[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- On nie może nam tego zrobić - jęknęła Rosie. - Nie miałam okazji
nauczyć się swej roli.
- Nie liczyłabym tak na to - rzuciła Gwen. - Jeżeli był kiedyś reżyser,
którego naprawdę nie lubiłam, to właśnie on.
Angie i jej koleżanki pożegnały się teraz z Tatianą. %7łyczyły jej
wszystkiego dobrego i wyraziły nadzieję na rychłe spotkanie.
Zaledwie pociąg się zatrzymał, Tatiana wybiegła szybko z wagonu i
obiecując napotkanemu tragarzowi hojny napiwek, poprosiła go o
wyniesienie bagażu i przywołanie dorożki.
- Dokąd jedziemy, paniusiu? - zapytał po szkocku dorożkarz.
- Chciałabym zdążyć na statek parowy, który odpływa do Inverness o
szóstej - wyjaśniła mu Tatiana.
- Chyba zdążymy - powiedział wesoło i jego optymizm był
uzasadniony.
Tatiana zdążyła na Pannę z Morven" na kwadrans przed jej
odpłynięciem.
Zwit był pochmurny i szary, i wkrótce zaczął padać deszcz, tak że
Tatiana była bezgranicznie wdzięczna opatrzności, że za dwadzieścia
szylingów znalazła miejsce w kabinie. Większość pasażerów nie była tak
majętna i tłoczyła się przy nadbudówce, usiłując znalezć schronienie przed
wiatrem i wzmagającym się ulewnym deszczem.
Tatiana dowiedziała się z Przewodnika" Bradshawa, że będą płynąć
kanałem do Obanu, potem do Fortu William i Corpach, i dalej Kanałem
Kaledońskim do Inverness. Cieszyła się, że przetną całą niemal Szkocję,
aby dostać się na wschodnie wybrzeże. Jednak pogoda. pogorszyła się tak
bardzo, że mimo iż wiele razy podnosiła się ze swego miejsca, aby
popatrzeć przez okno, nie udało jej się zobaczyć nic poza strugami deszczu.
Powoli dawało też znać o sobie zmęczenie. Tatiana poczuła, że
znakomity nastrój, w jakim rozpoczęła podróż, zniknął, a w zamian
opanowało ją przygnębienie i poczucie samotności. Nawet bezsensowna
paplanina i dobry humor Angie były lepsze od chłodnej rezerwy obecnych
pasażerów, którzy najwyrazniej nie życzyli sobie z nią rozmawiać.
Znajdujące się wśród nich kobiety przyglądały się jej niechętnie i patrzyły
na jej elegancki strój podróżny podejrzliwie i z zazdrością. "Czy
popełniłam jakiś błąd?" - zapytała siebie i stwierdziła, że jest
przewrażliwiona i zbyt łatwo się przejmuje.
Przymknęła oczy i ponieważ była naprawdę bardzo zmęczona, zapadła
wnet w krótką drzemkę.
Na pokładzie parowca można było kupić coś do jedzenia, ale Tatiana
znalazła w swoim wiklinowym koszyku jeszcze parę kanapek i pierś
kurczaka. Jednakowoż dokupiła sobie porcję zupy i trochę pózniej kilka
filiżanek herbaty.
Sporo pasażerów opuściło już parowiec i tylko niewielu kontynuowało
podróż do samego końca. W prawie pustej kabinie Tatiana mogła sobie
teraz pospać trochę, ale bardzo żałowała, że nie mogła się przebrać. Nie
mogła sobie darować, że nie miała w sobie tyle odwagi, aby spędzić noc w
jakimś hotelu w Glasgow. Kiedy tylko parowiec, bucząc przeciągle,
dopłynął w końcu do Inverness, poczuła się wypoczęta, pełna energii i
podniecona nieznaną perspektywą tego, co ją czekało.
Być może fakt, że wyglądała wytworniej i bardziej atrakcyjnie niż inni
pasażerowie, był przyczyną tego, że natychmiast znalazła bagażowego,
który przeniósł jej ekwipunek na brzeg. Ale kiedy zapytała, jak mogłaby
dojechać na zamek Craig, bagażowy podrapał się po głowie.
- Już za pózno na dyliżans - powiedział po szkocka. - Ale stary Sandy
jezdzi na zamek w soboty. Może już pojechał, a może nie. Ktoś mi rano
powiedział, że zepsuło mu się koło od wozu.
- Kto to jest Sandy? - zapytała Tatiana.
- Ee, przewoznik - wystękał bagażowy. - Dalej, może go gdzieś
jeszcze znajdę.
Do miejsca, gdzie miał znajdować się Sandy, był ładny kawałek drogi i
bagażowy, popychając swój wózek poruszał się tak szybko, że Tatiana z
trudem mogła za nim nadążyć. W końcu znalezli Sandy'ego, który właśnie
zbierał się do wyjazdu. Właściwie wdrapywał się już na górę swego
otwartego wozu, kiedy bagażowy go zawołał.
- Hej, Sandy! - huknął. - Zaczekaj chwilę, mam dla ciebie pasażerkę.
Sandy był starym mężczyzną o jasnych włosach i długich, sumiastych
wąsach. Miał na sobie znoszoną, postrzępioną szkocką spódnicę w kratę, a
na głowie podniszczony, nadjedzony przez mole beret. Zwisający z ramion
długi płaszcz wyglądał tak, jakby przeszły przez niego głodne szczury. Nie
miał nic przeciwko zabraniu ze sobą Tatiany.
- Będę miał przynajmniej towarzystwo - ucieszył się. - Do zamku jest
ładny kawał drogi.
- Wracasz na noc do domu? - zapytał bagażowa.
- Nie, przenocuję u siostry ojca mojej kobity, co tam mieszka -
odpowiedział Sandy.
Obaj mężczyzni pomogli Tatianie załadować się na wóz. Jej bagaż
ułożyli z tyłu, upychając, gdzie się dało, rupiecie Sandy'ego. Miał ich pod
starą brezentową płachtą niemało. Był tam żywy kogucik w klatce,
starodawna maszyna do szycia, którą chyba, zdaniem Tatiany, naprawiano
gdzieś w Inverness, no i cała masa worków, skrzyń, puszek i pak,
zawierających z pewnością najprzeróżniejsze rzeczy, potrzebne służbie w
tak dużym domu.
Prowadząc ojcu dom przez wiele lat, Tatiana nie mogła nie wiedzieć,
że służący bardzo lubili wydawać co tydzień kilka pensów lub nawet
szylinga ze swoich zarobków na różne drobiazgi. Gdziekolwiek by ten dom
był, na wsi czy poza miastem, zawsze niezmiennie jakiś przewoznik
przywoził im rzeczy, o które prosili. Były wśród nich zwoje wstążek,
włóczki czy jedwabiu, w których potem przebierano i o które się spierano.
Zawsze przybycie takiego przewoznika - handlarza stawało się niezwykle
ekscytującym wydarzeniem, najważniejszym w ciągu tygodnia. Również
Tatiana prosiła często o podobne przysługi, szczególnie wtedy, gdy
potrzebowała specjalnej kolorowej wstążki, kilka jardów jedwabiu do
podbicia sukni czy parę guzików do nowej bluzki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl fopke.keep.pl
- On nie może nam tego zrobić - jęknęła Rosie. - Nie miałam okazji
nauczyć się swej roli.
- Nie liczyłabym tak na to - rzuciła Gwen. - Jeżeli był kiedyś reżyser,
którego naprawdę nie lubiłam, to właśnie on.
Angie i jej koleżanki pożegnały się teraz z Tatianą. %7łyczyły jej
wszystkiego dobrego i wyraziły nadzieję na rychłe spotkanie.
Zaledwie pociąg się zatrzymał, Tatiana wybiegła szybko z wagonu i
obiecując napotkanemu tragarzowi hojny napiwek, poprosiła go o
wyniesienie bagażu i przywołanie dorożki.
- Dokąd jedziemy, paniusiu? - zapytał po szkocku dorożkarz.
- Chciałabym zdążyć na statek parowy, który odpływa do Inverness o
szóstej - wyjaśniła mu Tatiana.
- Chyba zdążymy - powiedział wesoło i jego optymizm był
uzasadniony.
Tatiana zdążyła na Pannę z Morven" na kwadrans przed jej
odpłynięciem.
Zwit był pochmurny i szary, i wkrótce zaczął padać deszcz, tak że
Tatiana była bezgranicznie wdzięczna opatrzności, że za dwadzieścia
szylingów znalazła miejsce w kabinie. Większość pasażerów nie była tak
majętna i tłoczyła się przy nadbudówce, usiłując znalezć schronienie przed
wiatrem i wzmagającym się ulewnym deszczem.
Tatiana dowiedziała się z Przewodnika" Bradshawa, że będą płynąć
kanałem do Obanu, potem do Fortu William i Corpach, i dalej Kanałem
Kaledońskim do Inverness. Cieszyła się, że przetną całą niemal Szkocję,
aby dostać się na wschodnie wybrzeże. Jednak pogoda. pogorszyła się tak
bardzo, że mimo iż wiele razy podnosiła się ze swego miejsca, aby
popatrzeć przez okno, nie udało jej się zobaczyć nic poza strugami deszczu.
Powoli dawało też znać o sobie zmęczenie. Tatiana poczuła, że
znakomity nastrój, w jakim rozpoczęła podróż, zniknął, a w zamian
opanowało ją przygnębienie i poczucie samotności. Nawet bezsensowna
paplanina i dobry humor Angie były lepsze od chłodnej rezerwy obecnych
pasażerów, którzy najwyrazniej nie życzyli sobie z nią rozmawiać.
Znajdujące się wśród nich kobiety przyglądały się jej niechętnie i patrzyły
na jej elegancki strój podróżny podejrzliwie i z zazdrością. "Czy
popełniłam jakiś błąd?" - zapytała siebie i stwierdziła, że jest
przewrażliwiona i zbyt łatwo się przejmuje.
Przymknęła oczy i ponieważ była naprawdę bardzo zmęczona, zapadła
wnet w krótką drzemkę.
Na pokładzie parowca można było kupić coś do jedzenia, ale Tatiana
znalazła w swoim wiklinowym koszyku jeszcze parę kanapek i pierś
kurczaka. Jednakowoż dokupiła sobie porcję zupy i trochę pózniej kilka
filiżanek herbaty.
Sporo pasażerów opuściło już parowiec i tylko niewielu kontynuowało
podróż do samego końca. W prawie pustej kabinie Tatiana mogła sobie
teraz pospać trochę, ale bardzo żałowała, że nie mogła się przebrać. Nie
mogła sobie darować, że nie miała w sobie tyle odwagi, aby spędzić noc w
jakimś hotelu w Glasgow. Kiedy tylko parowiec, bucząc przeciągle,
dopłynął w końcu do Inverness, poczuła się wypoczęta, pełna energii i
podniecona nieznaną perspektywą tego, co ją czekało.
Być może fakt, że wyglądała wytworniej i bardziej atrakcyjnie niż inni
pasażerowie, był przyczyną tego, że natychmiast znalazła bagażowego,
który przeniósł jej ekwipunek na brzeg. Ale kiedy zapytała, jak mogłaby
dojechać na zamek Craig, bagażowy podrapał się po głowie.
- Już za pózno na dyliżans - powiedział po szkocka. - Ale stary Sandy
jezdzi na zamek w soboty. Może już pojechał, a może nie. Ktoś mi rano
powiedział, że zepsuło mu się koło od wozu.
- Kto to jest Sandy? - zapytała Tatiana.
- Ee, przewoznik - wystękał bagażowy. - Dalej, może go gdzieś
jeszcze znajdę.
Do miejsca, gdzie miał znajdować się Sandy, był ładny kawałek drogi i
bagażowy, popychając swój wózek poruszał się tak szybko, że Tatiana z
trudem mogła za nim nadążyć. W końcu znalezli Sandy'ego, który właśnie
zbierał się do wyjazdu. Właściwie wdrapywał się już na górę swego
otwartego wozu, kiedy bagażowy go zawołał.
- Hej, Sandy! - huknął. - Zaczekaj chwilę, mam dla ciebie pasażerkę.
Sandy był starym mężczyzną o jasnych włosach i długich, sumiastych
wąsach. Miał na sobie znoszoną, postrzępioną szkocką spódnicę w kratę, a
na głowie podniszczony, nadjedzony przez mole beret. Zwisający z ramion
długi płaszcz wyglądał tak, jakby przeszły przez niego głodne szczury. Nie
miał nic przeciwko zabraniu ze sobą Tatiany.
- Będę miał przynajmniej towarzystwo - ucieszył się. - Do zamku jest
ładny kawał drogi.
- Wracasz na noc do domu? - zapytał bagażowa.
- Nie, przenocuję u siostry ojca mojej kobity, co tam mieszka -
odpowiedział Sandy.
Obaj mężczyzni pomogli Tatianie załadować się na wóz. Jej bagaż
ułożyli z tyłu, upychając, gdzie się dało, rupiecie Sandy'ego. Miał ich pod
starą brezentową płachtą niemało. Był tam żywy kogucik w klatce,
starodawna maszyna do szycia, którą chyba, zdaniem Tatiany, naprawiano
gdzieś w Inverness, no i cała masa worków, skrzyń, puszek i pak,
zawierających z pewnością najprzeróżniejsze rzeczy, potrzebne służbie w
tak dużym domu.
Prowadząc ojcu dom przez wiele lat, Tatiana nie mogła nie wiedzieć,
że służący bardzo lubili wydawać co tydzień kilka pensów lub nawet
szylinga ze swoich zarobków na różne drobiazgi. Gdziekolwiek by ten dom
był, na wsi czy poza miastem, zawsze niezmiennie jakiś przewoznik
przywoził im rzeczy, o które prosili. Były wśród nich zwoje wstążek,
włóczki czy jedwabiu, w których potem przebierano i o które się spierano.
Zawsze przybycie takiego przewoznika - handlarza stawało się niezwykle
ekscytującym wydarzeniem, najważniejszym w ciągu tygodnia. Również
Tatiana prosiła często o podobne przysługi, szczególnie wtedy, gdy
potrzebowała specjalnej kolorowej wstążki, kilka jardów jedwabiu do
podbicia sukni czy parę guzików do nowej bluzki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]