[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Chłopaczek zastanowił się, usiłując się możliwie jak najbardziej skupić. W końcu pokręcił
głową. - Nie, nikogo nie widziałem. Słowo. %7ływej duszy, z wyjątkiem pana.
Nestor podrapał się po bródce i zaczął rozglądać dokoła z coraz to większym niepokojem.
Jeżeli na wyspie nie było nikogo poza nim i smarkaczem, to znaczy...
To znaczyło, że on nie żyje?
Albo że odszedł?
Przyjdę po ciebie, zostawił Nestorowi napis nad drzwiami.
Prawie bezwiednie Nestor wszedł do fortu i zaczął przechadzać się po celach, a za nim snuł
się mały Flint, który nie miał najmniejszej ochoty zostać sam, zwłaszcza po dziwnych pytaniach, jakie
mu zadał stary.
-
Proszę pana? Czy to są prawdziwe diamenty? - zapytał nagle chłopak, wytrzeszczając oczy. Właśnie
dostrzegł rozrzucone po posadzce pozostałości czegoś, co wyglądało na prawdziwy... skarb.
Nestor spojrzał z ukosa. - Tak.
-
Pan chyba żartuje? Co tu robią diam... - Mały Flint nagle urwał. - A to wygląda jak DUBLONY? To
prawdziwe dublony?
Stary ogrodnik starał się ze wszystkich sił ignorować okrzyki radości swego denerwującego
towarzysza przygody, który zaczął napełniać sobie kieszenie klejnotami, bryłkami złota i kawałkami
drogocennych przedmiotów. Skomentował tylko złośliwie: - Tak więc
znalezliśmy oto godny spadek pirata Spencera.
-
Co pan mówi? - spytał Flint, ciągle zagarniając wszystko, co tylko mógł.
-
Daj spokój - mruknął Nestor, kierując się ku wyjściu.
-
Hej! - Dokąd pan idzie?
-
Szukać go.
-
Kogo?
-
Właściciela tych rzeczy, którymi właśnie napchałeś sobie kieszenie.
Niewiele rozumiejąc, mały Flint podreptał za Nestorem, gubiąc po drodze dublony i sznury pereł. -
Czy można wiedzieć, gdzie my jesteśmy? Jak daleko od Kilmore Cove?
Nestor się gorzko zaśmiał. Potem przystanął i wskazał tropikalne palmy i ocean. - Chcesz wiedzieć,
gdzie jesteśmy? No to ci powiem: w opuszczonej melinie buka-nierów, mniej więcej na drugim
krańcu świata względem Kilmore Cove. I dobrych dwieście lat temu.
Na te słowa chłopiec upuścił część swego znaleziska.
-
Bukanierów? - zapytał. - Znaczy... piratów? Prawdziwych piratów?
Nestor wsunął sobie dłonie we włosy i przycisnął palcami skronie. - I jeszcze gorzej -
wyszeptał, odchodząc z pochyloną głową.
-
Stop! Nie może mnie pan tu zostawić! Nie zebrałem jeszcze wszystkich dublonów!
Ale stary ogrodnik już go nie słuchał i ruszył żwawo ścieżką schodzącą na plażę, podczas gdy mały
Flint biegł za nim, starając się dotrzymać mu kroku.
-
Ale dlaczego pan tu przyszedł?
Nestor nie odpowiedział i nadal szybko maszerował ścieżką.
-
Może mi pan powiedzieć, dokąd idziemy? - nalegał bezskutecznie chłopiec. - Proszę pana!
Nestor oparł się o pień palmy, żeby złapać dech. - Posłuchaj, smarkaczu. Są dwie rzeczy, których
nienawidzę. Pierwsza to dzieciaki. A druga to dzieciaki, które stawiają za dużo pytań.
Czy to jasne?
-
Myśli pan, że pański przyjaciel jest tam na dole, na plaży? - wysapał mały Flint, jakby w ogóle nie
słyszał tego, co mu przed chwilą Nestor zakomunikował.
-
To nie jest mój przyjaciel.
-
A jeśli zdołał zbudować tratwę?
Stary ogrodnik ciężko westchnął. - Nie miał narzędzi. Nic do cięcia drewna. %7ładnych gwozdzi...
-
Może je sobie zrobił ze złota! I użył diamentów do cięcia! Jak Robinson Crusoe, ten w książce.
Podarowała mi ją Kalipso, ale ja jej nawet nie przeczytałem. - Flint przygryzł usta. -
Ale wiem, że opowiada o człowieku pozostawionym na bezludnej wyspie, prawda?
Nestor przytaknął.
Chłopiec rozejrzał się dokoła. - Jesteśmy na tej samej wyspie?
-
Powiedzmy, że tak - odpowiedział mu stary ogrodnik, spoglądając na niego ponuro. -
Tyle że człowiek, który trafił tutaj, jest o wiele, o wiele gorszy.
Zeszli na plażę, gdzie dostrzegli nagle oznaki działał-
^ ^ NIEOCZEKIWANE SPOTKANIE .
ności więznia: ślady ogniska, stos kamieni i drewna, pudełka i skrzynie z resztą skarbu.
Nie było nawet potrzeby dotykać popiołu, żeby wiedzieć, że był stary. Nestor poruszył go czubkiem
buta. -Wyparował stąd wiele miesięcy temu. Może nawet lat.
Potem rozejrzał się wokół, zobaczył resztki chaty i podszedł do niej.
Mały Flint padł na piasek zrozpaczony, brzęcząc jak portmonetka. - Nie mogę uwierzyć, że jestem
bardzo bogaty, a nie mogę stąd odejść!
Nad jego głową zaczęły krążyć ptaki... sępy?
Nestor uchylił zasłonę z plecionych liści palmy, która osłaniała wejście do chaty, i schylił
głowę, by wejść. Wewnątrz zobaczył wiele dziwacznych narzędzi: młotek zrobiony ze sztabki złota,
śrubokręt z ostrzem z cennych kamieni, kilka pozłacanych kijów z ostrym końcem, rodzaj poziomicy i
kilka przyrządów z hebanu, wiele powiązanych w pęki piór.  Smarkacz miał rację" - pomyślał z
kwaśną miną.
Znalazł kawałki kofy pocięte nożami z kompletu srebrnych sztućców hiszpańskich, potem wybielone i
namoczone w wazach z sewrskiej porcelany, a na koniec wyciśnięte, żeby z nich zrobić prymitywny
papirus. Na tych kawałkach papirusu, rozwieszonych wokół całej chaty, były nakreślone rysunki z
punktami przecięcia, jakimiś wiązaniami, drewnianymi bryłami.
Projekty.
Nestor wziął kilka z nich do ręki i przyglądał się im w słońcu.
Co też on budował? Tratwę?
Znalazł całe metry sznurowej drabiny, zrobionej z po-prutych w paski, a następnie splecionych
kawałków jedwabiu i brokatu. Stopnie były z deseczek.
Drabina. %7łeby się po niej wspiąć, czy po niej zejść?
Na koniec znalazł dziesiątki rozsypanych na ziemi orzechów kokosowych, pełnych już wyschniętej
żywicy i jakiejś dziwnej lepkiej, białawej substancji.
Nestor naciął to narzędziem i powąchał: wosk. A przecież nie widział pszczół na wyspie.
Potem dostrzegł kupkę knotów i przesuwając jakieś maty, znalazł skrzynię z ręcznie zrobionymi
świecami. Ten człowiek zrobił sobie zatem też światło. Drabina, wosk, świece...
jak można było ich użyć do opuszczenia wyspy?
Oszołomiony wyszedł i oddalił się od tej chaty szalonego wynalazcy, próbując odegnać niepokój.
- Wydostał się stąd - mruknął przerażony i osłupiały. Podeptał nerwowo wióry, sznurki i srebrne
bibeloty pozostawione na piasku i spojrzał na morze. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fopke.keep.pl