[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Tak... Giovanni mówił mi, że za niecały miesiąc Luke ma
przyjąć święcenia. - Głos jej zadrżał.
- Owszem - potwierdziła z wyrazną ulgą. - To miało stać
się wcześniej, ale śmierć mojego męża opózniła termin. - Na
chwilę zaległa nieprzyjemna cisza. - Luca mówił, że pomagał
S
R
pani wczoraj odszukać włoskie korzenie waszej rodziny... Zda-
je się, że chodziło o miejsce urodzenia pani prababki?
Poczuła, że się rumieni.
- Tak. - Pomyślała, że koniecznie musi jak najszybciej
zmienić temat. - Dzięki niemu wyjaśniła się tajemnica pocho-
dzenia mojej prababci.
- Słyszałam - mruknęła signora Provere, przyglądając się
badawczo swej rozmówczyni.
- Jestem mu za to bardzo wdzięczna, signora. Chyba jest
pani dumna, mając dwóch takich udanych synów. - Celowo
starała się odwrócić uwagę od Luke'a.
- Bóg nie szczędził mi swojej łaski, ale teraz jestem zdruz-
gotana. Jak ten chłopiec mógł coś takiego zrobić, zniknąć bez
wyjaśnienia? - Oczy zalśniły jej łzami. - Zawsze był takim
dobrym, spokojnym dzieckiem, takim szczerym i ufnym.
Dobrze wiedziała, że nie do końca było to prawdą, ale wolała
milczeć.
- On i Luca są zupełnie inni, krańcowe przeciwieństwa. Lu-
ca zna życie, potrafi nim kierować według swoich przekonań.
Gdyby to on zniknął gdzieś bez słowa, nawet bym o nic nie
pytała. Ze wszystkim sobie poradzi. A gdy nadejdzie czas, zaj-
mie zaszczytne miejsce naszego wielkiego przodka.
Gaby patrzyła na nią w milczeniu. Słyszała o kobietach, któ-
re pragną przez dzieci realizować własne ambicje, kierować ich
życiem. Ale marzyć o takiej przyszłości dla Luke'a? Gdyby jego
matka wiedziała... Gdyby znała jego temperament... tak jak
ona, zwłaszcza po tym, co między nimi zdarzyło się wczoraj...
Toż to było jawne świętokradztwo! Na samo wspomnienie po-
czuła wstyd, a w całym ciele dziwną słabość.
- Najważniejsze, by obaj pani synowie byli szczęśliwi - po-
wiedziała cicho.
Signora Provere skinęła głową.
S
R
- Właśnie dlatego jestem taka niespokojna. Czuję, że z Gio-
vannim coś się dzieje. A do tej pory był zadowolony z życia.
Taki cichy i spokojny.
- Może jest spokojny, ale jednocześnie ma bardzo silną oso-
bowość i wie, czego chce - zauważyła Gaby. - Jestem pewna,
że dobrze sobie wszystko przemyślał i jego zniknięcie ma ra-
cjonalnÄ… przyczynÄ™.
- Oby tak było. Biedna Efresina tak go kocha.
Gaby wstała z miejsca. Zupełnie zapomniała o Efresinie.
Może miała jakąś szansę, by Giovanni ją kiedyś pokochał.
- Było mi bardzo miło poznać waszą rodzinę. To dla mnie
prawdziwy zaszczyt. %7łałuję, że nie mogę dłużej zostać w Urbi-
no. Ale ze mną jest koleżanka, razem wracamy do Belgii, tam
mamy wspólny pokój. Jeśli się nie pokażę, zostanie sama przez
całą noc, czego się boi. Nie mogę jej tego zrobić.
Troszeczkę przesadziła, ale musi się stąd wyrwać. Już i tak
nie mogła wytrzymać ani chwili dłużej pod tym dachem. Nie
mówiąc już o wysłuchiwaniu pobożnych życzeń signory Pro-
vere na temat czekającej Luke'a świetlanej przyszłości. Musi
jak najszybciej stąd zmykać.
- Signora... - zaczęła. Pani Provere nie wyglądała na prze-
konaną. - Luke z pewnością odnajdzie Giovanniego. Nim to się
stanie, moja obecność niczego nie zmieni. Muszę jechać.
- Dobrze - ustąpiła w końcu. - Wytłumaczę synowi, że jest
pani zdecydowaną Amerykanką, która robi tylko to, co sama
chce. I nie pozwoli sobą kierować.
Intuicja mówiła jej, że w głębi duszy signora Provere nie
może się już doczekać chwili, gdy się jej stąd pozbędzie.
- Dziękuję. Już tak dawno nie byłam w domu, że bardzo
tęsknię za rodziną.
Pani Provere zadzwoniła, niemal natychmiast zjawił się słu-
żący.
S
R
- Proszę podstawić samochód i odwiezć signorinę Holt
przed uniwersytet. Razem z bagażami.
- Pręgo, signora.
- Grazie, signora Provere.
Zamierzała uścisnąć jej dłoń, ale matka Luke'a zaskoczyła
ją, bo serdecznie ucałowała ją w policzki. Szczerze się radowała
z jej wyjazdu.
- Może to nawet dobrze, że wraca pani do Stanów. Wpraw-
dzie Giovanni jest załamany, ale szybciej się otrząśnie, gdy pani
będzie daleko. I może kiedyś poślubi Efresinę. Ta dziewczyna
jest dla mnie jak córka. Arrivederci, signorina.
S
R
ROZDZIAA ÓSMY
- Dojeżdżamy do granicy. Jeszcze chwila, a wjedziemy
w tunel pod przełęczą św. Gotharda. To jeden z najdłuższych
tuneli, cały czas droga prowadzi pod Alpami - dodała pilotka.
Po jej słowach w autokarze zapanował ożywiony gwar. Gaby
poczuła gwałtowne ukłucie żalu. Chciałaby móc się tak cieszyć.
Odkąd opuścili Urbino, starała się robić dobrą minę. Szczęście,
że przyjechała tuż przed odjazdem autokaru i dawno nie widzia-
ne koleżanki nie miały okazji wypytać jej o szczegóły pobytu.
Wtedy chyba by się załamała.
Przez całą drogę jakoś się trzymała, ale teraz, kiedy z prze-
rażającą jasnością uświadomiła sobie, że zaraz opuszczą Wło-
chy, z rozpaczy ściskało ją w żołądku.
- Gaby, co z tobÄ…? JesteÅ› okropnie blada.
Unikała wzroku Joan.
- Chyba coś mi musiało zaszkodzić - wybąkała.
Joan westchnęła tylko.
- To pewnie przez ten upał. Podobno jest włączona klima-
tyzacja, ale mimo to nie można wytrzymać.
Do tej pory w ogóle się nie zastanawiała, czy jest gorąco. Za
bardzo była pogrążona we własnych myślach, by zwracać uwagę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fopke.keep.pl