[ Pobierz całość w formacie PDF ]

młode damy, z których jedna jest córką wielkiego przemysłowca, a druga siostrą oficera
policji w Amsterdamie. Podali także nazwiska. Stwierdzili na koniec, że mają nadzieję, iż
obie powrócą do swych bliskich w dobrym zdrowiu.
- Chciałbym znać ich następny ruch - rzekł George. - To sprytna banda. Zastanawiam
się, na którym to uniwerku w Stanach czy Irlandii prowadzą skrócone kursy terroryzmu i
psychologii?
- Faktycznie nie należą do umysłowo ociężałych - przyznał Van Effen - ale tego nigdy
nie zakładaliśmy. To kolejny kwiatek pod adresem rządu. Ich komunikat kończy się
pobożnymi życzeniami o dobrym zdrowiu obu zakładniczek. %7ładnych pogróżek, aluzji, nic
takiego. Ani słowem nie wspominają o zemście czy o tym, co mogą zrobić z dziewczynami.
Ani jednej wzmianki o torturach czy śmierci. Nic. Znowu zaczynamy od zera. Znów musimy
się postawić w ich położeniu. A wyobraznia zawsze podsuwa najgorsze scenariusze. Dla
każdego romantyka, a nie brakuje ich wśród Holendrów, los dwóch panienek jest gorszy niż
perspektywa potopu.
- Jedno jest w tym wszystkim pocieszające - odparł Vasco.- Jestem pewien, że to jest
ostatnia, jaka do pana dotrze, pogróżka pod adresem pańskiej siostry, poruczniku.
- Stefanie - poprawił Van Effen.
- Stefanie. Wiem. Tym razem obędzie się bez przeprosin - rzekł Vasco normalnym
tonem. - Wie pan przecież, że mam już w tej mierze duże doświadczenie. Pomyłka nie
wchodzi w rachubę.
- To ja przepraszam - rzekł Van Effen. - Zapomniałem o twoim doświadczeniu w
takich rolach. Zgadzam się z tobą i myślę, że to rzeczywiście koniec z grozbami wobec Julie.
Nie sądzę również, by FFF zwrócili się do Davida Meijira z żądaniem okupu. Pomijając fakt,
że najprawdopodobniej mają dużo pieniędzy, David Meijir jest dla nich ważny nie jako
zrozpaczony tatuś o grubym portfelu, ale jako człowiek posiadający wpływy w kołach
rządowych i mogący, ze zrozumiałych względów, poprzeć ich żądania. Poza tym w chwili
obecnej i tak ciąg dalszy zależy od Anglików.
- Nie chciałbym być teraz na miejscu rządu brytyjskiego - mruknął George. - Są w
gorszej sytuacji niż nasze władze. Czy mają działać pod dyktando bandy terrorystów,
niezależnie od motywów jakie nimi kierują? Co stanie się w Irlandii Północnej, jeśli wycofają
się stamtąd? Nastanie okres zbrodni, morderstw i masakr. Ofiar będzie z pewnością o wiele
więcej niż byłoby w Holandii, choć z pewnością trudno jest oszacować ich liczbę. Kto wie,
ilu ludzi może zginąć: setki czy setki tysięcy? Mogą również odmówić negocjacji i pozwolić,
żeby Holendrzy się potopili, ryzykując również bojkot połowy świata mimo wszystko
wierzącej jeszcze w uczciwość czy podobne idee.
- Zamknij się, George - Van Effen był wyraznie poirytowany. - Aadnie nam to
wszystko wyłożyłeś, ale już skończ z tymi wnioskami. Nie ma sensu prowadzenie dyskusji,
które niczego nie zmieniają i do niczego nie prowadzą. Wątpię, czy jest jakaś różnica
pomiędzy życiem mieszkańca Holandii i mieszkańca Ulsteru. Jeżeli miałbym decydować w
tej sprawie to wybrałbym rzut monetą.
- Orzeł czy reszka - rzekł George. - Jak myślisz, co by wypadło?
- Nie mam pojęcia, zresztą nie wiemy, co oznaczałby orzeł a co reszka. Jest jednak
coś, co można przewidzieć: natura ludzka mogąca w tej sprawie odegrać kluczową rolę.
Według mnie Anglicy się ugną.
George milczał przez parę sekund, drapiąc się po brodzie, po czym rzekł:
- Anglicy nie słyną z ustępliwości. Daj im tyle piwa czy szkockiej, ile zażądają, a w
końcu ci powiedzą, że żaden obcy o niewymawialnym nazwisku nie panoszył się na ich
świętej ziemi przez ostatnie tysiąc lat. I to jest fakt: żaden inny kraj nie może się poszczycić
takim osiągnięciem.
- W tym przypadku jest to fakt bez znaczenia. Nie jest to przypadek klasyczny, w
którym można byłoby zacytować Churchilla, który oznajmił, że walka toczyć się będzie
dosłownie wszędzie: na ulicach, wzgórzach, plażach i że nigdy się nie poddadzą. To odnosi
się do klasycznej wojny, a nie do psychologicznej. Czy Brytyjczycy są do niej przygotowani?
Wątpię. Wątpię też, czy jakikolwiek kraj jest przygotowany. Zbyt wiele tu niewiadomych.
Ponadto najważniejszy jest czynnik ludzkiej natury i prawdopodobnie rzecz się będzie miała
następująco:
Brytyjczycy będą bluffować, szaleć (a w tym są doskonali), mówić napuszonym
stylem i wściekać się, bo w końcu musi dojść do takiego rozwiązania, po czym po prostu
rzucą broń i apelując do publicznej sprawiedliwości i twierdząc, że są czyści i niewinni, biali
jak świeżo spadły śnieg, zgodzą się na żądania FFF. Całą winę zrzucą na barki głupich,
bezmózgich, tchórzliwych i niekompetentnych Holendrów, którzy zapatrzeni w swoje sery,
tulipany i szklaneczki z ginem nie zdołali zniszczyć potwora w zarodku. Kiedy mówię  oni
nie mam na myśli rzecz jasna wszystkich Anglików, ale tylko rząd Wielkiej Brytanii. I tu
zaczyna się działanie ludzkiej natury. Anglicy zawsze szczycili się uczuciowością,
rzetelnością, tolerancją i stawianiem na słabszego. Nie mówimy o stanie faktycznym tylko o
podejściu, więc jeśli my, biedni Holendrzy, zamoczymy sobie przez nich nogi, będzie to dla
nich największą z możliwych zniewagą moralną. Zniewaga pociągnie za sobą konsternację, a
co za tym idzie - ich zasady, którymi się od wieków kierują, zostaną zmieszane z błotem.
Dział kontaktu z czytelnikami szacownego  Timesa zostanie zasypany lawiną listów z
zapewnieniem, że ludzie nie zapomną ogromu tej zbrodni... A teraz drugi wpływ czynnika
natury ludzkiej. Whitehall na pewno zdaje sobie sprawę z tego stanu rzeczy i jak każdy rząd
składa się ze zwykłych polityków, którzy dobrze wiedzą, że ich kariera może się skończyć
równie szybko, jak się zaczęła. Politycy zaś mają w życiu tylko jeden cel: pozostać
politykami. Władza to istnienie, jeśli zniszczyć możliwość sprawowania władzy to przestaną
istnieć. Takie zaś nastawienie wyborców daje porażkę w następnych wyborach, a nawet grozi
natychmiastowym zdjęciem z zajmowanego stanowiska. Dla przeciętnego ministra taka
możliwość w ogóle nie wchodzi w rachubę. Dlatego jestem zdania, że wyjdziemy z tej
sytuacji suchą stopą. Motywem postępowania ludzi z Whitehall będzie nie strach,
tchórzostwo czy miłość lub władza, lecz zwyczajne prawa ludzkiej natury. Whitehall
zdecyduje się spełnić żądania terrorystów.
Nastała cisza przerywana monotonnym bębnieniem deszczu o szyby i płyty chodnika.
Od czasu do czasu gdzieś w oddali rozlegał się głuchy grzmot. Po chwili milczenia George
spytał jeszcze:
- Nigdy nie miałeś dobrego zdania o politykach, prawda Peter?
- Tak się złożyło, że w swojej pracy zbyt często musiałem z nimi współpracować.
- Może i tak - George pokiwał głową. - Ale to bardzo cyniczne stwierdzenie.
- %7łyjemy w świecie pełnym cynizmu, George.
- Owszem, owszem - George znów pokiwał głową. - Z przykrością muszę się z tobą
zgodzić. Co do świata i co do polityków.
Nikt z nich nie dodał już ani słowa, bo nagle pod wejście podjechała furgonetka, a
raczej minibus, ten sam którego używano na Dam Square poprzedniego wieczoru. Prowadził
Romero Agnelli. Otworzył boczne drzwiczki i rzekł:
- Wskakujcie i powiedzcie mi dokąd jechać.
- Wyskakuj - odparł Van Effen. - Chcemy pogadać.
- Chcecie... czy coś się stało?
- Chcemy tylko pogadać.
- Możemy pogadać w minibusie.
- Możemy nigdzie nie dojechać tym minibusem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fopke.keep.pl