[ Pobierz całość w formacie PDF ]
łuskami. Brązowe ochraniacze osłaniały golenie, a uda były nagie, jedynie nad prawym kolanem
przytroczony był sztylet. Poza zbroją, kobieta odziana była jedynie w wąską przepaskę biodrową z
czarnego jedwabiu. Nie miała nawet sandałów.
Teraz rozluzniła pasek pod brodą i zdjęła ciężki hełm. Grzywa kasztanowych włosów, która się spod
niego wysypała, okryła ją aż do łokci. Conan z przyjemnością stwierdził, że twarz jest równie piękna,
jak całe ciało. Rysy miała zdecydowane, czoło niskie i szerokie, kości policzkowe jeszcze szersze,
kwadratową szczękę i prosty nos. Wielu uznałoby jej oblicze za zbyt wyraziste, by uznać ją za
prawdziwą piękność, ale ostrość rysów łagodziły szerokie usta i pełne, zmysłowe wargi. Silnie
rozwinięte mięśnie szyi i ramion dowodziły, że nie była ona królewską córą, która dla zabawy
przywdziała żołnierski rynsztunek, ale kobietą przyzwyczajoną do noszenia zbroi, prawdopodobnie od
dzieciństwa. Conan osądził, że miała jakieś dwadzieścia pięć lat.
Tymczasem dziewczyna równie otwarcie przyglądała się Cymmerianinowi. Jej zimne błękitne oczy
rozbłysły z aprobatą, gdy ogarnęła wzrokiem muskularną sylwetkę Conana i jego wielkie ręce pokryte
bliznami i odciskami, od lat nawykłe do miecza.
Jestem Aelfrith, pani Cragsfell powiedziała. Jej głos był niski, prawie chrapliwy. Sądząc z
wyglądu, jesteś Cymmerianinem. Co cię sprowadza do mego kraju? Tak jak Conan się spodziewał,
mówiła zrozumiałym dlań dialektem aquilońskiego, którego używano w Gunderlandzie.
Zwę się Conan, jadę do swego domu w Cymmerii, którego nie odwiedzałem od wielu lat.
Podróżuję samotnie i nie mam zamiaru wyrządzić żadnej szkody ani tobie, ani twoim ludziom. Czy
mogę bez przeszkód przejechać przez twoje włości?
To może okazać się niełatwe. Ja nie przeszkodzę ci w podróży do domu, ale tu toczy się wojna.
Zauważyłem. Niedawno przejeżdżałem przez gród czy raczej miejsce, w którym gród niegdyś był.
Nie pozostało z niego nawet tyle, by kruki miały o co walczyć.
To robota Atzela. Twarz kobiety pobladła z wściekłości. Wielu mieszkańców uciekło do
mojego zamku w Cragsfell. Dotarliśmy do wioski wczoraj, na czas, by pogrzebać zmarłych, bo nic
innego nie mogliśmy już zrobić. Ludzie Atzela zostawili tylko ciała. Zabili wszystkich mężczyzn, a
kobiety i dzieci zabrali, by sprzedać na nemediańskich targowiskach.
Kto to jest Atzel? zapytał Conan. Bandyta, czy wrogi naczelnik?
Aelfrith splunęła na ziemię i wysyczała przekleństwo, którego Conan nigdy wcześniej nie słyszał.
Brak mi słów, by powiedzieć, czym on jest. Przez chwilę patrzyła na wiszący u boku Conana
miecz o długiej, białej rękojeści. Skoro jesteś tu obcy i nie masz złych zamiarów, przyjmij moją
gościnę. Teraz wracamy do Cragsfell. Zamek i tak leży po drodze, możesz więc przenocować i zjeść
solidną wieczerzę. Nad kuflem piwa usłyszysz o Atzelu i moich wrogach.
Conan z przyjemnością wyspałby się pod gołym niebem, ale odmówienie gościny byłoby ciężką
obrazą. Poza tym zaintrygowała go ta ciesząca oczy wojowniczka.
Pani, z radością godzę się na tak łaskawą propozycję.
Dobrze. Na miejscu powinniśmy być przed zmrokiem. Może się zdarzyć, że zostaniemy
zaatakowani, ale teraz jesteś pod moją ochroną. A to jest coś, czego nigdy nie otrzymałbyś od Atzela.
Zabiłby cię od razu dla twego konia, miecza i co tam jeszcze posiadasz.
Mógłby spróbować stwierdził posępnie Conan. Dotychczas próbowało wielu. Teraz
dotrzymują sobie kompanii w piekle i myślą, co ze mną zrobią, gdy do nich dołączę.
Aelfrith obrzuciła go szacującym spojrzeniem. Tak, sądzę, że nim sam wkroczyłbyś na tę drogę,
wielu posłałbyś przed sobą. Jedziemy. Założyła hełm i zawróciła konia. Conan trzymał się zaraz za
nią, podziwiając widok, który się przed nim roztaczał. Starał się, by jego uśmiech nie został
zauważony przez ludzi Aelfrith. Jej opaska biodrowa z tyłu była szeroka ledwie na pół dłoni& Tak
skąpy przyodziewek był powszechny w Zamorze czy Nemedii, ale wśród kobiet na północy nie
występował w ogóle. Conan domyślał się, że w ten sposób Aelfrith chciała różnić się od kobiet z
pospólstwa. Potrafiła doskonale jezdzić konno, jej prężne ciało poruszało się płynnie w takt kroków
wierzchowca. Conan żałował, że misja nie pozwala mu zostać tu dłużej i bliżej zaznajomić się z tą
kobietą.
Po długiej jezdzie przez pokryte lasami wzgórza, w zasięgu wzroku pojawił się skalisty pagórek.
Otaczał go wał ze zwalonych na stosy nieociosanych kamieni. Aelfrith wskazała na fortecę.
Cragsfall powiedziała. Przez czas potrzebny na to, by słońce obniżyło się o szerokość dłoni,
jechali przez pola. Było już po żniwach, a wieśniacy wypędzali właśnie z lasu stada świń, gdzie pasły
się one na opadłych żołędziach. Conan zwrócił uwagę, że wszyscy mężczyzni mieli włócznie, a wielu
posiadało także miecze i łuki.
Droga wznosiła się i wiła wokół wzgórza jak wąż. Otaczała je tak, że zbliżający się musieli być
zwróceni do twierdzy nie chronionym tarczą prawym bokiem. Na blankach stali łucznicy i kusznicy, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl fopke.keep.pl
łuskami. Brązowe ochraniacze osłaniały golenie, a uda były nagie, jedynie nad prawym kolanem
przytroczony był sztylet. Poza zbroją, kobieta odziana była jedynie w wąską przepaskę biodrową z
czarnego jedwabiu. Nie miała nawet sandałów.
Teraz rozluzniła pasek pod brodą i zdjęła ciężki hełm. Grzywa kasztanowych włosów, która się spod
niego wysypała, okryła ją aż do łokci. Conan z przyjemnością stwierdził, że twarz jest równie piękna,
jak całe ciało. Rysy miała zdecydowane, czoło niskie i szerokie, kości policzkowe jeszcze szersze,
kwadratową szczękę i prosty nos. Wielu uznałoby jej oblicze za zbyt wyraziste, by uznać ją za
prawdziwą piękność, ale ostrość rysów łagodziły szerokie usta i pełne, zmysłowe wargi. Silnie
rozwinięte mięśnie szyi i ramion dowodziły, że nie była ona królewską córą, która dla zabawy
przywdziała żołnierski rynsztunek, ale kobietą przyzwyczajoną do noszenia zbroi, prawdopodobnie od
dzieciństwa. Conan osądził, że miała jakieś dwadzieścia pięć lat.
Tymczasem dziewczyna równie otwarcie przyglądała się Cymmerianinowi. Jej zimne błękitne oczy
rozbłysły z aprobatą, gdy ogarnęła wzrokiem muskularną sylwetkę Conana i jego wielkie ręce pokryte
bliznami i odciskami, od lat nawykłe do miecza.
Jestem Aelfrith, pani Cragsfell powiedziała. Jej głos był niski, prawie chrapliwy. Sądząc z
wyglądu, jesteś Cymmerianinem. Co cię sprowadza do mego kraju? Tak jak Conan się spodziewał,
mówiła zrozumiałym dlań dialektem aquilońskiego, którego używano w Gunderlandzie.
Zwę się Conan, jadę do swego domu w Cymmerii, którego nie odwiedzałem od wielu lat.
Podróżuję samotnie i nie mam zamiaru wyrządzić żadnej szkody ani tobie, ani twoim ludziom. Czy
mogę bez przeszkód przejechać przez twoje włości?
To może okazać się niełatwe. Ja nie przeszkodzę ci w podróży do domu, ale tu toczy się wojna.
Zauważyłem. Niedawno przejeżdżałem przez gród czy raczej miejsce, w którym gród niegdyś był.
Nie pozostało z niego nawet tyle, by kruki miały o co walczyć.
To robota Atzela. Twarz kobiety pobladła z wściekłości. Wielu mieszkańców uciekło do
mojego zamku w Cragsfell. Dotarliśmy do wioski wczoraj, na czas, by pogrzebać zmarłych, bo nic
innego nie mogliśmy już zrobić. Ludzie Atzela zostawili tylko ciała. Zabili wszystkich mężczyzn, a
kobiety i dzieci zabrali, by sprzedać na nemediańskich targowiskach.
Kto to jest Atzel? zapytał Conan. Bandyta, czy wrogi naczelnik?
Aelfrith splunęła na ziemię i wysyczała przekleństwo, którego Conan nigdy wcześniej nie słyszał.
Brak mi słów, by powiedzieć, czym on jest. Przez chwilę patrzyła na wiszący u boku Conana
miecz o długiej, białej rękojeści. Skoro jesteś tu obcy i nie masz złych zamiarów, przyjmij moją
gościnę. Teraz wracamy do Cragsfell. Zamek i tak leży po drodze, możesz więc przenocować i zjeść
solidną wieczerzę. Nad kuflem piwa usłyszysz o Atzelu i moich wrogach.
Conan z przyjemnością wyspałby się pod gołym niebem, ale odmówienie gościny byłoby ciężką
obrazą. Poza tym zaintrygowała go ta ciesząca oczy wojowniczka.
Pani, z radością godzę się na tak łaskawą propozycję.
Dobrze. Na miejscu powinniśmy być przed zmrokiem. Może się zdarzyć, że zostaniemy
zaatakowani, ale teraz jesteś pod moją ochroną. A to jest coś, czego nigdy nie otrzymałbyś od Atzela.
Zabiłby cię od razu dla twego konia, miecza i co tam jeszcze posiadasz.
Mógłby spróbować stwierdził posępnie Conan. Dotychczas próbowało wielu. Teraz
dotrzymują sobie kompanii w piekle i myślą, co ze mną zrobią, gdy do nich dołączę.
Aelfrith obrzuciła go szacującym spojrzeniem. Tak, sądzę, że nim sam wkroczyłbyś na tę drogę,
wielu posłałbyś przed sobą. Jedziemy. Założyła hełm i zawróciła konia. Conan trzymał się zaraz za
nią, podziwiając widok, który się przed nim roztaczał. Starał się, by jego uśmiech nie został
zauważony przez ludzi Aelfrith. Jej opaska biodrowa z tyłu była szeroka ledwie na pół dłoni& Tak
skąpy przyodziewek był powszechny w Zamorze czy Nemedii, ale wśród kobiet na północy nie
występował w ogóle. Conan domyślał się, że w ten sposób Aelfrith chciała różnić się od kobiet z
pospólstwa. Potrafiła doskonale jezdzić konno, jej prężne ciało poruszało się płynnie w takt kroków
wierzchowca. Conan żałował, że misja nie pozwala mu zostać tu dłużej i bliżej zaznajomić się z tą
kobietą.
Po długiej jezdzie przez pokryte lasami wzgórza, w zasięgu wzroku pojawił się skalisty pagórek.
Otaczał go wał ze zwalonych na stosy nieociosanych kamieni. Aelfrith wskazała na fortecę.
Cragsfall powiedziała. Przez czas potrzebny na to, by słońce obniżyło się o szerokość dłoni,
jechali przez pola. Było już po żniwach, a wieśniacy wypędzali właśnie z lasu stada świń, gdzie pasły
się one na opadłych żołędziach. Conan zwrócił uwagę, że wszyscy mężczyzni mieli włócznie, a wielu
posiadało także miecze i łuki.
Droga wznosiła się i wiła wokół wzgórza jak wąż. Otaczała je tak, że zbliżający się musieli być
zwróceni do twierdzy nie chronionym tarczą prawym bokiem. Na blankach stali łucznicy i kusznicy, [ Pobierz całość w formacie PDF ]