[ Pobierz całość w formacie PDF ]

znalezć?  zaproponował Ralph.
 Na razie czekamy.  Ken wziął kubek z kawą
i poszedł zadzwonić.
Inni agenci skończyli już jeść i wstali od stołu.
Została tylko Tish i Jeff.
Po chwili przyniesiono mu śniadanie. Trzy jajka na
bekonie i pieczywo.
 Zawsze się dziwiłam, że tyle możesz zjeść i nie
przytyć nawet o gram  odezwała się dopiero, kiedy
skończył.
 Dobrze wyglądasz, Tish. Słyszałem, że dużo
pracujesz.
 Tak, ciągle mnie gdzieś przerzucają.
 To dobrze. To znaczy, że nie masz czasu na
myślenie o przeszłości.
Jeff wstał od stołu, zabrał swój talerz i wyszedł do
kuchni.
O siódmej wieczorem wszyscy byli już bardzo
zdenerwowani. Gdzie jest Lise i Russell? Czy prze-
chytrzyli ludzi Simona? Albo może oni sami zro-
zumieli swą pomyłkę i przeszli na ich stronę?
Po kolacji Jeff miał już dość tych rozmów. Wziął
kurtkę i wyszedł na dwór. Była piękna, gwiazdzista,
cicha noc.
Przez chwilę wdychał świeże, wiejskie powietrze,
Tajny ożenek 225
poczym zaszedł do stajni. Zatrzymał się przy ślicznej,
kasztanowej klaczy.
 Cześć, mała  rzekł, gładząc jej jedwabistą
grzywę.
 Ma na imię Daisy  usłyszał za sobą cichy,
damski głos.
Odwrócił się zdziwiony i zobaczył, że przyszła za
nim Tish. Miała na sobie dżinsy, białą koszulę i znajo-
mą rudą, zamszową kurtkę.
Nie uśmiechała się, lecz poważnie patrzyła mu
w oczy.
 Chcesz się ze mną przejechać?  spytała.
 Jasne.
Szybko osiodłali Daisy i białą klacz imieniem
Quennie i ruszyli.
Tylko księżyc oświetlał im drogę, kiedy jechali
z początku płaską równiną, potem coraz wyżej, ku
skałom. W pewnej chwili Tish zatrzymała konia,
zsiadła z niego i przywiązała go do drzewa. Sama
wolnym krokiem podeszła do płynącego wśród skał
strumienia. Jak wtedy w Arizonie.
Zaczekała, aż do niej dołączy i znów spojrzała mu
prosto w oczy.
 Tęskniłam za tobą.
 Ja też.
Może to nierozsądne, ale musiał powiedzieć jej
prawdę.
 Jestem ci winna wyjaśnienie. Musiałam wyje-
chać, Jeff. Byłam w strasznej depresji. Czułam, że cię
226 Pat Warren
zawiodłam, że zawiodłam siebie i...i nasze dziecko.
Wszystkich. Dzień po dniu wariowałam w tym miesz-
kaniu. Nic mnie w życiu nie czekało, no, może tych
kilka godzin z tobą po powrocie ze szpitala.
 Nie wiem, czy mnie zrozumiesz, ale czułam, że
tracę siebie, tę osobę, którą jestem, tę, którą chciałam
być. Ty miałeś swoją pracę, szpital, spotykałeś ludzi.
A ja? Może powinnam więcej z tobą rozmawiać, ale
czułam się taka winna.
 Nie, to ja. Powinienem być bardziej wyrozumia-
ły, zauważyć, co się z tobą dzieje.
 Nie, Jeff, to wszystko moja wina.  Położyła mu
rękę na piersi. Nigdy nie przestałam cię kochać. Ani
na chwilę. Ja...
Przerwał jej pocałunkiem. I dopiero wtedy poczuł
się, jakby wrócił do domu.
 Ja też cię kocham. I to bardzo.
 Bardzo? To znaczy jak? Pokaż mi...
ROZDZIAA DWUNASTY
Jeff, zmęczony tymi wspomnieniami, musiał się
napić wody. O dziwo, dodały mu one także energii.
 Pamiętasz, jak wśliznęliśmy się potem potajem-
nie do domu? Ty w kurtce zapiętej pod szyję, bo
kiedy zrywałem z ciebie bluzkę, poszły ci wszystkie
guziki. Jak to dobrze, że nie zauważyli nas siedzący
w salonie agenci, bo twoja twarz była zarumieniona
i moja pewnie też. Od razu wszystkiego by się
domyślili.
 Byłem taki szczęśliwy i ty chyba też. Spędziliś-
my razem cały następny dzień, pamiętasz? Ja tak,
każdą minutę. Chyba na nowo się wtedy w sobie
zakochaliśmy.
 Wiem, że nie rozwiązaliśmy wtedy wszystkich
naszych problemów  różnicy wieku, która nadal cię
krępowała, mojego stażu, zabierającego tak wiele
czasu, twojego powrotu do pracy, którym nie byłem
zachwycony. Ale tam, na bezkresnych równinach
228 Pat Warren
Australii, oboje nie mieliśmy wątpliwości, że się
kochamy. Obiecaliśmy sobie, że bez względu na
wszystko będziemy razem.
I pewnie by tak było, gdyby nazajutrz rano, tuż po
świcie, nie rozpętało się to piekło.
Jeff znów był myślami w Australii.
 To wtedy Russell i robotnicy z rancza przywiezli
Lise z raną postrzałową ramienia. Trochę się niepoko-
iłem, czy będę w stanie jej pomóc. Kula o włos minęła
jej płuco. Choć Russell cały czas wisiał nade mną,
udało mi się. Poczułem, że w końcu zasłużyłem na
zaufanie SPEAR.
 Przeżyliśmy straszny szok, kiedy dowiedzieliś-
my się, że to Simon, którego całe życie znała jako Arta
Meldruma, ją postrzelił. Zrobił to, bo powiedziała jego
ludziom prawdę, a oni zwrócili się przeciw niemu. Nie
do wiary. Strzelił do własnej córki, a potem uciekł jak
tchórz. Ależ bym chciał, żebyśmy go dorwali.
 To on jest winien, że tu jesteś, Tish. On jest
odpowiedzialny za tę bombę.  Poczuł jak jego ręka
sama zwija się w pięść.  No, w każdym razie niedługo
potem, jak opatrzyłem Lise dostaliśmy telefon i we-
zwano cię do Nowego Jorku. Tak, wiem, że to
niebezpieczna praca i bardzo będę się starał cię
namówić, żebyś nie brała już więcej udziału w żadnej
akcji. Wiem , że SPEAR cię potrzebuje, ale ja też.
Chyba nawet bardziej. Zresztą możesz dalej dla nich
pracować. Przy biurku.
 Wróć do mnie, Tish. Do diabła z różnicą wieku.
Tajny ożenek 229
Musisz żyć, maleńka, bo chcę ci udowodnić, że nam
się uda. East nauczył mnie, że najważniejsza jest
miłość, a moja miłość do ciebie nigdy się nie zmieni.
 Proszę cię, Tish, wróć do mnie. Tak bardzo cię
potrzebuję.
Siedział tak jeszcze długo patrząc na nią przez łzy,
aż w końcu wykończony, fizycznie i psychicznie,
zasnął z głową wspartą o jej łóżko.
Miała wrażenie, że idzie długim tunelem. Otaczała
ją biała, gęsta mgła. Jej kroki były powolne i niepew-
ne. Nie miał kto jej poprowadzić ani wskazać drogi.
Jej stopy były takie ciężkie. Nagle z oddali usłysza-
ła czyjś głos.
Jeff! To Jeff ją wołał. Tish, wróć do mnie. Tak
bardzo cię potrzebuję. Poczuła, jak po policzkach
płyną jej łzy. Chciała mu odpowiedzieć, ale jej gardło
było ściśnięte, a piersi przygniatał jakiś ciężar.
Wolniutko posuwała się tunelem w stronę widocz-
nego w głębi światła. Widziała już coraz wyrazniej.
Ciężar zniknął. Próbowała otworzyć oczy...
Tish zamrugała raz, potem znów. Widziała, na-
prawdę widziała. Sala szpitalna, jakieś rurki w jej
nosie, bandaż na szyi. Dlaczego tu jest?
Tak. Przypomniała sobie. Nowy Jork. Bomba.
Krzyk ludzi, brzęk tłuczonego szkła, ból.
Spróbowała podnieść rękę i nie poczuła bólu.
Podniosła głowę i zobaczyła jego.
230 Pat Warren
Jeff był przy niej, siedział na krześle z głową opartą
tuż obok jej ręki.
Dotknęła ręką brzucha. Dziecko. Czy nadal tam
jest? Jak rozległe były jej obrażenia? Nie, nie może
stracić i tego. Nie może.
Czy dlatego Jeff był taki zły, bo powiedzieli mu, że
straciła ich drugie dziecko? Czy mimo to będzie mógł
ją kochać?
Nie zdążyła mu powiedzieć o tej nowej ciąży. Sama
odkryła ją dopiero w drodze do Nowego Jorku.
Z początku myślała, że to tylko opóznienie po poro-
nieniu...
Patrzyła na jego piękną, dobrą twarz. Nawet we
śnie był niespokojny. Na pewno przez nią. Ciągle
sprawia mu ból. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fopke.keep.pl