[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sca. Patrzył na to żelastwo i struchlał, wióąc opadającą róę, przytłoczony świado-
mością nieuniknionej śmierci. To już drugi raz, jak mi się zdaje, został wysłany na
dno okrętu przez swego kapitana, który, przypuszczam, chciał go oddalić od pomo-
stu. Jim opowiadał mi, że pod wpływem pierwszego impulsu chciał krzyczeć, co by
wyrwało tych wszystkich luói ze snu, pogrążając ich w otchłań rozpaczy, ale ogarnę-
ło go tak przygnębiające uczucie bezradności, że nie mógł wydać głosu. Chyba dobrze
oddaje ten stan wyrażenie:  język przyrósł mu do podniebienia . Nie wydawszy więc
głosu, wydobył się przez otwór na górny pokład. Przypadkiem poruszony wiatrem
żagiel musnął go po twarzy, co zrobiło na nim takie wrażenie, że o mało nie spadł
z drabiny.
Sen, Trup
Wyznał, że kolana mu dygotały, gdy tak stał i patrzył na ten uśpiony tłum. Ma-
szyna została wstrzymana, para wydobywała się ze świstem i hukiem, powietrze całe
drgało jak basowa struna. Cały parowiec drżał.
Wióiał to tu, to tam podnoszącą się z maty głowę, nieokreśloną jasną postać
przybierającą pozycję sieóącą i nasłuchującą sennie przez chwilę, by znów opaść w ten
nieład zgromaóonych skrzyń, wentylatorów i najrozmaitszych przedmiotów. Zro-
zumiał, że ci luóie, nic nie wieóąc, nie zwrócą uwagi na ten óiwny hałas. Okręt
z żelaza, luóie o białych twarzach, wszystkie dzwięki i zjawiska, wszystko na pokła-
óie dla tego ciemnego, pobożnego tłumu było jednakowo óiwne i tyleż zasługujące
na zupełne zaufanie, co całkowicie niezrozumiałe. Uderzyło go, że okoliczność ta jest
baróo sprzyjająca w tej chwili. Sama myśl o tym była straszna.
Pamiętacie zapewne, że Jim był przekonany, jak byłby każdy na jego miejscu,
że parowiec lada chwila musi zatonąć; usuwające się zaróewiałe żelazo powstrzy-
mujące napór oceanu musi puścić, a wówczas, jak po pęknięciu śluzy, woda wedrze
się z impetem i zaleje wszystko. Stał i patrzył na te rozciągnięte ciała, jak skazaniec
uświadomiony o swym losie pilnujący cichego tłumu zmarłych. Oni byli trupami!
Nie, ich ocalić nie zdoła! Szalupy może wystarczyłyby dla połowy, ale już nie ma
czasu. Za pózno! Za pózno! Nie warto otwierać ust, poruszać ręką lub nogą. Zanim
zdoła wymówić trzy słowa lub postąpić parę kroków, zapadnie się w morze przy roz-
paczliwej walce luókich istot, przy rozlegających się okropnych wrzaskach o pomoc.
Nie było od tego ratunku. Wyobrażał sobie doskonale, jak to wszystko się stanie;
drapiąc się po drabinie z lampą w ręku, przechoóił myślą wszystkie najokropniej-
sze szczegóły. Zdaje mi się, że przeżywał to znów, opowiadając mi rzeczy, o których
w sąóie musiał zamilczeć.
 Wióiałem tak jasno, jak pana teraz wióę, że nic nie mogę uczynić. To mroziło
wszystkie moje członki. Pomyślałem, że mogę równie dobrze stać tu, jak góie inóiej
i czekać. Obliczałem, że pozostało już niewiele sekund&
Cisza
Nagle przestała buchać para. Sprawiany przez nią huk odciągał uwagę, ale ta cisza,
która w tej chwili nastała, była nieznośnie przygnębiająca.
 Zdawało mi się, że uduszę się, zanim utonę  rzekł.
Zmierć, Strach, Wizja
Twieróił, że nie myślał o własnym ocaleniu. Jedyną wyrazną myślą pojawiającą
się i znikającą w jego umyśle było: osiemset luói i siedem szalup; osiemset luói
i siedem szalup.
 Ktoś głośno krzyczał w mojej głowie  rzekł óiko   osiemset luói, siedem
szalup  i czasu mało! Pomyśl o tym .  Pochylił się ku mnie poprzez wąski stolik,
a ja unikałem jego spojrzenia.  Czy pan myśli, że bałem się śmierci?  spytał
Lord Jim 37
głosem cichym, dumnym. Uderzył pięścią w stół tak, że podskoczyły filiżanki od
kawy.  Gotów jestem przysiąc, że nie  nie& na Boga  nie!  Wyprostował
się, ręce złożył na piersiach.
Przez okna dochoóiły nas głosy ze środka sali, kilku mężczyzn w doskonałych
humorach wyszÅ‚o na galeriÄ™. òielili siÄ™ wesoÅ‚ymi wspomnieniami z czasów pobytu
w Kairze. Blady, zaniepokojony młoóieniec, słuchał uwag wypasionego obieżyświa-
ta o niewłaściwości skupywania na bazarach zbyt drogich rzeczy. Przeszli dalej, zajęli
fotele; zapalone zapałki oświetliły na chwilę twarze bez cienia jakiegokolwiek wyra-
zu i wykrochmalone przody koszul; szmer tych zmieszanych, ożywionych rozmów [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fopke.keep.pl