[ Pobierz całość w formacie PDF ]

konia, by dołączyć do Maga, Hardina uzbrojeni go teraz w kiogański łuk oraz do Aylinn.
Ibycus machnięciem ręki polecił im jechać dalej. Jakiś pająk rzucił się na Maga, ale Elysha
skierowała w tę stronę strumień fioletowego światła ze swej bransolet Czarne monstrum
pękło, rozbryzgując wokół płyn żrący jak kwas. Napastnicy powalili następnego luzaka.
Jeden z Kiogów, który jechał dostatecznie blisko, by strzelić do kolejnego pająka, omal nie
spadł i ziemię, gdy jego koń stanął dęba, próbując ominąć atakującego jednocześnie robaka.
Zaczepiwszy sieci o pale, czarne stwory odbijały się od nich je piłki, przebywając w ten
sposób duże odległości. Ich przykuci do ziemi sprzymierzeńcy odwrócili się szybko. Któryś
zwalił z nóg kiogańskiego rumaka. Na szczęście jezdziec przetoczył się na bezpieczną
odległość. Kiedy olbrzymi robak zaczął pożerać żywcem rozpaczliwie rżącego konia, Kioga
zaatakował go pieszo, mimo że Ibycus kazał mu trzymać się z daleka od niesamowitych
stworów.
Firdun wpadł między walczących, odepchnął koczownika na bok i mieczem przepołowił
robaka. W ostatniej chwili uchylił się przed ciosem drgającego konwulsyjnie ogona. Zaraz
potem jeden z pająków omal nie zrzucił go z siodła. Jednak napadnięty koń, który starał się
uwolnić i uciec, szamotał się tak gwałtownie, że napastnik nie trafił w cel. Uderzony płazem
brzeszczotu, rozbił się o najbliższy słup, z którego zwisała pusta sieć.
Na szczęście pale nie ciągnęły się w nieskończoność. Wydawało się też, że ani pająki, ani
robaki nie mogą się zbytnio od nich oddalać. Kiogowie ponownie zaganiali juczne kuce i
luzaki w szereg, kiedy z oddali dobiegł głośny huk.
Wichura smagnęła słupy z nieoczekiwaną siłą, uwalniając część sieci. Uciekający
podróżni nie wiedzieli, czy pająki potrafią kontrolować lot sieci, ale co najmniej dziesięć
goniło ich teraz, unosząc się na wietrze.
Dopiero po kilku chwilach Firdun zorientował się, że wrogowie zaganiają ich jak wilki
stado owiec. Usiłując wyprzedzić powietrznych jezdzców, skierowali się na południe. Guret,
Lero i Hardin strzelając z łuków udowodnili, że sąprawdziwymi mistrzami w tej dziedzinie.
Niełatwo było trafić napastników, którzy wykorzystywali prądy powietrzne, to unosząc się
w górę, to opadając w dół. Zmienne podmuchy smagały piaskiem twarze broniących się
ludzi, zagrażając ich oczom.
Uciekinierzy znajdowali się już daleko od niebezpiecznych pali. Na szczęście nie ścigały
ich olbrzymie robaki. Obred trafił kolejnego pająka i wydał okrzyk bojowy. Wiatr wiał bez
przerwy, wrogowie nie zaprzestali pościgu. W pewnej chwili błyskawica trafiła stwora
szybującego w powietrzu. Uderzyła po raz drugi i trzeci. Kilka sieci pękło, a ich jezdzcy
dosłownie rozprysnęli się na wszystkie strony. Wtedy rumak Firduna potknął się i
młodzieniec runął na ziemię, wypuszczając miecz ze zdrętwiałej ręki. Jedna z sieci opadła na
piasek w pobliżu Firduna. Pająk, który najwyrazniej nie odniósł żadnych obrażeń, zaatakował
człowieka. Wierzchowiec tymczasem odzyskał równowagę i rzucił się do przodu. Firdun
sięgnął po miecz. Odzyskał jasność myślenia. Jaki czar odpędzi takie monstrum?
Nigdy nie musiał w takim pośpiechu przypominać sobie formuł magicznych, ale, choć na
poły oszołomiony, wykrzyczał słowa zaklęcia.
Nie dostrzegł żadnego ruchu, czarne ciała już się nie pokazały. Co więcej, same sieci
zamieniały siew kryształy lodu, połyskujące w słońcu, które przedarło się przez mgłę. Firdun
podniósł miecz, dwukrotnie wbił go w ziemię, by oczyścić z jadowitej posoki, i włożył do
pochwy. Następnie odwrócił się, szukając wzrokiem towarzyszy podróży.
Aylinn klęczała obok leżącej na ziemi postaci w purpurowej szacie. Elysha? Poraziła ją
trucizna? Firdun był pewny, że latające sieci nie przedostały się poza miejsce, w którym
stanął do walki. Ibycus ukląkł z drugiej strony czarodziejki. Kiogowie zaganiali konie. Hardin
stał na uboczu, przyglądając się Firdunowi z podziwem, jakby uważał go za Adepta. Zasłaniał
usta ręką. Kiedy Firdun zbliżył się do niego, młody wielmoża ocknął się z transu.
 Jakata  odezwał się pierwszy.  Użył swej mocy... a ty ją złamałeś.  Podniósł dłoń
w żołnierskim pozdrowieniu.  Panie, Jakata śmiał się, kiedy w Stanicy Howell mówiono o
Rodzie Gryfa. Myślę, że teraz już się nie śmieje.
Firdun skinieniem głowy skwitował słowa Hardina i podszedł do Elyshy.
Nigdy nie widział takiego wyrazu na twarzy Ibycusa. Wyczuł, że magiem miota dzika
wściekłość. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fopke.keep.pl