.
-Ja wożę różnych ludzi, większości z nich nie znam, poza
tym często ląduję na odludziu. No i mam licencję. A ty?
96
-Nie - odparła zgodnie z prawdą. - Ale jestem samotną
kobietą, podróżuję bez obstawy i przewożę przesyłki o
wartości wystarczająco dużej, aby klient zdecydował się na
wynajęcie kuriera. Poza tym te przesyłki doręczam ludziom
zupełnie mi nie znanym. Wystarczyć Byłabym idiotką,
gdybym nie zabezpieczyła się w żaden sposób.
Wszystko było przekonywujące i słuszne. Oprócz jednego.
-A dlaczego nie masz licencji? - spytał twardym głosem
Chance. - Masz uzasadnione powody, żeby ją otrzymać.
Czuła się jak na przesłuchaniu. I wcale jej się nie podobało,
że czuły kochanek o złocistobrązowych oczach zmienił się
nagle w bezwzględnego oskarżyciela. A ona wcale nie miała
zamiaru mu tłumaczyć, że nie chce figurować w żadnej
krajowej bazie danych.
-Mam powody, żeby o nią nie występować.
-I to nie jest mój biznes. Już to słyszałem. Nie musisz się
powtarzać. Rozumiem.
Odwrócił się i ruszył w stronę zródełka, zapewne sprawdzić
sidła. Przedtem jednak obdarzył ją spojrzeniem pełnym
wściekłości.
Naturalnie, że musiała się za nim wydrzeć:
-Ej, ty, panie przemądrzały! Ciekawość to pierwszy stopień
do piekła! [ Pobierz całość w formacie PDF ]