[ Pobierz całość w formacie PDF ]
siebie na Klejnota, który nas wyprzedził.
-lll-
- Rzeki nie przegapi - mówię. - Nie mógłby jej przegapić na pięćdziesiąt jardów.
Cash nie patrzy na mnie, widzę go z boku.
- Gdybym tylko mógł to przewidzieć, przyjechałbym tu tydzień temu i przyjrzał
się.
- Wtedy most stał - mówię. Cash nie patrzy na mnie. -Whitfield na koniu
przejechał.
Klejnot znów na nas spogląda trzezwo, czujnie i pokorniej. Mówi spokojnie:
- Co chcecie, \ebym zrobił?
- Szkoda, \e tu w zeszłym tygodniu nie przyszedłem, \eby się przyjrzeć - mówi
Cash.
- Nie mogliśmy wiedzieć - mówię. - W \aden sposób nie mogliśmy wiedzieć.
- Pojadę naprzód - mówi Klejnot. - Jedzcie tam, gdzie ja. Podrywa konia. Koń się
cofa, prę\y szyję; Klejnot przychyla
się do niego, niemal cieleśnie go pcha naprzód, koń zanurza kopyta płochliwie,
pryska wodą, dr\y, chrapliwie sapie. Klejnot przemawia do niego, szepcze.
- Dalej - mówi. - Nie pozwolę, \eby ci się co stało. No, dalej.
- Klejnot - mówi Cash. Klejnot-się nie ogląda. Pcha konia naprzód.
- On pływa - mówię. - Niech tylko temu koniowi da czas, tak czy owak...
Kiedy się urodził, cię\ko chorował. Mama przesiadywała przy lampie i trzymała go
w poduszce na kolanach. Budziliśmy się w nocy i zastawaliśmy ją tak. I oboje w
zupełnej ciszy.
- Ta poduszka za długa była na niego - powiada Cash. Pochyla się trochę do
przodu. - Powinienem był tu przyjść w zeszłym tygodniu i rozejrzeć się.
Powinienem był.
- Prawdę mówisz - mówię. - Nie sięgał do jej brzegu ani głową, ani nogami. Skąd
miałeś wiedzieć? - dodaję.
- Powinienem był - powiada. Podnosi lejce. Muły wpierają się w uprzą\; koła w
wodzie szepczą jak \ywe. Ogląda się i patrzy w dół na Addie. - Chwiejnie le\y -
powiada.
-112-
Na koniec drzewa się rozstępują, na tle otwartej rzeki Klejnot na koniu, wpół
odwrócony, koń ju\ po brzuch w wodzie. Za rzeką widać Vernona, tatę, Vardamana i
Dewey Dell. Vernon macha do nas i pokazuje bardziej w dół.
- Jesteśmy za blisko - mówi Cash. Vernon równie\ krzyczy, ale przez szum wody
nie słyszymy, co mówi. Woda płynie teraz równa i głęboka, gładka, wygląda, jakby
się nie ruszała, a\ podpływa jakiś kloc i obraca się w niej powoli.
- Uwa\aj na ten kloc - powiada Cash. Siedzimy kloc i widzimy, jak się na chwilę
zatrzymuje i waha, prąd się za nim załamuje w grubą falę, fala go na moment
zalewa, a potem kloc wyskakuje w górę i sunie dalej.
- Tu go mamy - powiadam.
- Ano - mówi Cash. - Tu go mamy. - Znów patrzymy na Vernona. Trzepocze teraz
ramionami w górę i w dół. Posuwamy się w dół z prądem rzeki pomału i ostro\nie,
nie odrywamy oczu od Vernona. Opuszcza ręce. - To tu - mówi Cash.
- No to, cholera, przeje\d\ajmy - mówi Klejnot. Pcha konia naprzód.
- Ty zaczekaj - mówi Cash. Klejnot znów się zatrzymuje.
- Có\, u Boga Ojca... - powiada.
Cash patrzy na wodę, a potem ogląda się na Addie.
- Krzywo le\y - powiada.
- To wracaj na ten cholerny most i przechodz na piechotę -mówi Klejnot. -
Zabierajcie się obaj z Darlem. Puśćcie mnie na
wóz.
Cash nie zwraca na niego najmniejszej uwagi.
- Chwiejnie le\y - powiada. - Tak, faktycznie. Musimy uwa\ać.
- Uwa\ajcie, do diabła - mówi Klejnot. - Złazcie z tego wozu i puszczajcie mnie
Strona 41
Faulkner William - Kiedy umieram(txt)
tam. Bo\e święty, jak się boicie przejechać...
Oczy ma białe jak dwa wyblakłe wióry. Cash spogląda na niego.
-113-
- My go przeprowadzimy - mówi. - Powiem ci, co ty zrób. Jedz z powrotem, przejdz
przez most i z drugiego brzegu podejdz do nas z linką. Vernon zabierze ze sobą
twojego konia i przetrzyma go, zanim wrócimy.
- Idz do diabła - powiada Klejnot.
- Wez linkę, zejdz na dół i czekaj - mówi Cash. - Trzech nie poradzi tu więcej
jak dwóch... jeden przy lejcach, a drugi do trzymania trumny.
- Niech cię cholera - mówi Klejnot.
- Niech Klejnot wezmie linkę z jednego końca, przejedzie przed nimi i uwią\e ją
- powiadam. - Zrobisz to, Klejnot?
Klejnot twardo na mnie spogląda. Prędko rzuca okiem na Casha, potem znów na
mnie, oczy ma czujne i twarde.
- Wszystko jedno mi, do cholery. Tylko zróbmy coś. Jak będziemy tu tkwić i \aden
palcem nie ruszy...
- Zróbmy tak Cash - mówię.
- Chyba będziemy musieli - powiada Cash.
Sama rzeka nie ma nawet stu jardów szerokości i poza tatą, Vernonem, Vardamanem
i Dewey Dell widać wszędzie naokoło tylko nagą i ogołoconą pustkę jakoś groznie
zwichrowaną z prawa na lewo, jakbyśmy się znalezli w miejscu, gdzie się
spustoszony świat rozpędza, zanim spadnie na koniec w przepaść. Ale widać ich w
zmniejszeniu. Wygląda to tak, jakby dzieliła nas nie przestrzeń, tylko czas: coś
nieodwołalnego. Jak gdyby czas, nie biegnąc ju\ prosto przed nami zwę\ającym się
szlakiem, przebiegał teraz równolegle do nas jak obwisły sznur i jakby nas
oddzielała grubość jego podwójnego splotu, a nie odległość między nami. Muły
stoją ju\ trochę bardziej zanurzone w łopatkach, ze sterczącymi wy\ej zadami. I
one ju\ oddychają głęboko i chrapliwie; kiedy się raz oglądają, omiatają nas
spojrzeniem z jakąś dzikością, smutkiem, głębią i rozpaczą w oczach, jak gdyby
one ju\ ujrzały w tej gęstej wodzie kształt klęski, choć o niej nie potrafią [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl fopke.keep.pl
siebie na Klejnota, który nas wyprzedził.
-lll-
- Rzeki nie przegapi - mówię. - Nie mógłby jej przegapić na pięćdziesiąt jardów.
Cash nie patrzy na mnie, widzę go z boku.
- Gdybym tylko mógł to przewidzieć, przyjechałbym tu tydzień temu i przyjrzał
się.
- Wtedy most stał - mówię. Cash nie patrzy na mnie. -Whitfield na koniu
przejechał.
Klejnot znów na nas spogląda trzezwo, czujnie i pokorniej. Mówi spokojnie:
- Co chcecie, \ebym zrobił?
- Szkoda, \e tu w zeszłym tygodniu nie przyszedłem, \eby się przyjrzeć - mówi
Cash.
- Nie mogliśmy wiedzieć - mówię. - W \aden sposób nie mogliśmy wiedzieć.
- Pojadę naprzód - mówi Klejnot. - Jedzcie tam, gdzie ja. Podrywa konia. Koń się
cofa, prę\y szyję; Klejnot przychyla
się do niego, niemal cieleśnie go pcha naprzód, koń zanurza kopyta płochliwie,
pryska wodą, dr\y, chrapliwie sapie. Klejnot przemawia do niego, szepcze.
- Dalej - mówi. - Nie pozwolę, \eby ci się co stało. No, dalej.
- Klejnot - mówi Cash. Klejnot-się nie ogląda. Pcha konia naprzód.
- On pływa - mówię. - Niech tylko temu koniowi da czas, tak czy owak...
Kiedy się urodził, cię\ko chorował. Mama przesiadywała przy lampie i trzymała go
w poduszce na kolanach. Budziliśmy się w nocy i zastawaliśmy ją tak. I oboje w
zupełnej ciszy.
- Ta poduszka za długa była na niego - powiada Cash. Pochyla się trochę do
przodu. - Powinienem był tu przyjść w zeszłym tygodniu i rozejrzeć się.
Powinienem był.
- Prawdę mówisz - mówię. - Nie sięgał do jej brzegu ani głową, ani nogami. Skąd
miałeś wiedzieć? - dodaję.
- Powinienem był - powiada. Podnosi lejce. Muły wpierają się w uprzą\; koła w
wodzie szepczą jak \ywe. Ogląda się i patrzy w dół na Addie. - Chwiejnie le\y -
powiada.
-112-
Na koniec drzewa się rozstępują, na tle otwartej rzeki Klejnot na koniu, wpół
odwrócony, koń ju\ po brzuch w wodzie. Za rzeką widać Vernona, tatę, Vardamana i
Dewey Dell. Vernon macha do nas i pokazuje bardziej w dół.
- Jesteśmy za blisko - mówi Cash. Vernon równie\ krzyczy, ale przez szum wody
nie słyszymy, co mówi. Woda płynie teraz równa i głęboka, gładka, wygląda, jakby
się nie ruszała, a\ podpływa jakiś kloc i obraca się w niej powoli.
- Uwa\aj na ten kloc - powiada Cash. Siedzimy kloc i widzimy, jak się na chwilę
zatrzymuje i waha, prąd się za nim załamuje w grubą falę, fala go na moment
zalewa, a potem kloc wyskakuje w górę i sunie dalej.
- Tu go mamy - powiadam.
- Ano - mówi Cash. - Tu go mamy. - Znów patrzymy na Vernona. Trzepocze teraz
ramionami w górę i w dół. Posuwamy się w dół z prądem rzeki pomału i ostro\nie,
nie odrywamy oczu od Vernona. Opuszcza ręce. - To tu - mówi Cash.
- No to, cholera, przeje\d\ajmy - mówi Klejnot. Pcha konia naprzód.
- Ty zaczekaj - mówi Cash. Klejnot znów się zatrzymuje.
- Có\, u Boga Ojca... - powiada.
Cash patrzy na wodę, a potem ogląda się na Addie.
- Krzywo le\y - powiada.
- To wracaj na ten cholerny most i przechodz na piechotę -mówi Klejnot. -
Zabierajcie się obaj z Darlem. Puśćcie mnie na
wóz.
Cash nie zwraca na niego najmniejszej uwagi.
- Chwiejnie le\y - powiada. - Tak, faktycznie. Musimy uwa\ać.
- Uwa\ajcie, do diabła - mówi Klejnot. - Złazcie z tego wozu i puszczajcie mnie
Strona 41
Faulkner William - Kiedy umieram(txt)
tam. Bo\e święty, jak się boicie przejechać...
Oczy ma białe jak dwa wyblakłe wióry. Cash spogląda na niego.
-113-
- My go przeprowadzimy - mówi. - Powiem ci, co ty zrób. Jedz z powrotem, przejdz
przez most i z drugiego brzegu podejdz do nas z linką. Vernon zabierze ze sobą
twojego konia i przetrzyma go, zanim wrócimy.
- Idz do diabła - powiada Klejnot.
- Wez linkę, zejdz na dół i czekaj - mówi Cash. - Trzech nie poradzi tu więcej
jak dwóch... jeden przy lejcach, a drugi do trzymania trumny.
- Niech cię cholera - mówi Klejnot.
- Niech Klejnot wezmie linkę z jednego końca, przejedzie przed nimi i uwią\e ją
- powiadam. - Zrobisz to, Klejnot?
Klejnot twardo na mnie spogląda. Prędko rzuca okiem na Casha, potem znów na
mnie, oczy ma czujne i twarde.
- Wszystko jedno mi, do cholery. Tylko zróbmy coś. Jak będziemy tu tkwić i \aden
palcem nie ruszy...
- Zróbmy tak Cash - mówię.
- Chyba będziemy musieli - powiada Cash.
Sama rzeka nie ma nawet stu jardów szerokości i poza tatą, Vernonem, Vardamanem
i Dewey Dell widać wszędzie naokoło tylko nagą i ogołoconą pustkę jakoś groznie
zwichrowaną z prawa na lewo, jakbyśmy się znalezli w miejscu, gdzie się
spustoszony świat rozpędza, zanim spadnie na koniec w przepaść. Ale widać ich w
zmniejszeniu. Wygląda to tak, jakby dzieliła nas nie przestrzeń, tylko czas: coś
nieodwołalnego. Jak gdyby czas, nie biegnąc ju\ prosto przed nami zwę\ającym się
szlakiem, przebiegał teraz równolegle do nas jak obwisły sznur i jakby nas
oddzielała grubość jego podwójnego splotu, a nie odległość między nami. Muły
stoją ju\ trochę bardziej zanurzone w łopatkach, ze sterczącymi wy\ej zadami. I
one ju\ oddychają głęboko i chrapliwie; kiedy się raz oglądają, omiatają nas
spojrzeniem z jakąś dzikością, smutkiem, głębią i rozpaczą w oczach, jak gdyby
one ju\ ujrzały w tej gęstej wodzie kształt klęski, choć o niej nie potrafią [ Pobierz całość w formacie PDF ]