[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zdążył& - Poirot zamilkł w pół zdania.
- Zdążył co?
- Ach, mon ami, przyłapał mnie pan. Znów muszę powiedzieć, że nie mam
pojęcia.
Inspektor Grange przeszedł się po pokoju, po czym stanął przed Poirotem.
- Przyszedłem dzisiaj do pana z dwóch powodów. Po pierwsze wiem, jak
wszyscy w resorcie, że jest pan człowiekiem doświadczonym i rozwikłał pan niejeden
zagmatwany problem. To pierwszy powód. Jest jednak jeszcze drugi. Pan tam był. Był
pan naocznym świadkiem. Widział pan to.
Poirot pokiwał głową.
- Tak, widziałem, co się stało, ale oczy, inspektorze Grange, nie są
wiarygodnymi świadkami.
- Co pan chce przez to powiedzieć?
- Czasem oczy widzą to, co się im podsuwa.
- Sądzi pan, że wszystko zostało wcześniej przygotowane?
- Podejrzewam, że tak. Wszystko to wyglądało jak z góry przygotowana scena.
To, co widziałem, było dość oczywiste. Mężczyzna, którego przed chwilą zastrzelono,
i kobieta trzymająca w dłoni rewolwer, z którego padł śmiertelny strzał. To właśnie
widziałem, ale już wiemy, że co najmniej w jednym szczególe nie było to prawdą. Nie
z tego rewolweru zastrzelono Johna Christowa.
- Hm! - inspektor ze smutkiem zaczął szarpać zwisające wąsy. - Chce pan
powiedzieć, że inne szczegóły również nie musiały być prawdziwe?
- Oczywiście, nie traktuję tego bardzo poważnie - powiedział szybko Grange. -
To, co myślał pan Poirot, nie może stanowić dowodu. Dobrze o tym wiem. Chodzi mi
tylko o jakąś wskazówkę.
- Doskonale pana rozumiem. Wrażenie, jakie odniósł naoczny świadek, bywa
czasem bardzo pomocne. Muszę jednak z pokorą stwierdzić, że moje wrażenia nie
wnoszą do sprawy nic nowego. Na podstawie tego, co widziałem, byłem przekonany,
że pani Christow zastrzeliła swojego męża. Dlatego kiedy doktor Christow otworzył
oczy i powiedział Henrietta , nie przyszło mi do głowy, że to może być oskarżenie.
Wspominając dzisiaj ten moment, skłonny jestem przypisywać temu wydarzeniu
całkiem inne znaczenie.
- Rozumiem - powiedział Grange. - Jednak moim zdaniem, jeśli Henrietta
było ostatnim słowem wypowiedzianym przez doktora Christowa, może to znaczyć
tylko dwie rzeczy: albo to było oskarżenie, albo bardzo osobiste wyznanie. On umiera,
a ona jest panią jego serca. Która z tych dwóch możliwości wydaje się panu bardziej
prawdopodobna?
Poirot westchnął, zamknął oczy, poruszył się, otworzył je i załamał ręce.
- W jego głosie słychać było naleganie, tylko tyle mogę powiedzieć. Nie
wydało mi się to ani oskarżycielskie, ani sentymentalne. Tylko natarczywe! Jednego
jestem pewien. Christow doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co mówi. Odezwał
się tonem lekarza, który ma do czynienia z jakimś nagłym wypadkiem, na przykład z
umierającym pacjentem. - Poirot wzruszył ramionami. - Nic więcej nie potrafię
powiedzieć.
- Jak lekarz, co? - upewnił się inspektor. - Tak& tak też można na to patrzeć.
Został zastrzelony, czuł, że umiera, i chciał, żeby mu szybko udzielono pomocy. Jeśli,
jak twierdzi lady Angkatell, panna Savernake była pierwszą osobą, na którą padł jego
wzrok, mógł chcieć ją o coś poprosić. Ale to mnie nie przekonuje.
- W tym przypadku nic nie jest satysfakcjonujące - powiedział Poirot z
goryczą.
Scena przedstawiająca zabójstwo przygotowana po to, by zwieść Herkulesa
Poirot. I rzeczywiście, udało się go oszukać. Nie, to nie może być satysfakcjonujące.
Inspektor Grange wyglądał przez okno.
- Coś podobnego - powiedział. - To Clark, mój sierżant. Zdaje się, że coś ma.
Rozmawiał ze służbą. Potrafi być bardzo miły. Do tego jest przystojny i wie, jak się
obchodzić z kobietami.
Sierżant Clark wpadł do środka lekko zdyszany. Było widać, że jest z siebie
zadowolony, chociaż zachowywał się bardzo służbiście.
- Wiedziałem, gdzie pana szukać, pomyślałem więc, że przyjdę tu i od razu o
wszystkim powiem.
Zawahał się i rzucił nieufne spojrzenie Poirotowi, którego cudzoziemski
wygląd nie budził zaufania.
- Mów, chłopcze - zniecierpliwił się Grange. - Nie krępuj się obecnością pana
Poirota. Minie wiele lat, zanim dowiesz się o morderstwach tyle, ile pan Poirot w
ciągu swojego życia zdążył zapomnieć.
- Tak jest. Chodzi o to, że dowiedziałem się czegoś od pomocy kuchennej&
Grange spojrzał na Poirota z zadowoleniem i powiedział:
- Co panu mówiłem? Tam, gdzie jest pomoc kuchenna, zawsze jest nadzieja.
Nie wiem, co będziemy robili, kiedy ludzi nie będzie stać na utrzymywanie licznej
służby, szczególnie w kuchni. Pomoce kuchenne wiecznie mielą językami. Kucharka i
starszy personel tak je ustawiają, że kiedy dziewczyny znajdą wreszcie kogoś, kto
zechce ich wysłuchać, chętnie mówią wszystko, co tylko wiedzą. Mów, Clark.
- Dziewczyna twierdzi, że w niedzielę po południu widziała Gudgeona, tego
lokaja, w hallu, z rewolwerem w ręce.
- Gudgeona?
- Tak jest. - Clark zajrzał do notesu. - Oto, co powiedziała: Nie wiem, co
robić, ale zdaje mi się, że powinnam powiedzieć, co widziałam. Widziałam, jak pan
Gudgeon stał w hallu i miał rewolwer w ręce. Pan Gudgeon bardzo dziwnie
wyglądał . Moim zdaniem - Clark przerwał czytanie - to, że dziwnie wyglądał, nic nie
znaczy. Pewnie to sobie wymyśliła. Pomyślałem jednak, że zechce się pan o tym jak
najszybciej dowiedzieć.
Inspektor Grange wstał. Miał minę człowieka zabierającego się do wypełnienia
zadania, z którym doskonale potrafi sobie poradzić.
- Gudgeon? - zdziwił się raz jeszcze. - Zaraz sobie porozmawiam z panem
Gudgeonem.
XX
Inspektor Grange znów usiadł za biurkiem w gabinecie sir Henry ego. Spojrzał
na nieruchomą twarz siedzącego naprzeciw niego mężczyzny. Gudgeon był bez
zarzutu.
- Bardzo mi przykro - powtórzył. - Zdaję sobie sprawę z tego, że powinienem
o tym powiedzieć, ale całkiem zapomniałem o tej sprawie. - Spojrzał na inspektora z
pokorą. - Było około wpół do szóstej, jeśli dobrze pamiętam. Szedłem przez hall, żeby
sprawdzić, czy są jakieś listy do wysłania, kiedy zauważyłem leżący na stole
rewolwer. Pomyślałem, że to jeden z egzemplarzy z kolekcji pana, wziąłem go więc i
odniosłem na miejsce. Na półce koło kominka było puste miejsce i tam go odłożyłem.
- Proszę mi go pokazać - powiedział Gragne. Gudgeon wstał i podszedł do
półki. Inspektor poszedł za nim.
- To ten, proszę pana.
Gudgeon pokazał małego mausera na końcu rzędu. Miał kaliber 25; mała broń,
na pewno nie ta, z której zabito Johna Christowa.
Nie odrywając wzroku od oczu Gudgeona, Grange stwierdził:
- To jest pistolet automatyczny, a nie rewolwer. Gudgeon zakaszlał.
- Tak? Obawiam się, że nie znam się na broni palnej. Może zbyt pochopnie
stwierdziłem, że to był rewolwer.
- Jest pan pewien, że właśnie ten pistolet znalazł pan na stole w hallu i odłożył
na miejsce?
- Tak; nie mam co do tego żadnych wątpliwości.
Grange powstrzymał służącego, który wyciągnął rękę w kierunku pistoletu.
- Proszę go nie dotykać. Muszę zbadać odciski palców i upewnić się, czy broń
nie jest nabita.
- Nie sądzę, żeby była nabita. Sir Henry nie trzyma naładowanej broni. Jeśli
zaś chodzi o odciski palców, to przed odłożeniem na miejsce wytarłem to ściereczką.
Znajdzie pan tam tylko moje odciski palców.
- Dlaczego pan to zrobił? - spytał surowo Grange. Gudgeon uśmiechnął się ze
skruchą.
- Miałem wrażenie, że jest zakurzony.
Drzwi się otworzyły i do pokoju weszła lady Angkatell. Uśmiechnęła się do
inspektora.
- Miło pana widzieć, inspektorze Grange! Co to za historia z Gudgeonem i
rewolwerem? Ta mała z kuchni zalewa się łzami. Pani Medway ją zbeształa, chociaż
dziewczyna dobrze zrobiła. Powinna powiedzieć, co widziała, skoro uznała to za swój
obowiązek. Nawet mnie trudno jest czasem odróżnić dobro od zła. Aatwo jest [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl fopke.keep.pl
zdążył& - Poirot zamilkł w pół zdania.
- Zdążył co?
- Ach, mon ami, przyłapał mnie pan. Znów muszę powiedzieć, że nie mam
pojęcia.
Inspektor Grange przeszedł się po pokoju, po czym stanął przed Poirotem.
- Przyszedłem dzisiaj do pana z dwóch powodów. Po pierwsze wiem, jak
wszyscy w resorcie, że jest pan człowiekiem doświadczonym i rozwikłał pan niejeden
zagmatwany problem. To pierwszy powód. Jest jednak jeszcze drugi. Pan tam był. Był
pan naocznym świadkiem. Widział pan to.
Poirot pokiwał głową.
- Tak, widziałem, co się stało, ale oczy, inspektorze Grange, nie są
wiarygodnymi świadkami.
- Co pan chce przez to powiedzieć?
- Czasem oczy widzą to, co się im podsuwa.
- Sądzi pan, że wszystko zostało wcześniej przygotowane?
- Podejrzewam, że tak. Wszystko to wyglądało jak z góry przygotowana scena.
To, co widziałem, było dość oczywiste. Mężczyzna, którego przed chwilą zastrzelono,
i kobieta trzymająca w dłoni rewolwer, z którego padł śmiertelny strzał. To właśnie
widziałem, ale już wiemy, że co najmniej w jednym szczególe nie było to prawdą. Nie
z tego rewolweru zastrzelono Johna Christowa.
- Hm! - inspektor ze smutkiem zaczął szarpać zwisające wąsy. - Chce pan
powiedzieć, że inne szczegóły również nie musiały być prawdziwe?
- Oczywiście, nie traktuję tego bardzo poważnie - powiedział szybko Grange. -
To, co myślał pan Poirot, nie może stanowić dowodu. Dobrze o tym wiem. Chodzi mi
tylko o jakąś wskazówkę.
- Doskonale pana rozumiem. Wrażenie, jakie odniósł naoczny świadek, bywa
czasem bardzo pomocne. Muszę jednak z pokorą stwierdzić, że moje wrażenia nie
wnoszą do sprawy nic nowego. Na podstawie tego, co widziałem, byłem przekonany,
że pani Christow zastrzeliła swojego męża. Dlatego kiedy doktor Christow otworzył
oczy i powiedział Henrietta , nie przyszło mi do głowy, że to może być oskarżenie.
Wspominając dzisiaj ten moment, skłonny jestem przypisywać temu wydarzeniu
całkiem inne znaczenie.
- Rozumiem - powiedział Grange. - Jednak moim zdaniem, jeśli Henrietta
było ostatnim słowem wypowiedzianym przez doktora Christowa, może to znaczyć
tylko dwie rzeczy: albo to było oskarżenie, albo bardzo osobiste wyznanie. On umiera,
a ona jest panią jego serca. Która z tych dwóch możliwości wydaje się panu bardziej
prawdopodobna?
Poirot westchnął, zamknął oczy, poruszył się, otworzył je i załamał ręce.
- W jego głosie słychać było naleganie, tylko tyle mogę powiedzieć. Nie
wydało mi się to ani oskarżycielskie, ani sentymentalne. Tylko natarczywe! Jednego
jestem pewien. Christow doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co mówi. Odezwał
się tonem lekarza, który ma do czynienia z jakimś nagłym wypadkiem, na przykład z
umierającym pacjentem. - Poirot wzruszył ramionami. - Nic więcej nie potrafię
powiedzieć.
- Jak lekarz, co? - upewnił się inspektor. - Tak& tak też można na to patrzeć.
Został zastrzelony, czuł, że umiera, i chciał, żeby mu szybko udzielono pomocy. Jeśli,
jak twierdzi lady Angkatell, panna Savernake była pierwszą osobą, na którą padł jego
wzrok, mógł chcieć ją o coś poprosić. Ale to mnie nie przekonuje.
- W tym przypadku nic nie jest satysfakcjonujące - powiedział Poirot z
goryczą.
Scena przedstawiająca zabójstwo przygotowana po to, by zwieść Herkulesa
Poirot. I rzeczywiście, udało się go oszukać. Nie, to nie może być satysfakcjonujące.
Inspektor Grange wyglądał przez okno.
- Coś podobnego - powiedział. - To Clark, mój sierżant. Zdaje się, że coś ma.
Rozmawiał ze służbą. Potrafi być bardzo miły. Do tego jest przystojny i wie, jak się
obchodzić z kobietami.
Sierżant Clark wpadł do środka lekko zdyszany. Było widać, że jest z siebie
zadowolony, chociaż zachowywał się bardzo służbiście.
- Wiedziałem, gdzie pana szukać, pomyślałem więc, że przyjdę tu i od razu o
wszystkim powiem.
Zawahał się i rzucił nieufne spojrzenie Poirotowi, którego cudzoziemski
wygląd nie budził zaufania.
- Mów, chłopcze - zniecierpliwił się Grange. - Nie krępuj się obecnością pana
Poirota. Minie wiele lat, zanim dowiesz się o morderstwach tyle, ile pan Poirot w
ciągu swojego życia zdążył zapomnieć.
- Tak jest. Chodzi o to, że dowiedziałem się czegoś od pomocy kuchennej&
Grange spojrzał na Poirota z zadowoleniem i powiedział:
- Co panu mówiłem? Tam, gdzie jest pomoc kuchenna, zawsze jest nadzieja.
Nie wiem, co będziemy robili, kiedy ludzi nie będzie stać na utrzymywanie licznej
służby, szczególnie w kuchni. Pomoce kuchenne wiecznie mielą językami. Kucharka i
starszy personel tak je ustawiają, że kiedy dziewczyny znajdą wreszcie kogoś, kto
zechce ich wysłuchać, chętnie mówią wszystko, co tylko wiedzą. Mów, Clark.
- Dziewczyna twierdzi, że w niedzielę po południu widziała Gudgeona, tego
lokaja, w hallu, z rewolwerem w ręce.
- Gudgeona?
- Tak jest. - Clark zajrzał do notesu. - Oto, co powiedziała: Nie wiem, co
robić, ale zdaje mi się, że powinnam powiedzieć, co widziałam. Widziałam, jak pan
Gudgeon stał w hallu i miał rewolwer w ręce. Pan Gudgeon bardzo dziwnie
wyglądał . Moim zdaniem - Clark przerwał czytanie - to, że dziwnie wyglądał, nic nie
znaczy. Pewnie to sobie wymyśliła. Pomyślałem jednak, że zechce się pan o tym jak
najszybciej dowiedzieć.
Inspektor Grange wstał. Miał minę człowieka zabierającego się do wypełnienia
zadania, z którym doskonale potrafi sobie poradzić.
- Gudgeon? - zdziwił się raz jeszcze. - Zaraz sobie porozmawiam z panem
Gudgeonem.
XX
Inspektor Grange znów usiadł za biurkiem w gabinecie sir Henry ego. Spojrzał
na nieruchomą twarz siedzącego naprzeciw niego mężczyzny. Gudgeon był bez
zarzutu.
- Bardzo mi przykro - powtórzył. - Zdaję sobie sprawę z tego, że powinienem
o tym powiedzieć, ale całkiem zapomniałem o tej sprawie. - Spojrzał na inspektora z
pokorą. - Było około wpół do szóstej, jeśli dobrze pamiętam. Szedłem przez hall, żeby
sprawdzić, czy są jakieś listy do wysłania, kiedy zauważyłem leżący na stole
rewolwer. Pomyślałem, że to jeden z egzemplarzy z kolekcji pana, wziąłem go więc i
odniosłem na miejsce. Na półce koło kominka było puste miejsce i tam go odłożyłem.
- Proszę mi go pokazać - powiedział Gragne. Gudgeon wstał i podszedł do
półki. Inspektor poszedł za nim.
- To ten, proszę pana.
Gudgeon pokazał małego mausera na końcu rzędu. Miał kaliber 25; mała broń,
na pewno nie ta, z której zabito Johna Christowa.
Nie odrywając wzroku od oczu Gudgeona, Grange stwierdził:
- To jest pistolet automatyczny, a nie rewolwer. Gudgeon zakaszlał.
- Tak? Obawiam się, że nie znam się na broni palnej. Może zbyt pochopnie
stwierdziłem, że to był rewolwer.
- Jest pan pewien, że właśnie ten pistolet znalazł pan na stole w hallu i odłożył
na miejsce?
- Tak; nie mam co do tego żadnych wątpliwości.
Grange powstrzymał służącego, który wyciągnął rękę w kierunku pistoletu.
- Proszę go nie dotykać. Muszę zbadać odciski palców i upewnić się, czy broń
nie jest nabita.
- Nie sądzę, żeby była nabita. Sir Henry nie trzyma naładowanej broni. Jeśli
zaś chodzi o odciski palców, to przed odłożeniem na miejsce wytarłem to ściereczką.
Znajdzie pan tam tylko moje odciski palców.
- Dlaczego pan to zrobił? - spytał surowo Grange. Gudgeon uśmiechnął się ze
skruchą.
- Miałem wrażenie, że jest zakurzony.
Drzwi się otworzyły i do pokoju weszła lady Angkatell. Uśmiechnęła się do
inspektora.
- Miło pana widzieć, inspektorze Grange! Co to za historia z Gudgeonem i
rewolwerem? Ta mała z kuchni zalewa się łzami. Pani Medway ją zbeształa, chociaż
dziewczyna dobrze zrobiła. Powinna powiedzieć, co widziała, skoro uznała to za swój
obowiązek. Nawet mnie trudno jest czasem odróżnić dobro od zła. Aatwo jest [ Pobierz całość w formacie PDF ]