[ Pobierz całość w formacie PDF ]

prawdziwego założyciela, człowieka, który jako pierwszy przeczuł potęgę ognia w
rozwiązywaniu wszelkich problemów.
Tommaso nie zrozumiał ani jednego słowa z tego, co Eco opowiadał, ale śledził wzrokiem
tłuściutką upierścienioną rękę Podpalacza, która wskazywała na manekin z drewna stojący
obok przezroczystego sześcianu. Był ubrany w starą czarną pelerynę i miał maskę w kształcie
ptasiego dzioba.
Eco, widząc zdziwienie chłopca, zachichotał.
- Nie rozpoznajesz tego stroju, prawda?
- A powinienem?
- Może mógłbyś. Należał do hrabiego Cenere - wyjaśnił Podpalacz.
Hrabia Cenere - Tommaso zdumiony, podskoczył na dzwięk tego nazwiska. Członek Tajnej
Policji Najjaśniejszej Republiki Weneckiej, który wytropił Petera De-dalusa, a następnie
kazał spalić jego laboratorium na Wyspie Masek, gdzie dokonywał swoich wynalazków.
- To on nas uczył, wprowadził na  drogę" właśnie tu, w Wenecji, wiele lat temu...
Opowieść przerwał jakiś nagły hałas. Wydawało się, że ktoś biegnie po dachu hali.
Eco i Tommaso podnieśli wzrok, nasłuchując. Przejęty Podpalacz zmarszczył brwi.
- Co to się dzieje? - Wstał z fotela w kształcie dłoni i wolno poszedł w stronę drzwi
wejściowych do hali, kiedy hałas na dachu nagle ucichł.
Tommaso wstał z krzesła. Spoglądał na hrabiego Cenere, Eco i dach, cały czas myśląc
gorączkowo, co robić.
Przez wielkie okna zobaczył na niebie ciemne chmury. Sala była ogromna i prawie pusta, nie
licząc tych kilku przedmiotów, jak manekin w starej weneckiej masce...
Kiedy tak patrzył na manekin hrabiego Cenere, nagle doznał olśnienia, że w Wenecji
znajdowało się miejsce wyimaginowane: Wyspa Masek z dzienników Ulyssesa Moore'a.
%7łeby się dostać do miejsca wyimaginowanego, potrzebne były dwie rzeczy: przewodnik i
jakiś przedmiot z tego miejsca...
Eco podszedł już do drzwi i otworzył je szeroko. Wyszedł parę kroków na zewnątrz i uważnie
obserwował dach.
Tommaso na palcach zbliżył się do manekinu.
-To musiał być jakiś kot... - mruknął Eco z westchnieniem, obracając się i zamierzając
zamknąć za sobą drzwi.
Ale zanim to zrobił, nagle coś dużego wpadło mu między nogi.
Tommaso aż zamarł. Przez jedno z tych wielkich przeszklonych okien zobaczył jakąś
sylwetkę spadającą z dachu i skaczącą.
Wytrzeszczył oczy z niedowierzaniem.
To była małpa.
Rozdział 7
BIBLIOTEKA
Willa Argo cichutko skrzypiała w gorącym słońcu poranka. Julia siedziała ze skrzyżowanymi
nogami na podłodze w bibliotece, pod wielkim malowidłem ściennym na suficie ukazującym
drzewo genealogiczne rodziny Moore, które rozpoczynało się od protoplasty rodu,
Ksawerego, i rozgałęziało, aż do ostatniej latorośli, Ulyssesa.
Julia domyślała się, że jego rodzice przybyli do miasteczka, aby rozpocząć tajemnicze
poszukiwania.
W odróżnieniu od swego brata Jasona, Julia nie lubiła za bardzo zgromadzonego tu zbioru
tomów o złoconych tytułach i grzbietach grubych jak cegły. Podobało się jej natomiast, że
duża część bibliotecznych półek działa jak
drzwi obrotowe, otwierając tajemne przejście, dzięki któremu można się dostać
niepostrzeżenie na wyższe i niższe piętra domu.
Na początek Julia przeszukała półki z mosiężnymi tabliczkami, żeby się upewnić, że zeszyt
nie został po prostu przestawiony.
Spędziła pracowite dwie godziny z nosem zadartym do góry, dotykając palcem jednego tomu
za drugim, zdumiona rozmaitością dziwnych książek, które się tu znajdowały.
Ale zeszytu książeczki nie było ani śladu. Spośród dwóch pozycji, które mogły mieć związek
z Morice'em Moreau, pierwsza to był szkic na temat ilustratorów końca dziewiętnastego
wieku, zatytułowany Malarze na papierze, w którym znalazł się następujący fragment o tym
francuskim artyście:
Mońce Moreau (Tuluza, 1863- Wenecja, 1948). Malarz francuski. Zilustrował ponad
pięćdziesiąt książek podróżniczych i przygodowych.
Wśród jego najsławniejszych dzieł są Podróże Guliwera w wydawnictwie Złoto i Kość
Słoniowa, powieść Juliusza Verne'a Od bieguna do równika i Mity ginącego świata
poświęcone legendom dawnych cywilizacji.
Drugą pozycją był zeszyt, może jeszcze bardziej interesujący, na którego okładce ktoś -
pismem kaligraficznym, pełnym zawijasów - napisał:
Towarzystwo dżentelmenów, znanych pod inną nazwą jako Podróżnicy w Wyobrazni, w ich
siedzibie na Frognal Lane 23
Rejestr obecności i nieobecności (przypuszczalnych albo imaginacyjnych) z lat 1908-1909
Zeszyt zawierał więc listę obecności na spotkaniach. Każda stronica była podzielona na
kolumny i wąsko liniowana. W poszczególnych linijkach dżentelmeni, należący do Klubu
Podróżników w Wyobrazni, umieszczali swoje podpisy. Liczba obecnych wahała się między
dwunastoma a dwudziestoma, ale w okresie świąt Bożego Narodzenia było ich około
trzydziestu. Pewne nazwiska stale się powtarzały: nazwisko pana Moore'a, właściciela domu,
włoskie nazwisko Marinet-ti i naturalnie podwójne splecione inicjały  M" Mori-ce'a Moreau.
Wydawało się, że Klub Podróżników w Wyobrazni szczególnie sobie upodobał właśnie literę
 M".
Od czasu do czasu, na stronicach rejestru pojawiały się jakieś notatki. W marcu na przykład
redaktor Guadalupi wspominał oto, że: Pan i pani Soreson relacjonowali swoją podróż w
wyobrazni na jeziora Kurlandii. Następnie był mały
bankiet ze słodyczami typowymi dla tej nieprzyjaznej ziemi, na bazie łusek ze złotych rybek.
Albo, dziesięć stron dalej, pan Frisch zapisał: Lektura dzienników pana Bulwer-Lyttona z [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fopke.keep.pl