[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Jak za dawnych, dobrych lat
Ukołyszę do snu rad
Twą cygańską, niepokorną, zacną duszę!"
Skończyliśmy przy akompaniamencie frenetycznych oklasków. Dee Dee promieniała.
Uścisnąłem jej rękę, a stary romantyk Ross wymknął się na papierosa.
- Nie siedz tam za długo! - krzyknęła za nim Dee Dee. - Zaraz zacznie się właściwa impreza!
Rzeczywiście, gdy tylko wyprodukowane przez nas świece zupełnie wyschły, Dee Dee przeniosła
je do salo-
nu. Za jej plecami wymieniliśmy ze Skautem porozumiewawcze spojrzenia. Stanowczo,
zdaniem takich pragmatyków jak my, za dużo uwagi poświęcano tu świecom! Ross pewnie
myślał podobnie, bo przesłał w naszą stronę kilka wymownych spojrzeń.
- Najpierw Sam i Skaut - zakomenderowała Dee Dee. Zdjęła ze ściany świece, które sami
zrobiliśmy, wciąż złączone wspólnym knotem, i wręczyła po jednej każdemu z nas. Zmiać mi się
chciało, gdy zauważyłem, że ręka mi drży  nigdy nie lubiłem popisywać się przy ludziach. Na
uroczystości wręczania dyplomów ukończenia podstawówki nie mogłem oderwać się od krzesła,
kiedy wyczytano moje nazwisko. Dopiero Dee Dee przy akompaniamencie chóralnego śmiechu
na widowni wstała i odebrała za mnie dyplom, wsunęła go w moją rękę i przytrzymała, dopóki
sam nie zacisnąłem na nim palców. Przez następne dwa lata wszyscy nabijali się ze mnie z tego
powodu.
Tymczasem Dee Dee wyciągnęła z komody nożyczki i trzymała je nad środkowym odcinkiem
knota.
- To coś jak przecinanie pępowiny, prawda? - zadała retoryczne pytanie.
- Uch, niedobrze mi się robi!  wystękał Skaut, przewracając oczami.
- Mnie też - zawtórowałem i zrobiłem podobną minę, dopóki Lidia nie zmierzyła mnie karcącym
spojrzeniem. Dee Dee natomiast przeniosła wzrok ze Skauta na mnie i zebrani musieli chyba
wyczuć zmianę nastroju, bo zapanowała atmosfera powagi i godności.
- Dopóki się znów nie spotkamy, powierzam ci mojego syna - wyrecytowała Dee Dee ściszonym
głosem. Po tych słowach na oczach wszystkich przecięła knot, rozdzielając złączone dotąd
świece. Teraz i ja poddałem się nastrojowi chwili i przestałem traktować ten obrzęd jak
zabawę towarzyską. Przełknąłem ślinę i usiłowałem zachować spokój, kiedy Lidia ze Skautem
trzymali swoje świece, a Dee Dee rozcinała łączący je knot. Zauważyłem, że w oczach Lidii
wzbierają łzy.
- Dopóki się znów nie spotkamy, powierzam ci mojego syna. - Dee Dee powtórzyła tę samą
formułkę. Potem odebrała z rąk Skauta nadprogramową świecę, mówiąc: - Teraz każdy z nas
ma po jednej. Zapalmy je!
Ross wystąpił naprzód ze swymi nieodłącznymi zapałkami i podpalił knoty świec, które
trzymaliśmy: Dee Dee, Lidia, Skaut i ja. Zgodnie z dalszymi instrukcjami Dee Dee postawiliśmy
cztery płonące świece na stole w salonie. Przygarnąłem Skauta do siebie i uściskałem go ser-
decznie, a po mnie Dee Dee i Lidia zrobiły to samo. Tym sposobem chłopiec wziął aktywny
udział w akcie przejścia pod naszą opiekę. To było najlepsze, co mogliśmy zrobić dla Dee Dee -
wziąć na wychowanie jej syna. Stało się to faktem, kiedy skończyła się  ceremonia przy
świecach".
Atmosfera stała się już zanadto poważna i wzniosła -nadszedł czas, aby to zmienić. %7łyczeniem
Dee Dee było, abyśmy dzisiaj świętowali. Coraz to powtarzała Lidii i mnie:  Mam nadzieję, że
nikomu dziś nie jest smutno, a przynajmniej nie na długo". Doszedłem więc do wniosku, że jest
to idealny moment, aby zaprezentować moje niespodzianki. Jedna miała być dla Skauta, więc
go zawołałem. Podszedł do mnie, już bez  pirackiej" przepaski na oku.
- Co, Samie? - zapytał.
- Na cześć dzisiejszego święta - ogłosiłem - mam tu coś dla ciebie. Właściwie to prezent na
gwiazdkę, tylko trochę wcześniej.
Wręczyłem mu kopertę, którą natychmiast rozerwał. Ze środka wyjął zdjęcie zrebaka
urodzonego na farmie
Freebakera i triumfalnie podniósł je do góry. Na ramce zdjęcia napisałem bowiem:  Pierwszy
koń Martina". Cóż, że w ostatnich dniach chłopak spoglądał na świat smutnymi oczami - za to
teraz uśmiechnął się od ucha do ucha!
- Popatrz, chłopie! - krzyknął do Randy'ego. - Mój własny koń!
- Przy naszym nowym domu na Gagnon Road dobudujemy dla niego stajenkę i ogrodzimy
wybieg - wyjaśniłem, na co Lidia z radości cmoknęła mnie w policzek. -Na razie zostanie jeszcze
u Clarence'a.
Skaut objął mnie ramionami w pasie i uścisnął, zważając tylko, by nie demonstrować zbytniej
wylewności na oczach Randy'ego. Potem biegał od jednego gościa do drugiego, chwaląc się
nowym konikiem. Kiedy zdjęcie dotarło do rąk Dee Dee - na jej twarzy odbił się łagodny
smutek. Musiała w tym momencie pomyśleć:  Nie zobaczę już, jak będzie na nim jezdził", ale
szybko przykryła smutek uśmiechem ze względu na Skauta. Postanowiła przecież, że dzisiejszy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fopke.keep.pl