[ Pobierz całość w formacie PDF ]
manem. Na imię mam Sam. Może w takim razie wyjaśnisz mi, co takiego stało się
w ciągu ostatniej doby, co skłoniło cię do przyjścia tutaj.
.- Tak,chętnie.-Lina wzięła głęboki wdech.-Dziś rano pan Hammoud bar-
dzo się starał mnie przestraszyć, ale odniósł zupełnie przeciwny skutek. Wzbudził
we mnie gniew. Zrozumiałam, że zmęczyło mnie to ciągłe drżenie ze strachu.
Chcę w końcu zacząć działać, więc przyszłam tutaj.
Hoffman na moment zamknął oczy, zastanawiając się nad tym, co przed chwilą
usłyszał, ale zdał sobie sprawę, że wciąż nic nie rozumie,
- Jeszcze raz, od początku. Co takiego Hammoud powiedział ci dziś rano?
W jaki sposób chciał cię przestraszyć?
- To nie była jedna sprawa. Najpierw powiedział, że awansuje mnie na nowe
stanowisko, ale tak naprawdę po prostu postanowił usunąć mnie z działu księgo-
wości, abym nie miała dostępu do tajnych informacji. Potem ostrzegł, żebym nie
opuszczała firmy i opowiedział o kimś, kto pisał jakieś straszne rzeczy o Iraku
i został za to zamordowany w okropny sposób. Mówił, w jaki sposób zniszczy
swoich wrogów w Londynie. Zaznaczył, że nielojalność ze strony kogoś takiego
jak ja, pochodzącego z Iraku, byłaby niewybaczalna. Na koniec wspomniał, że
moja ciotka mieszkająca w Bagdadzie została zamordowana przez służby bezpie-
czeństwa za pisanie do mnie listów.
- I właśnie to cię rozgniewało?
- Tak. Ale nie tylko dzisiaj. Gniew narastał we mnie od pewnego czasu. Prze-
cież nie mogę przez cały czas uciekać. Muszę coś zrobić.
- Dlaczego po prostu stamtąd nie odejdziesz? - Według Hoffmana było to
najprostsze rozwiązanie. Jeżeli chciała się stamtąd wydostać, powinna zwyczaj-
nie odejść.
- Ponieważ to zbyt ryzykowne, przynajmniej w tej chwili. Sam wiesz, co
zrobili Ramonowi Pincie. Jeżeli uda ci się nakłonić policję, aby zrobiła coś
w sprawie Hammouda, wtedy odejdę. W przeciwnym razie chyba nie dałby mi
spokoju.
- Dlaczego? Co go obchodzi to, że ktoś z działu komputerów odejdzie? Prze-
cież może zatrudnić kogoś innego.
Strona 65
0
- Dlatego, że... - zaczęła, ale nagle straciła odwagę. Jej głos stał się cienki
i świszczący, niczym pustynny wiatr. --Dlatego, że ja za dużo wiem.
Hoffman zamknął oczy. Z kieszeni wyjął paczkę papierosów, ale była pusta.
Spojrzał na dziewczynę.
92
- Ile wiesz? Chyba nigdy jeszcze nie powiedziałaś mi, czym tak naprawdę
zajmujesz się w Coyote Investment.
Lina spojrzała na sufit, jakby szukała ukrytych mikrofonów.
- Możemy tu bezpiecznie rozmawiać?
- Tak samo bezpiecznie jak wszędzie.
- Dobrze. Byłam administratorem systemu komputerowego. Do dzisiaj. Kon-
trolowałam rejestry działu księgowości.
- Miałaś dostęp do wszystkiego? - Raz jeszcze sprawdził kieszeń w poszu-
kiwaniu papierosa.
- Tak i nie. Teoretycznie mogłam poruszać się po całym systemie, ale pod
żadnym pozorem nie mogłam zaglądać do osobistych dokumentów pana Hammo-
uda. Oni myślą, że złamałam ten zakaz i wtykałam nos w nieswoje sprawy. Dlate-
go właśnie są tacy zli.
- Robiłaś to?
- Nie. Tylko raz zdarzyło mi się zajrzeć do akt Hammouda, przez przypa-
dek. Ale przez trzy lata widziałam wystarczająco dużo, żeby wiedzieć, na czym
polegają interesy Coyote Investment.
- Na czym?
- Na ukrywaniu pieniędzy. Zawsze wpływały do nas jednym wejściem, któ-
rego nigdy nie widziałam. Potem inwestowano je w rozmaite przedsięwzięcia i spół-
ki, które miały sprawiać wrażenie prawdziwych. A na koniec wypływały innymi
korytarzami, których także zazwyczaj nie widziałam; Czasami jednak nie mo-
głam nie zauważać powtarzających się nazw.
-Na przykład jakich?
- Na przykład Oscar Trading. Wczoraj mnie o tę firmę pytałeś. Widziałam
tę nazwę w rejestrach księgowości. Chyba ma siedzibę w Panamie. Kilka dni
temu Coyote przekazało na jej konto dwanaście milionów dolarów. Natrafiłam
na ten przekaz podczas rutynowego audytu. Pan Hammoud osobiście zajmuje
się dokumentami dotyczącymi tej firmy. Szef ochrony wiedział, że zaglądałam
do zakazanych plików.
Hoffman skinął głową. Nic dziwnego, że się bała.
Wstałz kanapy i podszedł do biurka. Z szuflady wyjął kartkę papieru, od spodu
sklejoną taśmą, i podał ją Linie.
- Znalazłem ją w śmieciach za waszym budynkiem. To papier firmowy, któ-
ry został zniszczony. Czy właśnie tę nazwę widziałaś w aktach komputerowych?
Lina przez chwilę przyglądała się nagłówkowi strony.
- Nazwa ta sama - powiedziała. - Dlaczego przeglądałeś śmieci pana Ham-
mouda?
- Z tej samej przyczyny, dla której ty zaglądałaś do jego akt Nie podoba mi się.
- Pod tym względem się zgadzamy. Jest zły i musimy jakoś go powstrzymać.
Co mam zrobić?
- Chwileczkę. - Hoffman podniósł dłoń. Linę rozsadzała energia. Gotowa
była działać pod wpływem impulsu. Sam zastanawiał się, czy przypadkiem praw-
dziwy powód, dla którego z nią rozmawiał i nakłaniał do podjęcia ryzyka miał nie
93
tyle związek z Hammoudem, ile z tym, że chciał się z Liną przespać. Kiedy roz-
trząsał ten dylemat, zadzwonił telefon.
- Kto to do diabła może być? - Dzwonek rozległ się po raz drugi, ale
Strona 66
0
Hoffman nadal siedział na kanapie i czekał, aż włączy się automatyczna se-
kretarka. Interesant zaczął mówić po sygnale, tak jak instruowała wiadomość.
Miał łagodnie brzmiący głos, jak ktoś, kto zarabia na życie rozmawiając przez
telefon.
- Mówi Martin Hilton. Chciałbym jutro rano spotkać się z panem Samuelem
Hoffmanem w sprawie wykonania dla mnie pewnej usługi. Dzwonię z polecenia
przyjaciela ojca pana Hoffmana. Proponuję, abyśmy spotkali się o jedenastej. Je-
żeli to niemożliwe, proszę aby pan Hoffman zadzwonił do mnie na numer 71-966-
4037. Dziękuję.
Linę zaniepokoił nieznajomy głos.
- Kto to?-spytała.
Hoffman wzruszył ramionami. Nie znał żadnego Martina Hiltona.
- Co on miał na myśli mówiąc o twoim ojcu? Czym on się zajmuje?
- Jest na emeryturze - odparł Hoffman. - O czym to mówiliśmy?
- Proponowałam ci pomoc, a ty, jak sądzę, ociągałeś się z odpowiedzią. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl fopke.keep.pl
manem. Na imię mam Sam. Może w takim razie wyjaśnisz mi, co takiego stało się
w ciągu ostatniej doby, co skłoniło cię do przyjścia tutaj.
.- Tak,chętnie.-Lina wzięła głęboki wdech.-Dziś rano pan Hammoud bar-
dzo się starał mnie przestraszyć, ale odniósł zupełnie przeciwny skutek. Wzbudził
we mnie gniew. Zrozumiałam, że zmęczyło mnie to ciągłe drżenie ze strachu.
Chcę w końcu zacząć działać, więc przyszłam tutaj.
Hoffman na moment zamknął oczy, zastanawiając się nad tym, co przed chwilą
usłyszał, ale zdał sobie sprawę, że wciąż nic nie rozumie,
- Jeszcze raz, od początku. Co takiego Hammoud powiedział ci dziś rano?
W jaki sposób chciał cię przestraszyć?
- To nie była jedna sprawa. Najpierw powiedział, że awansuje mnie na nowe
stanowisko, ale tak naprawdę po prostu postanowił usunąć mnie z działu księgo-
wości, abym nie miała dostępu do tajnych informacji. Potem ostrzegł, żebym nie
opuszczała firmy i opowiedział o kimś, kto pisał jakieś straszne rzeczy o Iraku
i został za to zamordowany w okropny sposób. Mówił, w jaki sposób zniszczy
swoich wrogów w Londynie. Zaznaczył, że nielojalność ze strony kogoś takiego
jak ja, pochodzącego z Iraku, byłaby niewybaczalna. Na koniec wspomniał, że
moja ciotka mieszkająca w Bagdadzie została zamordowana przez służby bezpie-
czeństwa za pisanie do mnie listów.
- I właśnie to cię rozgniewało?
- Tak. Ale nie tylko dzisiaj. Gniew narastał we mnie od pewnego czasu. Prze-
cież nie mogę przez cały czas uciekać. Muszę coś zrobić.
- Dlaczego po prostu stamtąd nie odejdziesz? - Według Hoffmana było to
najprostsze rozwiązanie. Jeżeli chciała się stamtąd wydostać, powinna zwyczaj-
nie odejść.
- Ponieważ to zbyt ryzykowne, przynajmniej w tej chwili. Sam wiesz, co
zrobili Ramonowi Pincie. Jeżeli uda ci się nakłonić policję, aby zrobiła coś
w sprawie Hammouda, wtedy odejdę. W przeciwnym razie chyba nie dałby mi
spokoju.
- Dlaczego? Co go obchodzi to, że ktoś z działu komputerów odejdzie? Prze-
cież może zatrudnić kogoś innego.
Strona 65
0
- Dlatego, że... - zaczęła, ale nagle straciła odwagę. Jej głos stał się cienki
i świszczący, niczym pustynny wiatr. --Dlatego, że ja za dużo wiem.
Hoffman zamknął oczy. Z kieszeni wyjął paczkę papierosów, ale była pusta.
Spojrzał na dziewczynę.
92
- Ile wiesz? Chyba nigdy jeszcze nie powiedziałaś mi, czym tak naprawdę
zajmujesz się w Coyote Investment.
Lina spojrzała na sufit, jakby szukała ukrytych mikrofonów.
- Możemy tu bezpiecznie rozmawiać?
- Tak samo bezpiecznie jak wszędzie.
- Dobrze. Byłam administratorem systemu komputerowego. Do dzisiaj. Kon-
trolowałam rejestry działu księgowości.
- Miałaś dostęp do wszystkiego? - Raz jeszcze sprawdził kieszeń w poszu-
kiwaniu papierosa.
- Tak i nie. Teoretycznie mogłam poruszać się po całym systemie, ale pod
żadnym pozorem nie mogłam zaglądać do osobistych dokumentów pana Hammo-
uda. Oni myślą, że złamałam ten zakaz i wtykałam nos w nieswoje sprawy. Dlate-
go właśnie są tacy zli.
- Robiłaś to?
- Nie. Tylko raz zdarzyło mi się zajrzeć do akt Hammouda, przez przypa-
dek. Ale przez trzy lata widziałam wystarczająco dużo, żeby wiedzieć, na czym
polegają interesy Coyote Investment.
- Na czym?
- Na ukrywaniu pieniędzy. Zawsze wpływały do nas jednym wejściem, któ-
rego nigdy nie widziałam. Potem inwestowano je w rozmaite przedsięwzięcia i spół-
ki, które miały sprawiać wrażenie prawdziwych. A na koniec wypływały innymi
korytarzami, których także zazwyczaj nie widziałam; Czasami jednak nie mo-
głam nie zauważać powtarzających się nazw.
-Na przykład jakich?
- Na przykład Oscar Trading. Wczoraj mnie o tę firmę pytałeś. Widziałam
tę nazwę w rejestrach księgowości. Chyba ma siedzibę w Panamie. Kilka dni
temu Coyote przekazało na jej konto dwanaście milionów dolarów. Natrafiłam
na ten przekaz podczas rutynowego audytu. Pan Hammoud osobiście zajmuje
się dokumentami dotyczącymi tej firmy. Szef ochrony wiedział, że zaglądałam
do zakazanych plików.
Hoffman skinął głową. Nic dziwnego, że się bała.
Wstałz kanapy i podszedł do biurka. Z szuflady wyjął kartkę papieru, od spodu
sklejoną taśmą, i podał ją Linie.
- Znalazłem ją w śmieciach za waszym budynkiem. To papier firmowy, któ-
ry został zniszczony. Czy właśnie tę nazwę widziałaś w aktach komputerowych?
Lina przez chwilę przyglądała się nagłówkowi strony.
- Nazwa ta sama - powiedziała. - Dlaczego przeglądałeś śmieci pana Ham-
mouda?
- Z tej samej przyczyny, dla której ty zaglądałaś do jego akt Nie podoba mi się.
- Pod tym względem się zgadzamy. Jest zły i musimy jakoś go powstrzymać.
Co mam zrobić?
- Chwileczkę. - Hoffman podniósł dłoń. Linę rozsadzała energia. Gotowa
była działać pod wpływem impulsu. Sam zastanawiał się, czy przypadkiem praw-
dziwy powód, dla którego z nią rozmawiał i nakłaniał do podjęcia ryzyka miał nie
93
tyle związek z Hammoudem, ile z tym, że chciał się z Liną przespać. Kiedy roz-
trząsał ten dylemat, zadzwonił telefon.
- Kto to do diabła może być? - Dzwonek rozległ się po raz drugi, ale
Strona 66
0
Hoffman nadal siedział na kanapie i czekał, aż włączy się automatyczna se-
kretarka. Interesant zaczął mówić po sygnale, tak jak instruowała wiadomość.
Miał łagodnie brzmiący głos, jak ktoś, kto zarabia na życie rozmawiając przez
telefon.
- Mówi Martin Hilton. Chciałbym jutro rano spotkać się z panem Samuelem
Hoffmanem w sprawie wykonania dla mnie pewnej usługi. Dzwonię z polecenia
przyjaciela ojca pana Hoffmana. Proponuję, abyśmy spotkali się o jedenastej. Je-
żeli to niemożliwe, proszę aby pan Hoffman zadzwonił do mnie na numer 71-966-
4037. Dziękuję.
Linę zaniepokoił nieznajomy głos.
- Kto to?-spytała.
Hoffman wzruszył ramionami. Nie znał żadnego Martina Hiltona.
- Co on miał na myśli mówiąc o twoim ojcu? Czym on się zajmuje?
- Jest na emeryturze - odparł Hoffman. - O czym to mówiliśmy?
- Proponowałam ci pomoc, a ty, jak sądzę, ociągałeś się z odpowiedzią. [ Pobierz całość w formacie PDF ]