[ Pobierz całość w formacie PDF ]

klejnoty w berłach gigantów.
 A więc kto tam był, Tesla?  zagadnął w końcu Vader.  Jedi, który wielokrotnie unikał
schwytania... raczej, dwoje Jedi, bo jest także ta Twi lekanka. Dodajmy do tego dzikiego
adepta o niesłychanych umiejętnościach i androida, który ma własną sygnaturę w Mocy... 
Odwrócił się i spojrzał na Inkwizytora.  Jestem zdecydowany bardziej niż kiedykolwiek,
żeby ich schwytać. Wszystkich. Sumując informacje, jakie otrzymuję od wszystkich moich
agentów, dochodzę do wniosku, że kluczem do rozwiązania problemu jest ten chłopak. Jeżeli
go złapiemy, dopadniemy pozostałych.
Tesla, który cały czas klęczał, uniósł głowę i spojrzał na swojego mistrza.
 Co mam zrobić, mój lordzie?  zapytał.
Vader zachęcił gestem swojego pomocnika, żeby wstał.
 Chciałbym, żebyś się zajął schwytaniem tego chłopca  powiedział.
 Ale, mój lordzie... jego umiejętności...
 Musimy go przechytrzyć  przerwał Czarny Lord.  Istnieją sposoby, żeby tego
dokonać... z pomocą sojusznika we właściwym miejscu.
 Czy mamy takiego sojusznika, mój lordzie?  zapytał Tesla.
 Wygląda na to, że mamy  odparł Vader.
ROZDZIAA 22
Laranth zgłosiła się na ochotnika, żeby pomóc Kajowi w przeprowadzce do kwatery
głównej Whiplasha. Z początku Jax także chciał im towarzyszyć, ale Laranth sprzeciwiła się
temu. Uważała, że skoro odkrył obecność androida w Mocy, powinien od razu porozmawiać
o tym z Tudenem Salem.
 Nie wierzysz mi, że ze mną Kaj dotrze bezpiecznie do Yimmona?  zapytała go, nie
okazując absolutnie żadnych emocji.
 Tu nie chodzi o zaufanie  tłumaczył rycerz Jedi.  Sama powinnaś to wiedzieć. Ufam
ci tak bardzo, że powierzyłbym ci moje życie... co już się zdarzało  dodał, wytrzymując siłę
jej spojrzenia.  Nie stałbym tu i nie rozmawiał z tobą, gdyby tylko o to chodziło.
 A więc w czym problem?  zapytała Twi lekanka.
Właśnie, w czym? Jax w gruncie rzeczy nie bał się o Kaja, bo chłopiec udowodnił, że
umie o siebie zadbać. Prawdziwym problemem była Laranth. To o jej bezpieczeństwo
obawiał się Pavan.
 Tak sobie pomyślałem, że co dwie głowy, to nie jedna  odparł wymijająco.
Laranth otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale tylko pokręciła głową.
 Damy sobie radę. Dziękuję  mruknęła.
Tak więc Jax pozwolił jej odprowadzić Kaja do Thi Xona Yimmona, a Dejah zajęła się
problemem złożenia świetlnych rzezb i przetransportowania ich do galerii w Sektorze
Portowym. Miało się to odbyć pod eskortą androidów policyjnych, wybranych spośród
funkcjonariuszy służby bezpieczeństwa sektora Zi-Kree pod dowództwem samego Pola
Hausa. Wszyscy wiedzieli, że przetransportowanie i ponowne ustawienie rzezb zajmie trochę
czasu, a do tej pory Kaja trzeba będzie strzec, używając mniej zaawansowanych środków
technicznych. Wierząc w zapewnienia chłopca, że ścigający go Inkwizytor zgubił naszyjnik z
łusek taozina, gdy wpadł w rumowisko na Amfiladzie Galerii, Laranth wysłała tam stadko
młodych łobuziaków Whiplasha  porzuconych przez rodziców dzieci, które utrzymywały się
przy życiu, podkradając wszystko, co było im do tego potrzebne. Wiedziała, że ich obecność
na rumowisku nikogo nie zdziwi i że dzieci odnajdą co trzeba. Wysuszone kawałeczki skóry
taozina nie wystarczyłyby co prawda do osłonięcia potęgi Kaja przed zmysłami Vadera,
gdyby chłopak ponownie wpadł w  furię Mocy. Laranth była jednak przekonana, że taki
środek zapobiegawczy wystarczy, dopóki nie da się ponownie ustawić świetlnych rzezb w
odpowiedni sposób.
Tak więc Jax odesłał ją razem z Kajem, chociaż miał przeczucie, że wydarzy się coś
złego. Może jednak chodziło tylko o to, że między nim a Laranth coś się zaczęło... i nie
skończyło. Doświadczał irracjonalnego strachu, że już nigdy nie będą mieli okazji tego
dokończyć.
Zerknął na androida, który szedł obok niego po najniższym poziomie Rynku Ploughtekal
na spotkanie z Tudenem Salem. W metalowym pancerzu androida odbijały się różnobarwne
błyski mijanych neonów. Istota wielobarwna, pomyślał filozoficznie Pavan. Wiedział, że I-
Pięć także cierpi z powodu niezakończonej sprawy. Den Dhur odleciał, nie pozostawiając
żadnej wiadomości, wyjaśnienia czy wskazówki, nic na temat tego, co odczuwał w ciągu
kilku ostatnich dni przed odlotem. Nawet Laranth w ośrodku medycznym pożegnała się z
Jaksem, kiedy odchodził.
Nie, powiedział sobie rycerz Jedi. Tu nie chodzi o nich. Ani Den, ani Laranth nie musieli
się im z niczego zwierzać. Po prostu on i I-Pięć byli zbyt zajęci, zbyt skupieni na sobie...
Kogo próbuję oszukać?  mówił sobie w duchu rycerz Jedi. Po prostu był ślepy, więc nie
umiał nic zauważyć. Zlepy i oszołomiony przez zasłonę feromonów Dejah Duare. Ta
świadomość zatruwała mu duszę. Co też musiała sobie myśleć Laranth o nim, skoro przez
krótki czas, jaki minął od intymnych chwil w ośrodku medycznym, praktycznie zapomniał o
jej istnieniu?
Przypomniał sobie tę sytuację i doszedł do wniosku, że wie, co się stało. Wtedy do
poczekalni obok pokoju Laranth weszła Dejah. A kiedy przeszła do pokoju, dzięki swoim
teleempatycznym zdolnościom na pewno wyczuła silny impuls emocji...
Przypomniał sobie wyraz twarzy Zeltronki, kiedy on i I-Pięć wyruszali na obecną
wyprawę. Dejah była urażona i zaintrygowana; musiała wyczuć, że Jax się jej przeciwstawia i
nie pozwala wyczuć swoich emocji. Jeszcze przed wyruszeniem w drogę, w studiu, odczuwał
z tego powodu wyrzuty sumienia. Teraz jednak, dwadzieścia minut i kilka kilometrów dalej,
całkiem mu przeszło.
Nie dawało mu to spokoju. Dowodziło, że chociaż blokował jej wpływ dzięki silnej,
wyćwiczonej woli, Zeltronka nadal była w stanie na niego oddziaływać. Poczuł gniew,
zarówno na samego siebie, jak i na Dejah, że wtrąca się w jego sprawy, ale szybko usunął go
na bok.
Nie ma pasji; jest pogoda ducha, powtórzył w myślach.
Akurat.
W końcu dotarli do celu wędrówki  obskurnej spelunki, nie wiadomo czemu zwanej
Oberżą. Jax podążył za I-Pięć do końca głównego korytarza, potem android skręcił w lewo, w
następny korytarz. Po obu stronach widniały drzwi do pomieszczeń, które właściciel spelunki
nazywał  salami konferencyjnymi . Ta, w której znalezli Tudena Sala, miała tylko tyle
miejsca, żeby zmieścił się w niej niski stół i cztery klęczniki. Na stole stały różne potrawy,
zdaniem Jaksa niezbyt apetyczne. Rycerz Jedi był zadowolony, że przegryzł coś, kiedy
przechodzili przez Ploughtekal. Nawet żarcie, które podawano w paskudnej jadłodajni Maksa [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fopke.keep.pl