[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wielkiej kabinie wtamtejszymmieszkaniu. Uśmiech zamarł jej
na ustach, gdyzdała sobienaglesprawę, wjakimapartamencie
się znajduje. Niebyłoinnegowytłumaczeniadlajegoodosobnie-
nia, dla wielkiego łóżka, dla wannywkształcie serca i kabiny
prysznicowej nadwieosoby. Tomusiał być apartament dlano-
wożeńców! Wszystkosię zgadzało, nawet czerwone róże. Coto
John powiedział? %7łe czerwone róże są tradycyjne? Czerwone
różeoznaczającemiłość?Przebiegł ją dreszczradości takinten-
sywnej, że niemal bolesnej.
Johnją kochał! Musiałotakbyć. Tonieważne, żeniewypo-
wiedział tych słów. Liczyłysię jegoczyny. Ateniepozostawiały
miejsca na wątpliwości.
Przeszłaszybkoprzez sypialnię dosalonu. Johnwłaśnieza-
mykał drzwi zaportierem. Zesztywniał najej widok.
- Cosię stało?
- Kochamcię, JohnieTarrant - powiedziałaodważnie. Ale
janes+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
182
odwaga opuściła ją, gdy tylko wypowiedziała te słowa. Przez
jedną koszmarną sekundę myślała, że zle oceniła sytuację, bo
Johnzamarł wmiejscu, ajegotwarzbyłazupełniebezwyrazu.
- Dzięki Bogu! - Otworzył ramiona, a Jessie podbiegła do
niegoi objęła z całej siły. Czuła się pewniei bezpiecznie, jakby
jegomiłość stanowiłatarczę, chroniącą ją przedwszelkimzłem.
- Czydopieroteraztoodkryłaś?- uśmiechnął się doniej.
- Ależ skąd. Od dawna wiem, że cię kocham. Ale dopieroten
apartament i te cudowne róże dodałymi odwagi, żebyci otym
powiedzieć.
- Więcstaroświeckiemetodysąnaprawdę najlepsze- zachi-
chotał.
- Jakiemetody?
- Te, które używają mowy kwiatów. - Utkwił wzrok wjej
ustachztakimnatężeniem, żezamarławoczekiwaniu,
- Jessie? - Pochylił się niżej, a jego ciepłyoddech owiewał
jej policzki. - CzyznaszprzypadkiemprawostanuLuizjana?
- Wiem, żejest opartena kodeksieNapoleona, a nienaan-
gielskimprawie zwyczajowym. - Przytuliła się mocniej, byle-
piej czuć jegorosnące pożądanie.
- Jessie...
- John! - wykrzyknęła ze zniecierpliwieniem. - Kogo ob-
chodzi prawostanuLuizjana?Toniepora, żebymówić ospra-
wach zawodowych.
- Maszrację - przyznał. - Ostatecznie, zawszemożemywra-
cać do Nowego Jorku przez Nevadę, jeśli nie masz żadnych
zastrzeżeń.
- Jeśli o mnie chodzi, możemywracać nawet przez biegun
południowy, a teraz przestań gadać i pocałuj mnie. Dlaczego
mammieć jakieś zastrzeżenia? Wszystko mi jedno, dokąd stąd
pojedziemy. Mamjeszczedwamiesiącewakacji.
- No... - powiedział nieśmiało. - Tojest apartament dla no-
janes+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
183
wożeńców, a ludzie zwykle żenią się przed miesiącem miodo-
wym, nie po.
- Co takiego? Naprawdę chcesz się ze mną ożenić? - Nie
byławstanieogarnąć takwielkiej radości. I takuznałazacud, że
Johnją kocha. Nigdynieprzyszłojej dogłowy, żemógłbychcieć
ją za żonę.
- Niechpani wtolepiej uwierzy, pani mecenas. Skorojuż cię
znalazłem, niemamzamiarucię utracić. Zwiążę cię zsobą wkaż-
dy możliwy sposób: przez prawo, przez kościół, przez dzieci.
Chcę wiedzieć, że będziesz dzieliła ze mną życie. %7łe będziemy
się razemstarzeć. Dzięki tobieczuję się pełnymczłowiekiem.
- I razemstworzymy rodzinę. - Jessieztrudempowstrzymy-
wała łzyszczęścia.
- Oczywiście. Nic namnie może przeszkodzić - oświadczył
John, unoszącJessiewramionachi kierującsię wstronę sypialni.
janes+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fopke.keep.pl