[ Pobierz całość w formacie PDF ]
cego się w tunelu. Coś istniało tam, w lesie, w mojej głowie, i to
wprawiało mnie w niepokój.
Nie mogłem się uwolnić od myśli, że o czymś zapomniałem.
Rozdział 17
Wyjechałem od matki przed zmrokiem i przez czterdzieści
mil drogi między Winston-Salem a moim domem nad jeziorem
w pobliżu Davidson rozmyślałem o Karen. Zwykle wypędzałem
ją z myśli przy pierwszym przebłysku wspomnienia, ale tej nocy
pozwoliłem jej pozostać, a spoglądając na znajomą drogę wijącą
się między zagajnikami i pastwiskami, wyobrażałem sobie, że
siedzi obok mnie w jeepie.
„Jedziemy do domu. Trwa właśnie jedna z tych przyjemnych
chwil ciszy. Godzinę później wchodzimy razem przez frontowe
drzwi mojego domu. Rzucasz płaszcz na ławkę przy fortepianie,
a ja idąc do kuchni po butelkę wina, chwytam twoje spojrzenie
i widzę, że tej nocy wcale nie myślisz o winie. A zatem bez mu-
zyki czy świec, bez przerwy na odświeżenie się, idziemy na górę
do sypialni i kochamy się, zasypiamy, budzimy się i zaczynamy
od nowa, i znów zasypiamy. Tej nocy budzę się jeszcze raz, czuję
twój oddech obok mnie i uśmiecham się na myśl o zrobieniu śnia-
dania. Rano jesteś wyśmienitym towarzystwem przy kawie, oboje
siedzimy w szlafrokach, jezioro migocze w porannym słońcu..."
Mówiłem na głos do pustego fotela, a do Davidson pozostało
jeszcze piętnaście mil.
Niedawno usłyszałem, że Karen czyta rękopisy dla małego
wydawnictwa w Bostonie i mieszka z rzecznikiem patentowym.
Zamierzali się pobrać w Boże Narodzenie na Bermudach. „Spróbuj
142-
tak, Andy: około dwudziestej trzydzieści otworzysz frontowe
drzwi, wejdziesz do swojego domu i pójdziesz prosto na górę,
do łóżka. Samotnie. Nie będziesz miał nawet ochoty się napić".
#
Obudził mnie rozdzierający uszy ryk muzyki ze stereo
w salonie piętro niżej. Głośniki nastawione na pełny regulator
wypełniały dom Milesem Davisem. Była druga nad ranem. Leża-
łem bez ruchu pod nakryciem, w całkowitej ciemności, myśląc:
„Ktoś jest w domu. Jeżeli włączysz światło, zobaczysz go stoją-
cego w nogach łóżka, a jeśli się poruszysz, on dowie się, że nie
śpisz, i cię zabije. Proszę, Boże, niech się okaże, że to jakiś skok
napięcia albo że coś nawaliło w obwodach. Tylko że ja nie mam
płyty Milesa Davisa...".
Muzyka trzęsła szybami w oknach. Wyciągnąłem lewą rękę do
nocnej szafki i otworzyłem szufladę, oczekując, że lada moment
oślepią mnie światła, po czym z miejsca nastąpi atak niewy-
obrażalnego bólu. Natrafiłem ręką na subkompaktowego glocka
kaliber 40, mój nowy pistolet. Nie mogłem sobie przypomnieć,
czy załadowałem nabój do komory, schowałem więc broń pod
nakrycie i odsunąwszy zamek, namacałem przez okno wyrzuto-
we półpłaszczowy pocisk z otworem, gotowy do wystrzelenia.
Przez dwie minuty leżałem w łóżku, pozwalając oczom przy-
wyknąć do ciemności. Potem rozejrzałem się po pokoju, mrużąc
powieki, żeby intruz nie zobaczył białek moich oczu. Na pierw-
szy rzut oka wydawało się, że jestem sam. „Chyba że siedzi
w szafie". Przetoczyłem się na drugą stronę łóżka i sięgnąłem po
telefon, żeby zadzwonić pod 911. Miles grzmiał ze słuchawki.
„Och, Jezu". [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl fopke.keep.pl
cego się w tunelu. Coś istniało tam, w lesie, w mojej głowie, i to
wprawiało mnie w niepokój.
Nie mogłem się uwolnić od myśli, że o czymś zapomniałem.
Rozdział 17
Wyjechałem od matki przed zmrokiem i przez czterdzieści
mil drogi między Winston-Salem a moim domem nad jeziorem
w pobliżu Davidson rozmyślałem o Karen. Zwykle wypędzałem
ją z myśli przy pierwszym przebłysku wspomnienia, ale tej nocy
pozwoliłem jej pozostać, a spoglądając na znajomą drogę wijącą
się między zagajnikami i pastwiskami, wyobrażałem sobie, że
siedzi obok mnie w jeepie.
„Jedziemy do domu. Trwa właśnie jedna z tych przyjemnych
chwil ciszy. Godzinę później wchodzimy razem przez frontowe
drzwi mojego domu. Rzucasz płaszcz na ławkę przy fortepianie,
a ja idąc do kuchni po butelkę wina, chwytam twoje spojrzenie
i widzę, że tej nocy wcale nie myślisz o winie. A zatem bez mu-
zyki czy świec, bez przerwy na odświeżenie się, idziemy na górę
do sypialni i kochamy się, zasypiamy, budzimy się i zaczynamy
od nowa, i znów zasypiamy. Tej nocy budzę się jeszcze raz, czuję
twój oddech obok mnie i uśmiecham się na myśl o zrobieniu śnia-
dania. Rano jesteś wyśmienitym towarzystwem przy kawie, oboje
siedzimy w szlafrokach, jezioro migocze w porannym słońcu..."
Mówiłem na głos do pustego fotela, a do Davidson pozostało
jeszcze piętnaście mil.
Niedawno usłyszałem, że Karen czyta rękopisy dla małego
wydawnictwa w Bostonie i mieszka z rzecznikiem patentowym.
Zamierzali się pobrać w Boże Narodzenie na Bermudach. „Spróbuj
142-
tak, Andy: około dwudziestej trzydzieści otworzysz frontowe
drzwi, wejdziesz do swojego domu i pójdziesz prosto na górę,
do łóżka. Samotnie. Nie będziesz miał nawet ochoty się napić".
#
Obudził mnie rozdzierający uszy ryk muzyki ze stereo
w salonie piętro niżej. Głośniki nastawione na pełny regulator
wypełniały dom Milesem Davisem. Była druga nad ranem. Leża-
łem bez ruchu pod nakryciem, w całkowitej ciemności, myśląc:
„Ktoś jest w domu. Jeżeli włączysz światło, zobaczysz go stoją-
cego w nogach łóżka, a jeśli się poruszysz, on dowie się, że nie
śpisz, i cię zabije. Proszę, Boże, niech się okaże, że to jakiś skok
napięcia albo że coś nawaliło w obwodach. Tylko że ja nie mam
płyty Milesa Davisa...".
Muzyka trzęsła szybami w oknach. Wyciągnąłem lewą rękę do
nocnej szafki i otworzyłem szufladę, oczekując, że lada moment
oślepią mnie światła, po czym z miejsca nastąpi atak niewy-
obrażalnego bólu. Natrafiłem ręką na subkompaktowego glocka
kaliber 40, mój nowy pistolet. Nie mogłem sobie przypomnieć,
czy załadowałem nabój do komory, schowałem więc broń pod
nakrycie i odsunąwszy zamek, namacałem przez okno wyrzuto-
we półpłaszczowy pocisk z otworem, gotowy do wystrzelenia.
Przez dwie minuty leżałem w łóżku, pozwalając oczom przy-
wyknąć do ciemności. Potem rozejrzałem się po pokoju, mrużąc
powieki, żeby intruz nie zobaczył białek moich oczu. Na pierw-
szy rzut oka wydawało się, że jestem sam. „Chyba że siedzi
w szafie". Przetoczyłem się na drugą stronę łóżka i sięgnąłem po
telefon, żeby zadzwonić pod 911. Miles grzmiał ze słuchawki.
„Och, Jezu". [ Pobierz całość w formacie PDF ]