[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Wiem?
Uniosła rozpromienione oczy.
- Myślisz, że nie mogłabym powiedzieć "nie"?
- Mogłaś uznać, że "nie" byłoby niesprawiedliwe.
- Dlatego, że cię zwabiłam? Czy też w świetle poprzednich wydarzeń? O
nie, nie jestem aż tak szlachetna.
- A więc ...
- A więc ty też nie musisz być taki szlachetny - powiedziała uśmiechając
się, po czym schyliła się i przycisnęła usta do jego warg.
On jednak upierał się przy tym, żeby wyrażała zgodę na wszystko;
potraktował to jak erotyczną pokutę nakładaną na nią z wielką
przebiegłością i nieskończoną inwencją. Musiała dokładnie określać, na co
chce pozwolić, od odpięcia najdrobniejszego suwaka i haftki aż po
najdelikatniejsze pieszczoty warg muskających jej skórę. Kontynuował to
bez litości, ignorując protesty, aż do chwili gdy Julie, przewidując jego
ruchy i pieszczoty, zaczęła szeptem wyrażać nie tylko zgodę, lecz żądanie.
Wtedy, wstrząsany tłumionym śmiechem, pociągnął ją na podłogę i toczyli
się razem po dywanie w zamierającym świetle gasnących płomieni.
Własny puls dzwięczał Julie w uszach lekkim jak puch ostrzeżeniem,
podczas gdy krew rozgrzewała żyły i niosąc pragnienie, skupiała się w
dolnej części ciała. Mięśnie klatki piersiowej Reya, dotykającej jej
napiętych sutek, budziły ogromne podniecenie. Jego uda, twarde i
szorstkie, z lekko wijącymi się włoskami, w zetknięciu z gładkością jej ud
podniecały ją do granic wytrzymałości. Julie dotykała jędrnego ciała Reya,
rozkoszując się każdą chwilą.
To, co się między nimi działo, było fizycznym zauroczeniem,
zagłębianiem się w siebie bez tchu i bez poczucia winy. Było to cudowne
odkrywanie zagłębień i wypukłości, odkrywanie wyżyn oddania i krańców
wytrzymałości. A pózniej, gdy już dotarli do granic, które trzeba było
przekroczyć, on uniósÅ‚ siÄ™ nad niÄ… i za¬pytaÅ‚:
- Czy już mogę?
- Tak - odpowiedziała, chwytając gwałtownie powietrze, i zamykając oczy
poszybowała z nim w nieświadomość.
A potem, po walce i po rozkoszy, gdy ogień obok nich zamarł i przemienił
się w popiół, szepnęła jeszcze raz.
- Tak.
Obudziła się naga pod dobrze otulającym ją przykryciem, w ogromnym
łożu. Oszklone drzwi prowadzące na balkon były szeroko otwarte. Do
środka wpadało powietrze pachnące drzewami pieprzowymi i świeżo
skoszoną trawą. Lekka zasłona poruszała się, tworząc jasnoróżową falę.
Rey stał w drzwiach. Jego wspaniała sylwetka - z wypukłymi, jakby
wyrzezbionymi mięśniami ¬rysowaÅ‚a siÄ™ na tle szaroniebieskiego
porannego nieba. Na biodrach miał ręcznik, który trzepotał powoli na
wietrze. Opatrunek na zranionym ramieniu był mniejszy niż poprzednio. -
Patrzyła na niego, chłonąc ten widok z radością. Mimo że stał spokojnie,
wydawał się zdecydowany, czujny, robił wrażenie człowieka mającego się
na baczności. Julie zauważyła to już wcześniej. Dziwiło ją to, gdyż był
jednocześnie jednym z najbardziej swobodnie zachowujących się ludzi,
jakich w życiu spot¬kaÅ‚a.
Uśmiechnęła się przypominając sobie, z jaką gorliwością oddawał się
rozkoszom chwili. Równocześnie dręczyły ją pytania. Dlaczego był tu z
nią teraz? Po co? Co chciał osiągnąć? Jaka była ewentualna korzyść, której
się spodziewał? Bo coś takiego musiało być. Zawsze coś takiego jest.
Postanowiła pomyśleć o tym pózniej. Za wcześnie było na podejrzenia lub
cynizm.
- Co się stało? - spytała sennym głosem. - Dlaczego wstałeś? Odwrócił
głowę i uśmiechnął się.
- Patrzyłem na deszcz.
- Deszcz? W Kalifornii?
Usiadła na łóżku. Prześcieradło i narzuta zsunęły się, obnażając Julie do
pasa.
- Tak, pada. A nad oceanem jest mgła. Gęsta mgła. Nie jest to dobra
pogoda na lot.
- O! To szkoda - powiedziała, wczuwając się w jego nastrój i odgadując
jego zamiar.
- Prawda? - zgodził się.
Zdejmując z siebie ręcznik, podszedł zdecydowanym krokiem do łóżka. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl fopke.keep.pl
- Wiem?
Uniosła rozpromienione oczy.
- Myślisz, że nie mogłabym powiedzieć "nie"?
- Mogłaś uznać, że "nie" byłoby niesprawiedliwe.
- Dlatego, że cię zwabiłam? Czy też w świetle poprzednich wydarzeń? O
nie, nie jestem aż tak szlachetna.
- A więc ...
- A więc ty też nie musisz być taki szlachetny - powiedziała uśmiechając
się, po czym schyliła się i przycisnęła usta do jego warg.
On jednak upierał się przy tym, żeby wyrażała zgodę na wszystko;
potraktował to jak erotyczną pokutę nakładaną na nią z wielką
przebiegłością i nieskończoną inwencją. Musiała dokładnie określać, na co
chce pozwolić, od odpięcia najdrobniejszego suwaka i haftki aż po
najdelikatniejsze pieszczoty warg muskających jej skórę. Kontynuował to
bez litości, ignorując protesty, aż do chwili gdy Julie, przewidując jego
ruchy i pieszczoty, zaczęła szeptem wyrażać nie tylko zgodę, lecz żądanie.
Wtedy, wstrząsany tłumionym śmiechem, pociągnął ją na podłogę i toczyli
się razem po dywanie w zamierającym świetle gasnących płomieni.
Własny puls dzwięczał Julie w uszach lekkim jak puch ostrzeżeniem,
podczas gdy krew rozgrzewała żyły i niosąc pragnienie, skupiała się w
dolnej części ciała. Mięśnie klatki piersiowej Reya, dotykającej jej
napiętych sutek, budziły ogromne podniecenie. Jego uda, twarde i
szorstkie, z lekko wijącymi się włoskami, w zetknięciu z gładkością jej ud
podniecały ją do granic wytrzymałości. Julie dotykała jędrnego ciała Reya,
rozkoszując się każdą chwilą.
To, co się między nimi działo, było fizycznym zauroczeniem,
zagłębianiem się w siebie bez tchu i bez poczucia winy. Było to cudowne
odkrywanie zagłębień i wypukłości, odkrywanie wyżyn oddania i krańców
wytrzymałości. A pózniej, gdy już dotarli do granic, które trzeba było
przekroczyć, on uniósÅ‚ siÄ™ nad niÄ… i za¬pytaÅ‚:
- Czy już mogę?
- Tak - odpowiedziała, chwytając gwałtownie powietrze, i zamykając oczy
poszybowała z nim w nieświadomość.
A potem, po walce i po rozkoszy, gdy ogień obok nich zamarł i przemienił
się w popiół, szepnęła jeszcze raz.
- Tak.
Obudziła się naga pod dobrze otulającym ją przykryciem, w ogromnym
łożu. Oszklone drzwi prowadzące na balkon były szeroko otwarte. Do
środka wpadało powietrze pachnące drzewami pieprzowymi i świeżo
skoszoną trawą. Lekka zasłona poruszała się, tworząc jasnoróżową falę.
Rey stał w drzwiach. Jego wspaniała sylwetka - z wypukłymi, jakby
wyrzezbionymi mięśniami ¬rysowaÅ‚a siÄ™ na tle szaroniebieskiego
porannego nieba. Na biodrach miał ręcznik, który trzepotał powoli na
wietrze. Opatrunek na zranionym ramieniu był mniejszy niż poprzednio. -
Patrzyła na niego, chłonąc ten widok z radością. Mimo że stał spokojnie,
wydawał się zdecydowany, czujny, robił wrażenie człowieka mającego się
na baczności. Julie zauważyła to już wcześniej. Dziwiło ją to, gdyż był
jednocześnie jednym z najbardziej swobodnie zachowujących się ludzi,
jakich w życiu spot¬kaÅ‚a.
Uśmiechnęła się przypominając sobie, z jaką gorliwością oddawał się
rozkoszom chwili. Równocześnie dręczyły ją pytania. Dlaczego był tu z
nią teraz? Po co? Co chciał osiągnąć? Jaka była ewentualna korzyść, której
się spodziewał? Bo coś takiego musiało być. Zawsze coś takiego jest.
Postanowiła pomyśleć o tym pózniej. Za wcześnie było na podejrzenia lub
cynizm.
- Co się stało? - spytała sennym głosem. - Dlaczego wstałeś? Odwrócił
głowę i uśmiechnął się.
- Patrzyłem na deszcz.
- Deszcz? W Kalifornii?
Usiadła na łóżku. Prześcieradło i narzuta zsunęły się, obnażając Julie do
pasa.
- Tak, pada. A nad oceanem jest mgła. Gęsta mgła. Nie jest to dobra
pogoda na lot.
- O! To szkoda - powiedziała, wczuwając się w jego nastrój i odgadując
jego zamiar.
- Prawda? - zgodził się.
Zdejmując z siebie ręcznik, podszedł zdecydowanym krokiem do łóżka. [ Pobierz całość w formacie PDF ]