[ Pobierz całość w formacie PDF ]

odwróciła tylko twarz, by nie dostrzegł bólu w jej oczach i nie
zorientował się, jak bardzo poczuła się dotknięta.
Ależ była głupia! Zniła na jawie, układała fantastyczne plany na temat
wspólnej przyszłości, oddawała się marzeniom. Widziała w nim ideał
mężczyzny, a oto teraz ów ideał sięgnął bruku. Cudowny, dobry i ucz-
ciwy Jon proponuje jej ubrania jakiejś kobiety, która poprzednio
korzystała z jego gościny.
Z jego sypialni.
I zapewne z jego łóżka.
- Co się stało? - widząc jej reakcję, zmieszał się i natychmiast spoważniał.
- Czy powiedziałem coś, co...
- Nie, Jon - przerwała mu lodowatym głosem. - Po prostu nie mogłabym
nosić rzeczy po innej kobiecie.
105
- Ale dlaczego? - zdziwił się, zakłopotany, zaraz jednak zrozumiał, co
stało się powodem tej zmiany nastroju, i roześmiał się głośno, zupełnie
jakby był zadowolony, słysząc jej chłodne słowa. - Daj spokój, Heaven...
- Przecież się nie obrażam. - Dumnie uniosła głowę i popatrzyła mu
prosto w oczy.
- Jasne, bo nie ma o co. Jestem pewien, że Louisa nie miałaby nic
przeciwko pożyczeniu ci paru ciuchów - wyjaśnił łagodnie.
- Louisa... twoja siostra? - Nagle zrobiło jej się głupio. - To jej rzeczy? -
Ulga, która ją ogarnęła, była tak wielka, że Heaven nie mogła się nie
uśmiechnąć.
- Oczywiście. Wszystkie ńależą do Louisy. Na moje oko nie jest tak
szczupła, jak ty, może jednak coś będzie pasowało. A dla twojej
informacji - uzupełnił z pełnym zadowolenia uśmiechem - ty oraz Louisa
jesteście jedynymi kobietami... - nie dokończył, bowiem przerwał mu
nagle natarczywy dzwonek telefonu. - Cholera! - Jon zaklął pod nosem. -
Przepraszam cię, muszę odebrać. Czekam na kilka pilnych wiadomości
odnośnie spraw, o których ci mówiłem.
To powiedziawszy, zniknął i Heaven ponownie została sama ze swoimi
domysłami. Ona i Louisa - jedyne kobiety... Jedyne, które zaprosił w to
miejsce; jedyne, które poznał bliżej? A może jedyne, które kochał?
Skończ już te rojenia, napomniała się surowo. Przestań doszukiwać się w
jego słowach czegoś, czego być może wcale w nich nie ma. Zrobiłaś
wiele, by nauczyć się żyć bez nadziei, że jeszcze kiedykolwiek go zo-
baczysz, więc nie pozwól, by z powodu jednej, być
106
GWIAZDKA MIAOZCI
może nic nie znaczącej nocy twoje serce znów zaczęło krwawić!
A jednak ta jedna noc wystarczyła, żeby przekonać się, iż stłumione
uczucie wcale nie umarło. Trwało uśpione i czekało, wbrew zdrowemu
rozsądkowi, aby ujawnić się z pełną siłą. I doczekało się.
Tak, musiała to wreszcie przyznać przed sobą uczciwie - kochała Jpna
Huntingtona. Czy to możliwe, żeby kochać kogoś, kogo właściwie w
ogóle nie zna?
Och, nie, przecież go znała! Znała doskonale. Przez długie tygodnie
poznawała go coraz lepiej, gdy przychodził odwiedzić Louisę i
siostrzenice. Widziała, jakim uczuciem darzy swych bliskich, czuła, jak
traktuje ją - i z każą kolejną wizytą była w nim coraz bardziej zakochana.
A gdy pewnego wieczora znalazła się wreszcie w ramionach Jona, stało
się po prostu coś, na co czekała od dawna. Jej uczucie nie zrodziło się
nagle, nie było głupim zadurzeniem. Heaven wiedziała, kogo kocha, i
była pewna, że to miłość na zawsze, która zdarza się w życiu tylko raz. To
jemu chciała urodzić dzieci i u jego boku budzić się każdego ranka.
Pytanie tylko, czy ta szczera, świadoma miłość była wzajemna.
- Przepraszam. - Jon wrócił do salonu, kończąc jej rozmyślania.
Heaven podniosła głowę znad puzzli, które właśnie rozsypała na blacie
niewielkiego stolika i zaczęła pracowicie układać. Obrazek przedstawiał
świąteczną kolację w wiktoriańskiej rodzinie - dziesiątki wujów i ciotek,
masa podekscytowanych prezentami dziecia-
107
ków, śnieg za oknem, przystrojona choinka i stół, uginający się pod
ciężarem dań oraz masywnych mosiężnych świeczników. Boże
Narodzenie jak z dziecięcych marzeń.
- Widzę, że się nudzisz. - Zagadnął Jon i położył dłoń na jej ramieniu. -
Mam dla ciebie dobrą wiadomość: wszystko wskazuje na to, że mój plan
się powiedzie. Będziemy mieć Harolda w garści i nie będziesz więcej
musiała się przed nim kryć.
- To wspaniale - odparła, lecz trudno było dojrzeć entuzjazm w jej oczach.
Powinna się właściwie cieszyć, że przymusowy pobyt w przygranicznej
twierdzy niedługo dobiegnie końca, a jednak jakoś nie było jej do
śmiechu.
- Pomogę ci. - Jon usiadł obok niej na kanapie. - Chcesz?
- Proszę - uśmiechnęła się blado. - Ta rodzina musiała jadać na Boże
Narodzenie pudding Figgy, nie sądzisz? - Wskazała na obrazek na
pokrywie pudełka.
- Nie ma wątpliwości. Ale chyba bez specjalnych dodatków.
Oboje wybuchnęli śmiechem, Jon przygarnął Heaven do siebie, zaraz
jednak znów przeszkodził mu telefon
- Oho - poderwał się z miejsca. - Sprawa za chwilę się wyjaśni. Trzymaj
kciuki, Heaven. Miejmy nadzieję, że to ostatnia rozmowa na temat [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fopke.keep.pl