[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Chocia\ jesteś bardzo du\y, lepiej, \ebyś nie popełnił
jakiegoś głupiego błędu - ciągnął Walker spokojnie. -
Dlatego posłuchaj, co ci powiem. Wczoraj Faith jednym
wykopem rozło\yła na łopatki kryminalistę z Atlantic
City. Urwałaby mu jaja, ale na szczęście wkroczyłem do
akcji. Na widok krwi robi mi się niedobrze, kapujesz?
Więc jeśli masz zamiar dopaść ją, jak będzie sama, lepiej
się nad tym zastanów. Bracia nauczyli tę damę kilku naprawdę
paskudnych sztuczek. Najlepiej sprawdzają się
w przypadku wielkich, ślamazarnych muskularnych
byczków takich jak ty. Oczywiście, jeśli po jej akcji coś
jeszcze z ciebie zostanie, będę musiał doprowadzić całą
sprawę do końca, a cholernie nie lubię gadać na pró\no.
Mo\esz być pewien, \e to sobie na tobie odbiję. Kapujesz?
- Puść... mnie... - wychrypiał Tony.
- Kapujesz? - powtórzył Walker, ściskając.
Tony gwałtownie przytaknął.
- Grzeczny chłopczyk - powiedział Walker, jakby gratulował
wyjątkowo tępemu ogarowi, \e w końcu przestał sikać
na podłogę. - To jedyne ostrze\enie i robię to wbrew woli
Faith. Widzisz, ona nie mo\e się ju\ doczekać, kiedy będzie
mogła urwać ci tego twojego \ałosnego kutasa i podstawić
ci go pod nos. Potem to samo ma zamiar zrobić z twoimi jajami
wielkości groszku. Słyszysz?
- Sssszszsz...
Był to bardziej syk ni\ słowo, ale Walker zrozumiał. Odliczył
powoli do trzech, po czym puścił rękę Tony'ego. Potem
bacznie go obserwował, by sprawdzić, czy jego rozmówca
jest naprawdę du\y i głupi.
Twarz Tony'ego odzyskała kolory, a po chwili pojawił się
na niej rumieniec.
- Kim ty, do diabła jesteś?
- Człowiekiem Faith.
- Kim?
- Widzę, \e zaczynasz rozumieć.
Tony spojrzał w spokojne, przenikliwe, niebieskie oczy
Walkera i cofnął się o krok. Był przyzwyczajony do brutalnych
gier stosowanych w futbolu.
Jednak Walker nie prowadził \adnej gry.
- Mógłbym rozerwać cię na strzępy - warknął Tony.
Walker czekał, czy jego rozmówca spróbuje to zrobić.
- Ale nie biję mę\czyzn ni\szych od siebie - dodał Tony
szyderczo.
- Tylko kobiety? Chłoptasiu, tak naprawdę jesteś kurzym
gównem pierwszej klasy, prawda?
Twarz Tony'ego pociemniała.
- Masz szczęście, \e nie rozerwałem cię na kawałki.
Strona 110
Elizabeth Lowell - Rubinowe bagna
Jedyną odpowiedzią był łagodny uśmiech Walkera.
- Faith dostała to, na co sobie zasłu\yła - warknął Tony.
- Jednak jesteś cholernie głupi. &
Walker wykonał ruch, jakby miał zamiar się odwrócić.
Podczas półobrotu jego laska przez przypadek się wysunęła
i zaczepiła o stopę Tony'ego. Wystarczyło jedno szybkie
szarpnięcie i obaj mę\czyzni le\eli na chodniku.
Przynajmniej tak to wyglądało dla patrzących z boku.
Tylko Tony odniósł wra\enie, \e nagle cały świat stanął na
głowie. Jego nogi pofrunęły w górę, a on sam wylądował
tyłkiem na betonie. Sapnął, gdy próbujący wstać Walker
cię\ko go przydepnął. Aokieć trafił na szyję, kolano zahaczyło
o genitalia, a frunąca ręka zmia\d\yła nos. Te pozornie
przypadkowe ciosy dotarły do celu, nim Walker zdą\ył
ponownie stanąć na nogach.
- Nic ci się nie stało? - spytał Walker z niepokojem, pochylając
się nad Tonym. Robił to przez wzgląd na kilku gapiów,
którzy zatrzymali się w pobli\u. - Cholernie niezdarnie
obchodzę się z tą laską. Nie mogę pokapować, jak nale\y
posługiwać się tym dziadostwem. Proszę, pozwól, \e ci
pomogę.
Ogłuszony Tony został postawiony na nogi i otrzepany
z kurzu. Walker robił to z siłą, która Tony'emu zapierała
dech w piersiach. Z nosa sączyła mu się stru\ka krwi. Nie
mógł prosto stanąć, poniewa\ od pachwiny falami rozchodził
się pulsujący ból. Obolałe nerki potwierdzały, \e naprawdę
odniósł powa\ne obra\enia.
- Zawołam ci taksówkę - zaproponował Walker. - Na
pewno nie masz ochoty na chodzenie w takim upale.
Machnięciem laski zatrzymał taksówkę, po czym wpakował
do niej Tony'ego. Wsunął kierowcy dwadzieścia dolarów
i podał adres w najbardziej niebezpiecznej dzielnicy
miasta, po czym uśmiechnął się do byłego narzeczonego
Faith.
- Miło się z tobą rozmawiało, chłopcze. Jak wrócisz do
domu, pozdrów ode mnie wszystkich.
Walker zamknął drzwi, uśmiechnął się do zebranych na
chodniku osób i mocno utykając, wrócił do budynku.
Kiedy Faith zobaczyła Walkera, podbiegła do niego i ujęła
jego twarz w dłonie. Uwa\nie mu się przyjrzała, szukając
obra\eń. Zobaczyła tylko gładką skórę, ciemną jedwabistą
brodę i oczy w kolorze lapis-lazuli.
- Dobrze się czujesz?
- Jasne. Czemu pytasz?
- Tony potrafi być... bardzo niemiły.
- Ten chłoptaś? - Walker uśmiechnął się i zrobił zaskoczoną
minę. - Bardzo przepraszał, \e ci przeszkodził. Zapewniał
mnie, \e więcej tego nie zrobi. Miał tylko nadzieję,
\e przestałaś być na niego zła.
- Nie przestałam. Nigdy nie przestanę.
Walker uśmiechnął się, mimo wściekłości, która go ogarnęła,
gdy przypomniał sobie słowa Tony'ego: Faith dostała
to, na co sobie zasłu\yła. Bardzo dobrze je znał. Jego ojczym,
Steve Atkins, powtarzał je, ilekroć pobił matkę Wal-
kera. Same wyjaśnienia razów były ró\ne, od spóznionej kolacji
po nie doprany podkoszulek, ale rezultat zawsze był taki
sam. Dostała to, na co sobie zasłu\yła.
- Czasami złość jest jedynym sposobem, by sobie
z czymś poradzić - powiedział Walker. - Zasługujesz na coś
du\o lepszego ni\ ten zgniłek.
Na twarzy Faith pojawił się niepewny, ale prawdziwy
uśmiech.
- Taak. Teraz ju\ to wiem.
- Dziwi mnie, \e \aden z twoich braci nie pomógł
Tony'emu dojść do tego samego wniosku - zauwa\ył Walker.
- Jestem dorosła i wolno mi popełniać błędy, a potem samodzielnie
je naprawiać.
W głębi duszy Walker uwa\ał, \e Tony miał nad Faith
Strona 111
Elizabeth Lowell - Rubinowe bagna
zbyt du\ą przewagę fizyczną, był jednak za mądry, by mówić [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fopke.keep.pl