[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wychodz,
To ja jeszcze poprzylepiam na parasolkach te gwiazdki.
Dobrze, klajster jest tam w garnuszku.
Ale wszystkie gwiazdki dawno już były przylepione, nim wróciła obładowana Zosia.
Coś kupiła? Coś kupiła?
Dużo rzeczy. Zaraz rozpakujemy.
Oj oj, co tak pachnie?
Zledzie.
To śledzie będą?
A jakże. Nalej wody do miseczki, bo je trzeba wymoczyć.
I co będzie jeszcze?
Zledzie smażone i kapusta z grzybami, i kluski z makiem.
A mak masz?
Pewnie, że mam. Wszystkiego po troszku, ale będzie prawdziwa wilia, tak jak w zeszłym roku.
A pani Kalinowska będzie u nas?
Nie. To nie wiesz, że wrócił ten syn, co to był w Ameryce, i zabrał ją do siebie?
Tak? Toście o tym mówiły wczoraj z Anką? A jak to było?
Trzeba było słuchać, to byś wiedział. A teraz daj tamten garnek, bo muszę utrzeć mak.
A czym?
Wałkiem od ciasta.
Robota wrzała. Koło jedenastej wpadł na chwilę Ignaś. Na ramieniu niósł małą, ale gęstą, zieloniutką
choinkę. Adaś aż zapiszczał z radości.
47
A tu macie świeczki. Dziesięć! Jak przyjdę, to przymocuję drucikami do gałązek.
Zwieczki były kręcone, kolorowe.
Wiesz, %7łocha, to my będziemy mieli prawdziwe święta!
A pewnie, że prawdziwe. Może nie! Wez ścierkę i wytrzyj Stół, cała cerata brudna.
%7łeby tylko Anka nie przyszła za wcześnie!
Nie przyjdzie, nie bój się. Ja już prosiłam piekarzową, żeby ją zatrzymała dłużej.
Wesoło trzaskał ogień w piecu, perkotała kapusta, smakowity zapach grzybów rozchodził się po
całym pokoju, kiedy na schodach rozległy się kroki.
To Anka!
Zosia wybiegła na schody.
Anka, Aneczka, my cię tak strasznie prosimy, nie przychodz jeszcze do domu! Idz zaraz do pani
piekarzowej!
Dobrze, tylko chciałam trochę odpocząć.
Złota, kochana, jedyna, to ty tam sobie odpocznij! Teraz nie można! Ja cię tak strasznie proszę!
Bo się cała niespodzianka popsuje! zapiszczał Adaś i Anka chcąc nie chcąc zawróciła.
Co to może być zastanawiała się. Pewnie Zosia zrobi jakiś wystawny obiad ale z czego?
Przecież nie zostawiłam jej więcej pieniędzy niż zwykle..."
Ona też sprawiła rodzeństwu niespodziankę kupiła cukierków i pierników, choć miała wyrzuty
sumienia, że nie wystarczy potem na następny tydzień na życie. Ale przecież były to święta...
Zapadł mrok, kiedy Ignaś zapukał do mieszkania piekarzowej, gdzie Anka kończyła porządki.
Anka! Chodz!
Piekarzową podziękowała Ance i dała jej wielką złocistą struclę.
Będziecie mieli na święta powiedziała.
Anka ucieszona szła po schodach. Ignaś miał ogromnie tajemniczą minę.
Co wy tam wyrabiacie? spytała go.
Nic.
43
Jak to nic? A czemu nie chcieliście mnie wpuścić do mieszkania?
Ignaś nie odpowiedział, bo już byli na miejscu. Drzwi otwarły się szeroko. Anka stanęła jak wryta na
progu. Na komodzie stała choinka, pięknie przybrana kolorowymi łańcuchami. Stół wysunięty był na
środek pokoju. Na półmisku leżały dwa smażone śledzie.
Co to?
Wilia! Wilia! Wilia! wrzeszczał Adaś podskakując radośnie. Prawdziwa wilia!
I była prawdziwa wilia. I prawdziwe prezenty szalik dla Anki, chusteczka dla Zosi i pończochy dla
Adasia.
,,Tylko Ignaś nie dostał nic" martwiła się Zosia.
Ale Ignaś się tylko śmiał. Zapalił świeczki na choince i w małym pokoiku na poddaszu zabrzmiały
dzwięki wesołej kolędy.
Był to naprawdę najweselszy dzień w pokoiku, na poddaszu najweselszy ze wszystkich dni, jakie
przeżyli od śmierci matki. Teraz jakby zapomnieli o swoim sieroctwie, o wszystkich troskach i trudach.
Skwierczały świeczki, chrupały w zębach pierniki, ogień palił się w piecu, było tak przytulnie i miło!
Mamy prawdziwe święta! powiedział Adaś i dał kotkowi przybłędzie kawałek smażonego
śledzia. Niech i on wie, że jest
, wilia!
Wózek
Na drugim piętrze mieszkał pan Jan, który handlował owocami. Ale teraz pan Jan był chory, a jego
wózek stał w zamkniętym na skobel składziku w końcu podwórza. Jednak Geniek potrafił się tam
dobrać.
Chłopaki, urządzimy zabawę!
Zaraz otoczyła go gromadka. Teraz, kiedy było zimno i padał śnieg, matki nie puszczały malców na
podwórze bawili się więc { na nim starsi chłopcy. Często podnosili taki krzyk, że pan dozorca
wybiegał z kijem ze swego mieszkania i rozpędzał ich wymyślając głośno. Rozbiegali się jak spłoszone
wróble " ale za chwilę,
4 Pokój na poddaszu an
kiedy tylko wysoka postać dozorcy znikała w sieni, zabawa zaczynała się na nowo.
Chodzcie, chodzcie, coś wam pokażę!
Chłopcy, a z nimi Ignaś, zbliżyli się zaciekawieni. Co znowu wymyślił Geniek?
Popatrzcie.
Drzwi składziku były już nadpróchniałe ?? starości i skobel wysunął się z miękkiego drzewa. Kłódka
wisiała przy nim, ale wystarczyło lekkie pociągnięcie, żeby się drzwi otwarły.
Ostrożnie, oglądając się, czy dozorca nie widzi, wsunęli się jeden za drugim do ciemnej szopy.
Tylko cicho! Ojciec zaraz pójdzie na miasto, to wtedy nikt nam nic nie zrobi. Ale teraz cicho!
Na palcach poruszali się w mroku. Ciekawie tu było. W kątach leżały całe stosy jakichś gratów, pod
ścianą, oparte o nią, stały narzędzia, na prawo od drzwi sterczały drewniane części starego warsztatu
stolarskiego, którego już nikt nie używał, a naprzeciw stał wózek owocarza.
Cicho! Ojciec wychodzi!
Zamarli w miejscu. Ignaś widział przez szparę w nieszczelnych deskach ścian, jak dozorca wyszedł z
mieszkania i rozejrzał się po podwórku. Zdziwił się widocznie, że nigdzie nie widać chłopaków, którzy
jeszcze przed chwilą hałasowali mu pod oknami, ale nie pomyślał, żeby spojrzeć w stronę składu.
Postał chwilę i ruszył w stronę głównej sieni prowadzącej na ulicę.
No, teraz możemy wszystko obejrzeć! triumfalnie wrzasnął Geniek.
Ty, Geniek! Po co twojemu ojcu ten świder! Wziąłbym go sobie... powiedział Stefek grzebiąc w
narzędziach.
Nie rusz! Dałby ci ojciec, że no! Dopiero niedawno kupił ten świder!
W składzie wisiały w kątach pajęczyny, wszystko okrywał grubą warstwą kurz. Od dawna nikt tu nie
zaglądał.
Ojej! Tu coś jest! wrzasnął przerazliwie Franek od ślusarza.
Idz, głupi! Co tu może być?
Ruszyło się coś, ruszyło!
50
To na dyszel wózka nastąpiłem tłumaczył Ignaś.
Zaśmiali się, bo wszystkim zrobiło się na chwilę jakoś niewyraznie. Bardzo dziwnie wyglądał ten
zakurzony, pełen gratów skład.
A jak byśmy tak wzięli wózek? -- Po co? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl fopke.keep.pl
wychodz,
To ja jeszcze poprzylepiam na parasolkach te gwiazdki.
Dobrze, klajster jest tam w garnuszku.
Ale wszystkie gwiazdki dawno już były przylepione, nim wróciła obładowana Zosia.
Coś kupiła? Coś kupiła?
Dużo rzeczy. Zaraz rozpakujemy.
Oj oj, co tak pachnie?
Zledzie.
To śledzie będą?
A jakże. Nalej wody do miseczki, bo je trzeba wymoczyć.
I co będzie jeszcze?
Zledzie smażone i kapusta z grzybami, i kluski z makiem.
A mak masz?
Pewnie, że mam. Wszystkiego po troszku, ale będzie prawdziwa wilia, tak jak w zeszłym roku.
A pani Kalinowska będzie u nas?
Nie. To nie wiesz, że wrócił ten syn, co to był w Ameryce, i zabrał ją do siebie?
Tak? Toście o tym mówiły wczoraj z Anką? A jak to było?
Trzeba było słuchać, to byś wiedział. A teraz daj tamten garnek, bo muszę utrzeć mak.
A czym?
Wałkiem od ciasta.
Robota wrzała. Koło jedenastej wpadł na chwilę Ignaś. Na ramieniu niósł małą, ale gęstą, zieloniutką
choinkę. Adaś aż zapiszczał z radości.
47
A tu macie świeczki. Dziesięć! Jak przyjdę, to przymocuję drucikami do gałązek.
Zwieczki były kręcone, kolorowe.
Wiesz, %7łocha, to my będziemy mieli prawdziwe święta!
A pewnie, że prawdziwe. Może nie! Wez ścierkę i wytrzyj Stół, cała cerata brudna.
%7łeby tylko Anka nie przyszła za wcześnie!
Nie przyjdzie, nie bój się. Ja już prosiłam piekarzową, żeby ją zatrzymała dłużej.
Wesoło trzaskał ogień w piecu, perkotała kapusta, smakowity zapach grzybów rozchodził się po
całym pokoju, kiedy na schodach rozległy się kroki.
To Anka!
Zosia wybiegła na schody.
Anka, Aneczka, my cię tak strasznie prosimy, nie przychodz jeszcze do domu! Idz zaraz do pani
piekarzowej!
Dobrze, tylko chciałam trochę odpocząć.
Złota, kochana, jedyna, to ty tam sobie odpocznij! Teraz nie można! Ja cię tak strasznie proszę!
Bo się cała niespodzianka popsuje! zapiszczał Adaś i Anka chcąc nie chcąc zawróciła.
Co to może być zastanawiała się. Pewnie Zosia zrobi jakiś wystawny obiad ale z czego?
Przecież nie zostawiłam jej więcej pieniędzy niż zwykle..."
Ona też sprawiła rodzeństwu niespodziankę kupiła cukierków i pierników, choć miała wyrzuty
sumienia, że nie wystarczy potem na następny tydzień na życie. Ale przecież były to święta...
Zapadł mrok, kiedy Ignaś zapukał do mieszkania piekarzowej, gdzie Anka kończyła porządki.
Anka! Chodz!
Piekarzową podziękowała Ance i dała jej wielką złocistą struclę.
Będziecie mieli na święta powiedziała.
Anka ucieszona szła po schodach. Ignaś miał ogromnie tajemniczą minę.
Co wy tam wyrabiacie? spytała go.
Nic.
43
Jak to nic? A czemu nie chcieliście mnie wpuścić do mieszkania?
Ignaś nie odpowiedział, bo już byli na miejscu. Drzwi otwarły się szeroko. Anka stanęła jak wryta na
progu. Na komodzie stała choinka, pięknie przybrana kolorowymi łańcuchami. Stół wysunięty był na
środek pokoju. Na półmisku leżały dwa smażone śledzie.
Co to?
Wilia! Wilia! Wilia! wrzeszczał Adaś podskakując radośnie. Prawdziwa wilia!
I była prawdziwa wilia. I prawdziwe prezenty szalik dla Anki, chusteczka dla Zosi i pończochy dla
Adasia.
,,Tylko Ignaś nie dostał nic" martwiła się Zosia.
Ale Ignaś się tylko śmiał. Zapalił świeczki na choince i w małym pokoiku na poddaszu zabrzmiały
dzwięki wesołej kolędy.
Był to naprawdę najweselszy dzień w pokoiku, na poddaszu najweselszy ze wszystkich dni, jakie
przeżyli od śmierci matki. Teraz jakby zapomnieli o swoim sieroctwie, o wszystkich troskach i trudach.
Skwierczały świeczki, chrupały w zębach pierniki, ogień palił się w piecu, było tak przytulnie i miło!
Mamy prawdziwe święta! powiedział Adaś i dał kotkowi przybłędzie kawałek smażonego
śledzia. Niech i on wie, że jest
, wilia!
Wózek
Na drugim piętrze mieszkał pan Jan, który handlował owocami. Ale teraz pan Jan był chory, a jego
wózek stał w zamkniętym na skobel składziku w końcu podwórza. Jednak Geniek potrafił się tam
dobrać.
Chłopaki, urządzimy zabawę!
Zaraz otoczyła go gromadka. Teraz, kiedy było zimno i padał śnieg, matki nie puszczały malców na
podwórze bawili się więc { na nim starsi chłopcy. Często podnosili taki krzyk, że pan dozorca
wybiegał z kijem ze swego mieszkania i rozpędzał ich wymyślając głośno. Rozbiegali się jak spłoszone
wróble " ale za chwilę,
4 Pokój na poddaszu an
kiedy tylko wysoka postać dozorcy znikała w sieni, zabawa zaczynała się na nowo.
Chodzcie, chodzcie, coś wam pokażę!
Chłopcy, a z nimi Ignaś, zbliżyli się zaciekawieni. Co znowu wymyślił Geniek?
Popatrzcie.
Drzwi składziku były już nadpróchniałe ?? starości i skobel wysunął się z miękkiego drzewa. Kłódka
wisiała przy nim, ale wystarczyło lekkie pociągnięcie, żeby się drzwi otwarły.
Ostrożnie, oglądając się, czy dozorca nie widzi, wsunęli się jeden za drugim do ciemnej szopy.
Tylko cicho! Ojciec zaraz pójdzie na miasto, to wtedy nikt nam nic nie zrobi. Ale teraz cicho!
Na palcach poruszali się w mroku. Ciekawie tu było. W kątach leżały całe stosy jakichś gratów, pod
ścianą, oparte o nią, stały narzędzia, na prawo od drzwi sterczały drewniane części starego warsztatu
stolarskiego, którego już nikt nie używał, a naprzeciw stał wózek owocarza.
Cicho! Ojciec wychodzi!
Zamarli w miejscu. Ignaś widział przez szparę w nieszczelnych deskach ścian, jak dozorca wyszedł z
mieszkania i rozejrzał się po podwórku. Zdziwił się widocznie, że nigdzie nie widać chłopaków, którzy
jeszcze przed chwilą hałasowali mu pod oknami, ale nie pomyślał, żeby spojrzeć w stronę składu.
Postał chwilę i ruszył w stronę głównej sieni prowadzącej na ulicę.
No, teraz możemy wszystko obejrzeć! triumfalnie wrzasnął Geniek.
Ty, Geniek! Po co twojemu ojcu ten świder! Wziąłbym go sobie... powiedział Stefek grzebiąc w
narzędziach.
Nie rusz! Dałby ci ojciec, że no! Dopiero niedawno kupił ten świder!
W składzie wisiały w kątach pajęczyny, wszystko okrywał grubą warstwą kurz. Od dawna nikt tu nie
zaglądał.
Ojej! Tu coś jest! wrzasnął przerazliwie Franek od ślusarza.
Idz, głupi! Co tu może być?
Ruszyło się coś, ruszyło!
50
To na dyszel wózka nastąpiłem tłumaczył Ignaś.
Zaśmiali się, bo wszystkim zrobiło się na chwilę jakoś niewyraznie. Bardzo dziwnie wyglądał ten
zakurzony, pełen gratów skład.
A jak byśmy tak wzięli wózek? -- Po co? [ Pobierz całość w formacie PDF ]