[ Pobierz całość w formacie PDF ]

88
przestwór wodny zwany Ciężkim Morzem. Postanowiwszy wynająć łódz, by po-
odwiedzać te wyspy jedną po drugiej, zapadł w sen. Obudziło go skrobanie do
drzwi i głos jakiejś dziewki, że minęła już tysiąc piętnasta godzina (bo czas mie-
rzono tu w skali roku) i jeśli zaraz nie wstanie, to nie dostanie śniadania.
Zniadanie niewiele Elryka obchodziło, chciał jednak pilnie porozmawiać
z Wheldrakiem o trzech siostrach, ze zdumieniem zatem stwierdził, samemu zbie-
rając się z łoża, że poeta deklamuje głośno utworów na zbliżony jakby temat. . .
Pan Soulis jest wybornym czarodziejem,
Mądrością wielu zawstydzi;
A kto za nim chętnie idzie,
Temu radośnie się dzieje.
Na trzech zamkach ma on władzę,
Czarodziej lat niewiadomych,
Na Wschodzie i na Zachodzie,
I tym trzecim, na pustkowiu.
Ma też pod ręką trzy dziewki,
Każdą z nich zobaczyć spiera;
Pierwszą Annet, drugą Janet,
I tę trzecią też, Marjorie.
Annet ma koronę złotą,
Jannet złoty pierścień ma;
A Marjorie cała jest złota
I ta jest najsłodsza!
Różane lica ma pierwsza,
Druga ma nagietkowe,
Trzecia sama jest kwiatem,
I na tej ziemi jest najpiękniejsza.
Służąca, gospodyni i jej córka słuchały oczarowane timbrem głosu i zaśpie-
wem, Elryka jednak bardziej zainteresowały same słowa.
 Dzień dobry, mistrzu Wheldrake. Czy to było w dialekcie twej ojczystej
krainy?
 Tak jest, jest.  Wheldrake całował damom dłonie i żywo pospieszył ku
przyjacielowi.  Ani chybi ballada pogranicza lub coś na nią stylizowane. . .
 Nie ty to napisałeś?
89
 Na to pytanie nie potrafię dać uczciwej odpowiedzi.  Wheldrake siadł na
ławie naprzeciwko albinosa i spojrzał, jak ten spija czarkę parzonych ziół.  War-
to by dodać nieco miodu  zauważył, i podał garnuszek.  To dziwna i względna
sprawa. Są utwory, o których nie wiem nawet, czy to ja je ułożyłem, czy tylko je
słyszałem, czy może ściągnąłem od innego poety. Chociaż bez wątpienia, mało
jest takich, którzy mogli by się ze mną równać (choć nie uważam się za geniu-
sza, a jedynie za sprawnego rzemieślnika), bowiem jestem płodny. Taka już moja
natura, a pewnie i przeznaczenie. Nawet, gdybym umarł po wydaniu jednej tylko
czy dwóch książek, i tak miałbym zapewnione miejsce w Westminster Abbey.
Nie mając nijak ochoty zgłębiać natury tej osobliwej Yalhalli, Elryk po prostu
puszczał słowa mimo uszu, jak miał to we zwyczaju.
 Ale ten lord Soulis. Kto to jest?
 O ile wiem, to postać fikcyjna. Przypomniała mi się tutaj ta ballada o trzech
damach, może zresztą rzeczywiście pod wpływem informacji o trzech siostrach.
Gdybym pamiętał dalsze wersy, też bym je wygłosił. Ale to najpewniej czysty
przypadek, książę. Multiwersum pełne jest oryginałów, wszelakich mocy i innych
zjawisk, a postać potrójna jest szczególnie popularna jako przedmiot wersyfikacji,
bowiem można wówczas długo ciągnąć wątek, nie tracąc rymów. Chociaż gusta
się zmieniają. Cóż, poeta modom nie ulega, ale jego sakiewka ma na nie pilne ba-
czenie. A swoją drogą, dziwny jest ten statek, co wszedł nocą do zatoki, prawda?
Elryk statku jeszcze nie widział, odstawił zatem miskę i pospieszył za poetą
do okna, gdzie warowały już od jakiegoś czasu oparte o parapet gospodyni z cór-
ką. Statek zaś miał lśniący, czarno-żółty kadłub, na dziobie nosił znak Chaosu,
z masztu zaś zwieszała się czarno-czerwona bandera z pochodzącym z jakiegoś
nieznanego alfabetu znakiem pośrodku. Jednostka miała osobliwe przegłębienie
na dziób i rufa wystawała z wody tak wysoko, że aż widać było sporą część steru.
Przyczyną musiał być zapewne wysoki, sześcienny obiekt, który spowity w plan-
deki spoczywał na przednim pokładzie. Co pewien czas ładunek jakby drgał kon-
wulsyjnie, potem znów zapadał w bezruch, ale nic nie sugerowało, czym właści-
wie jest ów sześcian. W pewnej chwili Elryk dojrzał jednak postać wyłaniającą się
spod wzniesienia pokładu dziobowego. Postać przystanęła na chwilę na wypole-
rowanych deskach pokładu i zdało się, że spojrzała prosto w okno gospody. Zda-
wało się jedynie, bowiem przyłbica hełmu Gaynora Przeklętego była, jak zwykle,
opuszczona. Równocześnie albinos przypomniał sobie, że ten znak łopoczący na
maszcie, to herb hrabiego Mashabaka. Tak, teraz bez wątpienia byli już rywalami
służącymi wrogim sobie patronom.
Gaynor wrócił do kabiny, po czym z pokładu opuszczono na molo drewniany
trap, a załoga pokładowa, niczym stado leniwych małp, zajęła się jego zabezpie-
czaniem. Wtedy to na ląd zszedł młodzian lat co najwyżej piętnastu, wymuskany
i piękny niczym książątko piratów, z kordem przy jednym boku i szablą przy dru-
gim, i krokiem zdobywcy ruszył w kierunku miasteczka.
90
Dopiero gdy osobnik podszedł bliżej do gospody, Elryk rozpoznał, kto to jest
i zadumał się nieco, jak to obroty sfer multiwersum potrafią kreować osobliwe
przypadki, wiążąc sploty czasu i zmieniając parametry pseudonieskończoności.
Coś jednak ostrzegło go równocześnie, że to może być jedynie iluzja, a może
nawet i gorzej, ktoś iluzją ogarnięty, bez reszty służący Chaosowi i podobnie jak
Gaynor będący już z dawna jedynie marionetką.
Postać szła jednak w sposób tak charakterystyczny i była wyraznie tak rado-
sna, choć wciąż pilnie rozglądała się wokoło, że trudno było przypuścić, iż jest to
ktoś na usługach Gaynora.
Książę odszedł od okna, gdy Ernest Wheldrake brał się już za drzwi, by przy-
witać gościa. Poeta otworzył szeroko błękitne oczy i pisnął dyszkantem:
 No proszę, Charion Phatt, przebrana za chłopaka! Kochana moja! Ale ty
wyrosłaś!
Rozdział 2
W którym stare znajomości zostają odnowione, a nowe nawiązane.
Od czasu ich ostatniego spotkania Charion Phatt wyrosła na kobietę, stała się
też o wiele bardziej pewna siebie, przy czym nie miało to w sobie raczej nic z gry
pozorów. Widok Wheldrake a zdziwił ją umiarkowanie, a witając się z nim pil-
nie szukała spojrzeniem jakiejś postaci za jego plecami, aż w końcu wypatrzyła
Elryka.
 Przynoszę wam, panowie, zaproszenie na wieczór od kapitana statku 
stwierdziła półgłosem.
 Od jak dawna jesteś na służbie u księcia Gaynora, panno Phatt?  spytał
Elryk, pilnując, by ton pytania był w miarę obojętny.
 Dość długo, książę. Mniej więcej od czasu, gdy ostatni raz cię widziałam
tamtego świtu na cygańskim moście. . .
 A twoja rodzina?
Dziewczyna przygładziła kasztanowe włosy i koronki i jedwabie koszuli. Na
chwilę przymknęła oczy.
 Oni? To właśnie za ich przyczyną sprzymierzyłam się z Gaynorem. Szuka-
my ich razem od czasu tamtego kataklizmu.
Krótko wyjaśniła, jak to Gaynor odnalazł ją w pewnym odległym świecie
uwięzioną jako czarownicę i oznajmił, że on też szuka jej wuja i babki, bowiem
oni tylko, jak uważał, potrafią odnalezć ten jeden szlak poprzez wymiary, który
doprowadzi do trzech sióstr.
 A jesteś pewna, że przeżyli?  spytał łagodnie Wheldrake.
 Jeśli chodzi o wujka i babcię, to tak  powiedziała.  Co do małego
Koropitha, to on jest jakby dalej, oddzielony ode mnie licznymi zasłonami. Ale
sądzę, że coś z niego wciąż istnieje, gdzieś. . .  Po czym oddaliła się, by kupić
w mieście, jak powiedziała, kilka luksusowych drobiazgów.
 Zakochany jestem, prawdziwie zakochany  wyznał Wheldrake, Elryk
zaś powstrzymał się od komentarza na temat lekkiej różnicy wieku. Poeta bowiem
dobiegał gdzieś pięćdziesiątki, dziewczę zaś nie skończyło jeszcze lat osiemnastu.
 Takie rzeczy nic nie znaczą, gdy dwa serca biją jednym rytmem  po-
92
wiedział ni stąd, ni zowąd Wheldrake i nie było wiadomo, czy siebie cytuje, czy
kogoś innego.
Elryk nadal milczał, ignorując rozemocjonowanego przyjaciela i rozmyślając
nad złożonością multiwersum, środowiska w końcu znanego mu, jako czarowni- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fopke.keep.pl