[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uchronić przed najgorszym. Przestrzegł ją nawet, by nie zdradziła Alemu, że
jest córką Teda Larkspura.
Więc jak, panno... Przepraszam, ale nie wiem, jak się pani nazywa
ponaglił ją Ali.
Taylor rzekła szybko. Nazywam się Amber Taylor.
Michael prosił, abym pod jego nieobecność zadbał o pani spokój.
Zapewniłem go, że nikt nie będzie pani przeszkadzał. Ale mogę panią
uwolnić również od niego.
156
RS
Bardzo dziękuję, ale to niepotrzebne. Mogę mieszkać z nim w
jednym pokoju.
Skinąwszy głową, Ali oddalił się tą samą górską ścieżką, którą
poprzednio nadszedł jego syn, a Amber poszła za Mohammedem.
Michael zjawił się dopiero póznym wieczorem. W ciągu dnia do
pokoju Amber dostarczono parę dżinsów i kilka trykotowych koszulek, a
mężczyzna o imieniu Jaime przyniósł jej lunch złożony z jagnięciny, kartofli
i marchewki. Tym razem zjadła wszystko. Postanowiła zachować dobrą
kondycję zarówno na wypadek ucieczki, jak i gdyby przyszło jej pożegnać
się z życiem.
Siedziała skulona w kącie łóżka, gdy wrócił Michael. Udała, że go nie
widzi, a on w milczeniu położył się i szybko zasnął. Rano, kiedy się obu-
dziła, Michaela już nie było, natomiast na komodzie czekało śniadanie.
Posiliła się, wzięła prysznic, włożyła dżinsy i czekała nerwowo na dalszy
bieg wydarzeń.
Po jakimś czasie wyrwał ją z drzemki głos Mohammeda:
Ali chce panią widzieć.
Posłaniec ponownie zaprowadził ją do ogrodu. Amber usiadła i
natychmiast oświadczyła, że nie ma zamiaru prowadzić konwersacji z
terrorystą. Niezrażony tym Ali zaczął dowodzić, iż nie jest terrorystą. Mówił
tak żarliwie, że szybko dała się wciągnąć w ożywioną rozmowę.
Przemoc dla samej przemocy uważam za zbrodnię zapewnił ją Ali.
A wysadzanie w powietrze pasażerskich samolotów?
Gdy toczy się wojna, ludzie giną.
W tych samolotach giną niemowlęta. I matki z małymi dziećmi.
Ale z dzieci wyrastają żołnierze.
Dzieci nie powinny umierać.
157
RS
Zwiat nie jest doskonały.
Potem Ali zagadnął ją ponownie o Smithsonian oraz inne
waszyngtońskie muzea i rozwinęła się interesująca rozmowa, która trwała
także podczas lunchu. Amber uznała jednak, że musi go zapytać, co się
dzieje z senatorem.
Ma się dobrze, sama się pani przekona upewnił ją Ali, wstając od
stołu i dając znak Mohammedowi, by prowadził. Weszli do wnętrza fortecy
i poszli pilnowanym przez uzbrojonych strażników korytarzem. Na jego
końcu znajdowały się żelazne drzwi z więziennym judaszem. Może pani
szybko zajrzeć do środka.
Kiedy go posłuchała, z jej gardła wydobył się stłumiony okrzyk. We
wnętrzu, które przypominało szpitalną salę, było kilku mężczyzn. Jednym z
nich był senator, który siedział na łóżku, zajęty rozmową z innym
mężczyzną. Kolejni dwaj grali w karty. Wszyscy robili wrażenie ludzi w
niezłej formie. Na pewno ciężko przeżywają swoje uwięzienie i niepewny
los, ale przynajmniej nie są głodzeni ani poddawani torturom.
Ali położył jej rękę na ramieniu, dając znak, aby się odsunęła.
Jak pani widzi, są zdrowi i cali.
Tak, to prawda.
Mohammed, odprowadz panią.
Amber poszła posłusznie za swoim przewodnikiem, ale kiedy się
obejrzała, Ali nadal na nią patrzył.
Przechodząc przez centralną salę, Mohammed przystanął na widok
uzbrojonego Khazara, który rozmawiał po angielsku z Juanem i Jaimem.
Fakt, iż mówił z nimi po angielsku, nasunął Amber przypuszczenie, że zna
ten język lepiej niż hiszpański.
158
RS
Załatwione oświadczył. Nasze żądania zostały przekazane.
Czwartego lipca urządzimy im fajerwerki. Widząc nagle pobladłą Amber,
uśmiechnął się złośliwie: Kogóż to widzimy? No co, chłopcy, panienkę
zachowamy sobie na ostatek, nie?
Nikt się jednak nie roześmiał. Może jednak mają w sercach odrobinę
litości, pomyślała Amber.
Szykują się na czwartego lipca. Dziś jest osiemnastego czerwca.
Zostało niewiele czasu.
Khazar wzruszył tylko ramionami, po czym odwrócił się i odszedł
korytarzem, na którego końcu stał jego ojciec. Juan i Jaime ruszyli za nim.
Mohammed zawahał się.
Proszę tu chwilę zaczekać, zaraz wracam powiedział i, ku
zaskoczeniu Amber, pobiegł za nimi.
Rozejrzała się po sali. Była wprawdzie sama, ale forteca jest pełna
uzbrojonych ludzi. Wszędzie stały straże. Dokąd uciekać? Była nadal boso i
nie miała pojęcia o geografii wyspy.
Czwartego lipca zaczną rozstrzeliwać zakładników.
Jej wzrok padł na drzwi do ogrodu. Rozejrzawszy się szybko wokół
siebie, pobiegła co sił w nogach w stronę wejścia. Nikt jej nie zatrzymał.
Znalazłszy się w ogrodzie, przystanęła na moment. Dwie ścieżki szły w
górę, jedna w dół. Może prowadzi na brzeg morza?
Wybrała trzecią ścieżkę.
159
RS
ROZDZIAA DZIEWITY
Wyspa Potępionych 18 czerwca
Dopiero teraz przeraziła ją własna lekkomyślność. To, co na co się
odważyła, to było szaleństwo. Biegnąc, kaleczyła sobie stopy o kamienie i
korzenie. Gałęzie smagały ją po twarzy, a zarośla hamowały bieg niczym
macki niewidocznego prześladowcy. Nie miała pojęcia, gdzie jest ani dokąd
zmierza. A lada chwila ruszą za nią w pościg.
Padnie, jeśli nie zatrzyma się przynajmniej na chwilę. Brakowało jej
tchu, a każdy krok był męką.
Obolałe stopy odmawiały posłuszeństwa. Czuła, że spływają krwią, i
bała się na nie spojrzeć.
Padła na trawę, gorączkowo łapiąc oddech. Obejrzała się i nadstawiła
uszu, ale nikogo nie dostrzegła ani nie usłyszała odgłosów pogoni. Być
może uznali, że zabłąkała się w obrębie fortecy i tam jej szukają, albo nie
zauważyli jeszcze jej zniknięcia. Ale to tylko kwestia czasu, prędzej czy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl fopke.keep.pl
uchronić przed najgorszym. Przestrzegł ją nawet, by nie zdradziła Alemu, że
jest córką Teda Larkspura.
Więc jak, panno... Przepraszam, ale nie wiem, jak się pani nazywa
ponaglił ją Ali.
Taylor rzekła szybko. Nazywam się Amber Taylor.
Michael prosił, abym pod jego nieobecność zadbał o pani spokój.
Zapewniłem go, że nikt nie będzie pani przeszkadzał. Ale mogę panią
uwolnić również od niego.
156
RS
Bardzo dziękuję, ale to niepotrzebne. Mogę mieszkać z nim w
jednym pokoju.
Skinąwszy głową, Ali oddalił się tą samą górską ścieżką, którą
poprzednio nadszedł jego syn, a Amber poszła za Mohammedem.
Michael zjawił się dopiero póznym wieczorem. W ciągu dnia do
pokoju Amber dostarczono parę dżinsów i kilka trykotowych koszulek, a
mężczyzna o imieniu Jaime przyniósł jej lunch złożony z jagnięciny, kartofli
i marchewki. Tym razem zjadła wszystko. Postanowiła zachować dobrą
kondycję zarówno na wypadek ucieczki, jak i gdyby przyszło jej pożegnać
się z życiem.
Siedziała skulona w kącie łóżka, gdy wrócił Michael. Udała, że go nie
widzi, a on w milczeniu położył się i szybko zasnął. Rano, kiedy się obu-
dziła, Michaela już nie było, natomiast na komodzie czekało śniadanie.
Posiliła się, wzięła prysznic, włożyła dżinsy i czekała nerwowo na dalszy
bieg wydarzeń.
Po jakimś czasie wyrwał ją z drzemki głos Mohammeda:
Ali chce panią widzieć.
Posłaniec ponownie zaprowadził ją do ogrodu. Amber usiadła i
natychmiast oświadczyła, że nie ma zamiaru prowadzić konwersacji z
terrorystą. Niezrażony tym Ali zaczął dowodzić, iż nie jest terrorystą. Mówił
tak żarliwie, że szybko dała się wciągnąć w ożywioną rozmowę.
Przemoc dla samej przemocy uważam za zbrodnię zapewnił ją Ali.
A wysadzanie w powietrze pasażerskich samolotów?
Gdy toczy się wojna, ludzie giną.
W tych samolotach giną niemowlęta. I matki z małymi dziećmi.
Ale z dzieci wyrastają żołnierze.
Dzieci nie powinny umierać.
157
RS
Zwiat nie jest doskonały.
Potem Ali zagadnął ją ponownie o Smithsonian oraz inne
waszyngtońskie muzea i rozwinęła się interesująca rozmowa, która trwała
także podczas lunchu. Amber uznała jednak, że musi go zapytać, co się
dzieje z senatorem.
Ma się dobrze, sama się pani przekona upewnił ją Ali, wstając od
stołu i dając znak Mohammedowi, by prowadził. Weszli do wnętrza fortecy
i poszli pilnowanym przez uzbrojonych strażników korytarzem. Na jego
końcu znajdowały się żelazne drzwi z więziennym judaszem. Może pani
szybko zajrzeć do środka.
Kiedy go posłuchała, z jej gardła wydobył się stłumiony okrzyk. We
wnętrzu, które przypominało szpitalną salę, było kilku mężczyzn. Jednym z
nich był senator, który siedział na łóżku, zajęty rozmową z innym
mężczyzną. Kolejni dwaj grali w karty. Wszyscy robili wrażenie ludzi w
niezłej formie. Na pewno ciężko przeżywają swoje uwięzienie i niepewny
los, ale przynajmniej nie są głodzeni ani poddawani torturom.
Ali położył jej rękę na ramieniu, dając znak, aby się odsunęła.
Jak pani widzi, są zdrowi i cali.
Tak, to prawda.
Mohammed, odprowadz panią.
Amber poszła posłusznie za swoim przewodnikiem, ale kiedy się
obejrzała, Ali nadal na nią patrzył.
Przechodząc przez centralną salę, Mohammed przystanął na widok
uzbrojonego Khazara, który rozmawiał po angielsku z Juanem i Jaimem.
Fakt, iż mówił z nimi po angielsku, nasunął Amber przypuszczenie, że zna
ten język lepiej niż hiszpański.
158
RS
Załatwione oświadczył. Nasze żądania zostały przekazane.
Czwartego lipca urządzimy im fajerwerki. Widząc nagle pobladłą Amber,
uśmiechnął się złośliwie: Kogóż to widzimy? No co, chłopcy, panienkę
zachowamy sobie na ostatek, nie?
Nikt się jednak nie roześmiał. Może jednak mają w sercach odrobinę
litości, pomyślała Amber.
Szykują się na czwartego lipca. Dziś jest osiemnastego czerwca.
Zostało niewiele czasu.
Khazar wzruszył tylko ramionami, po czym odwrócił się i odszedł
korytarzem, na którego końcu stał jego ojciec. Juan i Jaime ruszyli za nim.
Mohammed zawahał się.
Proszę tu chwilę zaczekać, zaraz wracam powiedział i, ku
zaskoczeniu Amber, pobiegł za nimi.
Rozejrzała się po sali. Była wprawdzie sama, ale forteca jest pełna
uzbrojonych ludzi. Wszędzie stały straże. Dokąd uciekać? Była nadal boso i
nie miała pojęcia o geografii wyspy.
Czwartego lipca zaczną rozstrzeliwać zakładników.
Jej wzrok padł na drzwi do ogrodu. Rozejrzawszy się szybko wokół
siebie, pobiegła co sił w nogach w stronę wejścia. Nikt jej nie zatrzymał.
Znalazłszy się w ogrodzie, przystanęła na moment. Dwie ścieżki szły w
górę, jedna w dół. Może prowadzi na brzeg morza?
Wybrała trzecią ścieżkę.
159
RS
ROZDZIAA DZIEWITY
Wyspa Potępionych 18 czerwca
Dopiero teraz przeraziła ją własna lekkomyślność. To, co na co się
odważyła, to było szaleństwo. Biegnąc, kaleczyła sobie stopy o kamienie i
korzenie. Gałęzie smagały ją po twarzy, a zarośla hamowały bieg niczym
macki niewidocznego prześladowcy. Nie miała pojęcia, gdzie jest ani dokąd
zmierza. A lada chwila ruszą za nią w pościg.
Padnie, jeśli nie zatrzyma się przynajmniej na chwilę. Brakowało jej
tchu, a każdy krok był męką.
Obolałe stopy odmawiały posłuszeństwa. Czuła, że spływają krwią, i
bała się na nie spojrzeć.
Padła na trawę, gorączkowo łapiąc oddech. Obejrzała się i nadstawiła
uszu, ale nikogo nie dostrzegła ani nie usłyszała odgłosów pogoni. Być
może uznali, że zabłąkała się w obrębie fortecy i tam jej szukają, albo nie
zauważyli jeszcze jej zniknięcia. Ale to tylko kwestia czasu, prędzej czy [ Pobierz całość w formacie PDF ]