[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- To jest stary zbiornik na wodę. Kiedyś musiały tu być pola uprawne albo łąki. Potem
nastała wieloletnia susza i zamieszkały tu lwy.
Gdy już wszyscy odetchnęli z ulgą, Elezar zawołał:
- Uwaga! Ogłaszam turniej za nierozstrzygnięty! Nikt nie zdołał donieść kości na
miejsce startu!
Rozdział 11
Co mieszkało w Skinolu
Tymczasem w pałacu królewskim Saul znów rozmawiał z samym sobą, mimo
obecności najbliższych sług.
- Przecież wiem! - mówił. - Skąd wiem? Mam oczy, więc widzę. Kiedy tylko wchodzi
do mego domu, ona nie przestaje na niego zerkać.
Po chwili milczenia, jakby wsłuchując się w siebie, Saul powiedział z entuzjazmem,
zadowolony z podsuniętego pomysłu:
- Rzeczywiście, to jest świetna okazja! - po czym ściszył głos i dodał. - Niech ona
stanie się dla niego pułapką. Niech on dla niej zginie, niech da się zabić.
Władca spojrzał gdzieś w dal oczami pełnymi nienawiści. Na jego twarzy pojawił się
wykrzywiony grymas, straszliwy, złowieszczy uśmiech.
- Służba! - król zwrócił się do stojących w pobliżu dug.
- Czy nie macie wrażenia, że moja młodsza córka Mikal interesuje się Dawidem?
- Panie, ten młodzieniec sprawia, że twoja córka jest w wyśmienitym humorze.
Uwielbia słuchać jego opowieści. Chętnie ze sobą rozmawiają.
- A on? Co myślicie o nim?
- Ona też mu się podoba, panie. - odpowiedzieli słudzy.
- Podoba się? Oczu od niej nie może oderwać! To jest naprawdę dobra okazja...
Król zamyślił się na chwilę, po czym powiedział:
- Słuchajcie! Idzcie do Dawida i powiedzcie mu, że król Saul zauważył, że Mikal go
kocha. Przekażcie mu, że cieszyłbym się, gdyby zostali małżeństwem. Idzcie i wybadajcie,
jak zareaguje na te słowa.
Słudzy złożyli pokłon, po czym wyszli uroczyście z komnaty. Zdążyli usłyszeć
jeszcze, jak samotny król gratuluje komuś udanego pomysłu:
- Zwietnie! Po prostu wspaniale. Może wreszcie go dopadniemy!
Za pałacem królewskim Elezar siedział ze swoimi giermkami przy ogniu. Przez
wczorajsze popołudnie i wieczór oraz cały dzisiejszy dzień świeżo upieczeni bohaterowie
wspominali egzamin z odwagi. Każdy robił to na swój sposób. Największe piętno zabawa
wycisnęła na Skinolu, który od tamtego zdarzenia nie wypowiedział ani jednego słowa.
Siedział teraz milczący, bijąc się z własnymi myślami.
Nie! Jeśli nie zwariowałem, to zaraz zwariuję. Lew chciał mnie zagryzć, rozerwać na
strzępy. Gdzie ja w ogóle trafiłem? - rozmyślał chłopak. - A ten cały Elezar, co to za jeden?
O mały włos nie skręcił mi karku, głupi sadysta. Nie, to nie może być prawda. To na pewno
jest sen. Strzeliłem sobie za dużą działkę. Zaraz się obudzę, zwołam chłopaków i skoczymy
obić jakiegoś szczawia pod szkołą.
W końcu ni stąd ni zowąd krzyknął:
- Wy nie istniejecie! Nie ma żadnego Elohima! Nie było żadnego lwa! Jestem na
mocnym haju, a wy wszyscy mi się śnicie! Zaraz się obudzę i życie znowu będzie normalne!
- Na całe twoje szczęście istniejemy. - zapewniał go Elezar. - A lew naprawdę o mało
cię dziś nie pożarł.
- Nie! Nie! Nie! - chłopak protestował, krzycząc głośno. - Nie wierzę ci! Ty... ty... ty
wielkoludzie. No, uderz mnie, proszę bardzo. Nie boję się ciebie. Nie uciekam. Jesteś tylko
moim snem.
W tym momencie Elezar spojrzał znacząco na Tomasza, który aż zadrżał z powodu
tego, co zobaczył. Na Skinolu siedział wielki, zielono-siny jaszczur. Wraz z ogonem był
długości dorosłego człowieka. Jego cielsko pokrywał jakiś szary klejący śluz, który skapywał
na chłopaka, pozostawiając na nim śmierdzące plamy galaretowatej mazi. Co jakiś czas
zmieniał swój wygląd. Przybierał nagle postać młodego chłopaka w czapce z daszkiem
przekręconym do tyłu. W ręku trzymał strzykawkę, wypełnioną jakimś brudnym płynem,
którą wbijał prosto w klatkę piersiową łysego, robiąc szybki zastrzyk, a potem znów stawał
się obrzydliwym waranem. Z gadziego pyska wysuwał się co chwilę rozdwojony jęzor,
któremu towarzyszył przeciągły nieprzyjemny syk. Jednak nie był to jedynie odgłos
zwierzęcia. Tomasz mógł bez trudu zrozumieć poszczególne słowa.
- Skinol, coś albo ktoś siedzi na tobie. Nie czujesz go? - zapytał przejęty Tomasz.
- Wiesz co, frajerze? Za dużo miałeś dziś wrażeń. Idz się prześpij! - odpalił
zniechęcony dresiarz.
- Naprawdę! Widzę, go! Elezarze, czy ty też go widzisz? - zapytał Tomasz.
- Oczywiście. Siedzi na nim już od kilku lat. - wyjaśnił jasnowłosy. - Tylko, że tobie
otworzyłem oczy dopiero przed chwilą.
- No nie! Odbiło wam! Macie niezłą schizkę! Czy jest tu jakiś psychiatra? - zawołał
drwiąco w kierunku odległych ognisk.
Teraz waran zasyczał mu do ucha:
- A jeśśśli to nie jessst sssen?
Tomasz powtórzył po nim głośno:
- A jeśli to nie jest sen?
- Coś ty powiedział? - Skinol spojrzał badawczo na chłopca.
Jaszczur zasyczał znowu:
- Jeśśśli to nie jessst sssen, to na pewno zwariowałeśśś.
Tomasz znowu powtórzył głośno:
- Jeśli to nie jest sen, to na pewno zwariowałeś.
- No nie, ty czytasz w moich myślach! - przestraszył się na dobre Skinol. - Kim wy
jesteście? Czego wy ode mnie chcecie? Zostawcie mnie w spokoju! Ja już chcę się obudzić!
Ja chcę, żeby to był sen!
Wtem Elezar wyciągnął rękę i dotknął dłonią głowy spanikowanego chłopaka. Teraz i
on ujrzał siedzącego na nim jaszczura i aż odskoczył do tyłu, przewracając się na ziemię.
- To nie jessst sssen! - wysyczał obrzydliwy stwór prosto w twarz swojej ofiary.
Wczepił się pazurami w brzuch Skinola i powiedział władczym tonem:
- Twoje ssserce już od dawna należy do mnie! Abdur Luzyfer! - Po czym wbił swój
obślizgły łeb w klatkę piersiową chłopaka i schował go tam aż po szyję, jakby chciał pożreć
jego serce. Skinol zaczął wrzeszczeć z przerażenia. Tarzał się po ziemi, turlał wraz z
jaszczurem w tę i z powrotem, zmagając się w niecodziennych zapasach. Chwycił gada
rękami i chciał go z siebie wyciągnąć, ale nie miał tyle sił.
- Pomóżcie mi, błagam! - darł się.
Tomasz był tak zszokowany i struchlały, że siedział bez ruchu.
- Nie mogę samowolnie ci pomóc! - zawołał Elezar. - Poproś o to wielkiego Elohima,
a On wyda mi rozkaz!
- On zjada mi serce, ratujcieee!
- Poproś naszego Pana!
Wtedy Skinol krzyknął z całych sił:
- Elohimie, błagam, pomóż mi!
Na te słowa Elezar doskoczył jednym susem, chwycił za gadzi ogon i potężnym [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl fopke.keep.pl
- To jest stary zbiornik na wodę. Kiedyś musiały tu być pola uprawne albo łąki. Potem
nastała wieloletnia susza i zamieszkały tu lwy.
Gdy już wszyscy odetchnęli z ulgą, Elezar zawołał:
- Uwaga! Ogłaszam turniej za nierozstrzygnięty! Nikt nie zdołał donieść kości na
miejsce startu!
Rozdział 11
Co mieszkało w Skinolu
Tymczasem w pałacu królewskim Saul znów rozmawiał z samym sobą, mimo
obecności najbliższych sług.
- Przecież wiem! - mówił. - Skąd wiem? Mam oczy, więc widzę. Kiedy tylko wchodzi
do mego domu, ona nie przestaje na niego zerkać.
Po chwili milczenia, jakby wsłuchując się w siebie, Saul powiedział z entuzjazmem,
zadowolony z podsuniętego pomysłu:
- Rzeczywiście, to jest świetna okazja! - po czym ściszył głos i dodał. - Niech ona
stanie się dla niego pułapką. Niech on dla niej zginie, niech da się zabić.
Władca spojrzał gdzieś w dal oczami pełnymi nienawiści. Na jego twarzy pojawił się
wykrzywiony grymas, straszliwy, złowieszczy uśmiech.
- Służba! - król zwrócił się do stojących w pobliżu dug.
- Czy nie macie wrażenia, że moja młodsza córka Mikal interesuje się Dawidem?
- Panie, ten młodzieniec sprawia, że twoja córka jest w wyśmienitym humorze.
Uwielbia słuchać jego opowieści. Chętnie ze sobą rozmawiają.
- A on? Co myślicie o nim?
- Ona też mu się podoba, panie. - odpowiedzieli słudzy.
- Podoba się? Oczu od niej nie może oderwać! To jest naprawdę dobra okazja...
Król zamyślił się na chwilę, po czym powiedział:
- Słuchajcie! Idzcie do Dawida i powiedzcie mu, że król Saul zauważył, że Mikal go
kocha. Przekażcie mu, że cieszyłbym się, gdyby zostali małżeństwem. Idzcie i wybadajcie,
jak zareaguje na te słowa.
Słudzy złożyli pokłon, po czym wyszli uroczyście z komnaty. Zdążyli usłyszeć
jeszcze, jak samotny król gratuluje komuś udanego pomysłu:
- Zwietnie! Po prostu wspaniale. Może wreszcie go dopadniemy!
Za pałacem królewskim Elezar siedział ze swoimi giermkami przy ogniu. Przez
wczorajsze popołudnie i wieczór oraz cały dzisiejszy dzień świeżo upieczeni bohaterowie
wspominali egzamin z odwagi. Każdy robił to na swój sposób. Największe piętno zabawa
wycisnęła na Skinolu, który od tamtego zdarzenia nie wypowiedział ani jednego słowa.
Siedział teraz milczący, bijąc się z własnymi myślami.
Nie! Jeśli nie zwariowałem, to zaraz zwariuję. Lew chciał mnie zagryzć, rozerwać na
strzępy. Gdzie ja w ogóle trafiłem? - rozmyślał chłopak. - A ten cały Elezar, co to za jeden?
O mały włos nie skręcił mi karku, głupi sadysta. Nie, to nie może być prawda. To na pewno
jest sen. Strzeliłem sobie za dużą działkę. Zaraz się obudzę, zwołam chłopaków i skoczymy
obić jakiegoś szczawia pod szkołą.
W końcu ni stąd ni zowąd krzyknął:
- Wy nie istniejecie! Nie ma żadnego Elohima! Nie było żadnego lwa! Jestem na
mocnym haju, a wy wszyscy mi się śnicie! Zaraz się obudzę i życie znowu będzie normalne!
- Na całe twoje szczęście istniejemy. - zapewniał go Elezar. - A lew naprawdę o mało
cię dziś nie pożarł.
- Nie! Nie! Nie! - chłopak protestował, krzycząc głośno. - Nie wierzę ci! Ty... ty... ty
wielkoludzie. No, uderz mnie, proszę bardzo. Nie boję się ciebie. Nie uciekam. Jesteś tylko
moim snem.
W tym momencie Elezar spojrzał znacząco na Tomasza, który aż zadrżał z powodu
tego, co zobaczył. Na Skinolu siedział wielki, zielono-siny jaszczur. Wraz z ogonem był
długości dorosłego człowieka. Jego cielsko pokrywał jakiś szary klejący śluz, który skapywał
na chłopaka, pozostawiając na nim śmierdzące plamy galaretowatej mazi. Co jakiś czas
zmieniał swój wygląd. Przybierał nagle postać młodego chłopaka w czapce z daszkiem
przekręconym do tyłu. W ręku trzymał strzykawkę, wypełnioną jakimś brudnym płynem,
którą wbijał prosto w klatkę piersiową łysego, robiąc szybki zastrzyk, a potem znów stawał
się obrzydliwym waranem. Z gadziego pyska wysuwał się co chwilę rozdwojony jęzor,
któremu towarzyszył przeciągły nieprzyjemny syk. Jednak nie był to jedynie odgłos
zwierzęcia. Tomasz mógł bez trudu zrozumieć poszczególne słowa.
- Skinol, coś albo ktoś siedzi na tobie. Nie czujesz go? - zapytał przejęty Tomasz.
- Wiesz co, frajerze? Za dużo miałeś dziś wrażeń. Idz się prześpij! - odpalił
zniechęcony dresiarz.
- Naprawdę! Widzę, go! Elezarze, czy ty też go widzisz? - zapytał Tomasz.
- Oczywiście. Siedzi na nim już od kilku lat. - wyjaśnił jasnowłosy. - Tylko, że tobie
otworzyłem oczy dopiero przed chwilą.
- No nie! Odbiło wam! Macie niezłą schizkę! Czy jest tu jakiś psychiatra? - zawołał
drwiąco w kierunku odległych ognisk.
Teraz waran zasyczał mu do ucha:
- A jeśśśli to nie jessst sssen?
Tomasz powtórzył po nim głośno:
- A jeśli to nie jest sen?
- Coś ty powiedział? - Skinol spojrzał badawczo na chłopca.
Jaszczur zasyczał znowu:
- Jeśśśli to nie jessst sssen, to na pewno zwariowałeśśś.
Tomasz znowu powtórzył głośno:
- Jeśli to nie jest sen, to na pewno zwariowałeś.
- No nie, ty czytasz w moich myślach! - przestraszył się na dobre Skinol. - Kim wy
jesteście? Czego wy ode mnie chcecie? Zostawcie mnie w spokoju! Ja już chcę się obudzić!
Ja chcę, żeby to był sen!
Wtem Elezar wyciągnął rękę i dotknął dłonią głowy spanikowanego chłopaka. Teraz i
on ujrzał siedzącego na nim jaszczura i aż odskoczył do tyłu, przewracając się na ziemię.
- To nie jessst sssen! - wysyczał obrzydliwy stwór prosto w twarz swojej ofiary.
Wczepił się pazurami w brzuch Skinola i powiedział władczym tonem:
- Twoje ssserce już od dawna należy do mnie! Abdur Luzyfer! - Po czym wbił swój
obślizgły łeb w klatkę piersiową chłopaka i schował go tam aż po szyję, jakby chciał pożreć
jego serce. Skinol zaczął wrzeszczeć z przerażenia. Tarzał się po ziemi, turlał wraz z
jaszczurem w tę i z powrotem, zmagając się w niecodziennych zapasach. Chwycił gada
rękami i chciał go z siebie wyciągnąć, ale nie miał tyle sił.
- Pomóżcie mi, błagam! - darł się.
Tomasz był tak zszokowany i struchlały, że siedział bez ruchu.
- Nie mogę samowolnie ci pomóc! - zawołał Elezar. - Poproś o to wielkiego Elohima,
a On wyda mi rozkaz!
- On zjada mi serce, ratujcieee!
- Poproś naszego Pana!
Wtedy Skinol krzyknął z całych sił:
- Elohimie, błagam, pomóż mi!
Na te słowa Elezar doskoczył jednym susem, chwycił za gadzi ogon i potężnym [ Pobierz całość w formacie PDF ]