[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przeobraził się w orka sięgającego łapczywie po skarb, w nikczemnie małego stwora z
łakomym spojrzeniem i oślinioną gębą. Ale wizja zniknęła. Znów przed nim klęczał Sam,
z twarzą skurczoną z bólu, jakby trafiony prosto w serce; oczy miał pełne łez.
- Ach, Samie! - krzyknął Frodo. - Co ja powiedziałem? Jak mogłem! Przebacz mi! Po
wszystkim, coś ty dla mnie zrobił! To potworna władza tego Pierścienia. Bodajby nikt go
nigdy nie odnalazł. Nie gniewaj się na mnie, Samie. Muszę dzwigać brzemię do końca.
Nie da się w tym nic już odmienić. Nie możesz stanąć między mną a przeznaczeniem.
- Dobrze, dobrze, panie Frodo kochany - odparł Sam ocierając rękawem łzy. -
Rozumiem. Ale pomóc mogę, prawda? Muszę pana stąd wyprowadzić. I to jak
najprędzej. Przedtem jednak trzeba zdobyć jakieś ubranie dla pana i broń, a także coś do
jedzenia. najłatwiej będzie o ubranie. Skoro jesteśmy w Mordorze, najlepiej przyodziać
się wedle tutejszej mody; zresztą nie ma wyboru. Nie znajdę nic innego jak łachy orka,
niestety. Ja też się tak przebiorę. Wędrując razem trzeba wyglądać na dobraną parę. na
razie niech pan się tym okryje.
Zdejmując z siebie szary płaszcz sam zarzucił go Frodowi na ramiona. Dobył %7łądło z
pochwy. Zaledwie nikłe lśnienie można było dostrzec na ostrzu.
- Zapomniałem o tym, panie Frodo - rzekł. - Pan mi przecież pożyczył swego miecza,
pewnie pan pamięta, a także szkiełka Galadrieli. Mam jedno i drugie. Ale niech mi pan je
zostawi jeszcze na chwilę. Rozejrzę się, może znajdę to, czego nam potrzeba. Pan tu na
mnie poczeka. Nie będę długo marudził. Nie odejdę daleko.
- Uważaj, Samie - powiedział Frodo - i pospiesz się; kto wie, czy jakieś niedobitki orków
nie czają się tutaj po kątach.
- Nie ma rady, trzeba zaryzykować - odparł Sam. Zsunął się po drabinie w dół. W minutę
pózniej wytknął znów głowę z włazu. Rzucił na podłogę długi sztylet.
- Może się przydać - rzekł. - Ten ork, który pana bił nahajką, już nie żyje. Z nadmiaru
pośpiechu skręcił kark. Niech pan wciągnie drabinę, jeżeli panu starczy na to sił, i nie
spuszcza jej, póki nie zawołam hasła: Elbereth. To słowo elfów, żaden ork na pewno go
nie wymówi.
rodo przez chwilę siedział drżąc cały; przez głowę przemykały mu gorączkowe,
okropne myśli. Wreszcie wstał, owinął się płaszczem elfów, i żeby odpędzić
F
strach, zaczął przechadzać się tam i sam po izbie, zaglądając we wszystkie kąty
swego więzienia.
W trwodze każda minuta dłużyła się jak godzina, ale wkrótce doczekał się
powrotu Sama, który z korytarza zawołał z cicha:
Elbereth, Elbereth! Frodo spuścił lekką drabinę. sam wygramolił się zasapany, niósł
na głowie spory tobołek. Z łoskotem cisnął go na podłogę.
- A teraz prędko, panie Frodo - powiedział. - Straciłem trochę czasu, zanim znalazłem
rzeczy jako tako odpowiednie na naszą miarę. Musimy się tym zadowolić w barku czegoś
lepszego. Trzeba się bardzo spieszyć. Nie spotkałem żywej duszy, nic nie widziałem
alarmującego, ale jestem niespokojny. Mam wrażenie, że ktoś to miejsce śledzi. Nie
umiem tego wytłumaczyć, po prostu czuję, że gdzieś w pobliżu, może na ciemnym
niebie, gdzie choć oko wykol nic nie można dostrzec, kręci się jeden z tych okropnych
latających jezdzców.
Rozwinął tobołek, Frodo z obrzydzeniem patrzał na jego zawartość, ale nie było rady,
musiał albo ubrać się w te wstrętne rzeczy, albo chodzić nago. Sam przyniósł długie,
kosmate spodnie zrobione z futra jakiegoś wstrętnego zwierzaka i brudną skórzaną
kurtkę. Frodo włożył to wszystko, a na wierzch kolczugę z mocnych metalowych
obrączek, krótką zapewne na rosłym orku, lecz dla hobbita za długą i ciężką. Zciągnął ją
pasem, u którego w krótkiej pochwie wisiał sztylet o szerokim ostrzu. Sam dostarczył
również do wyboru kilka hełmów. jeden z nich jako tako pasował na Froda; była to
czarna czapka z żelaznym rondem i żelazną obciągniętą skórą przepaską, a nad
sterczącym niby dziób drapieżnego ptaka nanośnikiem widniało czerwone godło
potwornego Oka.
- Rzeczy z godłami Morgulu, należące do żołnierzy Gorbaga, są mniejsze i porządniejsze
- powiedział Sam - ale po tej bójce, która się tutaj odbyła, nie byłoby bezpiecznie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl fopke.keep.pl
przeobraził się w orka sięgającego łapczywie po skarb, w nikczemnie małego stwora z
łakomym spojrzeniem i oślinioną gębą. Ale wizja zniknęła. Znów przed nim klęczał Sam,
z twarzą skurczoną z bólu, jakby trafiony prosto w serce; oczy miał pełne łez.
- Ach, Samie! - krzyknął Frodo. - Co ja powiedziałem? Jak mogłem! Przebacz mi! Po
wszystkim, coś ty dla mnie zrobił! To potworna władza tego Pierścienia. Bodajby nikt go
nigdy nie odnalazł. Nie gniewaj się na mnie, Samie. Muszę dzwigać brzemię do końca.
Nie da się w tym nic już odmienić. Nie możesz stanąć między mną a przeznaczeniem.
- Dobrze, dobrze, panie Frodo kochany - odparł Sam ocierając rękawem łzy. -
Rozumiem. Ale pomóc mogę, prawda? Muszę pana stąd wyprowadzić. I to jak
najprędzej. Przedtem jednak trzeba zdobyć jakieś ubranie dla pana i broń, a także coś do
jedzenia. najłatwiej będzie o ubranie. Skoro jesteśmy w Mordorze, najlepiej przyodziać
się wedle tutejszej mody; zresztą nie ma wyboru. Nie znajdę nic innego jak łachy orka,
niestety. Ja też się tak przebiorę. Wędrując razem trzeba wyglądać na dobraną parę. na
razie niech pan się tym okryje.
Zdejmując z siebie szary płaszcz sam zarzucił go Frodowi na ramiona. Dobył %7łądło z
pochwy. Zaledwie nikłe lśnienie można było dostrzec na ostrzu.
- Zapomniałem o tym, panie Frodo - rzekł. - Pan mi przecież pożyczył swego miecza,
pewnie pan pamięta, a także szkiełka Galadrieli. Mam jedno i drugie. Ale niech mi pan je
zostawi jeszcze na chwilę. Rozejrzę się, może znajdę to, czego nam potrzeba. Pan tu na
mnie poczeka. Nie będę długo marudził. Nie odejdę daleko.
- Uważaj, Samie - powiedział Frodo - i pospiesz się; kto wie, czy jakieś niedobitki orków
nie czają się tutaj po kątach.
- Nie ma rady, trzeba zaryzykować - odparł Sam. Zsunął się po drabinie w dół. W minutę
pózniej wytknął znów głowę z włazu. Rzucił na podłogę długi sztylet.
- Może się przydać - rzekł. - Ten ork, który pana bił nahajką, już nie żyje. Z nadmiaru
pośpiechu skręcił kark. Niech pan wciągnie drabinę, jeżeli panu starczy na to sił, i nie
spuszcza jej, póki nie zawołam hasła: Elbereth. To słowo elfów, żaden ork na pewno go
nie wymówi.
rodo przez chwilę siedział drżąc cały; przez głowę przemykały mu gorączkowe,
okropne myśli. Wreszcie wstał, owinął się płaszczem elfów, i żeby odpędzić
F
strach, zaczął przechadzać się tam i sam po izbie, zaglądając we wszystkie kąty
swego więzienia.
W trwodze każda minuta dłużyła się jak godzina, ale wkrótce doczekał się
powrotu Sama, który z korytarza zawołał z cicha:
Elbereth, Elbereth! Frodo spuścił lekką drabinę. sam wygramolił się zasapany, niósł
na głowie spory tobołek. Z łoskotem cisnął go na podłogę.
- A teraz prędko, panie Frodo - powiedział. - Straciłem trochę czasu, zanim znalazłem
rzeczy jako tako odpowiednie na naszą miarę. Musimy się tym zadowolić w barku czegoś
lepszego. Trzeba się bardzo spieszyć. Nie spotkałem żywej duszy, nic nie widziałem
alarmującego, ale jestem niespokojny. Mam wrażenie, że ktoś to miejsce śledzi. Nie
umiem tego wytłumaczyć, po prostu czuję, że gdzieś w pobliżu, może na ciemnym
niebie, gdzie choć oko wykol nic nie można dostrzec, kręci się jeden z tych okropnych
latających jezdzców.
Rozwinął tobołek, Frodo z obrzydzeniem patrzał na jego zawartość, ale nie było rady,
musiał albo ubrać się w te wstrętne rzeczy, albo chodzić nago. Sam przyniósł długie,
kosmate spodnie zrobione z futra jakiegoś wstrętnego zwierzaka i brudną skórzaną
kurtkę. Frodo włożył to wszystko, a na wierzch kolczugę z mocnych metalowych
obrączek, krótką zapewne na rosłym orku, lecz dla hobbita za długą i ciężką. Zciągnął ją
pasem, u którego w krótkiej pochwie wisiał sztylet o szerokim ostrzu. Sam dostarczył
również do wyboru kilka hełmów. jeden z nich jako tako pasował na Froda; była to
czarna czapka z żelaznym rondem i żelazną obciągniętą skórą przepaską, a nad
sterczącym niby dziób drapieżnego ptaka nanośnikiem widniało czerwone godło
potwornego Oka.
- Rzeczy z godłami Morgulu, należące do żołnierzy Gorbaga, są mniejsze i porządniejsze
- powiedział Sam - ale po tej bójce, która się tutaj odbyła, nie byłoby bezpiecznie [ Pobierz całość w formacie PDF ]