[ Pobierz całość w formacie PDF ]

patrząc mu prosto w oczy.
Zamarł z uśmiechem na ustach. Powróciło dobrze jej znane uczucie
skrępowania. Ciszę przerwała dopiero matka Jareda.
- Bardzo ładnie ci poszło - zwróciła się do zbliżającej się właśnie Helen. -
Ty, Lizzie, zdaje się, nigdy nie nauczyłaś się grać?
Lizzie przytaknęła. Pani Rutledge swego czasu często jej to wypominała.
- Każdy z nas, mamo, jest mocny w innej dziedzinie - zauważył Jared z
wyrzutem w głosie.
Pomoc nadeszła również z najmniej oczekiwanej strony.
- Poza tym to Elizabeth przysporzy klinice mnóstwo pieniędzy - odezwała
się Helen.
Lizzie nie wierzyła własnym uszom. Było nie do pomyślenia, żeby Helen
nie zgadzała się w czymś z matką Jareda.
- To prawda - przyznała niechętnie pani Rutledge.
- Powiedz, Elizabeth, kiedy będziemy mogli zwiedzić jeden z twoich
budynków?
- Nawet zaraz, jeśli pani sobie życzy.
RS
48
- Nie jestem pewna, czy to najlepszy...
- Ależ, mamo! - przerwał jej Jared. - Pomyśl tylko, co napiszą o tym w
kolumnach towarzyskich.
Kuka minut pózniej pani Rutledge zajęta była organizowaniem kolumny
samochodów do Buffalo Bayou Mail.
Godzinę pózniej zaś Lizzie witała sponsorów w drzwiach Lochu Sądu
Ostatecznego. Rozpoczynało się jej przedstawienie.
- Ten model obsługiwany jest zazwyczaj przez dziewięć osób -
powiedziała, otwierając drzwi. - Zrezygnowałam z przewodnika, gdyż
formuła ta zabiera zbyt wiele czasu. Zostawię zapalone światła i przedstawię
zasady działania tego przybytku.
Poklepała dłonią jedną ze ścian na wprost wejścia.
- To atrapa ściany, zwykła zastawka, skrywająca obsługę. Założenie jest
takie, by straszyć grupę tuż po jej wejściu do środka, a czasami nawet w
trakcie wchodzenia. Ludzie, oczekujący na zewnątrz, słyszą ich krzyki, co
tylko wzmaga zainteresowanie. Dzięki temu możemy wprowadzać kolejne
grupy stosunkowo szybko w głąb domu i obsłużyć większą liczbę
zwiedzających.
Lizzie poprowadziła swoich gości do wnętrza budynku.
- Naszą zasadą jest straszenie ludzi ze wszystkich stron, byle nie z przodu.
Nie powinni bać się wejść dalej do środka.
- Zawsze wydawało mi się, że wystarczy ich po prostu postraszyć -
zauważył Jared.
- Grupa powinna bać się pozostać w jednym miejscu - odparła Lizzie. - To
dlatego przepuszczasz czasami kilka osób przodem i poganiasz za nimi całą
resztę. Pamiętaj zawsze o tym, by straszyć  do przodu".
- A jeśli przez to czegoś nie zobaczą?
- To wrócą i zapłacą jeszcze raz - odparła natychmiast Lizzie. - Mamy
wtedy do czynienia z ponownym obrotem. To czysty zysk. - Widziała, że to,
co mówi, trafiło na podatny grunt, szczególnie wśród zebranych mężczyzn.
Panie natomiast nie wyglądały na przekonane. - Proszę się nie martwić -
zapewniła je Lizzie. - Każdy dostanie to, za co zapłacił.
RS
49
Kontynuowała prezentację wyjaśniając, w jaki sposób sprawne
operowanie światłami ułatwia przemieszczanie grup zwiedzających, i
demonstrując czujniki wyzwalające jęki i krzyki. Jared, który przez cały czas
nie opuszczał jej boku, miał jedynie zastrzeżenia do pochyłej podłogi.
Postanowiła wziąć to pod uwagę przy budowie jego domu.
- Muszę przyznać, że od czasu naszego pierwszego domu strachów
budowle te mocno się zmieniły - oznajmił Jared, gdy dotarli do wyjścia. -
Nagle wszystko stało się takie wyrachowane.
W jego ustach zabrzmiało to niemal jak zarzut. Rozzłościło ją to.
- To interes jak każdy inny. Z tego żyję. Zastanowił się nad tym, co
powiedziała, i skinął głową.
- Być może masz rację. Dopiero teraz widzę, jak nudny jest mój dom w
porównaniu z tym. Ale chciałbym jeszcze zobaczyć, jak to wszystko działa.
Zastanawiam się, ilu pomocników będziemy potrzebowali. No i kto ich
wyszkoli?
- To wcale nie jest takie trudne - uspokoiła gb Lizzie. Jared nie był tego
taki pewien.
- Może nie dla ciebie. . Lizzie uśmiechnęła się szelmowsko.
- No to popatrz.
Podeszła do stojącej w pobliżu grupki ludzi i zaklaskała w dłonie, prosząc
o uwagę.
- Proponuję państwu małą zabawę. Postraszymy się nieco nawzajem.
Po chwili wraz z dziewięcioma ochotnikami weszła do środka i ustawiła
ich na miejscach, udzielając krótkich instrukcji. Następnie zgasiła wszystkie
światła.
- Gotowi? - krzyknęła, stając w drzwiach.
Udając, że pobiera opłatę za wejście, powoli wpuszczała do środka gości
Rutledge'ów. Towarzyszyło temu dużo śmiechu, pisków i krzyku,
roznoszących się echem po całym domu.
- Teraz nasza kolej - oznajmił Jared, kierując się w stronę wejścia. - Muszę
się osobiście przekonać, czy dam sobie radę w ciemnościach.
Lizzie zawahała się, ale podążyła za nim do środka.
RS
50
- Buu!! - zawołał pierwszy potwór, ukryty za fałszywą ścianą.
Była to matka Jareda, rozluzniona i roześmiana jak nigdy dotąd.
Wyglądało na to, że świetnie się bawi. We wszystkich kątach i zakamarkach
pobłyskiwały cekiny wieczorowych sukien i biżuterią, a ubrani w kosztowne
garnitury mężczyzni zajęci byli obsługą świateł i dzwięku.
Nagle Lizzie i Jared natknęli się na grupę gości stłoczonych w drzwiach
prowadzących do krypty. Lizzie postanowiła sprawdzić, co ich zatrzymało.
- Powinno tu być teraz zielone światło - zawołała. - Mamy dobry przykład [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fopke.keep.pl