[ Pobierz całość w formacie PDF ]
myślę, a ty się budzisz& Ja myślę, a ty się budzisz& Hmmm& A może&
A może Uran utkwił wzrok w pęknięciach lodu pod stopami a może ty wszedłeś do mojego
rozumu i ja zacząłem myśleć. Ale problem.
Spróbował ruszyć wózkiem, ale mu się nie udało. Wskazniki poziomu energii wskazywały, że
zapas zszedł nieuchronnie poniżej wszelkich dopuszczalnych granic. Niedługo, pomyślał
przygnębiony mały robocik, wyłączy się aparat wzroku i stanie się ślepcem. Potem, za kilka
miesięcy, będzie musiał obejść się bez urządzenia odbierającego dzwięki. Ale tym mały robocik
zbytnio się nie przejmował. Na pozbawionym atmosfery księżycu nie było dzwięków czy hałasów do
słuchania. O wiele bardziej obawiał się nieuchronnej awarii urządzenia łączności radiowej, małego
odbiornika radiowego, o zasięgu kilometra, który pozwalał mu nadawać i odbierać sygnały.
Gdyby Towarzysz zawędrował poza krater, robocik nie zdoła przyciągnąć jego uwagi.
Zdecydował, że będzie włączać sygnał co dwie minuty.
Powrócił do swych myśli. Myślenie, mówił sobie, kosztowało go nieskończenie mały procent
energii. Mógł myśleć pod tym czarnym niebem przez całe wieki. Zwiatełko chochlika ciągle
przenikało jego umysł. To dobry znak, pomyślał.
W ten sposób Uran ponownie zaczął myśleć: przypominać, analizować, zastanawiać się,
wyobrażać. Dokonywał przeglądu swych wspomnień i wiadomości, skumulowanych w mózgu.
Obrazy i pomysły, które tak naprawdę do niego nie należały: postać kobiety, widok pola zasianego
zbożem i czerwonych maków, twierdzenie Pitagorasa& Mały robot odkrył, że patrzenie we własne
wnętrze, badanie ścieżek sztucznej pamięci, podarowanej mu przez Towarzysza, było świetną
rozrywką.
Kto wie mamrotał może znajdę coś interesującego. Skierował się do miejsc na planecie,
których nigdy nie poznał, w doliny, na górskie hale; słyszał strumienie biegnące między kamieniami i
brzęk dzwonków; dał nurka w oceany o błękitnych, koralowych dnach i wzniósł się ku czerwonym
chmurom przy zachodzie słońca, a potem wózek zjechał do dziko rosnącego lasu, pełnego wysokich
sekwoi i syczących węży& W blasku chochlika jego umysł zaczął się bawić.
A teraz, w którą stronę pójdzie? Gdzie ten lekkoduch zdecydował się wsadzić swój nos?
Biała postać stała wyprostowana pośrodku rozległej kryształowej doliny. Obserwował wąski i
ciemny kanion otwierający się po prawej stronie.
Ten szaleniec Towarzysz spytał siebie samego zdecydował się pójść prosto, wzdłuż doliny czy
też wolał skierować się na stromą gardziel? Rzucił okiem na dwie baterie o wysokim potencjale,
które wziął ze sobą: niedługo będzie musiał pomyśleć o użyciu jednej z nich. Przeklął go jeszcze raz.
Postawił baterie na lodzie, wziął pompkę i wlał trochę smaru do złącz. To było jak nałóg, zdawał
sobie sprawę, że jego aparatura elektroniczna nie potrzebowała oleju, lecz& Parsknął, podniósł
baterie i zdecydował się pójść w kierunku krateru, dokładnie naprzeciwko. Jeżeli nie znajdzie śladu
obecności Urana, zawróci. Szedł przed siebie kilkaset metrów, i słabe, ledwie dostrzegalne ślady
pojawiły się znowu. Robot poczuł się lepiej. Lepiej, ale niezupełnie dobrze.
Biała, plastikronowa figurka szła dalej po cichej dolinie, otoczona ciemnymi szczytami. Czuł się
bardzo zaniepokojony. Był nieposłuszny. Nie przestrzegał programu, wskazówek. Jak to było
możliwe? Jeżeli, zgodnie z tym, co wiedział, główny program był jego sumieniem, czyli jego
własnym ja & Jak mógł robić coś wbrew sobie? On działał przeciwko sobie. Mało brakowało, a
strzeliłyby mu obwody. To była zbyt wielka sprzeczność! Sam przeciw sobie? Towarzysz przyznał,
że to niemożliwe. W takim razie, zastanawiał się, jeżeli sprzeciwił się podstawowym rozkazom, to
znaczy że nie stanowiły one jego własnego ja .
Nie powtórzył nie stanowią.
Stanął. Czerwone oczy badały zlodzony grunt, lady były słabo widoczne, ale nadal wystarczająco
wyrazne. Ruszył dalej.
Był nieposłuszny od momentu, w którym poczuł się samotny. Sytuacja ta nie była ujęta w żadnym
programie. Oczywiście, znał znaczenie słowa samotność i wszystkie związki semantyczne& Znał
abstrakcyjnie, ale nie mógł jej odczuwać, przeżyć.
W takim razie, dlaczego w pewnym momencie poczuł samotność? Więcej nawet, dlaczego
doświadcza emocji , uczuć , które ludzki słownik zdefiniował razem jako samotność ?
Wcale nie łatwo znalezć rozwiązanie. Obwody neuronowe robota pracowały bezustannie. W
końcu Towarzysz powiedział sobie, że istnieje jedno wytłumaczenie. Na moment zatrzymał się, a
czerwone oczy utkwił w pustce. Nie przestrzegał programu mówił do siebie wolno ponieważ nie
stanowił on podstawowej części jego własnego ja .
Właśnie! W tym rzecz! I tak ominięta zostaje sprzeczność. Oto poza jego własnym głównym
programem, narzuconym przez ludzi, istniało coś więcej, coś o wiele głębszego& Towarzysz
przeskoczył strumyczek płynnego amoniaku. Coś o wiele głębszego& zamyślony zwolnił. Tak, ale
co?
Heinz otworzył oczy, a potem je zamknął z uczuciem satysfakcji. Rozkoszował się zapachem
prześcieradła i ciepłem kołdry. Odwrócił się, wsadził głowę pod poduszkę i znów usnął.
Ponownie obudził się i rozwarł powieki. Minęło już na pewno kilka godzin, czuł się wspaniale
wypoczęty i spokojny.
Rozglądał się dookoła przeciągając: obrazy na ścianie, wykładzina na podłodze, niski mebel,
antyczne lustro. Uśmiechnął się, zauważywszy dymiącą tackę w nogach łóżka.
Zrzucił z siebie kołdrę, wstał i zobaczył, że ma na sobie tylko spodenki i koszulkę; zatrząsł się z
zimna i po raz pierwszy zastanowił się, kto mógł go rozebrać. Nie było czym się przejmować, musiał
się czuć jak u siebie. Skosztował kawy z mlekiem i pomyślał, że naprawdę powrócił do Landeck.
Wziął kilka ciastek z tacy, rozkoszując się ich smakiem, jak gdyby lepszych w życiu nie jadł. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl fopke.keep.pl
myślę, a ty się budzisz& Ja myślę, a ty się budzisz& Hmmm& A może&
A może Uran utkwił wzrok w pęknięciach lodu pod stopami a może ty wszedłeś do mojego
rozumu i ja zacząłem myśleć. Ale problem.
Spróbował ruszyć wózkiem, ale mu się nie udało. Wskazniki poziomu energii wskazywały, że
zapas zszedł nieuchronnie poniżej wszelkich dopuszczalnych granic. Niedługo, pomyślał
przygnębiony mały robocik, wyłączy się aparat wzroku i stanie się ślepcem. Potem, za kilka
miesięcy, będzie musiał obejść się bez urządzenia odbierającego dzwięki. Ale tym mały robocik
zbytnio się nie przejmował. Na pozbawionym atmosfery księżycu nie było dzwięków czy hałasów do
słuchania. O wiele bardziej obawiał się nieuchronnej awarii urządzenia łączności radiowej, małego
odbiornika radiowego, o zasięgu kilometra, który pozwalał mu nadawać i odbierać sygnały.
Gdyby Towarzysz zawędrował poza krater, robocik nie zdoła przyciągnąć jego uwagi.
Zdecydował, że będzie włączać sygnał co dwie minuty.
Powrócił do swych myśli. Myślenie, mówił sobie, kosztowało go nieskończenie mały procent
energii. Mógł myśleć pod tym czarnym niebem przez całe wieki. Zwiatełko chochlika ciągle
przenikało jego umysł. To dobry znak, pomyślał.
W ten sposób Uran ponownie zaczął myśleć: przypominać, analizować, zastanawiać się,
wyobrażać. Dokonywał przeglądu swych wspomnień i wiadomości, skumulowanych w mózgu.
Obrazy i pomysły, które tak naprawdę do niego nie należały: postać kobiety, widok pola zasianego
zbożem i czerwonych maków, twierdzenie Pitagorasa& Mały robot odkrył, że patrzenie we własne
wnętrze, badanie ścieżek sztucznej pamięci, podarowanej mu przez Towarzysza, było świetną
rozrywką.
Kto wie mamrotał może znajdę coś interesującego. Skierował się do miejsc na planecie,
których nigdy nie poznał, w doliny, na górskie hale; słyszał strumienie biegnące między kamieniami i
brzęk dzwonków; dał nurka w oceany o błękitnych, koralowych dnach i wzniósł się ku czerwonym
chmurom przy zachodzie słońca, a potem wózek zjechał do dziko rosnącego lasu, pełnego wysokich
sekwoi i syczących węży& W blasku chochlika jego umysł zaczął się bawić.
A teraz, w którą stronę pójdzie? Gdzie ten lekkoduch zdecydował się wsadzić swój nos?
Biała postać stała wyprostowana pośrodku rozległej kryształowej doliny. Obserwował wąski i
ciemny kanion otwierający się po prawej stronie.
Ten szaleniec Towarzysz spytał siebie samego zdecydował się pójść prosto, wzdłuż doliny czy
też wolał skierować się na stromą gardziel? Rzucił okiem na dwie baterie o wysokim potencjale,
które wziął ze sobą: niedługo będzie musiał pomyśleć o użyciu jednej z nich. Przeklął go jeszcze raz.
Postawił baterie na lodzie, wziął pompkę i wlał trochę smaru do złącz. To było jak nałóg, zdawał
sobie sprawę, że jego aparatura elektroniczna nie potrzebowała oleju, lecz& Parsknął, podniósł
baterie i zdecydował się pójść w kierunku krateru, dokładnie naprzeciwko. Jeżeli nie znajdzie śladu
obecności Urana, zawróci. Szedł przed siebie kilkaset metrów, i słabe, ledwie dostrzegalne ślady
pojawiły się znowu. Robot poczuł się lepiej. Lepiej, ale niezupełnie dobrze.
Biała, plastikronowa figurka szła dalej po cichej dolinie, otoczona ciemnymi szczytami. Czuł się
bardzo zaniepokojony. Był nieposłuszny. Nie przestrzegał programu, wskazówek. Jak to było
możliwe? Jeżeli, zgodnie z tym, co wiedział, główny program był jego sumieniem, czyli jego
własnym ja & Jak mógł robić coś wbrew sobie? On działał przeciwko sobie. Mało brakowało, a
strzeliłyby mu obwody. To była zbyt wielka sprzeczność! Sam przeciw sobie? Towarzysz przyznał,
że to niemożliwe. W takim razie, zastanawiał się, jeżeli sprzeciwił się podstawowym rozkazom, to
znaczy że nie stanowiły one jego własnego ja .
Nie powtórzył nie stanowią.
Stanął. Czerwone oczy badały zlodzony grunt, lady były słabo widoczne, ale nadal wystarczająco
wyrazne. Ruszył dalej.
Był nieposłuszny od momentu, w którym poczuł się samotny. Sytuacja ta nie była ujęta w żadnym
programie. Oczywiście, znał znaczenie słowa samotność i wszystkie związki semantyczne& Znał
abstrakcyjnie, ale nie mógł jej odczuwać, przeżyć.
W takim razie, dlaczego w pewnym momencie poczuł samotność? Więcej nawet, dlaczego
doświadcza emocji , uczuć , które ludzki słownik zdefiniował razem jako samotność ?
Wcale nie łatwo znalezć rozwiązanie. Obwody neuronowe robota pracowały bezustannie. W
końcu Towarzysz powiedział sobie, że istnieje jedno wytłumaczenie. Na moment zatrzymał się, a
czerwone oczy utkwił w pustce. Nie przestrzegał programu mówił do siebie wolno ponieważ nie
stanowił on podstawowej części jego własnego ja .
Właśnie! W tym rzecz! I tak ominięta zostaje sprzeczność. Oto poza jego własnym głównym
programem, narzuconym przez ludzi, istniało coś więcej, coś o wiele głębszego& Towarzysz
przeskoczył strumyczek płynnego amoniaku. Coś o wiele głębszego& zamyślony zwolnił. Tak, ale
co?
Heinz otworzył oczy, a potem je zamknął z uczuciem satysfakcji. Rozkoszował się zapachem
prześcieradła i ciepłem kołdry. Odwrócił się, wsadził głowę pod poduszkę i znów usnął.
Ponownie obudził się i rozwarł powieki. Minęło już na pewno kilka godzin, czuł się wspaniale
wypoczęty i spokojny.
Rozglądał się dookoła przeciągając: obrazy na ścianie, wykładzina na podłodze, niski mebel,
antyczne lustro. Uśmiechnął się, zauważywszy dymiącą tackę w nogach łóżka.
Zrzucił z siebie kołdrę, wstał i zobaczył, że ma na sobie tylko spodenki i koszulkę; zatrząsł się z
zimna i po raz pierwszy zastanowił się, kto mógł go rozebrać. Nie było czym się przejmować, musiał
się czuć jak u siebie. Skosztował kawy z mlekiem i pomyślał, że naprawdę powrócił do Landeck.
Wziął kilka ciastek z tacy, rozkoszując się ich smakiem, jak gdyby lepszych w życiu nie jadł. [ Pobierz całość w formacie PDF ]